B

sobota, 17 stycznia 2015

'Kto, jak nie Ty' VII

- Cześć – lekko niepewnym krokiem wszedł do sali numer siedem, z ulgą stwierdzając, że w środku nie ma Góreckiego
- Cześć. Jak chłopcy? – zapytała podkładając sobie rękę pod głowę. Szpitalne łóżko nie należało do najwygodniejszych, ale nie narzekała. Ważne, by jak najszybciej opuściła ten budynek zdrowa.
- Dobrze – przyznał, siadając na drewnianym krześle tuż obok jej szafki nocnej. Sala była trzyosobowa, ale w chwili obecnej była jedyną lokatorką – Póki co nie mogą się nacieszyć obecnością taty – uśmiechnął się pod nosem przypominając sobie, jak Leo przez cały wczorajszy dzień nie odstępował go na krok - za tobą zaczną tęsknić za dwa dni – puścił jej oczko – ale będziemy się starali dać radę. Zostawiłem ich teraz z Elwirą. Miała iść z nimi na plac zabaw. Już coś wiadomo? – zapytał, a w jego głosie można było się doszukać przejęcia i troski
- Profesor podejrzewa drugi stopień – westchnęła – na szczęście ten mniej groźny. Stu procentową pewność będzie miał prawdopodobnie pojutrze. Na razie rozszerzyli diagnostykę. Powtarzają stare badania, robią nowe. Muszą mieć komplet dokumentacji zanim zaplanują leczenie – pokiwał głową ze zrozumieniem – Jutro będę miała PET. Chcą wiedzieć, czy nie ma przerzutów do innych organów – zdenerwowana zaczesała grzywkę do tyłu
- Spokojnie – rzekł łagodnie – wszystko będzie dobrze – uśmiechnął się do niej pokrzepiająco. Poczuł się dziwnie. Tak naprawdę od czasu tego cholernego bankietu, po raz pierwsze zamienili ze sobą kilka zdań tak po prostu, normalnie, bez wyciągania przeszłości, złośliwości, żalu – Potrzebujesz czegoś? – spojrzał na szafkę, na której stał sok marchewkowy, dwa jabłka i batonik musli – Może trzeba ci coś przywieźć z domu?
- Nie, dziękuję. Wszystko mam. Zresztą jak widzisz Artur o mnie dba – sugestywnie spojrzała  w kierunku jedzenia. Dobrzański lekko się skrzywił – A właśnie, a propos Artura… Chciałby wpaść w piątek do chłopców. Obiecał im wizytę w ZOO.
- Jasne – bąknął. ‘To ja się miałem zajmować dziećmi. To ja miałem je zabierać do kina, ZOO i na basen. To ja do cholery jest ich ojcem, a nie jakiś pajac, który chce uchodzić za dobrego wujka!’ – Nie planowałem nic. Miałem im spontanicznie zorganizować coś na weekend.
- Dzięki – uśmiechnęła się – Polubili Artura – kiwnął głową wodząc rozbieganym wzrokiem po białej ścianie – Ale i tak to tata jest bezkonkurencyjny – spojrzał na nią z wyraźną radością. Usłyszeli ciche pukanie. Oboje spojrzeli w stronę drzwi, w których pojawiła się Milewska.
- Nie przeszkadzam? – wsunęła się do środka lekko zaskoczona widokiem Dobrzańskiego
- Nie. Wejdź – zachęciła ją Ula
- Ja właśnie wychodziłem – poderwał się z miejsca – Dzwoń gdybyś – zaczął, ale szybko weszła mu w słowo
- Wiem, dzięki – uśmiechnęła się do niego blado
- I daj znać, gdy już coś będziesz wiedziała. Trzymam kciuki – spojrzał na nią ciepło i rzucając krótkie ‘cześć’ w stronę byłej kadrowej opuścił szpitalną salę
- Chyba bardzo się przejął – zaczęła Milewska siadając na krześle, które chwilę wcześniej zajmował prezes
- Stara się być pomocny - przyznała
- Jeszcze się zaprzyjaźnicie – rzekła serdecznym tonem. Nie było tam nawet krzty złośliwości
- Wątpię – rzuciła zamyślona – Jeśli dwoje ludzi potrafi się przyjaźnić po rozstaniu, to znaczy, że nigdy się nie kochali – powiedziała lekko filozoficznie – A ja go kochałam  - przyznała
- On ciebie też – spojrzała jej w oczy i szybko zmieniła temat – Artur pojechał na zdjęcia? Kiedy wraca do Warszawy? - dociekała
- Jest w Warszawie cały czas. Ma podjechać do mnie wieczorem.
- Nie dostał tej roli? – zdziwiła się. Ula mówiła, że jej partner po castingu był jedynym kandydatem branym pod uwagę
- Zrezygnował. Powiedział, że kiedyś dostanie lepszą, a teraz musi być na miejscu, a nie krążyć między Łodzią a Warszawą, gdy ja leżę tu – zasępiła się uciekając myślami do najczarniejszych scenariuszy
- Ideał – wesoło zaśmiała się Alicja
- Ideały nie istnieją – rzekła – Ale niewiele mu brakuje – puściła przyjaciółce oczko

- Panie profesorze, jaki jest wyrok? – zapytała siadając naprzeciwko około sześćdziesiąci letniego, postawnego mężczyzny. Mężczyzna obrzucił ją karcącym spojrzeniem
- Pani Urszulo, ja naprawdę przestrzegam przed podchodzeniem do sprawy w ten sposób – westchnął, ściągając z nosa okulary – Owszem, musi się pani przygotować na trudne chwile, ciężką walkę, ale nowotwór w dzisiejszych czasach to naprawdę nie wyrok. Guz jest stosunkowo niewielki, ma niecałe dwa centymetry. Jest usytuowany w takim miejscu, że możemy zastosować tak zwaną operację oszczędzającą. Wycinamy guz z niewielkim marginesem, pierś może ulec lekkiej deformacji, ale to można później poprawić drobną operacją plastyki. Niemniej nie ukrywam, że po zapoznaniu się z wywiadem, rozważam kwestię mastektomii - spuściła głowę. Właśnie tego się obawiała. Bała się, że tym zabiegiem zabiorą jej element kobiecości – Proszę się nie martwić. Operacje rekonstrukcji są coraz bardziej popularne. Poza tym to jeszcze nie jest przesądzone – zaczął ją uspokajać – Ja chcę pani przedstawić możliwe scenariusze. Z wywiadu, który przeprowadzał mój asystent wynika, że pani ciotka w wieku czterdziestu ośmiu lat zmarła na nowotwór sutka, to prawda? – kiwnęła potakująco – No właśnie. Stąd u pani większe ryzyko. Oprócz guza w piersi znajduje się jeszcze kilka torbieli, które nie muszą, ale w przyszłości mogą zmienić swoją postać. Tak, jak powtarzam decyzja jeszcze nie zapadła. Będę pani przypadek w poniedziałek konsultował z dwoma moimi kolegami. Chcę jednak poznać pani zdanie. Czy jest pani w stanie zgodzić się na mastektomię w celu uniknięcia ewentualnych kłopotów w przyszłości? – spojrzała na lekarza zaszklonymi oczami
- Mam dwóch małych synów – ta odpowiedź była jednoznaczna
- Rozumiem. Dobrze – rzucił okiem na leżącą przed nim dokumentację – Mam jeszcze jedną niezbyt pocieszającą informację. Co prawda przerzutów do innych organów nie znaleźliśmy na szczęście, jednak jeden z pachowych węzłów chłonnych jest zajęty. Stąd przypisanie pani drugiego stopnia nowotworu. Będziemy go musieli usunąć, co będzie się wiązało z chwilowym niedowładem kończyny górnej. Oczywiście ręka wróci do pełnej sprawności, aczkolwiek muszę uprzedzić, że proces rehabilitacji jest dość długi. Rokowania są pomyślne, jednak nie ukrywam, że ta zmiana była do wychwycenia wcześniej. Pani co prawda regularnie się badała, ale niestety jakość niektórego sprzętu woła o pomstę do nieba. Najgorzej jest w małych, prywatnych gabinetach, nad czym ubolewam. Moi koledzy odkupując za grosze sprzęt, który szpital wymienia i próbują nim badać swoich pacjentów – rozłożył się na krześle i chrząknął zniesmaczony  - o ile w dużych prywatnych klinikach jest bardzo dobrze, to małe praktyki… - westchnął - Kiedyś trafiła do mnie pacjentka, której przez, jak sądzę, rok  nikt nie wykrył guza. Gdy trafiła na mój stół miał prawie sześć centymetrów – machnął ręką – No ale nie ważne. U pani jest zdecydowanie lepiej i przy rozsądnym leczeniu czeka panią długie życie w dobrym zdrowiu. Jutro dostanie pani wypis. Nie ma sensu, by czekała pani na zabieg na oddziale. Rodzina się pewnie stęskniła. Stawi się pani we wtorek rano na czczo. . W środę przeprowadzimy zabieg, zgoda?
- Zgoda – starała się uśmiechnąć, ale na twarzy pojawiło się coś na kształt grymasu
- Głowa do góry pani Urszulo
Gdy tylko wyszła z gabinetu zadzwoniła do Milewskiej z prośbą, by nieco uspokoiła Cieplaka. Wiedziała, że ojciec bardzo przeżywa jej chorobę. Później wybrała numer Góreckiego informując go, że jutro ją wypiszą. Zaproponował by te kilka dni spędziła u niego. Zgodnie stwierdzili, że lepiej nie robić dzieciom wody w mózgu. Miało jej nie być kilka tygodni. Jej nagłe pojawienie się i kolejne zniknięcie mogłoby źle wpłynąć na chłopców. Jednak telefon do Dobrzańskiego diametralnie zmienił ten pogląd. Wyjaśniał, że o ile Roch jej nieobecność znosi świetnie, to Leo od wczoraj dopytuje kiedy mama wróci popłakując po kątach. Postanowiła, że na te cztery dni wróci do synów.

- Aha i będziecie sobie mieszkać we czwórkę, jak jedna, wielka, kochająca się rodzinka? – złośliwie dopytywał Górecki, któremu pomysł Dobrzańskiej wybitnie nie przypadł do gustu
- Artur – westchnęła – proszę cię. Nikt nie powiedział, że Marek tam zostanie. Zresztą jego partnerka z pewnością i tak robi mu wyrzuty, że przez nasze dzieci nie ma dla mniej czasu. Marek będzie miał cztery dni wolnego, które będzie mógł poświęcić jej.
- I będzie tak wyprowadzał się i wprowadzał – nerwowo krążył po jej salce
- Nie wiem, nie rozmawiałam z nim jeszcze o tym. Poza tym ja nie wracam do domu do niego, tylko do synów. Nie wiem, jak dalej to będzie przebiegać i ważny jest dla mnie każdy dzień. A zwłaszcza teraz, kiedy wiem, że Leon bardzo tęskni. On jeszcze nie ma trzech lat – tłumaczyła
- No wiem, rozumiem – usiadł obok niej – Ale i tak mam nadzieję, że ojczulek się wyprowadzi.

Chłopcy aż piszczeli z radości, gdy w czwartkowe popołudnie stanęła w drzwiach swojego mieszkania. Marek z wyraźnym wzruszeniem obserwował byłą żoną tulącą do piersi płaczących synów.
- Zaniesiesz moją walizkę na górę? – zwróciła się do stojącego w progu Góreckiego. Niechętnie ruszył w kierunku schodów.
- Dziękuję ci, że się nimi zająłeś – szepnęła, trzymając na rękach Leona, u którego bardzo szybko szeroki uśmiech zastąpił łzy
- Daj spokój – rzekł lekko oburzony jej słowami – To przecież nasi synowie – pogłaskał po głowie małego blondyna – Przygotowałem wam na jutro sos do makaronu
- Gotujesz? – zapytała obrzucając go zaskoczonym spojrzeniem
- Wiele się od naszego rozwodu zmieniło – wzruszył ramionami - W lodówce jest zupa pani Marii. Nie wiem, czy coś dziś jadłaś – zakłopotany podrapał się po głowie i spojrzał na swoją walizkę – Będę we wtorek rano – położył jej dłoń na przedramieniu, gdy Górecki schodził z góry – Dbaj o siebie. Cześć chłopaki – rzekł w stronę synów i opuścił jej mieszkanie.

Ciągnąc za sobą walizkę rzucił klucze na szafkę. W drzwiach dzielących korytarz i sypialnię pojawiła się Daria z kieliszkiem wina. Zdziwił się, że mimo tak wczesnej pory wróciła już z pracy.
- Cześć- rzucił dość chłodnym tonem, jak na to, że nie widzieli się kilka dni.
- No proszę, kto mnie zaszczycił swoją obecnością – oparła się o futrynę – Mam dzisiaj urodziny, imieniny, że zasłużyłam sobie na twoją obecność? – spojrzała na niego prowokująco
- Proszę cię nie bądź cyniczna – rzekł podskórnie wyczuwając zbliżającą się awanturę – Dobrze wiesz, że synowie mnie potrzebowali
- A teraz już cię nie potrzebują? – wlepiła w niego swoje zielone oczy
- Ula wróciła na kilka dni – wyjaśnił ściągając trampki
- Oooo – udała zasmucenie – I odesłała cię z kwitkiem. Jesteś jak piesek na każde jej skinienie – upiła łyk brunatnego trunku. Głośno wypuścił powietrze. Miał po dziurki w nosie tej dyskusji i nie tylko jej.
- Tłumaczyłem ci, że Ula jest chora. To chyba naturalne… Każdy facet zajmuje się swoimi dziećmi, gdy jego żona kładzie się do szpitala
- Była żona – poprawiła go z wyraźnym przekąsem – Taaa. I byłeś przez te cztery dni zajęty tak bardzo chłopcami, że nie mogłeś do mnie zadzwonić na pięć minut, ani wysłać sms’a?
- Daj spokój – rzekł lekceważąco i ruszył w kierunku kuchni
- To na ile łaskawie do mnie wróciłeś? – ruszyła za nim
- We wtorek wracam do Piaseczna – zajęty szukaniem szklanki do szkockiej nawet na nią nie spojrzał
- Świetnie – prychnęła – Czy nie uważasz, że to naprawdę dziwne, że ona jest w szpitalu, a ty mieszkasz u niej? W normalnym przypadku powinieneś zabrać synów do siebie, a nie rujnować swoje życie, swój związek i spełniać jej widzimisię
- Ale to nie jest normalna sytuacja – spojrzał na nią wyraźnie poirytowany
- Na ile tym razem znikniesz? Na pięć dni, tydzień, dwa?
- Na tyle, na ile będzie potrzeba - syknął
- Czy tobie choć trochę na mnie zależy? – spojrzała na jego twarz. Spuścił wzrok i uparcie milczał. Postanowił nie zapewniać jej gorliwie o miłości, bo po raz kolejny minąłby się z prawdą. Nie chciał już tak żyć. ‘Może to i lepiej’ przemknęło mu przez głowę. Od samego początku wiedział, że to nie to
- Nic ci nie obiecywałem – odezwał się i wreszcie spojrzał na nią. Miała łzy w oczach.
- No jasne – ledwo hamowała płacz i odstawiając kieliszek na blat ruszyła w kierunku wyjścia – Pozwolisz, że rzeczy zabiorę jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz