Westchnął ciężko, obracając na
palcu złotą obrączkę. Za trzy tygodnie minie rok odkąd został mężem Pauliny
Febo-Dobrzańskiej. Nie mógł powiedzieć o sobie ‘szczęśliwy mąż’. Nie był
szczęśliwy, odkąd na własne życzenie pozbył się z życia Uli, swojej jedynej miłości.
Bo żaden człowiek nie potrafi być w pełni szczęśliwy bez miłości. Miał
świadomość, że przegrał swoje życie. Że nie zawalczył w odpowiednim momencie,
że zbyt łatwo się poddał, podporządkował. Przez pierwsze tygodnie próbował
jeszcze walczyć, manifestować swoje niezadowolenie, swoją rozpacz i gniew. A
później po prostu pogodził się z obecnym stanem rzeczy.
Największym plusem jego
małżeństwa było to, że firma prosperowała świetnie. Podźwignęli się i wyszli na
prostą. Nieobecność Uli sprawiła, że zarządzanie przedsiębiorstwem musiał wziąć
na siebie i pracy poświęcał się bez reszty. Przychodził pierwszy, wychodził
ostatni. Na każdym etapie trzymał rękę na plusie. Miał również trochę
szczęścia, że Febo nie zorientował się, iż część wyników jest sfałszowana.
Musiał nawet przyznać, że Aleks od momentu ślubu siostry nieco odpuścił.
Najwyraźniej jej szczęście było dla niego ważniejsze, niż pogrążenie szwagra.
Nie można było powiedzieć, że Dobrzański i Febo żyli w pełnej harmonii i
wielkiej przyjaźni, ale tolerowali się wzajemnie, a Włoch przestał rzucać
Markowi kłody pod nogi. Wspólnie pracowali na sukces marki. Młody Dobrzański
przestał się migać od pracy i zrzucać wszystkiego na podwładnych. Stał się
odpowiedzialny za firmę i zatrudnionych w niej ludzi, co w pewnym momencie
zyskało uznanie seniora. ‘Jesteś świetnym prezesem, lepszym ode mnie’ usłyszał
z ust ojca po ostatnim, kwartalnym zebraniu zarządu. Bynajmniej brunet nie
pracował by zyskać pochwałę ze strony założyciela firmy. Po prostu nie chciał
zaprzepaścić pracy Uli, jej pomysłów, a nade wszystko starał się, żeby
przedsiębiorstwo przynosiło zyski, by miał z czego spłacać zobowiązania wobec
firmy PRO-S.
Od ponad jedenastu miesięcy nie
miał kontaktu z Ulą. Tęsknił. Tak cholernie tęsknił. Starał się szanować jej
prośbę, choć nie było to łatwe. Wiedział, że jego telefony i kolejne wizyty w
Rysiowie będą ją jeszcze bardziej ranić. Że jej serce będzie krwawić, gdy
zobaczy na jego palcu obrączkę. Postanowiła wyrzucić go ze swojego życia i nie
miał prawa mieć o to do niej żalu. Przecież to on wybrał, on zdecydował za
nich. Zresztą jemu też nie byłoby łatwo stanąć z nią twarzą w twarz. Nie
potrafiłby spojrzeć jej w oczy po tym, jak przekreślił ich wspólną przyszłość,
po tym, jak ją skrzywdził. Nie potrafiłby przed nią stanąć wiedząc, że nie ma
prawa jej dotknąć, pocałować. Była dla niego zakazanym owocem. Bynajmniej, nie
dlatego, że postanowił być wierny Paulinie. Przez lata narzeczeństwa nie był
jej wierny. Po ślubie rzeczywiście skończył z przypadkowym seksem, ale nie
robił tego z uwagi na Paulę, ale właśnie na Ulę. Cieplak była dla niego
zakazanym owocem, bo wiedział, że gdy będzie próbował się do niej zbliżyć, będzie
ją ranił. Wiele razy miał ochotę wsiąść w samochód i jechać do Rysiowa tylko po
to, by zobaczyć ją z daleka, jak wraca ze sklepu, spaceru, wizyty u Szymczyków.
Raz się złamał. Pojechał tam trzy tygodnie po ślubie. Stał w oddali, obserwując
okno w jej pokoju. Mimo dość późnej pory światło było zgaszone. Przypadkowo
natrafił wtedy na wracającego z imprezy Jaśka. Dowiedział się do niego, że Ula
wyjechała z Warszawy. Nie wiedział dokąd, nie wiedział po co. Przypuszczał, że
był to dobrze przemyślany ruch z jej strony, by kompletnie się od niego odciąć.
Od niego i od wspomnień. Zresztą powinien był się domyślić, że wyjechała. Od
Zbyszka wiedział, że nie zgłosiła się do niego w sprawie pracy. Wszelkie sprawy
związane z PRO-S załatwiał w jej imieniu Maciek. Początkowo wyjątkowo mu
niechętny, z czasem zaczął traktować go z uprzejmą obojętnością. A na pytania,
co u niej, zamiast klasycznego ‘a co cię to obchodzi?’, zaczął odpowiadać
krótkimi zdaniami. ‘Radzi sobie’, ‘zmieniła się’, ‘poznała kogoś’. Ten ostatni
komunikat, sprzed trzech tygodni nie dawał mu spokoju. Aż go nosiło, odkąd
dowiedział się, że w jej życiu pojawił się inny mężczyzna. Czyż nie był
hipokrytą? Na niego w domu czekała żona, a ona miała wciąż być sama i cierpieć
po niespełnionej miłości i zawiedzionych nadziejach, w zaciszu pokoju? Przecież
chciał, żeby była szczęśliwa. Zasługiwała na to, jak mało kto. Nie mógł
doczekać się kolejnego spotkania z Szymczykiem. Być może uda mu się dowiedzieć
czegoś więcej o tym facecie. Czy jest z nim szczęśliwa? Czy jest dla niej
dobry? Czy to jakiś porządny gość? Ostatnim razem nie zapytał, bo Maciej
kompletnie go zaskoczył, a krótkie zdanie, które wypowiedział, spowodowało, że
nie potrafił zebrać myśli. Zdobył się jedynie na krótkie ‘fajnie!’. Ależ z
niego kretyn!
Jak mu się układało z Febo? Na to
pytanie odpowiedź brzmiała ‘to zależy kiedy’. Tuż przed ślubem próbował jeszcze
walczyć i chwytać się ostatniej deski ratunku. Ostatnim wyjściem, które miało
szansę zyskać aprobatę ze strony rodziców i pokazać, że Febo nie chodzi o
niego, ale o firmę i pieniądze była intercyza. Zażądał jej spisania. Włoszka
początkowo bardzo niechętna, ostatecznie zgodziła się, wytrącając mu z ręki
ostatni argument. W dniu ślubu wyglądał jakby właśnie zmierzał na swój pogrzeb.
Roześmiana brunetka, niczym królowa angielska pozdrawiała swoich znajomych
zgromadzonych przed świątynią i on, przygaszony, nawet nie próbował udawać, że
się cieszy. Jedyną osobą, która rozumiała nastrój pana młodego, był jego
świadek. Olszański patrząc na kumpla kręcił tylko głową z powątpiewaniem. Nie
udało mu się przekonać go, że źle robi. Pan młody zdecydowaną część wesela
spędził w towarzystwie swojego przyjaciela i kolejnych butelek alkoholu. Upicie
się było dla niego najlepszym wyjściem. Nie miał zamiaru kochać się z żoną w
przygotowanym na noc poślubną apartamencie. Wlewał w siebie kolejne porcje
alkoholu, które miały wyciszyć wyrzuty sumienia i wewnętrzny głos, który mówił,
że popełnił największy błąd w swoim życiu. O północy, gdy podano tort starał
się trzymać fason, choć był już nieźle wstawiony. Starał się jednak uniknąć
kolejnego ciosania mu kołków przez rodziców.
Po pierwszej ledwo trzymał się już na nogach i nie informując żony, przy
pomocy Sebastiana udał się do apartamentu, w którym kilka minut później
smacznie spał. Oczywiście Paulina kolejnego dnia nie omieszkała robić mu z tego
powodu wyrzutów. Grzmiała, że spił się na własnym weselu, jak świnia. Doskonale
pamiętał, co jej wtedy powiedział ‘Wybacz, nasz ślub to nie jest dla mnie powód
do świętowania’. Przez kolejny miesiąc starał się traktować ją jak powietrze.
Sypiał na kanapie, milczał lub odpowiadał półsłówkami, ewidentnie ją ignorował.
Początkowo reagowała furią, później się uspokoiła, jakby godząc się z faktem,
że jego zachowanie jest karą dla niej. Próbowała nawet kilkakrotnie wyciągnąć
rękę do zgody. ‘Marek, twoje zachowanie nie ma sensu. Porozmawiajmy. Wierzę, że
między nami może się jeszcze poukładać’. Miała rację. Doszedł do wniosku, że
takie życie jest bez sensu, że muszą się jakoś dogadać. W końcu byli na siebie
skazani. Odpuścił. Wtedy po raz przegadali razem całą noc. Przeprosiła go, że
tuż przed ślubem wplątała do ich relacji Dobrzańskich. On przepraszał, że nie
potrafił być dobrym narzeczonym. Stopniowo wypracowali poprawne relacje. Nie
było to zdecydowanie sielankowe małżeństwo, ociekające miłością i szczęściem,
ale dogadywali się całkiem dobrze. Paula wyciszyła się, gdy Cieplak zniknęła
jej z pola widzenia. Wyciszyła się, gdy Marek zaczął więcej pracować i przestał
zdradzać. Na początku wciąż trzymała rękę na pulsie, sprawdzała każdy jego
krok, okazując zazdrość, ale gdy przestała go przyłapywać na kłamstwach,
odpuściła. Przestała wychuchać i robić awantury bez powodu. Po kilku miesiącach
nawet zaczęła go słuchać i nie wymagała stuprocentowego podporządkowania. Być
może uspokoiła się, bo zrozumiała, że Marek jest i będzie jej i nie musi już
czuć zagrożenia. Czasami nawet miał wrażenie, że pozbyła się tego włoskiego
pierwiastka swojego charakteru. Ewidentnie się starała by ich relacje były
dobre. Starała się być dobrą żoną, a on starał się być przyzwoitym mężem.
Próbował utwierdzić się w przekonaniu, że stosunkowo dobre małżeństwo można
zbudować na wzajemnym szacunku i przyjaźni. I tak im mijały kolejne miesiące
związku.
W konferencyjnej prowadził
właśnie negocjacje z Norwegami, gdy w kieszeni spodni poczuł wibracje telefonu.
Posyłając biznesowym partnerom przepraszający uśmiech zerknął na wyświetlacz,
by sprawdzić, kto dzwoni. Miał wrażenie, że wyobraźnia płata mu figla, gdy na
ekranie pojawiła się tak dobrze mu znana kombinacja cyfr. Mimo tego, że Paula
dla oczyszczenia atmosfery i tak zwanego ‘nowego początku’ poprosiła go, by
skasował numer Cieplak, on doskonale znał go na pamięć. Przeprosił kontrahentów
i niczym strzała wyskoczył z sali i zamknął się w gabinecie.
- Ula? – odebrał wciąż
niedowierzając, że do niego dzwoni
- Cześć – z głośnika wydobył się
jej głos, za którym tęsknił ostatni rok – Nie przeszkadzam?
- No coś ty – uśmiechnął się – Miło
cię słyszeć – chciał powiedzieć coś jeszcze, ale padło kolejne pytanie
- Jesteś w firmie? Możesz się
wyrwać na godzinę? Chciałabym porozmawiać – miał wrażenie, że ma omamy
słuchowe. Czyżby ona prawdę proponowała mu spotkanie? Czy to możliwe, że po tak
długim czasie wreszcie ją zobaczy?
- Jasne. Mogę wyjść w każdej
chwili. Kiedy ci pasuje?
- Za trzy kwadranse? – spojrzał
na zegarek, za piętnaście minut miała wybić trzynasta – Otworzyli nową
kawiarnię na Żoliborzu. Wyślę ci dokładny adres sms’em
- Ok. To do zobaczenia – odparł
radośnie.
Miał kwadrans, by dobić targu z
Norwegami. Nie chciał się spóźnić. Nie chciał, by na niego czekała. Szybko
zakończył spotkanie i pożegnał nowych kontrahentów.
- Aniu, wypadło mi ważne
spotkanie na mieście – czarująco uśmiechnął się do brunetki - Nie będzie ze
dwie godziny. Przełóż proszę Rybskiego na jutro, albo kiedy tam mu będzie
pasować – w locie pakował teczkę – A jak przyjdzie Madejski, to przeproś go i
powiedz, że zadzwonię do niego jutro. Dzięki – puścił jej oczko i podekscytowany
ruszył w kierunku wyjścia.
Stukając opuszkami palców o blat
stolika niecierpliwie jej wyczekiwał.
Był przyjemnie podekscytowany, że wreszcie ją zobaczy, a jednocześnie
zdenerwowany. Nie wiedział, po co chce się spotkać i dlaczego odezwała się
właśnie teraz, po tylu miesiącach. Co powinien jej powiedzieć? Nie miał nawet
pojęcia, jak się powinien z nią przywitać. Wpatrzony w drewniany blat rozmyślał
intensywnie, nie zwracając uwagi, że stanęła przed nim.
- Witaj – odezwała się, wyrywając
go tym samym z zamyślenia. Stała przed nim z delikatnym uśmiechem, obserwując
jego reakcję. Był zdumiony. Gdyby nie głos i te przepiękne, błękitne oczy nie
poznałby jej. Kompletnie nie przypominała Uli, w której się zakochał. Była
zjawiskowa. Modnie podcięte włosy o bardziej wyrazistym kolorze, brak okularów,
aparatu i seksowna sukienka podkreślająca jej figurę. Przez chwile siedział jakby
przyspawany do krzesła, z szeroko otwartymi oczami. Dopiero jej cichy śmiech
pozwolił mu odzyskać rezon.
- Ula – wyszeptał jej imię zachwycony.
Zerwał się z miejsca. Nie zastanawiając się nad stosownością swojego
zachowania, musnął ustami jej policzek. Nie wyglądała na złą. Pomógł jej usiąść
i zajął miejsce naprzeciw, wpatrując się w nią, jak urzeczony – Ślicznie
wyglądasz. Teraz rozumiem, co miał na myśli Maciek, mówiąc, że się zmieniłaś –
delikatnie uśmiechnął się pod nosem – Nie przypuszczałem, że jeszcze
kiedykolwiek do mnie zadzwonisz, że się spotkamy, że będziemy pić razem kawę
- Życie potrafi zaskakiwać –
odparła filozoficznie i rozejrzała się po wnętrzu, które o tej porze zwykle
było wypełnione amatorami kawy i szybkich lunchy – Straszny tu gwar. Chodź –
wstała i kiwnęła głową na wyjście – Znajdziemy sobie lepsze miejsce, żeby
spokojnie porozmawiać – wyszli z nowoczesnej kawiarni i ruszyli słoneczną
ulicą, mijając witryny kolejnych sklepów. Wreszcie zatrzymała się przed
drzwiami prowadzącymi do klatki schodowej nowoczesnego bloku i wyciągnęła pęk
kluczy
- Mieszkasz tu? – był wyraźnie
zaskoczony. Kiwnęła potakująco głową. Już po chwili znaleźli się na trzecim
piętrze w przestronnym, nowocześnie urządzonym wnętrzu. Marek rozglądał się
zaciekawiony – Wynajmujesz? – Rozsiadł się na sofie w salonie połączonym z
kuchnią
- Kawa?
- Chętnie
- Kupiłam na kredyt – odparła, przygotowując
dla nich kofeinowy napój – Przez dziesięć miesięcy pracowałam w Londynie. Z
zysków, które przynosiło PRO-S i części londyńskiej pensji zaczęłam grać na
giełdzie. Miałam szczęście i zarobiłam trochę gotówki, która poszła na wkład
własny – postawiła na szklanym stoliku dwie filiżanki i usiadła obok - Co u
ciebie? – przyglądała mu się z nieskłamaną przyjemnością. Od ich ostatniego
spotkania trochę przytył, a na jego skroniach czarne włosy mieszały się z
siwymi. Westchnął ciężko i na krótką chwilę spuścił wzrok. Niby co jej miał
powiedzieć? Że jest szczęśliwym mężem, że super układa mu się z Pauliną? Przecież
to byłoby ewidentnie kłamstwo. Miał jej powiedzieć prawdę? Że wciąż ją kocha,
że tęskni za nią, że śni mu się niemal każdej nocy… Że na firmowym laptopie ma
plik chroniony hasłem, żeby Paulina nie znalazła, a w nim kilkanaście jej zdjęć…
Przecież to nic nie zmieni. Po co rozdrapywać rany.
- W porządku. Firma ma się
świetnie – zręcznie zmienił temat – Dzięki temu możemy regularnie spłacać
zobowiązania wobec ciebie
- Wiem. Maciej przekazuje mi
wszystko na bieżąco – uśmiechnęła się delikatnie - A jak ci się układa z
Pauliną? – sugestywnie spojrzała na jego obrączkę. I jego wzrok powędrował w
tamtym kierunku.
- Chciałaś się spotkać ze mną,
żeby rozmawiać o moim małżeństwie? – zapytał z nutą zdziwienia
- Tak – odparła, pewnie patrząc
mu w oczy. Miał wrażenie, że siedzi przed nim zupełnie inna kobieta niż ta,
którą znał rok temu – Nie potrafię przestać cię kochać
- Ula – westchnął, zamykając na
chwilę oczy – Proszę cię. Nie brnijmy w to – pokręcił głową z lekką rezygnacją
- Próbowałam o tobie zapomnieć.
Próbowałam ułożyć sobie życie z kimś innym, ale nie potrafię – dotknęła dłonią
jego policzka. Znów zamknął oczy, by jak najlepiej zapamiętać ten dotyk.
Rozkoszował się nim – Kochasz mnie jeszcze? – dopytywała
- Moje uczucia tu nic nie
zmieniają – szepnął unikając jej błękitnych tęczówek, które patrzyły na niego z
miłością – Nie mogę się z nią rozwieźć
- Wiem – gwałtownie podniósł na
nią wzrok, zaskoczony tymi słowami – Ale jeśli nie mogę cię mieć na stałe, chcę
cię miewać chociaż na chwilę – stwierdziła i krótko musnęła jego usta. W jego
głowie w tempie błyskawicy przelatywały myśli. Kompletnie nie wiedział, co o
tym wszystkim sądzić. Zmieniła się. Nie tylko zewnętrznie, przede wszystkim
wewnętrznie. Tą zmianą był kompletnie zaskoczony. Odsunął się i pokręcił
przecząco głową
- Nie, nie – zabrał jej dłoń ze
swojego policzka – Nie zasługujesz na to, żeby być tą drugą. Będziesz tylko
cierpiała – resztkami sił powstrzymywał się, żeby znów nie posmakować jej ust.
- Nie będę – szepnęła, opierając
swoje czoło o jego i dowodząc dłonią, po jego karku – Jestem już dużą
dziewczynką i wiem, co robię – po raz drugi tego dnia musnęła jego usta.
- Przestań – mruknął, ale nie
potrafił się od niej odsunąć – Nie prowokuj mnie – wyszeptał – Za chwilę nie
będę potrafił się powstrzymać
- Bo ja wcale nie chcę, żebyś się
powstrzymywał – nim się spostrzegł, siedziała już na jego kolanach. Dłonie
mimowolnie zaczęły wodzić po jej plecach, pośladach, a on oddychał coraz
ciężej. Coraz bardziej jej pragnął, a jednocześnie coraz bardziej próbował się
powstrzymać. Czuł ją każdą komórką swojego ciała. Ciała, którego coraz jaśniej
zaczynało komunikować, że jej pragnie. Wszystkie hamulce puściły. Gwałtownie
wpił się w jej usta.
- Uwiodłaś mnie – wymruczał wprost
w jej usta, rozsuwając zamek w jej sukience. Uśmiechnęła się do niego, wyraźnie
zadowolona z siebie.