B

piątek, 9 stycznia 2015

'Kto, jak nie Ty' VI

Nie krył swojego zdziwienia, gdy na ekranie smartfona dostrzegł imię byłej żony. Odkładając papiery na bok szybko odebrał.
- Witaj Ula – przywitał ją ciepłym głosem
- Cześć. Znajdziesz dziś dla mnie wolne pół godziny? – słysząc to pytanie zrobił wielkie oczy. Od trzech lat, od momentu ich rozwodu, to był pierwszy telefon z prośbą o spotkanie. Dzwoniła bardzo rzadko, a jednym powodem było ustalenia, o której przywiezie chłopców, o której ich zabierze lub czy mogą zamienić termin ich spotkania bo np. Roch ma katar i lepiej żeby nie wychodził na zewnątrz – Chciałabym z tobą porozmawiać – ton jej głosu go niepokoił
- Coś z chłopcami?
- Nie – odparła krótko. Tym bardziej się zdziwił. Przecież od blisko trzydziestu sześciu miesięcy nie mieli innych wspólnych tematów, jak Roch i Leon. 
- Jasne. Mogę do ciebie podjechać nawet teraz – zaproponował
- Wolałabym zobaczyć się na mieście. Jeśli nie masz umówionych spotkań, to może moglibyśmy wypić razem kawę o dwunastej  w tej kafejce tuż przy parku
- Oczywiście. Będę na pewno. Do zobaczenia – odłożył czarny, najnowszy model smartfona na blat biurka i zasępił się. Ta rozmowa była dziwna. Nie sama treść, ale prośba Uli, ton głosu i sam fakt, że zadzwoniła wskazywał na wyjątkową sytuację. Miał złe przeczucia. Spojrzał nerwowo na zegarek i stwierdził, że do umówionego spotkania ma jeszcze czterdzieści minut. Wiedział, że nie uda mu się już skupić na pracy. Poczuł, że musi się przejść i przewietrzyć głowę. Ruszył w kierunku parku.
Przechadzając się parkowymi alejkami mijał matki spacerujące z dziećmi, pogrążoną w rozmowie parę staruszków i całujących się nastolatków. Bardzo chciał cofnąć się w tym momencie do czasów młodości. Z pewnością byłby teraz mądrzejszy i nie popełnił tak wielu błędów. Nie skrzywdziłby wielu kobiet, które w sobie rozkochiwał i porzucał, a przede wszystkim nie skrzywdziłby swojej żony i nie wplątał się w dziwny układ, który rozbił jego rodzinę. Dopiero z perspektywy czasu zaczął szczerze żałować. Wcześniej tego nie rozumiał, nie docierało to do niego z pełną mocą. Wiele razy zadawał sobie pytanie, co on sobie wyobrażał decydując się na romans z Nowicką. Na co liczył? Na kilka namiętnych chwil, o których nikt się nie dowie? Nawet przez chwilę nie pomyślał, że Klaudia może mu zastąpić Ulę. Żadna kobieta nie była jej w stanie zastąpić. Daria również. Z pełną mocą dotarło to do niego dopiero, gdy definitywnie zamknął sobie drogę do niej. Cieszył się, że ma chłopców, że jest ktoś, dzięki komu jest z Ulą nierozerwalnie związany, że jest ktoś, kto wciąż ich łączy i zawsze już będzie, niezależnie od tego, czy będą razem. W pierwszych miesiącach po rozwodzie miał nadzieję, że emocje opadną, a jemu wreszcie uda się z Ulą szczerze porozmawiać. Że pozwoli mu udowodnić, że Klaudia to był błąd, że wciąż ją kocha i chce być tylko z nią. Ale ona skutecznie się od niego odgrodziła. Kolejną szansę na ich zejście upatrywał w narodzinach Leona, jednak to wydarzenie również nie zbliżyło ich do siebie. Ostatecznie zaczął się zgodzić z obecnym stanem rzeczy, gdy w życiu jego byłej żony pojawił się Artur Górecki. Zrozumiał, że to przystojny aktor ma wypełnić w sercu Uli miejsce do tej pory zarezerwowane dla niego. On sam się tego miejsca pozbawił.

Weszła do kawiarni dziesięć minut przed umówioną godziną spotkania. Marek już czekał. Gdy tylko ją dostrzegł zerwał się z miejsca. Przyjrzał jej się uważnie. Wydawała się jakaś przygaszona. Wyglądała niemal tak, jak w okresie rozpadu ich rodziny, rozwodu. A przecież ostatnio, dzięki znajomości z Góreckim, znów zaczęła się śmiać, znów promieniała.
- Cześć – posłała mu blady uśmiech, zajmując miejsce naprzeciw niego
- Miło cię widzieć – rzekł szczerze – Bardzo się cieszę z naszego dzisiejszego spotkania, ale nie ukrywam, że trochę mnie zaskoczył twój telefon. Stało się coś? – dociekał. Spuściła wzrok i przez chwilę tępo wpatrywała się w obrus, w leżącą na nim serwetkę w kolorze gorzkiej czekolady.
- Mam do ciebie prośbę. Chciałabym, żebyś przez dwa, może trzy tygodnie od najbliższego poniedziałku zajął się chłopcami – spojrzała mu prosto w oczy. Dostrzegł w nich coś dziwnego… Coś, czego przez blisko cztery lata ich małżeństwa nigdy nie wiedział.
- Jasne. Bardzo chętnie spędzę z nimi więcej czasu. Zresztą mam sporo zaległego urlopu, więc będę go mógł efektywnie wykorzystać – uśmiechnął się serdecznie - Wyjeżdżacie gdzieś z Arturem? –  starał się, by to pytanie brzmiało w kategoriach tych, zadanych obojętnym tonem. Zignorowała je.
- Ja wiem, że to być może skomplikuje twoje życie osobiste, ale nie chcę zostawiać ich pod opieką taty, ani tym bardziej obarczać problemem twoich rodziców. Rozmawiałam z twoją mamą i wiem, że niebawem planują urlop w Szwajcarii – rzekła zamyślona. Odnosił wrażenie, że jest ona z nim tutaj ciałem, a duchem gdzieś zupełnie indziej.
- Tak… jadą..- szepnął niewyraźnie, próbując zebrać myśli. Zachowywała się dziwnie. Nie biło od niej szczęście. Gdyby wyjeżdżała w egzotyczną podróż z partnerem z pewnością zachowywałaby się inaczej. Nic mu tu nie pasowało.
- Nie chcę w życiu chłopców rewolucji, dlatego chciałabym abyś na czas mojej nieobecności wprowadził się do mnie – nerwowo obracała łyżeczką, którą chwilę wcześniej mieszała kawę - Roch i Leon lepiej zniosą moją nieobecność, która mam nadzieję nie potrwa zbyt długo – tą propozycją i tymi słowami zaskoczyła go jeszcze bardziej. W tym momencie autentycznie zaczął się martwić i obiecał sobie, że nie pozwoli jej wyjść, dopóki nie pozna prawdziwego powodu jej wyjazdu – Liczę się z tym, że moja prośba może skomplikować twój związek z Darią, ale uwierz mi, nie mam innego wyjścia
- Moja znajomość z Darią to nic poważnego – czuł, że musi jej to wyjaśnić. W zasadzie nie miał powodu jej się tłumaczyć, ale chciał, żeby wiedziała
- Mieszkacie razem – zauważyła – Może mieć do mnie pretensję, że odciągam cię od niej na kilka tygodni
- Nikt nie będzie miał do ciebie pretensji. To, że mieszkamy razem, to tak naprawdę niewiele zmienia. Ona doskonale zdaje sobie sprawę, że ty i chłopcy jesteście dla mnie najważniejsi – zapewnił. Chciał powiedzieć, że Adamska jest zamiast, ale ugryzł się w język – i nie widzę powodu, dla którego miałbym się jej tłumaczyć z opieki nad moimi dziećmi – zakończył stanowczo i zmarszczył brwi – Powiesz mi co się dzieje? – wlepił w nią przeszywające spojrzenie
- Powiedziałam chłopcom, że muszę wyjechać na jakiś czas – odparła wymijająco i skutecznie próbowała uniknąć jego wzroku
- Super – rzekł z nutą ironii – To jest wersja dla sześciolatka i dwu i pół latka. A jaka jest prawda? Masz jakieś problemy? – zapytał z wyraźną troską. Milczała dłuższą chwilę, by ostatecznie wziąć głęboki oddech i szepnąć cicho
- Muszę położyć się do szpitala
- Jesteś chora? – zapytał przerażony. Jego żona odkąd pamiętał była okazem zdrowia. Teraz zaczynał rozumieć to jej dziwne zachowanie od samego początku.
- Prawdopodobnie mam nowotwór – rzekła ledwie słyszalnie, a w jej oczach momentalnie zgromadziły się łzy – Piersi – dodała po krótkiej chwili, gdy on starał się przetrawić te rewelacje. Nerwowo splatała palce – Dowiedziałam się w ubiegłym tygodniu podczas rutynowego USG. Guz w lewym sutku. Czekam na wyniki biopsji – sądził, że to, co się teraz dzieje, to tylko zły sen, z którego szybko się obudzi. Nerwowo podrapał się po głowie starając się przyswoić do świadomości te rewelacje. Nie wyobrażał sobie jaka musi być przerażona.
- Czy ja mogę coś dla ciebie zrobić? – zapytał z troską – Może trzeba ci znaleźć jakiegoś lekarza. Wiesz, że moja mama poprzez fundację ma znajomości wśród różnych specjalistów
- Dziękuję – obrzuciła go niepewnym spojrzeniem – zgłosiłam się już do profesora Mikołowskiego. To ponoć całkiem niezły chirurg. To on przyjmuje mnie na oddział w Centrum Onkologii na Ursynowie – mówiła powoli – Mają mi zrobić więcej badań i będą prawdopodobnie operować – starała się zrobić wszystko, by słone krople nie pociekły po jej policzkach. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu przykrył jej dłoń swoją. Nie cofnęła jej. Pozwoliła na ten gest. Pierwszy raz od rozwodu czuła ciepło jego ciała. Potrzebowała tego. Potrzebowała wsparcia.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć – rzekł ciepło – Wystarczy jego twoje słowo – zadeklarował.
- Dziękuję – spojrzała na niego z wdzięcznością i uśmiechnęła się niewyraźnie

Z dużą, czarną walizką stanął w poniedziałkowy poranek w drzwiach jej mieszkania. Otworzył mu nie kto inny, jak Górecki. Nie kryjąc swojego zniesmaczenia bąknął ‘dzień dobry’ i nie czekając na zaproszenie wszedł do salonu.
- Tata – krzyknął uradowany Roch, który cały poranek poświęcił na obserwowanie poczynań mamy. Gdy tylko skończyła przygotowywać chłopakom śniadanie biegała po domu dopakowując do swojej walizeczki co rusz nowe rzeczy. Przypominała sobie o braku kapci, białych skarpetek na wypadek gdyby w sali było wyjątkowo zimno, szczoteczki do zębów, której nie zapakowała wkładając do kosmetyczki pastę i oczywiście ładowarki do telefonu. Musiała mieć stały kontakt ze światem na wypadek gdyby chłopcy chcieli do niej zadzwonić.
- Cześć dżentelmenie – przytulił synka i z zaciekawieniem rozejrzał się w poszukiwaniu Uli – gdzie mama i Leo?
- Na górze – wskazał na schody i pociągnął ojca w tamtym kierunku
- Cześć – przywitał się z Dobrzańską, która zamykała właśnie walizkę. Uśmiechnęła się do niego blado. Nawet nie musiał pytać. Widział, że nie spała całą noc – Leo, chodź do taty – wyciągnął ręce w stronę synka i po chwili chłopiec siedział u ojca na barana – Tylko się mocno trzymaj – poprosił blondyna, który za niecałe sześć miesięcy miał skończyć trzy lata – Gotowa? – zapytał, choć doskonale znał odpowiedź. Miała ją wypisaną na twarzy
- Nigdy nie będę gotowa, by rozstać się z chłopcami na tak długo – szepnęła, by nie pogłębiać frustracji dzieci, które od momentu, gdy dowiedziały się o jej wyjeździe nie odstępowały jej na krok – przygotowałam ci gościnną sypialnię – skinął głową na znak wdzięczności. Chwyciła walizkę, ale skarcił ją wzrokiem.
- Pomogę ci – spojrzał na nią ciepło – Chłopaki, ruszmy na dół
Ledwie hamując łzy tuliła do siebie dzieci.
- Tylko bądźcie grzeczni i nie męczcie taty – żegnała się z nimi tak, jakby już miała nie wrócić. Wmawiała sobie, że będzie dobrze, ale gdzieś tam z tyłu głowy wciąż czaił się strach. Paraliżujący strach. Poza tym nigdy nie rozstawała się z dziećmi dłużej niż na pięć, góra siedem dni, gdy Marek w okresie wakacji zabierał je. Teraz miała to być dłuższa rozłąka i wiedziała, że podczas swojego pobytu w szpitalu nie będzie mogła się z nimi spotkać. Nie chciała by ją oglądali w szpitalnych warunkach, by się martwili – Pamiętacie, możecie do mnie zawsze zadzwonić, tak? – zgodnie kiwnęli głowami – Mama niedługo wróci. W środę przyjedzie do was babcia Ala i zrobi wam naleśniki. A teraz dajcie buziaka – nadstawiła policzki, a oni wycisnęli na nich słodkie całusy.
- Będziemy za tobą tęsknić – odezwał się starszy
- Ja za wami też – rzekła płaczliwym głosem. Dobrzański zastanawiał się, czy może sobie pozwolić na jakiekolwiek cieplejsze pożegnanie niż neutralne ‘cześć’. Postanowił się nad tym nie zastanawiać i nie zważając na jej ewentualne protesty, ani na stojącego w progu Góreckiego przyciągnął ją do siebie i mocno objął ramionami. Wtuliła się ufnie, za wszelką cenę próbując się nie rozpłakać. Przytulił policzek do jej skroni.
- Wszystko będzie dobrze – zapewnił ją. Chciała to usłyszeć i trzymała się tej myśli kurczowo. Wciąż pozostając w jego objęciach kiwnęła potakująco głową – Przyjadę do ciebie jutro – zadeklarował – Daj znać, gdybyś czegoś potrzebowała – szubko musnął jej policzek i odsunął się czując przeszywające spojrzenie szatyna.
- Musimy już iść – tonem nieznoszącym sprzeciwu rzekł Górecki – Cześć chłopaki – przybił z Rochem i Leonem żółwika i ostentacyjnie objął jedną ręką Dobrzańską, w drugą chwycił jej walizkę i pociągnął ją w stronę drzwi. Smutnym wzorkiem obrzuciła trzech mężczyzn stojących w hallu i ruszyła wraz z Góreckim do szpitala.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz