B

poniedziałek, 22 czerwca 2015

'Dwa plus dwa' VIII ost.

W koprodukcji z KaEm!




W sobotnie popołudnie stała na balkonie obserwując bawiące się w ogrodzie dzieci. Jasiek uczył Tosię posługiwać się zdalnie sterowanym helikopterem, który dostał w ubiegłym tygodniu. Co prawda jego dziewiąte urodziny wypadały dopiero w niedzielę, ale wujek Aleks z powodu wakacyjnego wyjazdu odwiedził siostrzeńca tydzień wcześniej, wręczając prezent. Patrząc na bawiące się dzieciaki przypomniała sobie ich pierwszy, wspólny wyjazd do Sopotu. Janek i Antosia rosły, zmieniały się ich zainteresowania i pasje, a mimo to niezmiennie całą czwórką uwielbiali jeździć do sosnowego domku nad brzegiem Bałtyku. I nawet najbardziej egzotyczne wakacje na Dominikanie, na które uparł się Marek w ubiegłym roku, nie mogły się równać z chwilami spędzonymi nad polskim morzem. To tam zaczynali się stawać rodziną. Wyciągnęła przed siebie dłoń i spojrzała na mieniącą się na palcu obrączkę. Uśmiechnęła się pod nosem. Marek był świetnym ojcem, wspaniałym partnerem i wymarzonym mężem. Po rozstaniu z Norbertem nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że będzie jeszcze szczęśliwa z mężczyzną. Była. Marek dawał jej nie tylko miłość i uwielbienie, ale przede wszystkim pewność i poczucie bezpieczeństwa. Wiedziała, że może na nim polegać w każdej sytuacji i że rodzina jest dla niego najważniejsza. Dzieci ich związek przyjęły jak coś naturalnego, nieuniknionego. Szybko przeszły nad tym do porządku dziennego, szczęśliwe, że oprócz mamy i taty mają teraz na co dzień również wujka i ciocię. Pamięcią wróciła do dnia ich ślubu. Pobrali się w kolejne wakacje. Zgodnie stwierdzili, że nie chcą hucznej imprezy, że ten wyjątkowy dzień chcą dzielić tylko z najbliższymi, że ta ceremonia ma mieć bardzo intymny charakter. I taka też była. Pobrali się w ogrodzie ich nowego domu. Tosia sypała kwiatki prowadząc ich w stronę urzędnika. Janek dumnie trzymał obrączki. To oni i ich dzieci były tego dnia najważniejsi. Swoim szczęściem tego dnia dzielili się tylko z rodzicami, rodzeństwem Uli, Aleksem i ich świadkami – Dorotą i Sebastianem. Była szczęśliwa.

Kolejne, wypchane po brzegi pudła lądowały na środku salonu. Firma przeprowadzkowa błyskawicznie przewoziła ich rzeczy z mieszkania Uli i domu Marka. Pamiętała swoje zaskoczenie, gdy kilka tygodni po zaręczynach Marek zakomunikował jej, że kupuje dom. Nowy, ich wspólny, gdzie każdy znajdzie swoje miejsce. W pierwszej chwili uznawała to za zbyteczną fanaberie. Dom na Sadybie w przeciwieństwie do jej mieszkania, wydawał się odpowiedni by pomieścić cztery osoby. On się jednak upierał, chcąc tą przeprowadzką podkreślić, że oboje zaczynają nowy etap życia. Zgodziła się, choć nie przypuszczała, że ta zamiana lokum będzie tak mordercza. Na trzy tygodnie przed ceremonią rozpoczęli przeprowadzkę. Razem z Markiem wzięli dwa dni urlopu, by uporządkować wszystko. Dzieci zostały u jego rodziców w Zalesiu. Dochodziła dwudziesta, gdy ledwo żywa opadła na sofę. Krzywiąc się liczyła pudła, które czekały jeszcze na swoją kolej. Do rozpakowania zostały rzeczy Jaśka i większość wyposażenia kuchni. Wiedziała, że nie da rady nic już dzisiaj zrobić, że marzy jedynie o gorącej kąpieli, która rozluźni jej nadciągnięte mięśnie. Marek szamotał się jeszcze w garderobie przy drzwiach wejściowych, by po chwili dołączyć do niej dzierżąc w ręku niewielki przedmiot.
- Kochanie – zaczął, chrząkając cicho
- Yhmmm – mruknęła spod półprzymkniętych powiek
- Wiem, że tym pytaniem być może wprawię cię w zakłopotanie i postawię w niezręcznej sytuacji, ale – urwał na chwilę, by wziąć głębszy oddech. Zaniepokojona jego tonem głosu otworzyła oczy i przyjrzała się mu uważnie. Trzymał w ręku ramkę ze zdjęciem swojej żony - Czy będzie ci przeszkadzało, że gdzieś w domu będzie stała fotografia Pauliny? Myślałem o półce nad kominkiem albo o pokoju Jaśka. Wiesz, to nie chodzi o mnie – zaczął się tłumaczyć lekko zakłopotany – Po prostu chcę, żeby chociaż dzięki temu zdjęciu Jan wiedział, jak wyglądała jego matka
- Kochanie – przytuliła głowę do jego ramienia, a dłonią zaczęła delikatnie masować mu kark – Jak mogłeś pomyśleć, że będzie mi to przeszkadzać? Uważam, że jej zdjęcie powinno stać tutaj. Ze względu na Janka, ale także na ciebie. Przecież ja mam świadomość, że ona zawsze będzie dla ciebie ważna. To twoja pierwsza żona, matka twojego syna i nie wymagam od ciebie tego, że będąc ze mną, musisz zapomnieć o niej. Każde z nas ma za sobą jakiś etap. Ja jestem kobietą po przejściach, ty mężczyzną z przeszłością, a teraz razem, tworzymy coś nowego. Wiem, że w pewnym sensie zawsze będziesz ją kochał – spojrzała w jego oczy – i wcale nie jestem o to zazdrosna – posłał jej wdzięczny uśmiech – Co innego o te mizdrzące się do ciebie modelki – robiąc groźną minę spojrzała na niego wymownie.
- Nie mają z tobą szans – szepnął wprost w jej usta i odkładając zdjęcie, mocno do siebie przytulił, całując namiętnie. 

Poczuła w pasie oplatające ją ramiona. Głowa jej męża wylądowała na jej ramieniu, a szyje omiótł ciepły oddech.
- Dzwonili z cukierni. Dopadła ich awarię pieca i tort będzie do odebrania dopiero jutro, koło dwunastej. Dobrze, że zaprosiłaś gości na trzecią, bo byśmy mieli problem – musnął ustami jej policzek – Co tak się zapatrzyłaś skarbie?
- Lubię obserwować, jak się razem bawią. Z jaką cierpliwością Janek tłumaczy i pokazuje wszystko Tosi i jak bardzo ona jest w niego zapatrzona. Ma w nim autorytet i poczucie, że zawsze może na brata liczyć.
- To prawda. I czasem się dziwię, że jeszcze się nie zaczęli sprzeczać. Ja nie miałem takich doświadczeń, ale wiem, że moi koledzy z podstawówki niekiedy ostro się kłócili z rodzeństwem. A rękoczyny i dokuczanie były na porządku dziennym – zaśmiał się pod nosem
- Chyba bardzo doceniają rodzinę, którą im stworzyliśmy – mruknęła, pamięcią powracając do wydarzeń sprzed czterech miesięcy, gdy w ich domu pojawił się nowy członek rodziny. Mimowolnie uśmiech pojawił się na jej twarzy.

Dobrzański dumnie wniósł do domu brązowe nosidełko. Zdecydowali się na uniwersalny kolor, gdyż do końca nie znali płci dziecka. Chcieli mieć niespodziankę.
Marek był przy niej podczas każdej wizyty lekarskiej, do znudzenia przypominając lekarce, by przez przypadek nie wyjawiła im, czy powitaj na świecie córkę, czy syna. Kompletnie oszalał na punkcie tego dziecka. Zresztą to on poruszył temat powiększenia rodziny. Ula z tyłu głowy wciąż miała sytuację z Norbertem, który również chciał dziecka, a później zmienił zdanie, jednak miała pewność, że z Markiem będzie inaczej. Na każdym kroku jej udowadniał, że zależy mu na niej, na Tosi i na ich rodzinie. Szybko przestali się zabezpieczać i już po kilku miesiącach z dumą zaprezentowała mu test ciążowy.
W salonie czekały na nich dzieci w towarzystwie pani Wandy.
- Już są, już są – rozległ się pisk dziewczynki
- Tylko cicho – upomniała je starsza pani – Bo przestraszycie dzidziusia i zacznie płakać – Marek postawił nosidełko na niskiej ławie
- To jest wasz brat Bruno – oznajmił z dumą, prezentując chłopca o krótkich, ciemnych włosach, który smacznie spał
- Ale super – z trudem tłumił głos Janek. Najwyraźniej chłopiec z bujnymi lokali przejął słownictwo od blondyneczki – Zawsze chciałem mieć młodszego brata
- Zaraz – oburzyła się Tosia – jak to brata? Mnie zawsze powtarzałeś, że chciałeś mieć młodszą siostrę – splotła na piersiach ręce i zaczęła nerwowo tupać nogą – I co? – Dobrzańscy obserwowali tę scenę z zaciekawieniem, z trudem hamując śmiech
- Jedno nie zaprzecza drugiemu – wyjaśnił – Chciałem mieć i młodszego brata i młodszą siostrę. Chciałem mieć dużą rodzinę. A poza tym spójrz, mój brat, to także twój brat, więc teraz jeszcze bardziej jesteśmy rodzeństwem
- No masz rację. Fajnie, że mamy wspólnego brata – szepnęła nachylając się nad nosidełkiem i z uwagą przyglądając śpiącemu niemowlęciu

- To może teraz mała Dobrzańska do kompletu, żeby Tosia nie czuła się zdominowana przez mężczyzn - sugestywnie uniósł brwi do góry
- O nie, nie mój drogi – pokiwała palcem – Jeszcze nie wyszłam z jednych pieluch i kaszek i mam wejść w kolejne? Dwa plus dwa dało pięć i to jest bardzo dobry rachunek – widząc smutek w oczach męża dodała z tajemniczym uśmiechem – Przynajmniej na razie. Możemy się umówić, że wrócimy do tej rozmowy za rok – twarz szatyna momentalnie się rozpromieniła i już miał wpić się w usta żony, gdy rozległ się płacz – No i widzisz. Twój syn domaga się jedzenia. U was to chyba rodzinne, że nie można was nakarmić. Poczynając od ciebie, przez Janka, na juniorze kończąc – musnęła wargami czubek jego nosa i zniknęła w sypialni. Roześmiał się szczęśliwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz