B

czwartek, 11 czerwca 2015

'Dwa plus dwa' VII

W koprodukcji z KaEm!   



Gdy tylko dostrzegli się pośród rosnących w Łazienkach dębów i kasztanowców Jasiek rzucił się biegiem w stronę Tosi. Dzieciaki padły sobie w ramiona, czym kompletnie rozbroiły zbliżających się do siebie rodziców. Chłopiec wręczał Tosi torbę, w której znalazły się hiszpańskie łakocie, gdy oni stanęli naprzeciw siebie.
- Cześć prezesie – przywitała się nieco zaczepnie. Śmiały się nie tylko jego usta, ale przede wszystkim oczy.
- Witaj. Ślicznie wyglądasz – rzekł obrzucając ją zachwyconym spojrzeniem i musnął ustami jej policzek. Zdawała sobie sprawę, że zrobi na nim wrażenie. Pistacjowa, przewiewna sukienka z dużym dekoltem w kształcie litery v podkreślała jej smukłe nogi i spory biust – Tydzień to szmat czasu – szepnął, przy okazji zahaczając wargami o poduszeczkę jej ucha
- Opaleni, wypoczęci – spojrzała na Dobrzańskiego, który w bordowych spodniach i białej koszuli, z wyraźnie odznaczającym się zarostem na śniadej skórze wyglądał bardzo pociągająco – Jasiu, dasz mi buziaka? – zapytała chłopca, który nie mógł nagadać się z Tosią, opowiadając jej swoje hiszpańskie przygody. Chłopiec wycisnął na jej policzku słodkiego całusa. Kiedy już się przywitali, ruszyli wolnym krokiem w kierunku Belvedere.
- Byłym zapomniał – rzucił szatyn, wyciągając z tylnej kieszeni spodni niewielkie pudełeczko – Taki drobiazg – obrzuciła go zaciekawionym spojrzeniem i szybko odpakowała bransoletkę z kamieni szlachetnych w ciepłych kolorach
- Jest piękna – szepnęła. Czyżby celowo zamiast w policzek, jej usta trafiły w kącik jego warg? Uśmiechnął się z satysfakcją.  Te drobne gesty, zarówno z jego strony, jak i z jej były bardzo znaczące.

- Masz jakieś plany na przyszły weekend? – zapytał po skończonym posiłku. Oni sączyli kawę, a dzieci pobiegły oglądać pawia dumnie przechadzającego się parkowymi alejkami.
- Nie, a dlaczego pytasz?
- Jasiek chciał was zabrać do Barcelony – zaśmiał się pod nosem – Tłumaczyłem mu, że nie dostaniesz urlopu. Chociaż prawdę mówiąc podobnie jak on żałowałem, że nie możecie jechać z nami. I tak  sobie pomyślałem, że może się zgodzisz.. – chrząknął - że będziesz miała ochotę spędzić z nami, ze mną – wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo – trochę więcej czasu. Moglibyśmy jechać w przyszłym tygodniu do domku moich rodziców w Sopocie. Rozciąga się z niego piękny widok na morze, a poza tym z tego, co wiem, Jasiek obiecał Tosi, że pokaże jej swój domek na drzewie. Do Trójmiasta to maksymalnie jakieś cztery godziny jazdy z przystankami. Wyjechalibyśmy w piątek wieczorem, żeby nie tracić soboty i wrócili w niedzielę przed zmrokiem.
- Myślę, że Tosia będzie zachwycona tą propozycją i zacznie cię jeszcze bardziej wychwalać – roześmiał się pod nosem, ale bardzo szybko jego twarz na powrót spoważniała
- Ale ja nie pytam o to, czego chce Antosia, tylko czego ty chcesz – spojrzał jej prosto w oczy - Czy ty masz ochotę jechać tam ze mną – z jego wyrazu twarzy odczytała jakby podwójne znaczenie tego pytania
- Mam – odpowiedziała krótko i zdecydowanie.

Kilkanaście minut przed dwudziestą trzecią zajechali przed niewielki, wykończony drewnem domek, pośród wysokich sosen. Zaparkował na podjeździe i rzekł na tyle cicho, by nie zbudzić śpiących na tylnym siedzeniu dzieci
- Zostań z nimi. Pójdę otworzyć i zapalić światło. Mam nadzieję, że pani Teresa wszystko przygotowała. Zaniosę je prosto do łóżek – kiwnęła głową i cierpliwie czekała w środku, aż wróci. Pierwszego chwycił na ręce Janka. Chłopiec poruszył się niespokojnie, ale na szczęście się nie przebudził. Zaniósł go na górę i ostrożnie ściągając mu buty, w ubraniu położył do łóżka. Ula w tym czasie wysiadając z auta zaciągnęła się rześkim, nadmorskim powietrzem. Tego właśnie jej było trzeba. Szybko zbiegł po schodach, by wnieść dziewczynkę. Gdy tylko rozpiął pas i wyjął ją z fotelika, otworzyła zaspane oczka
- Śpij skarbie – szepnął – Zaniosę cię do sypialni. Mama będzie w pokoju naprzeciwko, dobrze – blondyneczka mruknęła coś niewyraźnie i wtulając się w jego pierś zasnęła mu na rękach. Ostrożnie ułożył dziewczynkę w łóżku i zostawił z Ulą. Gdy kobieta na palcach wychodziła z pokoju córki, Dobrzański wnosił właśnie jej walizkę. Otworzył sosnowe drzwi i wpuścił ją przodem – Mam nadzieję, że ci się spodoba. Ma oddzielną łazienkę – wskazał na drzwi – I wyjście na balkon . Jakby ci w nocy było za gorąco, to śmiało możesz otwierać okna. Wszędzie są zamontowane moskitiery, więc komary nie będą atakować. Łazienka dzieciaków jest na końcu korytarza.
- A ty gdzie będziesz spał? – zaciekawiła się. Co prawda nie zdążyła jeszcze do końca zwiedzić domu, ale na górze były cztery pomieszczenia, co stwierdziła po liczbie drzwi, a na dole znajdował się spory salon z otwartą kuchnią. Pomieszczenie pod schodami bardziej pasowało na łazienkę, niż małą sypialnię.
- Na kanapie w salonie. Jest bardzo wygodna – stanął naprzeciw niej i przez krótką chwilę tonęli w swoim spojrzeniu – Cieszę się, że zgodziłaś się tu ze mną przyjechać. Późno już, powinnaś się położyć. Dobranoc – wycofał się dwa kroki, ale zatrzymał go jej głos
- Cieszę się, że mnie tu zabrałeś. Dobranoc Marku – i ku jego ogromnej radości, ale i zaskoczeniu, na krótki moment złączyła ich wargi. Wyszedł z jej sypialni z uśmiechem na ustach.

Gdy się obudziła zegar wskazywał dopiero szóstą trzydzieści, a mimo to czuła się wypoczęta i pełna energii. Otulając ciało satynowym szlafrokiem wyszła na balkon, z którego rozpościerał się widok na plażę. Opierając się o barierkę zamknęła oczy i napawała się szumem morze.
- Dzień dobry – usłyszała wesoły głos dochodzący z dołu. Spojrzała w tamtym kierunku i dojrzała Dobrzańskiego, spacerującego na boso, z kubkiem parującego napoju po ogrodzie w piżamowych spodniach w kratę i białym podkoszulku – Skoro już wstałaś, to zapraszam na kawę – po chwili znalazła się obok niego na tarasie – Taka jak lubisz – podsunął jej zielone naczynie, a sam upił kolejny łyk z kubka z napisem ‘najlepszy tata na świecie’.
- Pięknie tu – odparła delektując się dawką kofeiny
- Zawsze twierdzę, że ważniejsze od miejsca jest towarzystwo – spojrzała na niego uważnie – Przepraszam. Chyba zaczynam cię osaczać
- Nie odnoszę takiego wrażenia
- To dobrze. Po prostu zależy mi na tobie i z jednej strony chciałabym coraz więcej, a z drugiej boję się, bo nie chcę tego zepsuć – przyznał szczerze
- Ja ci nie pozwolę tego zepsuć – zapewniła. Już chciał coś odpowiedzieć, gdy usłyszał dzwonek swojego telefonu
- Przepraszam, podjechał pan Andrzej. Wraz z żoną zajmuje się domkiem pod naszą nieobecność – wyjaśnił pospiesznie, zabierając ze stolika portfel – Przywiózł nam świeże bułeczki na śniadanie – puścił jej oko i ruszył w kierunku bramy.

Spędzili naprawdę bardzo udany dzień. Dzieciaki bawiły się w domku na drzewie i nawet Ula przestała drżeć o swoją córeczkę wdrapującą się po drabinie do środka, widząc z jaką troską asekuruje ją Jan. Rodzice siedząc na tarasie przytuleni, rozmawiali o wszystkim i o niczym. Obecność tej drugiej osoby nie ciążyła, wręcz przeciwnie. Cieszyli się, że są tam razem. Chłopiec i dziewczynka tak dobrze bawili się w swoim małym azylu, że nawet nie chcieli słyszeć o spacerze brzegiem morza. Dopiero, gdy Marek obiecał im gofry przystali niechętnie.
- Tato – podczas kolacji odezwał się junior – A czy my już zawsze będziemy przyjeżdżać tutaj w czwórkę? – Dobrzański spojrzał najpierw na wlepione w niego oczy blondyneczki, później spotkał wyczekujący wzrok syna, by ostatecznie zatonąć w śmiejących się do niego, a zarazem lekko zakłopotanych błękitnych oczach Uli.
- Bardzo bym tego chciał – odpowiedział dolewając Tosi soku
- Super! – krzyknęła dziewczynka
- My się chyba umawiałyśmy, że nie będziesz tak często używała tego słowa – spojrzała na córkę Ula
- Ja się po prostu mamusiu bardzo cieszę – wyszczerzyła się, ukazując swoje niekompletne uzębienie.

Dzieciaki już dawno spały, a oni wciąż siedzieli na tarasie, delektując się ciepłym wieczorem, ciszą i swoim towarzystwem.
- Dolać ci wina? – zapytał cicho, by nie burzyć tej wyjątkowej atmosfery
- Chcesz mnie upić? – zapytała spoglądając w jego oczy prowokująco
- Chce po prostu wypić z tobą butelkę świetnej Cavy, którą przywiozłem na specjalną okazję – odparł
- Zwykły wieczór na tarasie to dla ciebie specjalna okazja? – celowo udała zdziwienie
- Zwykłe wieczory spędzam sam, a nie w towarzystwie pięknej kobiety. A tym winem chce uczcić początek czegoś wyjątkowego, co się miedzy nami rodzi  – krótko musnął jej usta. Roześmiała się
- Czyli jednak chcesz mnie upić. Sądzisz, że będę łatwiejsza – zastanawiał się, czy celowo go prowokuje. Pokręcił głową ze śmiechem
- Nie zamierzam za pomocą wina zmuszać cię do czegokolwiek – rzekł poważnie – Nie ukrywam, że chciałby się z tobą kochać, co nie oznacza, że nie mogę poczekać – odstawiła kieliszek na szklany blat i wstała, wyciągając w jego kierunku rękę
- Nie musisz czekać – splótł ich palce i pozwolił, by poprowadziła ich na górę.

Okrył ich ciała cienką kołdrą i położył się obok wspierając głowę na ramieniu. Przyglądał się jej w milczeniu, a ona wybuchała śmiechem, przyciskając otwartą dłoń do ust, by nie zbudzić dzieci. Patrzył na nią zdezorientowany, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
- Przepraszam, chyba zaczyna mi odbijać – wyjaśniała, gdy nieco się uspokoiła – Od rozstania z Norbertem nie byłam z żadnym mężczyzną i już powoli zaczęłam zapominać, jakie to cudowne uczucie – spojrzał na nią z rozczuleniem
- Ja powoli też zacząłem zapominać, ile kobieta potrafi dać mężczyźnie rozkoszy – przyznał
- Chyba ci nie uwierzę, że od śmierci żony uskuteczniałeś celibat – spojrzała mu w oczy
- Nie uskuteczniałem – chrząknął nieco zestresowany, ale wiedział, że powinien być z nią szczery i powinien jej powiedzieć prawdę – Być może po tym, co usłyszysz zmienisz o mnie zdanie, bo nie cały czas byłem dobrym ojcem… ale chyba powinnaś wiedzieć – ona powiedziała mu prawdę o swoim małżeństwie, życiu, czas na jego chwilę prawdy – Po śmierci Pauliny odciąłem się od normalnego życia. Przestałem pracować, spotykać się z rodziną i przyjaciółmi. Na pół roku odsunąłem się od wszystkich. Zamknąłem się w domu i przeżywałem swoją żałobę. Sam sobie radziłem z Jankiem, reagując agresją na każdą próbę pomocy ze strony mojej mamy czy przyjaciół. Uznałem, że muszę opiekować się synem sam, że jestem to winny Pauli. Po kilku miesiącach zaczęło do mnie docierać, że ona już nie wróci, a ja muszę żyć dalej. Popadłem ze skrajności w skrajność. Na jakieś trzy miesiące niemal na stałe oddałem Jaśka rodzicom i zacząłem ostro odreagowywać ostatnie miesiące. Prawie każdy wieczór spędzałem w klubie, upijając się i lądując w hotelowym pokoju z inną dziewczyną. I wtedy Jasiek zachorował. Chyba miał zapalenie oskrzeli. Miał dziewięć, czy dziesięć miesięcy. Przyszło opamiętanie i doszedłem do wniosku, że życie, jakie prowadzę, nie ma sensu. Zrozumiałem, że muszę skupić się na dziecku, a nie odreagowywaniu swojej tragedii w bardzo głupi i niedojrzały sposób. Byłem ojcem, a syn mnie potrzebował – słuchała go uważnie, od czasu do czasu głaszcząc dłonią jego ramię, kark, policzek – Przez następne dwa lata czasem umawiałem się z kobietami od czasu do czasu, dwa razy w roku wyjeżdżałem z przyjacielem na urlop, szukając intensywnie zaspokojenia potrzeb. Szukałem sobie kobiety na dłużej, tylko, że one wszystkie były zainteresowane mną, moim łóżkiem i moim portfelem, a nie moim synem. Były moimi kochankami, które nie akceptowały mojego dziecka, tym samym dając mi do zrozumienia, że ta nasza znajomość jest na chwilę. Na początku może i mi się to podobało, ale na dłuższą metę… Zacząłem się zastanawiać co będzie za rok, dwa, gdy Janek podrośnie i zacznie rozumieć. W naszym domu co miesiąc, dwa będzie pojawiała się nowa ciocia, a mój syn zacznie zadawać niewygodne pytania. Nie chciałem, żeby na to patrzył i odpuściłem. Podjąłem decyzję, że moje życie osobiste może poczekać, a teraz najważniejszy jest syn, który się kształtuje i powinien mieć odpowiednie wzorce – zaimponował jej tym zdaniem – I wreszcie pojawiłaś się ty. Piękna, cudowna, inteligentna kobieta, która oprócz mężczyzny widziała we mnie ojca, która polubiła mojego syna. No i wpadłem po uszy – nie wprost, ale dał jej do zrozumienia, że się zakochał. To była dużo jaśniejsze wyznanie, niż stwierdzenie, że mu zależy, że jest dla niego ważna. Usiadła na nim i zaczęła obsypywać jego twarz i tors pocałunkami, inicjując kolejne zbliżenie.

Obudziła się, gdy na dworze było już jasno i ze smutkiem stwierdziła, że druga połowa łóżka jest pusta. Założyła koronkowe majtki, narzuciła na siebie nocną koszulkę i szlafrok i ruszyła w poszukiwaniu Marka. Już w połowie schodów usłyszała radosne rozmowy dochodzące z kuchni.
- To co, dżem truskawkowy czy nutella? – usłyszała głos swojego kochanka, który ubrany w jeansy i granatowe polo smażył naleśniki.
- Dżemik – odparła Tosia
- Nutella – odezwał się Janek
- Synu, ciebie to już nawet nie pytam. Doskonale znam twoje preferencje – puścił chłopcu oczko i wtedy ją dostrzegł. Stała z boku, obserwując ich z uśmiechem – Dzień dobry – rzekł, a w jego głosie pobrzmiewały nuty czułości
- Dzień dobry – podeszła bliżej cmokając w czubek głowy Tosię, a później Jaśka, by na koniec musnąć ustami policzek Dobrzańskiego – a co wy tu od rana robicie?
- Śniadanko!
- Tata jest mistrzem naleśników – dumnie rzekł chłopiec
- No oczywiście ten młody dżentelmen, przy wielkim wsparciu Antosi mnie przekupił. A ty na co masz ochotę? – wymownie spojrzał jej w oczy i widząc jej lekko zaróżowione policzki szybko wybawił ją z opresji – Dżem czy czekolada?
- Jeden taki, jeden taki – odparła, opierając się o kuchenny blat i z zaciekawieniem obserwowała, jak świetnie radzi sobie w kuchni
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – szepnął niskim głosem – Idźcie umyć ręce. Zaraz będziemy jeść – gdy tylko dzieci oddaliły się od stołu, wyłączył gaz i obejmując Ulę w pasie, przyciągnął do siebie, całując łapczywie – Wybacz, że zostawiałem cię rano samą, ale wolałem uniknąć ewentualnej, krępującej sytuacji. Obudziłem dzieciaki i zająłem je śniadaniem by przypadkiem Tosia nie wparowała do twojej sypialni. Niech się najpierw oswoją z naszymi pocałunkami, przytulaniem, a na wiadomość o wspólnym łóżku przyjdzie czas trochę później – wyjaśnił
- Masz rację. I dziękuję, że o tym pomyślałeś – musnęła jego usta – Co prawda chciałam się obudzić wtulona w ciebie, ale… - nie dał jej dokończyć
- To dopiero początek – te słowa zabrzmiały w jego ustach tak, jakby ślubował jej, że nie opuści jej aż do śmierci - Jeszcze będziesz miała dość tych wspólnych poranków
- Z tobą? W życiu – mocno ją do siebie przytulił
- A naleśniki? – usłyszeli za sobą zniecierpliwiony głos szatyna
- Boże, wychowałem małego łasucha-pasibrzucha – szepnął jej do ucha i sięgnął po talerz wywracając oczami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz