W koprodukcji z KaEm!
W
sobotnie popołudnie stała na balkonie obserwując bawiące się w ogrodzie dzieci.
Jasiek uczył Tosię posługiwać się zdalnie sterowanym helikopterem, który dostał
w ubiegłym tygodniu. Co prawda jego dziewiąte urodziny wypadały dopiero w
niedzielę, ale wujek Aleks z powodu wakacyjnego wyjazdu odwiedził siostrzeńca tydzień
wcześniej, wręczając prezent. Patrząc na bawiące się dzieciaki przypomniała
sobie ich pierwszy, wspólny wyjazd do Sopotu. Janek i Antosia rosły, zmieniały
się ich zainteresowania i pasje, a mimo to niezmiennie całą czwórką uwielbiali
jeździć do sosnowego domku nad brzegiem Bałtyku. I nawet najbardziej egzotyczne
wakacje na Dominikanie, na które uparł się Marek w ubiegłym roku, nie mogły się
równać z chwilami spędzonymi nad polskim morzem. To tam zaczynali się stawać
rodziną. Wyciągnęła przed siebie dłoń i spojrzała na mieniącą się na palcu
obrączkę. Uśmiechnęła się pod nosem. Marek był świetnym ojcem, wspaniałym
partnerem i wymarzonym mężem. Po rozstaniu z Norbertem nawet w najśmielszych
snach nie przypuszczała, że będzie jeszcze szczęśliwa z mężczyzną. Była. Marek
dawał jej nie tylko miłość i uwielbienie, ale przede wszystkim pewność i
poczucie bezpieczeństwa. Wiedziała, że może na nim polegać w każdej sytuacji i
że rodzina jest dla niego najważniejsza. Dzieci ich związek przyjęły jak coś
naturalnego, nieuniknionego. Szybko przeszły nad tym do porządku dziennego,
szczęśliwe, że oprócz mamy i taty mają teraz na co dzień również wujka i
ciocię. Pamięcią wróciła do dnia ich ślubu. Pobrali się w kolejne wakacje.
Zgodnie stwierdzili, że nie chcą hucznej imprezy, że ten wyjątkowy dzień chcą
dzielić tylko z najbliższymi, że ta ceremonia ma mieć bardzo intymny charakter.
I taka też była. Pobrali się w ogrodzie ich nowego domu. Tosia sypała kwiatki
prowadząc ich w stronę urzędnika. Janek dumnie trzymał obrączki. To oni i ich
dzieci były tego dnia najważniejsi. Swoim szczęściem tego dnia dzielili się
tylko z rodzicami, rodzeństwem Uli, Aleksem i ich świadkami – Dorotą i
Sebastianem. Była szczęśliwa.
Kolejne, wypchane po brzegi pudła lądowały
na środku salonu. Firma przeprowadzkowa błyskawicznie przewoziła ich rzeczy z
mieszkania Uli i domu Marka. Pamiętała swoje zaskoczenie, gdy kilka tygodni po
zaręczynach Marek zakomunikował jej, że kupuje dom. Nowy, ich wspólny, gdzie
każdy znajdzie swoje miejsce. W pierwszej chwili uznawała to za zbyteczną
fanaberie. Dom na Sadybie w przeciwieństwie do jej mieszkania, wydawał się
odpowiedni by pomieścić cztery osoby. On się jednak upierał, chcąc tą
przeprowadzką podkreślić, że oboje zaczynają nowy etap życia. Zgodziła się,
choć nie przypuszczała, że ta zamiana lokum będzie tak mordercza. Na trzy
tygodnie przed ceremonią rozpoczęli przeprowadzkę. Razem z Markiem wzięli dwa
dni urlopu, by uporządkować wszystko. Dzieci zostały u jego rodziców w Zalesiu.
Dochodziła dwudziesta, gdy ledwo żywa opadła na sofę. Krzywiąc się liczyła
pudła, które czekały jeszcze na swoją kolej. Do rozpakowania zostały rzeczy
Jaśka i większość wyposażenia kuchni. Wiedziała, że nie da rady nic już dzisiaj
zrobić, że marzy jedynie o gorącej kąpieli, która rozluźni jej nadciągnięte
mięśnie. Marek szamotał się jeszcze w garderobie przy drzwiach wejściowych, by
po chwili dołączyć do niej dzierżąc w ręku niewielki przedmiot.
- Kochanie – zaczął, chrząkając cicho
- Yhmmm – mruknęła spod półprzymkniętych
powiek
- Wiem, że tym pytaniem być może wprawię cię
w zakłopotanie i postawię w niezręcznej sytuacji, ale – urwał na chwilę, by
wziąć głębszy oddech. Zaniepokojona jego tonem głosu otworzyła oczy i
przyjrzała się mu uważnie. Trzymał w ręku ramkę ze zdjęciem swojej żony - Czy
będzie ci przeszkadzało, że gdzieś w domu będzie stała fotografia Pauliny?
Myślałem o półce nad kominkiem albo o pokoju Jaśka. Wiesz, to nie chodzi o mnie
– zaczął się tłumaczyć lekko zakłopotany – Po prostu chcę, żeby chociaż dzięki
temu zdjęciu Jan wiedział, jak wyglądała jego matka
- Kochanie – przytuliła głowę do jego
ramienia, a dłonią zaczęła delikatnie masować mu kark – Jak mogłeś pomyśleć, że
będzie mi to przeszkadzać? Uważam, że jej zdjęcie powinno stać tutaj. Ze
względu na Janka, ale także na ciebie. Przecież ja mam świadomość, że ona
zawsze będzie dla ciebie ważna. To twoja pierwsza żona, matka twojego syna i
nie wymagam od ciebie tego, że będąc ze mną, musisz zapomnieć o niej. Każde z
nas ma za sobą jakiś etap. Ja jestem kobietą po przejściach, ty mężczyzną z
przeszłością, a teraz razem, tworzymy coś nowego. Wiem, że w pewnym sensie
zawsze będziesz ją kochał – spojrzała w jego oczy – i wcale nie jestem o to
zazdrosna – posłał jej wdzięczny uśmiech – Co innego o te mizdrzące się do
ciebie modelki – robiąc groźną minę spojrzała na niego wymownie.
- Nie mają z tobą szans – szepnął wprost w
jej usta i odkładając zdjęcie, mocno do siebie przytulił, całując
namiętnie.
Poczuła
w pasie oplatające ją ramiona. Głowa jej męża wylądowała na jej ramieniu, a
szyje omiótł ciepły oddech.
-
Dzwonili z cukierni. Dopadła ich awarię pieca i tort będzie do odebrania
dopiero jutro, koło dwunastej. Dobrze, że zaprosiłaś gości na trzecią, bo byśmy
mieli problem – musnął ustami jej policzek – Co tak się zapatrzyłaś skarbie?
-
Lubię obserwować, jak się razem bawią. Z jaką cierpliwością Janek tłumaczy i
pokazuje wszystko Tosi i jak bardzo ona jest w niego zapatrzona. Ma w nim
autorytet i poczucie, że zawsze może na brata liczyć.
- To
prawda. I czasem się dziwię, że jeszcze się nie zaczęli sprzeczać. Ja nie
miałem takich doświadczeń, ale wiem, że moi koledzy z podstawówki niekiedy ostro
się kłócili z rodzeństwem. A rękoczyny i dokuczanie były na porządku dziennym –
zaśmiał się pod nosem
-
Chyba bardzo doceniają rodzinę, którą im stworzyliśmy – mruknęła, pamięcią
powracając do wydarzeń sprzed czterech miesięcy, gdy w ich domu pojawił się
nowy członek rodziny. Mimowolnie uśmiech pojawił się na jej twarzy.
Dobrzański dumnie wniósł do domu brązowe
nosidełko. Zdecydowali się na uniwersalny kolor, gdyż do końca nie znali płci
dziecka. Chcieli mieć niespodziankę.
Marek był przy niej podczas każdej wizyty
lekarskiej, do znudzenia przypominając lekarce, by przez przypadek nie wyjawiła
im, czy powitaj na świecie córkę, czy syna. Kompletnie oszalał na punkcie tego
dziecka. Zresztą to on poruszył temat powiększenia rodziny. Ula z tyłu głowy
wciąż miała sytuację z Norbertem, który również chciał dziecka, a później
zmienił zdanie, jednak miała pewność, że z Markiem będzie inaczej. Na każdym
kroku jej udowadniał, że zależy mu na niej, na Tosi i na ich rodzinie. Szybko
przestali się zabezpieczać i już po kilku miesiącach z dumą zaprezentowała mu
test ciążowy.
W salonie czekały na nich dzieci w towarzystwie
pani Wandy.
- Już są, już są – rozległ się pisk
dziewczynki
- Tylko cicho – upomniała je starsza pani –
Bo przestraszycie dzidziusia i zacznie płakać – Marek postawił nosidełko na
niskiej ławie
- To jest wasz brat Bruno – oznajmił z dumą,
prezentując chłopca o krótkich, ciemnych włosach, który smacznie spał
- Ale super – z trudem tłumił głos Janek. Najwyraźniej
chłopiec z bujnymi lokali przejął słownictwo od blondyneczki – Zawsze chciałem
mieć młodszego brata
- Zaraz – oburzyła się Tosia – jak to brata?
Mnie zawsze powtarzałeś, że chciałeś mieć młodszą siostrę – splotła na
piersiach ręce i zaczęła nerwowo tupać nogą – I co? – Dobrzańscy obserwowali tę
scenę z zaciekawieniem, z trudem hamując śmiech
- Jedno nie zaprzecza drugiemu – wyjaśnił –
Chciałem mieć i młodszego brata i młodszą siostrę. Chciałem mieć dużą rodzinę.
A poza tym spójrz, mój brat, to także twój brat, więc teraz jeszcze bardziej
jesteśmy rodzeństwem
- No masz rację. Fajnie, że mamy wspólnego brata
– szepnęła nachylając się nad nosidełkiem i z uwagą przyglądając śpiącemu
niemowlęciu
- To
może teraz mała Dobrzańska do kompletu, żeby Tosia nie czuła się zdominowana
przez mężczyzn - sugestywnie uniósł brwi do góry
- O
nie, nie mój drogi – pokiwała palcem – Jeszcze nie wyszłam z jednych pieluch i
kaszek i mam wejść w kolejne? Dwa plus dwa dało pięć i to jest bardzo dobry
rachunek – widząc smutek w oczach męża dodała z tajemniczym uśmiechem –
Przynajmniej na razie. Możemy się umówić, że wrócimy do tej rozmowy za rok –
twarz szatyna momentalnie się rozpromieniła i już miał wpić się w usta żony,
gdy rozległ się płacz – No i widzisz. Twój syn domaga się jedzenia. U was to
chyba rodzinne, że nie można was nakarmić. Poczynając od ciebie, przez Janka,
na juniorze kończąc – musnęła wargami czubek jego nosa i zniknęła w sypialni. Roześmiał się szczęśliwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz