B

niedziela, 9 października 2016

'Zakazany owoc' II

Nie miał pojęcia, co wymyśli Paulina. Była bardzo pewna siebie mówiąc, że ślub się odbędzie. Spojrzał na zegarek. Minęła dwudziesta pierwsza. Już dawno powinien się do niej odezwać. Z pewnością się martwi. Niewiele myśląc chwycił marynarkę i wyszedł z domu. Pół godziny później wysłał jej sms’a. ‘Stoję pod twoim domem. Wyjdziesz do mnie?’. Na jej reakcję nie musiał długo czekać. Po kilku minutach zmierzała do niego z niepewną miną. Nie widziała, jakie informacje ma jej do przekazania. On też nie tryskał optymizmem.
- Martwiłam się – rzekła, gdy tylko wyszła na ulicę. Przyciągnął ją do siebie. Wtuliła się w niego ufnie.
- Wiem, przepraszam – wyszeptał w jej włosy – Trochę mi się zeszło z Paulą, a później nie miałem do tego głowy. Wiem, że czekałaś na wiadomość – musnął ustami jej czoło
- Jak zareagowała? – szepnęła, odsuwając się nieco, by spojrzeć mu w oczy
- Nie chce przyjąć tego do wiadomości, ale w końcu będzie musiała – westchnął, bawiąc się jej dłonią – Najlepiej będzie, jeśli weźmiesz kilka dni urlopu. Nie chcę, by robiła ci wyrzuty na firmowym korytarzu – rzekł z troską
- Dobrze. Wyślę jutro mailem wniosek o tydzień urlopu – kiwnął głową – Prawdę mówiąc nie do końca potrafiłam uwierzyć w to, że będziesz zdolny zrezygnować z niej dla mnie – szepnęła, jakby wstydząc się wypowiadanych słów. Zmarszczył brwi i podniósł jej podbródek, by na niego spojrzała
- Przecież powiedziałem ci, że cię kocham. Nic się w tej kwestii nie zmieniło
- Przepraszam – czule pogładziła jego szorstki policzek
- Zarezerwowałem hotel na Maderze. Od piątku na tydzień.
- Chcesz spędzić ze mną swoją podróż poślubną? – uśmiechnęła się do niego szeroko. Odpowiedział jej tym samym
- Tylko z tobą – musnął jej usta – Chciałbym, żebyśmy mieli już to wszystko za sobą – znów ją przytulił – Boże, jaką mam ochotę cię teraz porwać i zaszyć się w jakimś hoteliku pod miastem
- To czemu tego nie zrobisz? – wciąż wtulona spojrzała mu w oczy. Zaskoczyła go
- Bo nie chcę złapać ujemnych punktów u twojego ojca – czule pogładził jej policzek - To inteligentny facet. Zorientuje się, że wywożę cię w środku nocy nie po to, by pisać raport.
- Daj mi pięć minut – wyswobodziła się z jego ramion, puszczając oczko
- Ale dokąd ty idziesz? – zapytał z uśmiechem.
- Po torebkę. Powiedzmy, że w firmie było włamanie i musimy sprawdzić co zginęło. I coś czuję, że będziemy sprawdzać do rana – zrobiła minę niewiniątka. Roześmiał się szczerze. Była gotowa okłamać ojca tylko po to, by spędzić z nim kilka godzin.
- Przecież ty nigdy nie kłamiesz – zawołał za nią, gdy przekraczała furtkę
- Ojcowie nie lubią widzieć takich rzeczy o swoich córkach – pokazała mu język i pobiegła w stronę domu. Pokręcił głową ze śmiechem.

Kwadrans przed dziesiątą wszedł do sekretariatu ziewając przeciągle.
- Witaj prezesie – Kubasińska zerwała się z miejsca – Mareczku, czy ja bym mogła wyskoczyć na pół godzinki? Pomidory mi się skończyły – zrobiła minę cierpiętnicy
- Dobrze, ale najpierw zrób mi mocnej kawy. Muszę się obudzić – uśmiechnął się i już miał otwierać drzwi, gdy usłyszał głos swojej sekretarki
- Rodzice na ciebie czekają – wskazała na gabinet. Skrzywił się. Wszystko wskazywało na to, że kawa już nie będzie musiała mu podnosić ciśnienia. Najwyraźniej Febo zdążyła się już poskarżyć. Wziął głęboki oddech i wszedł do środka
- Dzień dobry – wysilił się na uśmiech. Dobrzańscy siedzieli na sofie, przyglądając mu się uważnie
- Zdaje się, że pracę zaczynasz od dziewiątej – odezwał się Krzysztof – Jako prezes powinieneś dawać przykład. Czekamy na ciebie już pół godziny – popukał palcem w zegarek
- Przepraszam – odstawił teczkę i przysiadł na krawędzi biurka – Zwykle bywam wcześniej. To wyjątkowa sytuacja
- Związana zapewne z twoją nocną absencją w domu – Dobrzańska zmierzyła go od góry do dołu. Postanowił zignorować tę uwagę. Choć doskonale wiedział, jaki jest powód ich wizyty, postanowił zgrywać idiotę
- Co was do mnie sprowadza? – zanim zdążyli odpowiedzieć w progu z filiżanką kawy pojawiła się Violetta – Dzięki – uśmiechnął się do sekretarki – Może też się czegoś napijecie? – spojrzał na rodziców
- Dziękujemy. Czekając na ciebie zdążyliśmy wypić już herbatę
- Możesz iść do tego sklepu – nieobecność w sekretariacie blondynki była mu na rękę. Pozbywał się największej plotkary w firmie, która z pewnością nie omieszkałaby podsłuchiwać
- Z samego rana była u nas Paulinka. Jest załamana. Co ty wyprawiasz?! – naskoczyła na niego matka – Wikłasz się w jakąś przygodę tydzień przed ślubem? Czyś ty na głowę upadł? Kiedy ty wreszcie dorośniesz? – zapytała z pretensją
- Właśnie dorastam – mruknął pod nosem – Ślubu nie będzie – rzekł głośniej, spoglądając na rodziców z obawą
- Słucham? – senior zmarszczył brwi
- Ślubu nie będzie – powtórzył pewniejszym głosem
- Zamierzasz przekreślić swój długoletni związek z powodu jakiegoś kaprysu?
- Mamo, to nie jest kaprys – zerwał się z miejsca – Ja… - nie dane mu było dokończyć. W słowo weszła mu Helena
- Paulinka wybaczyła ci tyle zdrad. Cierpliwie czekała, aż zmądrzejesz… A ty tak spokojnie, na tydzień przed ślubem komunikujesz nam, że ślubu nie będzie. Opamiętaj się!
- Nie tak cię z mamą wychowaliśmy. Nie dajesz mi powodów do dumy.
- Z pewnością Aleks byłby idealnym synem. Takim, z którego moglibyście być dumni – rzekł gorzko – Zawsze był ode mnie lepszy. Zawsze docenialiście go bardziej. Zawsze ty doceniałeś go bardziej – spojrzał na ojca z żalem
- To twoja opinia. Zresztą niezgodna z prawdą – rzekł senior – Ale sam musisz przyznać, że nie mam powodów do dumy, skoro mój syn zamierza porzucić wspaniałą kobietę na kilka dni przed ślubem, upokarzając ją przed rodziną, znajomymi.
- Nie kocham jej - oświadczył
- I zdałeś sobie z tego sprawę na tydzień przed ślubem? – Helena kręciła głową z powątpiewaniem
- Oświadczyłeś się, zadeklarowałeś. Trzeba ponosić odpowiedzialność swoich czynów i dotrzymywać danego słowa – ojciec wyraźnie się zdenerwował - Nie zmuszaj nas do radykalnych krokówwycelował w niego swoją laską
- Co masz na myśli? – splótł ręce na torsie i spojrzał wyczekująco
- Jeśli nie zachowasz się odpowiednio, będziemy z mamą zmuszeni odebrać ci udziały firmy, będziesz pozbawiony głosu w zarządzie i dywidend – nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Czy rodzice naprawdę byliby do tego zdolni? - Stanowisko prezesa obejmie Aleks. Wydziedziczymy cię. Trudno jest mieć syna, za którego trzeba się wstydzić przed rodziną i środowiskiem.
- Rozumiem, że szczęście Pauliny jest ważniejsze niż moje – bardziej stwierdził niż zapytał, z wyczuwalnym żalem
- Właśnie staramy się zadbać o twoje szczęście i twoją przyszłość, bo ty w ostatnich dniach najwyraźniej straciłeś głowę – Helena starała się zachować spokój - Nie krzywdź kobiety, która trwa u twego boku tyle lat dla efektu świeżości – spuścił głowę. Dalsza dyskusja z rodzicami nie miała sensu. Oni ewidentnie wybrali Paulinę.
- Zastanów się, czy warto odwoływać ślub – odparł Dobrzański, wstając z sofy – A Paulinie na przeprosiny radziłbym ci kupić duży bukiet kwiatów. To i tak niewiele w porównaniu z tym, jak bardzo ją skrzywdziłeś – wyszli bez pożegnania. Był załamany. Nie spodziewał się takiego afrontu ze strony rodziców. Oni w zasadzie nie pozostawili mu wyboru. Bez mrugnięcia okiem postawili go pod ścianą. Nie obchodziło ich jego szczęście, jego uczucia. Nigdy nie byli po jego stronie. Ojciec zawsze wybierał Aleksa. Teraz wybrali Paulinę.

Wparował do jej gabinetu jak burza. Niewzruszona przeglądała kolejne strony katalogu
- Jesteś z siebie zadowolona? – naskoczył na nią od progu – Musiałaś w nasze sprawy mieszać rodziców?
- Miałam nadzieję, że może oni przywołają cię do porządku – wzruszyła ramionami z kamienną twarzą
- Nie mam pięciu lat! – huknął
- A zachowujesz się, jakbyś miał – spojrzała na niego z wyższością
- Nastawiasz ich przeciwko mnie tylko po to, by doprowadzić do tego cholernego ślubu? – spytał oskarżycielsko
- Próbuję ci uświadomić co cię czeka, jeśli podejmiesz irracjonalną decyzję. Zakomunikowałam im tylko, co zamierzasz. To była ich decyzja i ich pomysł. Ja mogę cię tylko zapewnić, że zrobię wszystko, by dom należał do mnie – oświadczyła – Oboje wiemy, że w większości urządziliśmy go za moje pieniądze
 - Ty go urządziłaś – zaznaczył. On w kwestii wnętrza miał niewiele do powiedzenia
- Słuszna uwaga – poprawiła usta czerwoną szminką  - Ja go urządziłam. A za wszelkie krzywdy należy mi się mała rekompensata i zapewnienie odrobiny bezpieczeństwa. Będziesz nikim. Skończycie z Brzydulą pod mostem. I szybko skończy się miłość. Chyba, że zrobicie sobie gromadkę dzieci i będziecie żyć z pięćset plus – zaśmiała się szyderczo – Beze mnie jesteś zerem! – wyszedł trzaskając drzwiami

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz