B

wtorek, 27 września 2016

'Umowa' III

Kilka dni później oznajmiła mu, że wchodzi w to. Postanowiła potraktować to jako ciekawą przygodę i drogę do zarobienia przyzwoitych pieniędzy. Zwykle nie chadzała na skróty, do wszystkiego dochodziła sama, swoją pracą i zaangażowaniem. Tym razem stwierdziła, że łatwy zarobek nikogo nie skrzywdzi. No może nie bezpośrednio…. W końcu babcia pogrywała z wnukiem nie do końca fair. A nawet jeśli ona by się nie zgodziła, Marek z pewnością zrealizowałby swój plan przy pomocy innej dziewczyny.

- Wszystko super, niemniej wolałabym, żeby znalazł się tu zapis, że nie będziesz prowadził podwójnego życia – odłożyła dokumenty na biurko i uśmiechnęła się po siedzących po drugiej stronie mężczyzn. Marek na chwilę się zapowietrzył. Miał nadzieję, że wszystko pójdzie gładko. Widząc jego minę zaprzyjaźniony notariusz stwierdził, że da im chwilkę, a sam sprawdzi dokumenty potrzebne na kolejne spotkanie. Zostali w gabinecie sami.
- A czy ty będziesz ze mną sypiać, że wymagasz wierności? – zrobiła wielkie oczy – Może zmieńmy tę umowę. Ja nie będę zdradzać, a w zamian ty będziesz wywiązywać się ze wszystkich obowiązków małżeńskich – spojrzał na nią z wyższością
- Na to się nie umawialiśmy – bąknęła nieco zawstydzona – Ty natomiast podczas ostatniej rozmowy zgodziłeś się na moje warunki  
- Na nic takiego się nie godziłem! – wycedził – Jestem trzydziestoletnim, zdrowym facetem. Mam przez rok nie uprawiać seksu? Chyba sobie kpisz! – prychnął i obrzucił karcącym spojrzeniem -  Nie zamierzam przez dwanaście miesięcy robić sobie dobrze podczas wieczornego prysznica! To jest jakiś absurd! Jedyne, na co się zgodziłem to, że nie będę robił z ciebie pośmiewiska i obnosił się ze swoimi partnerkami. Moje życie intymne będzie bardzo dyskretne. Tyle ci mogę zagwarantować. Ja również nie oczekuję od ciebie wierności. Jeśli będziesz się chciała z kimś umawiać w tym czasie, proszę bardzo, pod warunkiem, że będziesz ostrożna.
- To może niech jedna z tych, z którymi sypiasz, zostanie twoją żoną – splotła ramiona na wysokości piersi i bezczelnie spojrzała mu w oczy. Na zewnątrz starał się być spokojny, ale widziała, że w środku cały się trzęsie. W myślach kalkulował, ile czasu potrzebuje na znalezienie nowej kandydatki. Nawet gdyby skorzystał z pomocy wyspecjalizowanego biura matrymonialnego, proces rekrutacji odpowiedniej dziewczyny trwałby kilka tygodni. Wzięcie ślubu z pierwszą, którą podsunęłoby mu biuro byłoby kompletnym szaleństwem. Większym, niż warunki Ulki. Zresztą, przemknęło mu przez głowę stare powiedzenie ‘czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal’. Ulka nie będzie się z nim prowadzać za rękę. Przy dużej ostrożności nie będzie miała pojęcia, że się z kimś widuje od czasu do czasu. Dziwił się, że tak bardzo upiera się przy takiej głupocie. Rozumiałby, gdyby próbowała negocjować lepsze warunki finansowe, ale to? Przecież nie łączy ich nic więcej oprócz umowy, zwykłego papierka.
- Wygrałaś – mruknął. Podpisując dokumenty zastanawiał się, kiedy będzie najodpowiedniejszy moment, by przedstawić Cieplak rodzinie tak, by babcia niczego się nie domyśliła.

Nigdy nie przywiązywała zbyt dużej wagi do tego, co nosi. Miało być jej przede wszystkim wygodnie. Stąd na pierwsze miejsce w okresie zimowym wysunęły się wełniane swetry i kardigany typu oversize, a latem dzianinowe sukienki, czy koszule typu boyfriend, w których czuła się swobodnie. Jej styl z pewnością nie wynikał z kompleksów. Nie miała czego tuszować, ani ukrywać. Z pewnością nie była typem dziewczyny, jakie chodzą po wybiegach, ale była zgrabna, o normalnych proporcjach. Rozmiar trzydzieści osiem. Ubierała się tak głównie z wygody i lenistwa. Łatwo się prało, nie trzeba było prasować. Nie znosiła prasować. Zdecydowanie była typem, który z prac domowych wybiera gotowanie lub ścieranie kurzy. Robiło jej się słabo na myśl, ile trwa uprasowanie jedwabnej bluzki z żabotem. Poza tym nie przepadała za zakupami. Łażenie po sklepach w poszukiwaniu tak zwanych must have było dla niej stratą czasu. Jej szafa nie była zbyt rozbudowana, ale nie spędzało jej to snu z powiek. Prawdę mówiąc to bawiły ją te wszystkie dziewczyny stojące po kilka godzin pod sieciówką, bo znany projektant miał tam rzucić kilka swoich ciuszków.
Niemniej od rozmowy z Markiem zaczęła zwracać większą uwagę na to, co zakłada. Absolutnie nie zamierzała teraz biegać w poszukiwaniu sandałów z frędzlami, złotych sneakersów, czy okularów z lustrzanymi szkłami, najlepiej Michaela Korsa, pod hasłem ‘wszyscy takie mają, mam i ja’. Po prostu postanowiła wybierać ze swojej szafy ubrania, które nie tylko nie będą dodawać jej lat, co przede wszystkim kilogramów. Postanowiła również w najbliższym czasie odwiedzić również fryzjera, by pozbyć się końskiego ogona, którego nosiła od czasów liceum i zdecydowanie zbyt długiej grzywki zaczesywanej na bok.

- Ta będzie w sam raz na obiad u moich rodziców – usłyszała za kotarą, a po chwili jej oczom ukazała się granatowa sukienka. Ku jej niezadowoleniu w sobotnie popołudnie Marek zarządził zakupy. Zdecydowanie bardziej wolałaby kawę w przytulnej kafejce lub spacer po parku, by ustalić plan na najbliższy czas, albo wspólnie stworzyć historię ich poznania, na potrzeby rodziny. Marek był jednak nieustępliwy, twierdząc, że potrzebuje parę drobiazgów. Te parę drobiazgów, to były już trzy pokaźnych rozmiarów papierowe torby, a zakupy zdawało się, że nie będą mieć końca – i od razu sprawdzimy z tymi butami – do przymierzalni wsunęła się ręka Dobrzańskiego, w której trzymał parę granatowych, lakierowanych szpilek.
- Nie jestem przekonana – mruknęła, ukazując się brunetowi w wybranym przez niego zestawie
- Ale jest świetnie. Do tego jakaś delikatna biżuteria i powalisz moją rodzinę na kolana – przypatrywał jej się z uznaniem. Rzeczywiście w tym stroju i nowej fryzurze prezentowała się bardzo korzystnie.  
- Tak, tylko te buty mają prawie dziesięciocentymetrowy obcas. Boję się zrobić nawet kroku, by nie wybić sobie zębów. Całe życie nosiłam trampki albo baleriny
- No i to był błąd – spojrzał na nią wymownie – Ale ok. Nie będę się upierał. Szczerbata żona może nie spodobać się babci – zaśmiał się pod nosem – Buty dobierzemy w kolejnym sklepie. Ale sukienkę weźmiemy. Jest dla ciebie idealna
- W kolejnym sklepie? – spytała z rezygnacją – Mam już wszystko, czego mi potrzeba.
- No ty chyba żartujesz? – zapytał z oburzeniem – Jako moja narzeczona będziesz mi towarzyszyć podczas różnych wyjść. Poza tym jeszcze potrzebujesz coś eleganckiego na kolację, którą wydamy dla rodziny z okazji zaręczyn – wywróciła oczami – Wiem. Zdążyłem się zorientować, że nie przepadasz za zakupami, więc wolę to załatwić za jednym zamachem i nie ciągać cię po sklepach co dwa tygodnie.
- Po co ja się na to zgodziłam? – westchnęła pod nosem, zakładając jeansy
- Bo zależy ci na pieniądzach, podobnie jak mi – usłyszała po drugiej stronie. Najwyraźniej słyszał jej narzekania. Wywróciła oczami i wyszła z przymierzalni. Nie miała wyjścia. Klamka zapadła. Musiała to przetrwać. Później będzie jeszcze gorzej. Na przykład zapoznawczy obiad u jego rodziców za trzy tygodnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz