Choć z pozoru wszystko było
normalnie, to od jej powrotu nie sypiali razem. Nie uciekała przed jego
dotykiem, pocałunkami, ale nie dążyła do zbliżenia. Marek miał poczucie, że nie
ma prawa na nią naciskać i inicjować stosunek. Czekał. Choć oboje starali się
sprawiać wrażenie, że wszystko jest dobrze, że żyją normalnie, to doskonale
dało się wyczuć to panujące między nimi napięcie. Ula jasno określiła, że nie
zamierza gdybać i zastanawiać się, co będzie, dopóki nie będą mieć wyników
czarno na białym. Marek doskonale zdawał sobie sprawę, że ona po prostu nie
chce o tym mówić głośno, ale wciąż się nad tym zastanawia. Wielokrotnie
przyłapywał ją na tym, jak zamyślona siedziała nad kubkiem kawy, czy siedząc z
książką kompletnie nie skupiała się na tekście. On sam siedział, jak na bombie.
Nie tylko ze względu na dziecko, ale przede wszystkim z uwagi na Ulę. Jej
powrót nie przyniósł ze sobą smaku zwycięstwa. Nie miał gwarancji, że gdy jego
dziecko pojawi się na świecie, ona będzie potrafiła to udźwignąć. Nie chciał
się nawet zastanawiać, co będzie czuła, widząc go z synem, czy córką na rękach.
Czasami miłość nie wystarczy.
Szykowali się do wyjścia, gdy w
środowy ranek rozdzwoniła się jego komórka. Na ekranie widniało imię
potencjalnej matki jego dziecka. Prowadził rozmowę wyraźnie spięty, odpowiadając
dość nieprzyjemnie, co zwróciło uwagę Uli. Obrzuciła go pytającym spojrzeniem,
gdy zakończył połączenie.
- Dzwoniła Beata. W nocy zabrało
ją pogotowie. Jest na patologii ciąży – wyjaśnił, wyraźnie nie wiedząc, jak
powinien się w tej sytuacji zachować.
- No to jedź do niej – odparła
chłodno i zaczęła zapinać guziki bluzki koszulowej, starając się na niego nie
patrzeć
- Pojedziesz ze mną? – zapytał
cicho, jakby wstydząc się swojej prośby
- Nie - rzekła zdecydowanie – Nie
proś mnie, żebym się z nią kontaktowała – urwała na krótką chwilę, przyglądając
mu się z wyraźnym bólem – Przynamniej na razie. Nie wiem, co zrobię jeśli to
będzie twoje dziecko – powiedziała wreszcie na głos to, o czym nieustannie
myślał od kilku dni – Staram sobie z tym poradzić, ale to cholernie trudne
- Wiem, wiem – westchnął –
Przepraszam. Wiem, że nie tak wyobrażałaś sobie początek naszego związku.
Wszystko zepsułem
- Trudno, stało się. Zadzwonię po
taksówkę
- Odwiozę cię - zaoponował
- Jedź. Dam sobie radę
- Ale wrócisz tu po pracy? –
dopytywał. Posłała mu ciepły uśmiech
- Wrócę – na krótką chwilę
zamknął ją w swoich ramionach
- Pamiętaj, że bardzo cię kocham
Gdy o osiemnastej przekroczyła
próg jego mieszkania, dotarł do niej obłędny zapach. Najwyraźniej Marek
postanowił po raz kolejny popisać się swoimi umiejętnościami kulinarnymi.
- Co tak pięknie pachnie? –
zapytała wchodząc do salonu, na środku którego stał elegancko nakryty stół
- Piersi kaczki w sosie malinowym
– odparł dumnie, niosąc dwa talerze – Wina? – zapytał sięgając po butelkę i nie
czekając na odpowiedź nalał jej pół kieliszka. Gdy zajęła swoje miejsce, zaczął
– Chciałem ci podziękować. Mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło, ty wciąż ze
mną jesteś i bardzo dzielnie to znosisz. Bardzo to doceniam – posłała mu blady
uśmiech. Tylko ona wiedziała, ile ją ta sytuacja kosztuje
- A jak ona się czuje? –
chrząknęła
- Lepiej. Jutro chyba mają ją
wypisać – wzruszył ramionami – W południe dzwonili z kliniki, że wyniku już są
– wstrzymała oddech, wpatrując się w jego twarz w napięciu – Dzieci będę miał
tylko z tobą – odparł z uśmiechem. Gdy o trzynastej dowiedział się, że to nie
on jest ojcem, czuł jakby wygrał nowe życie. Energia wprost go roznosiła.
Współczuł tej młodej blondynce, która kilka miesięcy temu stanęła na jego
drodze, ale jednocześnie poczuł ogromną ulgę. Z Uli zeszły emocje, które
nagrodziły się przez ostatnie kilkanaście dni i po prostu się rozpłakała.
Momentalnie znalazł się tuż przy niej – Ciiiii – uspokajająco gładził ją po
plecach – Ja wiem, ile cię to kosztowało. Już dobrze. Już wszystko dobrze –
powoli się wyciszała w jego ramionach.
- Tak bardzo się bałam. Nie
wiedziałam, czy sobie z tym poradzę
- Na szczęście nie będziesz
musiała sprawdzać. Teraz znów skupimy się na naszym związku, bo przez ostatnie
tygodnie zeszliśmy na dalszy plan. A ja ci przecież obiecałem kolejne randki –
posłał jej uroczy uśmiech – Dlatego w piątek wieczorem wyjeżdżamy do Kazimierza
Dolnego. Ma być całkiem ciepło i słonecznie, dlatego szykuje nam się
fantastyczny weekend.
- A może w drodze powrotnej
zajedziemy do moich rodziców? Chciałabym im cię w końcu przedstawić? – odkąd
się dowiedziała, że jej chłopak nie zostanie ojcem, uśmiech nie schodził jej z
twarzy
- Bardzo chętnie. Będę miał
okazję podziękować twojej mamie, że mnie od razu nie przekreśliła
9 miesięcy później
- Kochanie, nie zapomnij o
kąpielówkach – biegała po mieszkaniu podekscytowana, dopakowując ostatnie
rzeczy do swojej walizki. Za niecałe cztery godziny mieli samolot na Korfu.
Marek zaskoczył ją totalnie, gdy na początku czerwca zakomunikował jej, że na
kolejną randkę zabiera ją do Grecji. Doskonale pamiętała, jak rok wcześniej,
gdy jeszcze nie byli razem zasugerował, że ma nadzieję, iż kolejne wakacje
spędzą razem u Greków. Zrealizował ten plan, a przy okazji spełnił jej
największe marzenie. Najbliższe dwa tygodnie mieli spędzić na tej urokliwej,
greckiej wyspie. Dobrzański ten wyjazd zaplanował w najdrobniejszych
szczegółach. Mieli kąpać się w krystalicznie czystej wodzie, korzystać ze
słońca, zajadać się lokalnymi specjałami i zwiedzać wyspę wynajętym samochodem.
Ale najważniejszym punktem tego urlopu miała być wycieczka do Sidari
przedostatniego dnia ich pobytu.
- Pamiętam. Wziąłem nawet dwie
pary – odkrzyknął z garderoby, chowając do kosmetyczki niewielkie pudełeczko,
najważniejszy szczegół tego wyjazdu. Nie bez powodu spośród wszystkich greckich
wysp wybrał właśnie Korfu. Nad Kanałami Miłości zamierzał jej się oświadczyć. Wiedział,
że powie ‘tak’. Kocha go równie mocno, jak on ją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz