Nerwowo bębnił palcami o blat stołu. Sam nie wiedział, co mu strzeliło do głowy, że w końcu uległ. Ten etap życia uważał za totalnie zamknięty i dawno temu obiecał sobie, że w żadnym wypadku nie będzie do niego wracał, a tym samym rozdrapywał ran. Wiele go to wszystko kosztowało. Zbyt wiele. Zapłacił ogromną cenę za swoją naiwność, wiarę w drugiego człowieka i dobre serce. Zaśmiał się w duchu przypominając sobie pewne zdanie, które idealnie obrazowało jego życia – ‘kto ma miękkie serce musi mieć twardą dupę i musi liczyć się z tym, że w nią dostanie’. On dostał. Nie tylko on, ale i bliskie mu osoby. Zniecierpliwiony zerknął na zegarek, który wskazywał pięć minut po godzinie czternastej. Westchnął zdenerwowany. Nie cierpiał ludzi, którzy się spóźniają. Od dziecka był punktualny. Tego nauczył go ojciec. Zawsze mu powtarzał, że lepiej być pięć minut wcześniej, niż minutę później. Wreszcie pod restauracyjny ogródek podjechał elegancki Bentely w kolorze butelkowej zieleni, który zahamował z piskiem opon. Był przekonany, że podjechała nim towarzyszka tej popołudniowej kawy. Z auta wysiadł kierowca ubrany w idealnie skrojony garnitur. Pospiesznie otworzył tylne drzwi i podał rękę pasażerce, pomagając jej tym samym wysiąść z auta. Ze środka wyłoniła się piękna brunetka w burgundowej, ołówkowej sukience przed kolano, z dekoltem w kształcie litery v, z małą kopertówką i skórzaną aktówką w drugiej dłoni. Wstał z zajmowanego miejsca i obserwował, jak się zbliża. Gdy zdjęła okulary przeciwsłoneczne zamarł widząc tak niewiarygodnie błękitne tęczówki.
- Dzień dobry panie Marku – wyciągnęła w jego kierunku dłoń, którą delikatnie uścisnął – Urszula Rybakow, bardzo mi miło pana poznać – usta podkreślone bladoczerwoną szminką ułożyły się w szerokim uśmiechu – I bardzo przepraszam za spóźnienie. Straszne dziś korki. Dziękuję, że pan zaczekał i że zgodził się pan ze mną spotkać
- Drobiazg – chrząknął – Ze spotkaniem nie miałem wyjścia. Pani asystentka w ciągu dwóch dni dzwoniła do mnie czterokrotnie – Ula zaśmiała się pod nosem - Chociaż tak naprawdę wciąż do końca nie wiem, jaki jest cel tego spotkania
- Bardzo przepraszam, chociaż cenię ją za to, że jest skuteczna – uniosła brwi w charakterystycznym geście - Już wyjaśniam – wskazała mu na krzesło, jednocześnie zajmując to naprzeciw niego – Chciałam z panem porozmawiać o Febo&Dobrzański Fashion
- Tak właśnie myślałem i powtarzałem pani Omulewskiej kilkukrotnie, że nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie i nic mnie z tą firmą od dawna nie łączy – zaczął się nerwowo wiercić na krześle
- Tak wiem. Liczyłam jednak na to, że będziemy mogli porozmawiać, że rozjaśni pan pewne kwestie. Krótko mówiąc liczyłam na to, że mi pan pomoże.
- To nie jest najlepszy adres – był coraz bardziej poirytowany zarówno tą rozmową, jak i faktem, że jak ostatni dureń zgodził się tu przyjść
- Uważam, że to najlepszy z możliwych adresów – rzekła cichym i spokojnym głosem, patrząc na niego z wymalowaną prośbą na twarzy. Tak, jak sądziła, to spotkanie nie należało do łatwych, ale liczyła, że w końcu ulegnie –
- Wie pani, rozdział Febo&Dobrzański jest dla mnie bardzo przykrym doświadczeniem
- Słyszałam – szepnęła
- Raz zamkniętej furtki się nie otwiera. Mosty zostały spalone – rzekł gorzko
- Panie Marku, proszę mi pomóc. Ja nie oczekuję wiele, po prostu chcę poznać fakty, wyjaśnienia niewiadomych, których jest naprawdę wiele – przez chwilę siedział ze wzrokiem utkwionym pomiędzy wazonem ze świeżą różą a jej przeciwsłonecznymi okularami
- Ale ja nie mam pełnego obrazu sytuacji – wzruszył ramionami – Moja wiedza kończy się na roku dwa tysiące siedemnastym.
- I właśnie o tym chce rozmawiać. Pewne okoliczności są dla mnie niezrozumiałe i nie bardzo jest mi komu to wyjaśnić. Mam przeczucie, że tylko na pana mogę liczyć – uśmiechnęła się ciepło – To jak będzie? Pomoże mi pan? – westchnął ciężko, przywołując ręką kelnera
- Dwie kawy poprosimy. Dla mnie czarna – wymownie spojrzał na swoją towarzyszkę
- Dla mnie białą – posłała mu wdzięczny uśmiech
- Proszę pytać – splótł dłonie w piramidkę i wlepił w nią wyczekujące spojrzenie