B

poniedziałek, 26 stycznia 2015

'Kto, jak nie Ty' VIII

Trochę dziwnie wyglądali stojąc razem pod blokiem operacyjnym. Górecki towarzyszył Uli od rana, podtrzymując ją na duchu i zapewniając, że wszystko będzie dobrze. Dobrzański dołączył kwadrans temu, zostawiając dzieci pod opieką matki. Czuł, że musi przyjechać, że musi się upewnić, że wszystko przebiegło bez komplikacji. Nie chciał bezczynnie czekać na ewentualny telefon od Alicji, który mógłby nastąpić dopiero wieczorem. Taka była kolej rzeczy. Artur poinformowałby Milewską, a ta być może w przypływie troski o dzieci zadzwoniłaby do niego. Oprócz chłodnego powitania nie zamienili ze sobą słowa, w napięciu oczekując, aż drzwi bloku operacyjnego się otworzą.  Kwadrans przed trzynastą wywieźli ją. Spała, okryta białą, szpitalną pościelą. Chwilę później na korytarzu pojawił się profesor Mikołowski w towarzystwie swojego asystenta.
- Panie profesorze, i jak? – zapytał Górecki
- Wszystko zgodnie z planem – odparł lakonicznie i chciał ich wyminąć
- Proszę mnie nie zbywać – rzekł dość ostro – Wyciął pan guz, węzły chłonne, rozumiem, że teraz będzie już tylko lepiej
- Panowie – westchnął i spojrzał w kierunku milczącego Marka – Ja nie wiem, czy mogę z wami rozmawiać na ten temat. Ja wiem, że pojawialiście się tutaj u pacjentki, ale… - nie dokończył, bo aktor wtrącił się
- Jestem jej partnerem
- A ja byłym mężem, który za chwilę pojedzie do domu, do dwóch małych chłopców, którzy dopytują kiedy wróci mama – rzekł Dobrzański – I muszę wiedzieć, co mam im odpowiedzieć, żeby później nie czuli się oszukani.
- Dobrze, zapraszam – wskazał ręką gabinet. Gdy we trzej rozsiedli się na tapicerowanych krzesłach profesor zaczął swój monolog – Operacja przebiegła bez komplikacji. Usunąłem pierś i sąsiadujące węzły chłonne. Pacjentka została przewieziona na salą pooperacyjną w ogólnym stanie dobrym, z prawidłowym ciśnieniem. Dzisiaj z pewnością cały czas będzie spać po narkozie. Jutro zostanie przewieziona do swojej sali. Również na jutro zaplanowana jest konsultacja z psychologiem. Pani Urszula co prawda była poinformowana o mastektomii, zgodziła się na nią, jasno określając swoje priorytety, jednak taka rozmowa zwykle bardzo się przydaje. Będziemy obserwować postępy w gojeniu i wówczas podejmiemy decyzję o dacie rozpoczęcia radioterapii. Generalnie moglibyśmy z niej zrezygnować, bo zwykle przy całościowym usunięciu sutka się tego nie praktykuje, ale wolę dmuchać na zimne – mężczyźni uważnie słuchali każdego słowa
- Czyli generalnie nie może mi pan powiedzieć kiedy Ula zostanie wypisana – dopytywał Artur
- Wie pan – podrapał się po brodzie pokrytej siwym zarostem – Tu nie ma określonego harmonogramu i ja nie mogę panu powiedzieć z pełnym przekonaniem, że wypiszemy pacjentkę dwudziestego czwartego w południe. Plan na najbliższe dni jest taki, jutro rozmowa z psychologiem, w trzeciej, bądź czwartej dobie po operacji rozpoczynamy rehabilitację – wyjaśniał spokojnym tonem - Po usunięciu węzłów chłonnych jest ona niezbędna i będzie musiała być kontynuowana przez dłuższy okres czasu, również po wyjściu pacjentki do domu. W zależności od stanu chorej będziemy wdrażać radioterapię, później nastąpi operacja rekonstrukcji, gdyż wiem, że pani Urszuli bardzo zależy na tym zabiegu. Gdyby nie radioterapia, rekonstrukcję mógłbym wykonać od razu tuż po amputacji sutka, ale może to i lepiej. Pani Dobrzańska będzie miała czas na oswojenie się sytuacją i podjęcie słusznej decyzji. Wówczas można byłoby wykonać dwie rekonstrukcje podczas jednego zabiegu
- Dwie? – zmarszczył brwi prezes
- Nie ukrywam, że będę rekomendował żonie usunięcie drugiej piersi – oczy obu mężczyzn były wielkości pięciozłotówek – Takie zabiegi prewencyjne są coraz popularniejsze. Ma to na celu wyeliminowanie możliwości pojawienia w przyszłości zmian, choćby o łagodnym charakterze. Poza tym jest również inny plus, estetyczny. Gdy wykonywana jest rekonstrukcja jednej piersi, zwykle różni się ona od tej naturalnej. Wielkością, kształtem. Nawet najlepszy chirurg plastyk nie dobierze idealnego implantu – widząc miny swoich gości kontynuował – Panowie, jesteśmy tu w swoim gronie – zaśmiał się pod nosem, chcąc nieco rozładować atmosferę – Owszem, bardzo cenimy sobie ten element wyglądu zewnętrznego kobiety, ubóstwiamy piersi, ale nikt nie powiedział, że koniecznie muszą być naturalne. Przecież zabiegi powiększania dotyczą coraz większej grupy kobiet w naszym kraju. Są wykonywane wyłącznie po to, by piersi wyglądały lepiej optycznie, by kobieta była pewniejsza siebie, by nam zaimponować, skusić nas – spojrzał na nich wymownie – A w tej sytuacji jeśli implant ma spowodować to, że matka – spojrzał na Marka, by po chwili przenieść wzrok na Artura – i partnerka będzie cieszyła się długim zdrowiem, to nie ma co debatować nad wyższością natury nad silikonem – zgodnie kiwnęli głowami – No właśnie
- Ale wówczas automatycznie nie ma możliwości karmienia piersią – odezwał się Górecki, na twarzy którego było widać całą paletę emocji. Profesor zmarszczył brwi i przypatrywał mu się zaciekawiony – Przed wiadomością o chorobie rozmawialiśmy o dziecku – Dobrzański gwałtownie odwrócił głowę w kierunku swojego towarzysza i pozostając w głębokim szoku wstrzymał oddech – Zależało nam na powiększeniu rodziny.
- Panie Arturze, w gruncie rzeczy jedno nie wyklucza drugiego. Obecnie na rynku mamy całą paletę tak zwanego mleka zastępczego. Znam wiele kobiet, które sięgają po nie choćby ze względów estetycznych. Obawiają się, że przez karmienie ich biust będzie bardziej obwisły. Często są zmuszone zrezygnować z karmienia piersią, bo alergie, bo dziecko ma katar i nie chce ssać sutka, a nie chcą poddawać się procedurze ściągania pokarmu. Generalnie jest wiele powodów. Te produkty z każdym kolejnym rokiem są udoskonalane i nie można twierdzić, że mają gorsze wartości od mleka matki. Także zanim zaczniecie państwo starania z pewnością na rynku będzie jeszcze bogatsza oferta. Bo oczywiście liczy się pan z tym, że wasze plany muszą zostać zdecydowanie przesunięte w czasie – spojrzał na mężczyznę uważnie
- Naturalnie – przyznał – Nie wiem tylko na jak długo, a w gruncie rzeczy to bez znaczenia. Ważne, żeby Ula wróciła do zdrowia – uśmiechnął się blado. Dobrzański siedział z zaciętą miną uparcie wpatrując się w historię choroby niejakiej Janiny Rzaklickiej, rocznik czterdziesty siódmy.
- Może ja od razu tutaj wyjaśnię, żeby nie było niedomówień – lecznicze okulary z czubka głowy wylądowały na kopercie z nazwiskiem ów Janiny. Dobrzański niechętnie skupił teraz wzrok na granatowym krawacie profesora – Z powodów obiektywnych zalecamy pacjentkom odłożenie decyzji o ciąży na kilka lat. Im pacjentka młodsza, tym okres między chorobą, a ciążą może być dłuższy, a tym samym jest bezpieczniej. O ile u pani Urszuli wszystko będzie przebiegało szczęśliwie i zgodnie z naszymi założeniami, to takie minimum minimorum to dwa lata.
- Rozumiem – kiwnął głową. Dziękując za rozmowę obaj opuścili gabinet lekarza. Dobrzański bez słowa ruszył w kierunku wyjścia. Artur skierował się w stronę automatu z napojami. Musiał się napić, bo czuł, że z nadmiaru emocji zasycha mu w gardle.

- Jak się czujesz? – zapytał siadając obok jej łóżka. Kilka minut po dwunastej przewieźli ją ponownie do sali numer siedem.
- Trochę obolała i nie mogę podnosić ręki do góry – rzekła cicho – Za to wyspałam się za wszelkie czasy – posłała mu blady uśmiech
- Próbujesz być dowcipna, to dobry znak – uśmiechnął się i musnął ustami jej prawą dłoń
- Wolę się śmiać, niż płakać. Artur – spojrzała w jego smutne oczy – ja zostanę tu jeszcze wiele dni. Czeka mnie rehabilitacja, później kolejna operacja rekonstrukcji – obrzucił ją lekko zaskoczonym spojrzeniem. Najwyraźniej profesor nie rozmawiał z nią jeszcze o swoich planach – nie możesz tu siedzieć cały czas.
- Chcesz mi zabronić? – zapytał z udawanym oburzeniem
- Nie. Po prostu chcę, żebyśmy zaczęli żyć normalnie. Zacznij pracować. Zacznij jeździć na castingi. Owszem, jesteśmy razem, ale wiem, że kariera jest dla ciebie równie ważna. Nie rezygnuj z pracy dla mnie. Ja mam tu świetną opiekę.
- Dobrze, już dobrze – westchnął – Jeszcze za mną zatęsknisz, zobaczysz – ze śmiechem pogroził jej palcem.

Przeczytał Leonowi ulubioną bajkę o smoku i dzielnym rycerzu i okrywając go szczelnie kołdrą wyszedł z pokoju. Swoje kroki skierował prosto do barku. Niestety nie znalazł nic mocniejszego, więc nalał sobie kieliszek Cabernet Sauvignon i zabierając ze sobą butelkę usiadł na sofie. Musiał przemyśleć kilka spraw. Po pierwsze kwestia chłopców. Coraz gorzej znosili nieobecność mamy. Co prawda Ula dzwoniła do nich raz dziennie, czasami nawet częściej, ale telefon to nie to samo. Wciąż dopytywali kiedy wróci mama. Umawiali się z Ulą, że nic im nie powie o jej chorobie, że nie przywiezie ich do szpitala, by nie oglądali innych chorych, ale z każdym dniem mocniej utwierdzał się w przekonaniu, że tak się nie da. Pewnego dnia będzie musiał ich zabrać ze sobą. Chłopaki nigdy nie przeżywali tak nieobecności mamy, bo po pierwsze zwykle rozstawali się z nią na trzy, góra pięć dni. Nie wiadomo było, jak długo to potrwa tym razem. Jedno było pewne, dla ich synów za długo. Leo był jeszcze mały, niewiele rozumiał, ale Roch… Ani tata, ani mama nie potrafili mu powiedzieć konkretnie kiedy znów Dobrzańska pojawi się w domu, będzie tuliła, gdy się skaleczy i będzie robiła naleśniki, a brak konkretnej daty tylko pogłębiał jego frustrację. Poza tym Marek dochodził teraz do wniosku, że jego przeprowadzka tutaj była błędem. Może gdyby zabrał chłopców na wakacje łatwiej by im było znieść tę rozłąkę. Zajęci poznawaniem nowych miejsc, nowymi wyzwaniami nie tęskniliby tak bardzo. Ula chciała zadbać o ich komfort psychiczny, ale chyba odniosła odwrotny efekt. Myślami powędrował teraz w kierunku Darii. Kolejny nieudany związek na jego koncie. ‘Ja się chyba do związków nie nadaję’ szepnął pod nosem. Miał świadomość, że skrzywdził ją. Gorzko zaśmiał się pod nosem. ‘Kolejna skrzywdzona kobieta na moim koncie. Pięknie!’. Błędem było to, że w ogóle pozwolił na ich bliższą relację. Dla niego było to tylko kilka spotkań i kolacji ze śniadaniem. Ona uparcie dążyła do związku. Od początku doskonale zdawał sobie sprawę, że oprócz sympatii i seksu nie może jej nic zaoferować, a mimo to brnął to dalej, dając jej nadzieję, że kiedyś stworzą trwały i poważny związek. ‘Nie moja wina, że nie potrafiłem jej pokochać’ – wlał w siebie kolejny kieliszek trunku. Miał świadomość, że prawdziwie potrafił pokochać tylko Ulę, a i tak to spieprzył. Do dnia dzisiejszego pluł sobie w brodę, że dał się wkręcić w ten romans z Klaudią. Gdyby nie to chwilowe zaćmienie umysłu i myślenie penisem, a nie sercem byłby wciąż szczęśliwym mężem i ojcem na pełen etat. Spędzając teraz czas z chłopcami zaczęło do niego docierać z pełną mocną, jak wiele traci każdego dnia.

- Przykro mi pani Urszulo – usłyszał głos profesora, gdy w poniedziałkowe popołudnie uchylił drzwi jej sali. Niemal w progu minął się z lekarzem, który przywitał go uściskiem dłoni. Spojrzał na Ulę i zobaczył na jej twarzy niepokój.
- Ula, co się stało? – wpatrując się w nią intensywnie, stanął nad szpitalnym łóżkiem
- Właśnie się dowiedziałam, że mój przypadek ma przejąć jakiś inny lekarz – mówiła powoli, wciąż przetrawiając informacje
- Bo? – ponaglił ją. Sam nie krył zaskoczenia tą informacją.  
- Profesor odchodzi. To jego ostatni dzień pracy tutaj – rzekła wyraźnie zmartwiona – Jeszcze dwa dni temu rozmawialiśmy o ewentualnym usunięciu drugiej piersi prewencyjnie. Miał się tego podjąć. Mam do niego zaufanie, a teraz…. – westchnęła – Marek, boję się – spuściła głowę, jakby wstydząc się swoich słów
- Porozmawiam z nim.

- Profesorze, mogę? – starszy mężczyzna zaprosił go gestem dłoni – Co to za zmiany?
- Byłem zmuszony zrezygnować z pracy tutaj – rzekł wyraźnie niezadowolony – Wiem, że zostawiam wiele niedokończonych spraw, a moje pacjentki są w trakcie leczenia, ale nie mam innego wyjścia – Dobrzański przypatrywał mu się uważnie – W zasadzie to nie pozostawiono mi wyboru – wstał z miejsca i nerwowo zaczął krążyć po gabinecie
- Ula mówiła, że jeszcze wczoraj planował pan kolejną operację – profesor westchnął i ściągnął marynarkę, która chwilę później wylądowała na oparciu krzesła
- To prawda, ale… Widzi pan, od kilku miesięcy jestem skonfliktowany z dyrekcją szpitala. Zresztą nie tylko ja, ale wielu moich kolegów. Przychodzimy tutaj, żeby pracować, żeby leczyć ludzi, ratować ludzkie życie, a nie żeby po prostu być. Moja wiedza, moje doświadczenie nie pozwala mi na siedzenie z założonymi rękami. A moja praca niestety generuje koszty dla szpitala – rzekł kpiąco – Dowiedziałem się dziś, że od przyszłego miesiąca dla moich pacjentek nie zostanie sprowadzony lek, bo jest za drogi… A no i jeszcze, że muszę ograniczyć ilość zabiegów operacyjnych – widać było, że jest wściekły, a zarazem rozgoryczony – Bywanie tutaj tylko po to, by szpital mógł się pochwalić, że u nich pracuję i raz do roku wysłać mnie na zagraniczną konferencję… Ja się nie mogę na to zgodzić.
- Rozumiem – przyznał – Ula ma do pana duże zaufanie. Nie wyobraża sobie, żeby miał ją leczyć ktoś inny
- Zostało jeszcze kilku kolegów, którzy są dobrymi specjalistami – uśmiechnął się blado – Radioterapia jest już zaplanowana. A kolejna operacja… W zasadzie może się jej podjąć nawet chirurg plastyk. Mogę polecić mojego kolegę, który prowadzi klinikę medycyny estetycznej
- My jednak byśmy woleli, żeby to pan kontynuował leczenie.  Kończy pan pracę tutaj, ale jak sądzę, nie wybiera się pan na bezrobocie, a na emeryturę jest pan za młody. Jeśli będzie pan pracował w jakimś prywatnym szpitalu, to nie ma problemu. Ja pokryję wszystkie koszty
- Przenoszę się do szpitala w Wieliszewie.
- Gdzie? – pierwsze słyszał
- Koło Serocka. Część mojego zespołu już tam pracuje. To w miarę nowa placówka publiczno-prywatna. Z dobrym sprzętem, pełnym zakresem leczenia.
- Świetnie – Marek poczuł wyraźną ulgę – w takim razie chcę przenieść tam żonę – rzekł zdecydowanie – Uli bardzo zależy, by to pan ją dalej leczył. To bardzo dzielna i silna kobieta. Bardzo rzadko można dostrzec rozpacz w jej oczach. Dziś ją dostrzegłem. Rozpacz i rezygnację
- No właśnie rozmawiałem wczoraj z psychologiem, który odwiedza panią Ulę. O ile jest zdeterminowana i bardzo chce się wyleczyć i dojść do pełnej sprawności… Bardzo intensywnie ćwiczy, rehabilitanci ją chwalą – wtrącił – Psychicznie nie jest najlepiej. Bardzo martwi się o synów i bardzo za nimi tęskni.
- Właśnie o tym chciałem z nią dziś rozmawiać. Chłopcom też brakuje mamy – zamyślił się na chwilę i uśmiechnął się do siebie, dumny z pomysłu jaki wpadł mu do głowy – Ale chyba będę mógł temu jakoś zaradzić. Co z tym przeniesieniem?
- Jeśli taka jest państwa wola, to wpiszemy pacjentkę na jej żądanie, a jutro mój asystent przyjmie ją na oddział w Wieliszewie. Jeszcze dziś zarezerwuję dla niej miejsce. Mogłaby dojechać tam autem osobowym, ale ta ręka nie jest jeszcze sprawna, poza tym objazdy, remonty. Kartką będzie szybciej. Oczywiście będzie pan musiał pokryć koszty transportu medycznego
- Panie profesorze – rzekła stojąca w progu pielęgniarka – Dyrektor prosi – Mikołowski wyraźnie się skrzywił i podniósł z miejsca szepcząc pod nosem ‘ostatni raz’. Razem z Dobrzańskim wyszedł na korytarz.
- Nie ma najmniejszego problemu – uśmiechnął się z satysfakcją prezes, że udało mu się załatwić jej kontynuację leczenia
- No to w takim razie jutro o jedenastej dostanie wypis i zostanie przewieziona do Mazowieckiego Szpitala Onkologicznego.
- Dziękuję profesorze. Do zobaczenia – medyk uśmiechnął się serdecznie i zniknął za rogiem.

- Dokąd zostanie przewieziona? – zapytał Górecki, który najwyraźniej słyszał końcówkę rozmowy
- Do Wieliszewa – rzucił obojętnym tonem i ruszył w kierunku pokoju numer siedem
- A z jakiego powodu? – dociekał. Dobrzańskiego ta wścibskość ‘gwiazdy reklam produktów czekoladopodobnych’, jak zwykł go nazywać w myślach, zaczynała doprowadzać do szału. Wszędzie się musiał wtrącić.
- Bo mam taki kaprys – syknął
- Przenosisz ją na drugą stronę Warszawy, bo uważasz, że możesz za nią decydować, bo co? Bo kiedyś byłeś jej mężem? – zapytał oburzony
- No widzisz – spojrzał na szatyna kpiąco – Byłem, a ty nim nie jesteś – poklepał aktora po ramieniu i otworzył drzwi
- Marek – zaczęła, gdy tylko pojawił się w drzwiach - Ja muszę się leczyć, skutecznie leczyć – oddychała coraz szybciej – Leo jeszcze nie skończył trzech lat. Ja… Ja muszę być zdrowa. Muszę doczekać, aż pójdzie chociaż do gimnazjum – mówiła nerwowo
- Ula – rzekł ciepłym głosem – Obiecuję, że doczekamy naszych wnuków – zapewnił i wszedł głębiej, a tuż za nim Górecki. Ula tylko spojrzała w kierunku Artura i nie dając Markowi nic więcej powiedzieć ciągnęła dalej.
- Twoi rodzice już wyjechali? – przecząco pokiwał głową zaskoczony tym pytaniem – Możesz poprosić swoją mamę, żeby uruchomiła kontakty i znalazła mi dobrego lekarza. Oboje wiemy, że ma znajomości. Będę miała większe zaufanie do lekarza z polecenia. Jeśli będzie trzeba to przeniosę się do prywatnego szpitala. Mam oszczędności – wypowiadała kolejne słowa z prędkością światła. Rozbawiony, a jednocześnie usatysfakcjonowany jej determinacją pokręcił głową. Górecki w tym czasie zajął krzesło i chwycił ją za dłoń. Wreszcie się do niego uśmiechnęła
- Nowy lekarz nie będzie ci potrzebny – spojrzał na nią tak, jak tylko on potrafił.
- Jak to? – jej błękitne oczy były nienaturalnie wielkie
- Profesor będzie cię dalej leczył. Z tym, że nie tutaj, a w szpitalu w Wieliszewie – jej twarz rozpromieniała
- Naprawdę?
- Naprawdę – na jego policzkach wykwitły dwa urocze dołeczki -  Jutro cię wypiszą i przewiozą karetką. Wszystko już jest załatwione
- Dziękuję  – uśmiechnęła się wyraźnie wzruszona.
- Wracam do chłopaków.
- Powiedz im, że bardzo ich kocham – zagryzła wargę. Wciąż nie mogła pogodzić się z faktem, że nie może być już w domu razem z synami
- Sama im to powiesz. Cały dzień się dopytują, czy już jest osiemnasta i mogą zadzwonić do mamy – zaśmiał się – Pa
- Pa – uśmiechnęła się. Wyraźnie szczęśliwa przytuliła się do Artura.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz