Wyraźnie skacowany wszedł do
firmy, skupiając na sobie uwagę pracowników.
- Siema stary, nie wyglądasz
najlepiej – w sekretariacie spotkał Olszańskiego
- Bo i nie najlepiej się czuję –
mruknął
- Kacyk?
- Nie mogłem znieść samotnego
wieczoru. Ula przeniosła się do Patrycji. Słyszała naszą rozmowę. Wie o ciąży –
był wyraźnie załamany
- Nie mogłeś jej tego jakoś
wytłumaczyć?
- Jak? – wyraźnie się zirytował –
Nie chciała słuchać. Zresztą, co tu jest do tłumaczenia? Ma rację, oszukałem
ją. Poza tym, znając moje pieprzone szczęście, to ten dzieciak będzie mój.
- Co zamierzasz?
- W piątek mam badania na
ojcostwo. Jeśli będzie moje, uznam je, będę płacił alimenty. Co mam więcej
zrobić? – wzruszył ramionami - A co do Uli to jeszcze nie wiem, co zrobię, ale
nie pozwolę jej odejść.
- Trzymam kciuki – poklepał go po
plecach
Gdy wrócił z pracy dostrzegł jej
torebkę w przedpokoju. Ucieszył się, że zdecydowała się wrócić. Nie zastał jej
w salonie. Szybkim krokiem ruszył do sypialni i gdy tylko uchylił drzwi,
zamarł. Zamykała właśnie wieko walizki.
- Błagam cię, nie rób tego –
zaskoczona odwróciła się w stronę drzwi. Nie słyszała, jak wszedł – Bardzo
żałuję, że ci nie powiedziałem. Już nigdy więcej cię nie okłamię, obiecuję.
Jeśli nie chcesz ze mną sypiać, przeniosę się na kanapę, ale zostań. Nie
uciekaj przede mną. Pierwszy raz w życiu zakochałem się tak naprawdę i nie mogę
cię stracić – czyżby w jego oczach dostrzegła zły?
- Jeszcze się nie wyprowadzam –
odparła spokojnie – Wzięłam urlop. Jadę na kilka dni do rodziców. Muszę
wszystko przemyśleć – ciągnąc za sobą walizkę chciała go wyminąć. Zagrodził jej
drogę.
- Obiecaj, że tutaj wrócisz.
Obiecaj, że wrócisz do mnie – intensywnie wpatrywał się w jej oczy. Nie
odpowiedziała. Na krótki moment złączyła ich usta. Wyszła z mieszkania bez
słowa.
Wyłamując sobie palce oczekiwał,
aż zostaną poproszeni do gabinetu, by został pobrany materiał do porównania.
Obok niego siedziała równie zestresowana młodziutka blondynka. Nie mogła mieć
więcej, jak dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa lata.
- Nie chciałabym, żeby nasze
dziecko wychowywało się w niepełnej rodzinie – wyszeptała, całą swoją uwagę
skupiając na marmurowej posadzce. Jej głos wyrwał Marka z zamyślenia.
- Słucham? - zmarszczył brwi skupiając na niej swój
wzrok
- Posłuchaj, pochodzę z małej wsi
pod Lublinem. Panna z dzieckiem, to będzie skandal. Sąsiedzi zaczną gadać.
Rodzicie mi tego nie wybaczą – roześmiał się szyderczo
- Przepraszam, ty oczekujesz, że
ja ci się oświadczę, a później będziemy żyli długo i szczęśliwie? – spojrzał na
nią, jak na wariatkę – Dziewczyno, ja cię dzisiaj widzę trzeci raz na oczy
- Wiem, ale dla dobra dziecka… -
nie pozwolił jej dokończyć
- Nie znam cię i nie zamierzam
cię poznawać. Jestem w szczęśliwym związku. Jedyne, co ci mogę zaproponować, to
alimenty w wysokości dwóch tysięcy złotych. Na nic więcej z mojej strony nie
możesz liczyć. No i oczywiście będę je regularnie zabierał.
- Rozumiem – szepnęła wyraźnie
niezadowolona
- Przyznaj, że nie byłem
pierwszym, z którym prosto z klubu poszłaś do łóżka – nie spuszczał z niej
wzroku
- Nie byłeś
- To skąd ta pewność, że to ja
jestem ojcem? – świdrował ją wzrokiem. Nie zdążyła odpowiedzieć. Zostali
poproszeni do gabinetu.
Czas dłużył mu się
niemiłosiernie. Nie tylko dlatego, że jak na szpilkach oczekiwał wyników badań.
Przede wszystkim dlatego, że nie było koło niego Uli. Pustka w mieszkaniu po
powrocie z pracy go wykańczała. Od zawsze mieszkał sam. Była pierwszą, którą
zaprosił do swojego świata, którą chciał zamknąć w swoich czterech kątach. I
mimo tego, że okres ich wspólnego mieszkania nie trwał długo, to i tak zdążył
się przyzwyczaić. Ciężko mu było zasnąć w pustym łóżku, dlatego niemal każdego
wieczora znieczulał się przed snem. Sądził, że kilka drinków pomoże wypełnić
pustkę i ukoić tęsknotę. Nie dzwonił do niej. Nie chciał naciskać. Musiał dać
jej czas i pewną przestrzeń. Ale nie odmówił sobie wysyłania krótkich sms’ów,
które jasno mówiły, co czuje. ‘Kocham i tęsknię’, to najczęstsze słowa, jakie
wysyłał.
W piątkowy wieczór taksówka
zatrzymała się przed bramą strzeżonego osiedla. Zapłaciła kierowcy i ciągnąc za
sobą walizkę ruszyła w stronę bloku C. Spojrzała w górę. Światła były
pogaszone. Najwyraźniej właściciela nie było w domu. Trochę żałowała. Miała
nadzieję, że tuż po jej powrocie porozmawiają. Do pracy miała wrócić dopiero we
wtorek, ale za namową matki zdecydowała się na powrót do Warszawy trzy dni
wcześniej. Wielogodzinne rozmowy z rodzicielką dały jej dużo do myślenia. Pani
Cieplak co prawda nie miała jeszcze okazji poznać Marka, ale była pod wrażeniem
tego, jak przez wiele tygodni starał się o jej córkę. Ula opowiadała jej o
randkach, jego determinacji i cierpliwości. Wiedziała również, że Marek musi
być wyjątkowy, skoro jej stroniąca od męskiego towarzystwa córka się w nim
zakochała. Namawiała Cieplakównę, by porozmawiała z chłopakiem i nie skreślała
go tylko dlatego, że przeszłość go dopadła. Rozumiała wzburzenie córki. Nie
pochwalała zatajenia prawdy, ale poleciła córce nie rezygnować z miłości.
Zwłaszcza, że nie było jeszcze pewności, czy dziecko na pewno jest Marka. A
nawet jeśli, to on nigdy nie był w związku z matką dziecka, a więc tym samym
Ula nie rozbija rodziny.
Weszła do przedpokoju i zapaliła
światło. Już od progu uderzył ją zapach alkoholu. Na szafce dostrzegła kluczyki
i portfel. Najwyraźniej Dobrzański był w domu. Ściągając z nóg czółenka udała
się do salonu. Na stoliku kawowym rozstawione były butelki wódki i brandy.
Marka tam jednak nie zastała. Znalazła go w sypialni. Spał w ubraniu w poprzek
łóżka. Okryła go kocem i wróciła do salonu, by go trochę ogarnąć i wywietrzyć.
Wiedziała, że tam spędzi noc. Nie znosiła zapachu alkoholu.
Czuł, że ból rozsadza mu skronie.
Wyłuskał z kieszeni telefon i z ulgą stwierdził, że dziś sobota. Był w takim
stanie, że z pewnością nie dowlókł by się do pracy. Przez uchylone drzwi
sypialni dotarł do niego dziwny dźwięk, jakby trzask zamykanych drzwi
wejściowych. Z niemałym trudem zwlekł się z łóżka i ruszył w kierunku źródła
dźwięku. Wczoraj wrócił do domu lekko zawiany i nie miał pewności, czy zamknął
za sobą drzwi. A później to już na pewno nie myślał o przekręceniu zasuwy.
Stanął jak wryty, widząc Ulę, która jak gdyby nigdy nic rozpakowywała świeże
pieczywo i pomidory. Momentalnie na jego twarzy pojawiła się ulga i szczęście. Spojrzała
na niego. Czyżby na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu?
- Masz pustą lodówkę. Nie licząc
oczywiście butelki wódki i puszki pepsi.
- Cieszę się, że wróciłaś. Bałem
się, że już zawsze będę tutaj sam – podszedł kilka kroków. Słysząc to zdanie
dotarło do niej, że pił nie z powodu ciąży, ale tego, że go zostawiła.
- Nie wiem, jak się odnajdę w
sytuacji, gdy to dziecko będzie twoje… - pokręciła głową w geście rezygnacji –
Ale spróbuję sobie jakoś z tym poradzić, bo cię kocham. I nigdy więcej już mnie
nie oszukuj i nie staraj się chronić za wszelką cenę
-Obiecuję – chciał ją przytulić,
ale położyła mu rękę na torsie, odsuwając go nieco. Spojrzał na nią zaskoczony.
Czyżby wciąż zamierzała go trzymać na dystans?
- Najpierw umyj zęby i weź prysznic.
Śmierdzi od ciebie jak z gorzelni – obrzuciła go karcącym spojrzeniem. Posłał
jej przepraszający uśmiech i szepnął ciche ‘kocham cię’.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz