W koprodukcji z KaEm!
Gdy
tylko dostrzegli się pośród rosnących w Łazienkach dębów i kasztanowców Jasiek
rzucił się biegiem w stronę Tosi. Dzieciaki padły sobie w ramiona, czym
kompletnie rozbroiły zbliżających się do siebie rodziców. Chłopiec wręczał Tosi
torbę, w której znalazły się hiszpańskie łakocie, gdy oni stanęli naprzeciw
siebie.
-
Cześć prezesie – przywitała się nieco zaczepnie. Śmiały się nie tylko jego
usta, ale przede wszystkim oczy.
-
Witaj. Ślicznie wyglądasz – rzekł obrzucając ją zachwyconym spojrzeniem i
musnął ustami jej policzek. Zdawała sobie sprawę, że zrobi na nim wrażenie.
Pistacjowa, przewiewna sukienka z dużym dekoltem w kształcie litery v
podkreślała jej smukłe nogi i spory biust – Tydzień to szmat czasu – szepnął,
przy okazji zahaczając wargami o poduszeczkę jej ucha
- Opaleni,
wypoczęci – spojrzała na Dobrzańskiego, który w bordowych spodniach i białej
koszuli, z wyraźnie odznaczającym się zarostem na śniadej skórze wyglądał
bardzo pociągająco – Jasiu, dasz mi buziaka? – zapytała chłopca, który nie mógł
nagadać się z Tosią, opowiadając jej swoje hiszpańskie przygody. Chłopiec
wycisnął na jej policzku słodkiego całusa. Kiedy już się przywitali, ruszyli
wolnym krokiem w kierunku Belvedere.
-
Byłym zapomniał – rzucił szatyn, wyciągając z tylnej kieszeni spodni niewielkie
pudełeczko – Taki drobiazg – obrzuciła go zaciekawionym spojrzeniem i szybko
odpakowała bransoletkę z kamieni szlachetnych w ciepłych kolorach
-
Jest piękna – szepnęła. Czyżby celowo zamiast w policzek, jej usta trafiły w
kącik jego warg? Uśmiechnął się z satysfakcją. Te drobne gesty, zarówno z jego strony, jak i
z jej były bardzo znaczące.
-
Masz jakieś plany na przyszły weekend? – zapytał po skończonym posiłku. Oni
sączyli kawę, a dzieci pobiegły oglądać pawia dumnie przechadzającego się
parkowymi alejkami.
-
Nie, a dlaczego pytasz?
-
Jasiek chciał was zabrać do Barcelony – zaśmiał się pod nosem – Tłumaczyłem mu,
że nie dostaniesz urlopu. Chociaż prawdę mówiąc podobnie jak on żałowałem, że
nie możecie jechać z nami. I tak sobie
pomyślałem, że może się zgodzisz.. – chrząknął - że będziesz miała ochotę
spędzić z nami, ze mną – wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo – trochę więcej
czasu. Moglibyśmy jechać w przyszłym tygodniu do domku moich rodziców w
Sopocie. Rozciąga się z niego piękny widok na morze, a poza tym z tego, co
wiem, Jasiek obiecał Tosi, że pokaże jej swój domek na drzewie. Do Trójmiasta
to maksymalnie jakieś cztery godziny jazdy z przystankami. Wyjechalibyśmy w
piątek wieczorem, żeby nie tracić soboty i wrócili w niedzielę przed zmrokiem.
-
Myślę, że Tosia będzie zachwycona tą propozycją i zacznie cię jeszcze bardziej
wychwalać – roześmiał się pod nosem, ale bardzo szybko jego twarz na powrót
spoważniała
-
Ale ja nie pytam o to, czego chce Antosia, tylko czego ty chcesz – spojrzał jej
prosto w oczy - Czy ty masz ochotę jechać tam ze mną – z jego wyrazu twarzy
odczytała jakby podwójne znaczenie tego pytania
- Mam
– odpowiedziała krótko i zdecydowanie.
Kilkanaście
minut przed dwudziestą trzecią zajechali przed niewielki, wykończony drewnem
domek, pośród wysokich sosen. Zaparkował na podjeździe i rzekł na tyle cicho,
by nie zbudzić śpiących na tylnym siedzeniu dzieci
-
Zostań z nimi. Pójdę otworzyć i zapalić światło. Mam nadzieję, że pani Teresa
wszystko przygotowała. Zaniosę je prosto do łóżek – kiwnęła głową i cierpliwie
czekała w środku, aż wróci. Pierwszego chwycił na ręce Janka. Chłopiec poruszył
się niespokojnie, ale na szczęście się nie przebudził. Zaniósł go na górę i
ostrożnie ściągając mu buty, w ubraniu położył do łóżka. Ula w tym czasie
wysiadając z auta zaciągnęła się rześkim, nadmorskim powietrzem. Tego właśnie
jej było trzeba. Szybko zbiegł po schodach, by wnieść dziewczynkę. Gdy tylko
rozpiął pas i wyjął ją z fotelika, otworzyła zaspane oczka
- Śpij
skarbie – szepnął – Zaniosę cię do sypialni. Mama będzie w pokoju naprzeciwko,
dobrze – blondyneczka mruknęła coś niewyraźnie i wtulając się w jego pierś
zasnęła mu na rękach. Ostrożnie ułożył dziewczynkę w łóżku i zostawił z Ulą.
Gdy kobieta na palcach wychodziła z pokoju córki, Dobrzański wnosił właśnie jej
walizkę. Otworzył sosnowe drzwi i wpuścił ją przodem – Mam nadzieję, że ci się
spodoba. Ma oddzielną łazienkę – wskazał na drzwi – I wyjście na balkon . Jakby
ci w nocy było za gorąco, to śmiało możesz otwierać okna. Wszędzie są
zamontowane moskitiery, więc komary nie będą atakować. Łazienka dzieciaków jest
na końcu korytarza.
- A
ty gdzie będziesz spał? – zaciekawiła się. Co prawda nie zdążyła jeszcze do
końca zwiedzić domu, ale na górze były cztery pomieszczenia, co stwierdziła po
liczbie drzwi, a na dole znajdował się spory salon z otwartą kuchnią. Pomieszczenie
pod schodami bardziej pasowało na łazienkę, niż małą sypialnię.
- Na
kanapie w salonie. Jest bardzo wygodna – stanął naprzeciw niej i przez krótką
chwilę tonęli w swoim spojrzeniu – Cieszę się, że zgodziłaś się tu ze mną
przyjechać. Późno już, powinnaś się położyć. Dobranoc – wycofał się dwa kroki,
ale zatrzymał go jej głos
-
Cieszę się, że mnie tu zabrałeś. Dobranoc Marku – i ku jego ogromnej radości,
ale i zaskoczeniu, na krótki moment złączyła ich wargi. Wyszedł z jej sypialni
z uśmiechem na ustach.
Gdy
się obudziła zegar wskazywał dopiero szóstą trzydzieści, a mimo to czuła się
wypoczęta i pełna energii. Otulając ciało satynowym szlafrokiem wyszła na
balkon, z którego rozpościerał się widok na plażę. Opierając się o barierkę
zamknęła oczy i napawała się szumem morze.
-
Dzień dobry – usłyszała wesoły głos dochodzący z dołu. Spojrzała w tamtym
kierunku i dojrzała Dobrzańskiego, spacerującego na boso, z kubkiem parującego
napoju po ogrodzie w piżamowych spodniach w kratę i białym podkoszulku – Skoro
już wstałaś, to zapraszam na kawę – po chwili znalazła się obok niego na
tarasie – Taka jak lubisz – podsunął jej zielone naczynie, a sam upił kolejny
łyk z kubka z napisem ‘najlepszy tata na świecie’.
-
Pięknie tu – odparła delektując się dawką kofeiny
- Zawsze
twierdzę, że ważniejsze od miejsca jest towarzystwo – spojrzała na niego
uważnie – Przepraszam. Chyba zaczynam cię osaczać
-
Nie odnoszę takiego wrażenia
- To
dobrze. Po prostu zależy mi na tobie i z jednej strony chciałabym coraz więcej,
a z drugiej boję się, bo nie chcę tego zepsuć – przyznał szczerze
- Ja
ci nie pozwolę tego zepsuć – zapewniła. Już chciał coś odpowiedzieć, gdy
usłyszał dzwonek swojego telefonu
-
Przepraszam, podjechał pan Andrzej. Wraz z żoną zajmuje się domkiem pod naszą
nieobecność – wyjaśnił pospiesznie, zabierając ze stolika portfel – Przywiózł
nam świeże bułeczki na śniadanie – puścił jej oko i ruszył w kierunku bramy.
Spędzili
naprawdę bardzo udany dzień. Dzieciaki bawiły się w domku na drzewie i nawet
Ula przestała drżeć o swoją córeczkę wdrapującą się po drabinie do środka,
widząc z jaką troską asekuruje ją Jan. Rodzice siedząc na tarasie przytuleni,
rozmawiali o wszystkim i o niczym. Obecność tej drugiej osoby nie ciążyła,
wręcz przeciwnie. Cieszyli się, że są tam razem. Chłopiec i dziewczynka tak
dobrze bawili się w swoim małym azylu, że nawet nie chcieli słyszeć o spacerze
brzegiem morza. Dopiero, gdy Marek obiecał im gofry przystali niechętnie.
-
Tato – podczas kolacji odezwał się junior – A czy my już zawsze będziemy
przyjeżdżać tutaj w czwórkę? – Dobrzański spojrzał najpierw na wlepione w niego
oczy blondyneczki, później spotkał wyczekujący wzrok syna, by ostatecznie
zatonąć w śmiejących się do niego, a zarazem lekko zakłopotanych błękitnych
oczach Uli.
-
Bardzo bym tego chciał – odpowiedział dolewając Tosi soku
-
Super! – krzyknęła dziewczynka
- My
się chyba umawiałyśmy, że nie będziesz tak często używała tego słowa –
spojrzała na córkę Ula
- Ja
się po prostu mamusiu bardzo cieszę – wyszczerzyła się, ukazując swoje
niekompletne uzębienie.
Dzieciaki
już dawno spały, a oni wciąż siedzieli na tarasie, delektując się ciepłym
wieczorem, ciszą i swoim towarzystwem.
-
Dolać ci wina? – zapytał cicho, by nie burzyć tej wyjątkowej atmosfery
-
Chcesz mnie upić? – zapytała spoglądając w jego oczy prowokująco
-
Chce po prostu wypić z tobą butelkę świetnej Cavy, którą przywiozłem na
specjalną okazję – odparł
-
Zwykły wieczór na tarasie to dla ciebie specjalna okazja? – celowo udała
zdziwienie
-
Zwykłe wieczory spędzam sam, a nie w towarzystwie pięknej kobiety. A tym winem
chce uczcić początek czegoś wyjątkowego, co się miedzy nami rodzi – krótko musnął jej usta. Roześmiała się
-
Czyli jednak chcesz mnie upić. Sądzisz, że będę łatwiejsza – zastanawiał się,
czy celowo go prowokuje. Pokręcił głową ze śmiechem
-
Nie zamierzam za pomocą wina zmuszać cię do czegokolwiek – rzekł poważnie – Nie
ukrywam, że chciałby się z tobą kochać, co nie oznacza, że nie mogę poczekać –
odstawiła kieliszek na szklany blat i wstała, wyciągając w jego kierunku rękę
-
Nie musisz czekać – splótł ich palce i pozwolił, by poprowadziła ich na górę.
Okrył
ich ciała cienką kołdrą i położył się obok wspierając głowę na ramieniu. Przyglądał
się jej w milczeniu, a ona wybuchała śmiechem, przyciskając otwartą dłoń do
ust, by nie zbudzić dzieci. Patrzył na nią zdezorientowany, nie rozumiejąc, o
co jej chodzi.
-
Przepraszam, chyba zaczyna mi odbijać – wyjaśniała, gdy nieco się uspokoiła –
Od rozstania z Norbertem nie byłam z żadnym mężczyzną i już powoli zaczęłam
zapominać, jakie to cudowne uczucie – spojrzał na nią z rozczuleniem
- Ja
powoli też zacząłem zapominać, ile kobieta potrafi dać mężczyźnie rozkoszy –
przyznał
-
Chyba ci nie uwierzę, że od śmierci żony uskuteczniałeś celibat – spojrzała mu
w oczy
-
Nie uskuteczniałem – chrząknął nieco zestresowany, ale wiedział, że powinien
być z nią szczery i powinien jej powiedzieć prawdę – Być może po tym, co
usłyszysz zmienisz o mnie zdanie, bo nie cały czas byłem dobrym ojcem… ale
chyba powinnaś wiedzieć – ona powiedziała mu prawdę o swoim małżeństwie, życiu,
czas na jego chwilę prawdy – Po śmierci Pauliny odciąłem się od normalnego
życia. Przestałem pracować, spotykać się z rodziną i przyjaciółmi. Na pół roku
odsunąłem się od wszystkich. Zamknąłem się w domu i przeżywałem swoją żałobę.
Sam sobie radziłem z Jankiem, reagując agresją na każdą próbę pomocy ze strony
mojej mamy czy przyjaciół. Uznałem, że muszę opiekować się synem sam, że jestem
to winny Pauli. Po kilku miesiącach zaczęło do mnie docierać, że ona już nie
wróci, a ja muszę żyć dalej. Popadłem ze skrajności w skrajność. Na jakieś trzy
miesiące niemal na stałe oddałem Jaśka rodzicom i zacząłem ostro odreagowywać
ostatnie miesiące. Prawie każdy wieczór spędzałem w klubie, upijając się i
lądując w hotelowym pokoju z inną dziewczyną. I wtedy Jasiek zachorował. Chyba
miał zapalenie oskrzeli. Miał dziewięć, czy dziesięć miesięcy. Przyszło
opamiętanie i doszedłem do wniosku, że życie, jakie prowadzę, nie ma sensu.
Zrozumiałem, że muszę skupić się na dziecku, a nie odreagowywaniu swojej
tragedii w bardzo głupi i niedojrzały sposób. Byłem ojcem, a syn mnie
potrzebował – słuchała go uważnie, od czasu do czasu głaszcząc dłonią jego
ramię, kark, policzek – Przez następne dwa lata czasem umawiałem się z
kobietami od czasu do czasu, dwa razy w roku wyjeżdżałem z przyjacielem na
urlop, szukając intensywnie zaspokojenia potrzeb. Szukałem sobie kobiety na
dłużej, tylko, że one wszystkie były zainteresowane mną, moim łóżkiem i moim
portfelem, a nie moim synem. Były moimi kochankami, które nie akceptowały
mojego dziecka, tym samym dając mi do zrozumienia, że ta nasza znajomość jest
na chwilę. Na początku może i mi się to podobało, ale na dłuższą metę… Zacząłem
się zastanawiać co będzie za rok, dwa, gdy Janek podrośnie i zacznie rozumieć.
W naszym domu co miesiąc, dwa będzie pojawiała się nowa ciocia, a mój syn
zacznie zadawać niewygodne pytania. Nie chciałem, żeby na to patrzył i
odpuściłem. Podjąłem decyzję, że moje życie osobiste może poczekać, a teraz
najważniejszy jest syn, który się kształtuje i powinien mieć odpowiednie wzorce
– zaimponował jej tym zdaniem – I wreszcie pojawiłaś się ty. Piękna, cudowna,
inteligentna kobieta, która oprócz mężczyzny widziała we mnie ojca, która
polubiła mojego syna. No i wpadłem po uszy – nie wprost, ale dał jej do
zrozumienia, że się zakochał. To była dużo jaśniejsze wyznanie, niż
stwierdzenie, że mu zależy, że jest dla niego ważna. Usiadła na nim i zaczęła
obsypywać jego twarz i tors pocałunkami, inicjując kolejne zbliżenie.
Obudziła
się, gdy na dworze było już jasno i ze smutkiem stwierdziła, że druga połowa
łóżka jest pusta. Założyła koronkowe majtki, narzuciła na siebie nocną koszulkę
i szlafrok i ruszyła w poszukiwaniu Marka. Już w połowie schodów usłyszała
radosne rozmowy dochodzące z kuchni.
- To
co, dżem truskawkowy czy nutella? – usłyszała głos swojego kochanka, który
ubrany w jeansy i granatowe polo smażył naleśniki.
-
Dżemik – odparła Tosia
-
Nutella – odezwał się Janek
-
Synu, ciebie to już nawet nie pytam. Doskonale znam twoje preferencje – puścił
chłopcu oczko i wtedy ją dostrzegł. Stała z boku, obserwując ich z uśmiechem –
Dzień dobry – rzekł, a w jego głosie pobrzmiewały nuty czułości
-
Dzień dobry – podeszła bliżej cmokając w czubek głowy Tosię, a później Jaśka,
by na koniec musnąć ustami policzek Dobrzańskiego – a co wy tu od rana robicie?
-
Śniadanko!
-
Tata jest mistrzem naleśników – dumnie rzekł chłopiec
- No
oczywiście ten młody dżentelmen, przy wielkim wsparciu Antosi mnie przekupił. A
ty na co masz ochotę? – wymownie spojrzał jej w oczy i widząc jej lekko
zaróżowione policzki szybko wybawił ją z opresji – Dżem czy czekolada?
-
Jeden taki, jeden taki – odparła, opierając się o kuchenny blat i z
zaciekawieniem obserwowała, jak świetnie radzi sobie w kuchni
-
Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – szepnął niskim głosem – Idźcie umyć
ręce. Zaraz będziemy jeść – gdy tylko dzieci oddaliły się od stołu, wyłączył
gaz i obejmując Ulę w pasie, przyciągnął do siebie, całując łapczywie – Wybacz,
że zostawiałem cię rano samą, ale wolałem uniknąć ewentualnej, krępującej
sytuacji. Obudziłem dzieciaki i zająłem je śniadaniem by przypadkiem Tosia nie
wparowała do twojej sypialni. Niech się najpierw oswoją z naszymi pocałunkami, przytulaniem,
a na wiadomość o wspólnym łóżku przyjdzie czas trochę później – wyjaśnił
-
Masz rację. I dziękuję, że o tym pomyślałeś – musnęła jego usta – Co prawda
chciałam się obudzić wtulona w ciebie, ale… - nie dał jej dokończyć
- To
dopiero początek – te słowa zabrzmiały w jego ustach tak, jakby ślubował jej,
że nie opuści jej aż do śmierci - Jeszcze będziesz miała dość tych wspólnych
poranków
- Z
tobą? W życiu – mocno ją do siebie przytulił
- A
naleśniki? – usłyszeli za sobą zniecierpliwiony głos szatyna
-
Boże, wychowałem małego łasucha-pasibrzucha – szepnął jej do ucha i sięgnął po
talerz wywracając oczami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz