B

piątek, 30 września 2016

'Umowa' IV

- Świetnie, że już jesteś – przepuszczając ją w drzwiach cmoknął w policzek. Była trochę zaskoczona tą bezpośredniością, ale postanowiła tego nie komentować. Po prostu musiała się do tego przyzwyczaić. Przecież mają grać zakochaną parę, nie może uciekać przed jego dotykiem i bliskością. Na kilka miesięcy musiała stać się aktorką. Przecież aktorzy stojąc pośrodku sceny też się całują, przed kamerą grywają naprawdę intymne sceny. Ta bliskość nie jest naprawdę, nie ma w niej uczuć. Z pewnością trudniejszy to fach, niż bycie księgową, ale da sobie radę. Zawsze ze wszystkiego była najlepsza. Wiedziała, na co się godzi. Musiała podołać zdaniu – Kawy, wina? – zaproponował prowadząc w stronę salonu z aneksem kuchennym
- Najchętniej zieloną herbatę. Jeśli nie masz, może być szklanka niegazowanej wody – rozglądała się po wnętrzu zaciekawiona. Mieszkanie urządzone było minimalistycznie z dominacją bieli i szarości
- Znajdziesz wspólny język z moją mamą – uśmiechnął się pod nosem, stojąc nad płytą indukcyjną - Jest fanką zielonej herbaty. Zerknij na laptopa. Wybrałem trzy interesujące propozycje.
- Mieszkanie? – zdziwiła się, przeglądając zdjęcia
- No oczywiście. Zapomniałem ostatnio wspomnieć? – skrzywił się - Muszę coś wynająć na najbliższy rok. To jest zdecydowanie za małe dla dwóch osób. No chyba, że jednak chcesz żebyśmy mieli wspólną sypialnię – spiorunowała go wzrokiem – Tak właśnie myślałem – wyszczerzył się - Jakieś osiemdziesiąt do stu metrów. Salon, dwie, trzy sypialnie, dwie łazienki, żebyśmy sobie rano nie przeszkadzali. Podoba mi się to dwupoziomowe na Służewcu. Co prawda jest dość  klasyczne, ja bardziej gustuję w loftach – postawił przed nią parującą filiżankę – ale ma fajny rozkład i miałbym blisko od firmy
- Wydaje mi się, że to by wystarczyło na dwie osoby – wskazała na osiemdziesięciometrowe mieszkanie urządzone w stylu skandynawskim
- No mogłoby by być, ale jakoś mnie nie przekonują te Kabaty. Minie wieczność nim się dostanę autem do Centrum.
- Jest coś takiego, jak metro – ironiczny ton był aż nadto słyszalny - I to niemal pod samymi drzwiami.
- No proszę cię – lekceważąco spojrzał na nią - Nie po to kupiłem sobie najnowszy, upragniony model, żeby jeździć komunikacją miejską, która śmierdzi potem, a wszyscy współpasażerowie mają rano takie miny, jakby mieli ochotę się nawzajem pozabijać. Poza tym to metro…. To jest pierwsze piętro. Czy ktoś mi da gwarancję, że jak będzie jechało, to ja tego nie będę słyszał we własnym salonie? Już nie wspominając o tym, że na świecie już kilka razy były w metrze zamachy. Będziemy sobie jeść śniadanie, a sąsiedni blok wyleci w powietrze. Kabaty odpadają. Ja w ogóle nie wiem, czemu zostawiłem tę ofertę – zamknął jedno z okien przeglądarki – Zostaje Służewiec i Wola. Decyzje zostawiam tobie – w milczeniu przeglądała zdjęcia obu lokalizacji
- Dobrze, niech będzie to dwupoziomowe. W sumie różnica w cenie jest niewielka, a przynajmniej nie będziemy sobie przeszkadzać na tak wielkiej powierzchni.
- Panno Cieplak, cóż za zgodność – uśmiechnął się z sympatią – Ok, na jutro umówię się z pośrednikiem by je obejrzeć. Mam nadzieję, że te fotki nie były podrasowane przez jakiegoś zdolnego grafika. Chcesz jechać ze mną? Od dwunastej jestem wolny – zerknął do kalendarza w komórce
- Nie bardzo dam radę się wyrwać nawet na godzinę. Najbliższe dwa dni to zamknięcie miesiąca. Będę zawalona robotą.
- Ok. Sam to załatwię – machnął ręką
- Swoją drogą brakuje mi faktury za ostatnią imprezę dla tego salonu samochodowego
- Nie było jej w teczce? – pokręciła głową – Pewnie mi się gdzieś zawieruszyła między papierami. Poszukam – obiecał – Dobra, teraz trzeba ustalić historię naszego poznania dla mojej rodziny. Musi niezbyt odbiegać od prawdy, bo jak moja matka zacznie na ślubie dyskusję z kimś z firmy, to sprawa się rypnie.
- Jak to z kimś z pracy? Ja miałam nadzieję, że nikt nie będzie wiedział – jęknęła wyraźnie niezadowolona
- Niby jak ty to sobie wyobrażasz? – roześmiał się pod nosem skonsternowany. Popełnił błąd. Pojawiło się coraz więcej problemów i niewiadomych. Powinien był więcej czasu poświęcić na szukanie odpowiedniej kandydatki na żonę, a nie rozpaczliwie chwytać się myśli, że nie musi się wysilać, bo przecież jest Ula. Inna nie tylko nie stwarzałaby problemów z seksem, ba może sama zgodziłaby się pójść na układ, a co najważniejsze uniknąłby pytań wśród współpracowników, a rodzinie mógłby wcisnąć jakąkolwiek bajeczkę o wielkiej miłości, która trafiła w niego, jak grom z jasnego nieba.  
- A ty jak? Zamierzasz przyjść jutro do biura i powiedzieć ‘kochanie znalazłem tę fakturę’? A za miesiąc podczas zebrania pracowników ogłosisz, że się pobieramy? Przecież to niedorzeczne i nikt w to nie uwierzy – w duchu przyznawał jej rację, chociaż nie powiedział tego głośno
- Dobrze, to co proponujesz? – przyjrzał jej się uważnie
- Będziemy udawać sielankę przed twoją rodziną, a w pracy zachowywać dystans.
- Wchodząc do biura mam zdejmować obrączkę? A jak ktoś nas spotka na mieście, albo pojawią się jakieś wspólne zdjęcia w brukowcu, to co wtedy?
- Wtedy powiemy, że nie chcieliśmy plotek i gadania. Poza tym ja w twojej firmie bywam raptem kilka dni w miesiącu, nie będzie aż tak trudno zachowywać pozory.
- Może i masz rację – nalał lampkę wina – Hmmm? – wyciągnął w jej kierunku kieliszek, ale przecząco pokręciła głową – Poznaliśmy się dzięki temu, że zajęłaś się księgowością mojej firmy. Od początku chciałem się z tobą umówić, ale kompletnie nie zwracałaś na mnie uwagi, bo byłaś w związku z…. – urwał na chwilę – Jak on miał na imię?
- Bartek –niemal wycedziła przez zęby, przypominając sobie o byłym chłopaku
- A dlaczego się rozstaliście? – dociekał
- A ty przepraszam prowadzisz dochodzenie? – zirytował ją
- Mnie to tam wszystko jedno, ale gwarantuje ci, że moja babka o to zapyta – spojrzał na nią wymownie
- Widzę, że jest równie taktowna, jak wnuk – mruknęła pod nosem – Oszukiwał mnie i wykorzystywał. Był ze mną, bo byłam łatwym źródłem dochodu i sponsorem kolejnych nieudanych biznesów. Chcesz znać jeszcze jakieś szczegóły? – podniósł ręce w obronnym geście
- Masz brata, tak?
- Ma dwadzieścia trzy lata, od dwóch mieszka i studiuje informatykę w Kanadzie. Mama nie żyje, ojciec mieszka w Rysiowie
- To ta mieścina za Pruszkowem? – dopytywał. Przytaknęła – Ok. Zanim się spotkamy z moimi rodzicami proponuję żebyśmy wyjechali razem na weekend – zrobiła wielkie oczy, ale on przeglądając kalendarz nie zwrócił na to uwagi - Najlepszy byłby ten za dwa tygodnie, tuż przed spotkaniem z nimi. Masz jakieś plany?
- Wspólny weekend? A niby po co?
- Po to, żebyśmy się do siebie przyzwyczaili i nauczyli. Pójdziemy na kolację do mnie do domu, wyjdziesz do toalety, a gosposia będzie chciała w tym czasie podać kawę. A ja nie wiem jaką pijesz. Nie uważasz, że będzie to trochę dziwne? Jestem zakochany, spędzamy razem mnóstwo czasu, a ja nie wiem podstawowych rzeczy?
- Macie w domu gosposię?
- Tak. I pana, który dwa razy w miesiącu zajmuje się zielenią - wywrócił oczami - Moja rodzina jest dość zamożna, nie wiedziałaś? Te szmatławce chętnie się o tym rozpisują.
- Aż tak dokładnie nigdy nie śledziłam wzmianek o tobie. Zawsze najwięcej szumu było przy okazji hulanek.
- Przez miesiąc nie dawali mi spokoju, jak pijany wpadłem do fontanny – pokręcił głową z powątpiewaniem – Trzeba przyznać, że trochę wydoroślałem. A wracając do mojej rodziny, mama prowadzi galerię sztuki na Starówce, a ojciec jest właścicielem sieci cukierni ‘Słodka chwila’.
- Jest cukiernikiem? – wyraźnie się ożywiła. Miała ogromną słabość do ich babeczek z bitą śmietaną z truskawkami i tarty cytrynowej.
- Nie – roześmiał się – Po prostu piętnaście lat temu trafiła się okazja i przejął ten biznes. Wcześniej przez lata był prezesem w firmie produkującej meble. Wszedł w konflikt z właścicielami, którzy mieli odmienną wizję rozwoju, a że zarobił spore pieniądze, to postanowił zacząć pracować na własny rachunek. Miał trochę szczęścia, dobrał sobie świetnych współpracowników i szybko z trzech cukierni zrobiło się osiem. A teraz jest trzydzieści pięć, głównie w centralnej i północnej Polsce.
- A ty nigdy  nie myślałeś, żeby pracować w rodzinnej firmie?
- Na samym początku tak, gdy ojciec zakładał firmę, a ja szedłem na studia. Jego warunkiem było to, że mam skończyć zarządzanie i przejść przez kilka szczebli, od przysłowiowego zmywaka. A ja chciałem mieć od razu swój gabinet. Szybko rzuciłem uczelnię. Rodzice się wściekli, oczywiście za namową babki i przestali mnie sponsorować. Wtedy postanowiłem rozkręcić z Sebą swój biznes. I tak to już trwa dziesięć lat. Każdy zajmuje się swoją działką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz