B

wtorek, 5 lipca 2016

'Droga do kobiecego serca' XIV

Wyraźnie skacowany wszedł do firmy, skupiając na sobie uwagę pracowników.
- Siema stary, nie wyglądasz najlepiej – w sekretariacie spotkał Olszańskiego
- Bo i nie najlepiej się czuję – mruknął
- Kacyk?
- Nie mogłem znieść samotnego wieczoru. Ula przeniosła się do Patrycji. Słyszała naszą rozmowę. Wie o ciąży – był wyraźnie załamany
- Nie mogłeś jej tego jakoś wytłumaczyć?
- Jak? – wyraźnie się zirytował – Nie chciała słuchać. Zresztą, co tu jest do tłumaczenia? Ma rację, oszukałem ją. Poza tym, znając moje pieprzone szczęście, to ten dzieciak będzie mój.
- Co zamierzasz?
- W piątek mam badania na ojcostwo. Jeśli będzie moje, uznam je, będę płacił alimenty. Co mam więcej zrobić? – wzruszył ramionami - A co do Uli to jeszcze nie wiem, co zrobię, ale nie pozwolę jej odejść.
- Trzymam kciuki – poklepał go po plecach

Gdy wrócił z pracy dostrzegł jej torebkę w przedpokoju. Ucieszył się, że zdecydowała się wrócić. Nie zastał jej w salonie. Szybkim krokiem ruszył do sypialni i gdy tylko uchylił drzwi, zamarł. Zamykała właśnie wieko walizki.
- Błagam cię, nie rób tego – zaskoczona odwróciła się w stronę drzwi. Nie słyszała, jak wszedł – Bardzo żałuję, że ci nie powiedziałem. Już nigdy więcej cię nie okłamię, obiecuję. Jeśli nie chcesz ze mną sypiać, przeniosę się na kanapę, ale zostań. Nie uciekaj przede mną. Pierwszy raz w życiu zakochałem się tak naprawdę i nie mogę cię stracić – czyżby w jego oczach dostrzegła zły?
- Jeszcze się nie wyprowadzam – odparła spokojnie – Wzięłam urlop. Jadę na kilka dni do rodziców. Muszę wszystko przemyśleć – ciągnąc za sobą walizkę chciała go wyminąć. Zagrodził jej drogę.
- Obiecaj, że tutaj wrócisz. Obiecaj, że wrócisz do mnie – intensywnie wpatrywał się w jej oczy. Nie odpowiedziała. Na krótki moment złączyła ich usta. Wyszła z mieszkania bez słowa.

Wyłamując sobie palce oczekiwał, aż zostaną poproszeni do gabinetu, by został pobrany materiał do porównania. Obok niego siedziała równie zestresowana młodziutka blondynka. Nie mogła mieć więcej, jak dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa lata.
- Nie chciałabym, żeby nasze dziecko wychowywało się w niepełnej rodzinie – wyszeptała, całą swoją uwagę skupiając na marmurowej posadzce. Jej głos wyrwał Marka z zamyślenia.
- Słucham?  - zmarszczył brwi skupiając na niej swój wzrok
- Posłuchaj, pochodzę z małej wsi pod Lublinem. Panna z dzieckiem, to będzie skandal. Sąsiedzi zaczną gadać. Rodzicie mi tego nie wybaczą – roześmiał się szyderczo
- Przepraszam, ty oczekujesz, że ja ci się oświadczę, a później będziemy żyli długo i szczęśliwie? – spojrzał na nią, jak na wariatkę – Dziewczyno, ja cię dzisiaj widzę trzeci raz na oczy
- Wiem, ale dla dobra dziecka… - nie pozwolił jej dokończyć
- Nie znam cię i nie zamierzam cię poznawać. Jestem w szczęśliwym związku. Jedyne, co ci mogę zaproponować, to alimenty w wysokości dwóch tysięcy złotych. Na nic więcej z mojej strony nie możesz liczyć. No i oczywiście będę je regularnie zabierał.
- Rozumiem – szepnęła wyraźnie niezadowolona
- Przyznaj, że nie byłem pierwszym, z którym prosto z klubu poszłaś do łóżka – nie spuszczał z niej wzroku
- Nie byłeś
- To skąd ta pewność, że to ja jestem ojcem? – świdrował ją wzrokiem. Nie zdążyła odpowiedzieć. Zostali poproszeni do gabinetu.

Czas dłużył mu się niemiłosiernie. Nie tylko dlatego, że jak na szpilkach oczekiwał wyników badań. Przede wszystkim dlatego, że nie było koło niego Uli. Pustka w mieszkaniu po powrocie z pracy go wykańczała. Od zawsze mieszkał sam. Była pierwszą, którą zaprosił do swojego świata, którą chciał zamknąć w swoich czterech kątach. I mimo tego, że okres ich wspólnego mieszkania nie trwał długo, to i tak zdążył się przyzwyczaić. Ciężko mu było zasnąć w pustym łóżku, dlatego niemal każdego wieczora znieczulał się przed snem. Sądził, że kilka drinków pomoże wypełnić pustkę i ukoić tęsknotę. Nie dzwonił do niej. Nie chciał naciskać. Musiał dać jej czas i pewną przestrzeń. Ale nie odmówił sobie wysyłania krótkich sms’ów, które jasno mówiły, co czuje. ‘Kocham i tęsknię’, to najczęstsze słowa, jakie wysyłał.

W piątkowy wieczór taksówka zatrzymała się przed bramą strzeżonego osiedla. Zapłaciła kierowcy i ciągnąc za sobą walizkę ruszyła w stronę bloku C. Spojrzała w górę. Światła były pogaszone. Najwyraźniej właściciela nie było w domu. Trochę żałowała. Miała nadzieję, że tuż po jej powrocie porozmawiają. Do pracy miała wrócić dopiero we wtorek, ale za namową matki zdecydowała się na powrót do Warszawy trzy dni wcześniej. Wielogodzinne rozmowy z rodzicielką dały jej dużo do myślenia. Pani Cieplak co prawda nie miała jeszcze okazji poznać Marka, ale była pod wrażeniem tego, jak przez wiele tygodni starał się o jej córkę. Ula opowiadała jej o randkach, jego determinacji i cierpliwości. Wiedziała również, że Marek musi być wyjątkowy, skoro jej stroniąca od męskiego towarzystwa córka się w nim zakochała. Namawiała Cieplakównę, by porozmawiała z chłopakiem i nie skreślała go tylko dlatego, że przeszłość go dopadła. Rozumiała wzburzenie córki. Nie pochwalała zatajenia prawdy, ale poleciła córce nie rezygnować z miłości. Zwłaszcza, że nie było jeszcze pewności, czy dziecko na pewno jest Marka. A nawet jeśli, to on nigdy nie był w związku z matką dziecka, a więc tym samym Ula nie rozbija rodziny.
Weszła do przedpokoju i zapaliła światło. Już od progu uderzył ją zapach alkoholu. Na szafce dostrzegła kluczyki i portfel. Najwyraźniej Dobrzański był w domu. Ściągając z nóg czółenka udała się do salonu. Na stoliku kawowym rozstawione były butelki wódki i brandy. Marka tam jednak nie zastała. Znalazła go w sypialni. Spał w ubraniu w poprzek łóżka. Okryła go kocem i wróciła do salonu, by go trochę ogarnąć i wywietrzyć. Wiedziała, że tam spędzi noc. Nie znosiła zapachu alkoholu.

Czuł, że ból rozsadza mu skronie. Wyłuskał z kieszeni telefon i z ulgą stwierdził, że dziś sobota. Był w takim stanie, że z pewnością nie dowlókł by się do pracy. Przez uchylone drzwi sypialni dotarł do niego dziwny dźwięk, jakby trzask zamykanych drzwi wejściowych. Z niemałym trudem zwlekł się z łóżka i ruszył w kierunku źródła dźwięku. Wczoraj wrócił do domu lekko zawiany i nie miał pewności, czy zamknął za sobą drzwi. A później to już na pewno nie myślał o przekręceniu zasuwy. Stanął jak wryty, widząc Ulę, która jak gdyby nigdy nic rozpakowywała świeże pieczywo i pomidory. Momentalnie na jego twarzy pojawiła się ulga i szczęście. Spojrzała na niego. Czyżby na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu?
- Masz pustą lodówkę. Nie licząc oczywiście butelki wódki i puszki pepsi.
- Cieszę się, że wróciłaś. Bałem się, że już zawsze będę tutaj sam – podszedł kilka kroków. Słysząc to zdanie dotarło do niej, że pił nie z powodu ciąży, ale tego, że go zostawiła.
- Nie wiem, jak się odnajdę w sytuacji, gdy to dziecko będzie twoje… - pokręciła głową w geście rezygnacji – Ale spróbuję sobie jakoś z tym poradzić, bo cię kocham. I nigdy więcej już mnie nie oszukuj i nie staraj się chronić za wszelką cenę
-Obiecuję – chciał ją przytulić, ale położyła mu rękę na torsie, odsuwając go nieco. Spojrzał na nią zaskoczony. Czyżby wciąż zamierzała go trzymać na dystans?
- Najpierw umyj zęby i weź prysznic. Śmierdzi od ciebie jak z gorzelni – obrzuciła go karcącym spojrzeniem. Posłał jej przepraszający uśmiech i szepnął ciche ‘kocham cię’.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz