Powolnym, wręcz leniwym krokiem
spacerował po wrocławskim rynku. Przyjechał na dwudniową konferencję polskich
przedsiębiorców. Pół Polski raz do roku zjeżdżało na dwa lub trzy dni do
jednego z miast. Nie po to, by dyskutować, przedstawiać swoje pomysły na
prowadzenie biznesu, dzielić się radami. Przyjeżdżali tu dla zabawy. Dla blisko
dziewięćdziesięciu procent obecnych najważniejszy był bankiet i część
towarzyska. Strumienie alkoholu, rechotliwe rozmowy i głupie pogawędki. Nie
znosił takich imprez. Chyba z nich wyrósł. Męczyły go i przypominały
najbardziej stracone lata życia. Był kiedyś głupcem szukając spełnienia w
całonocnych imprezach, przygodnych znajomościach i litrach alkoholu. Później
wszystko się zmieniło. Zmienił swoje podejście do życia i sposób patrzenia na
świat dzięki jednej kobiecie. Wyjątkowej kobiecie, która stanęła na jego
drodze. Wiele się dzięki niej nauczył, wiele zrozumiał. Mimowolnie się
uśmiechnął, gdy przed oczami stanął mu obraz jej roześmianej twarzy i tych
wyjątkowych oczu wpatrzonych w niego z miłością.
W pewnym momencie zatrzymał się
przy jednym z restauracyjnych ogródków i siadając przy jedynym wolnym stoliku
zamówił podwójne latte. To ona nauczyła go pić kawę z mlekiem. Pogoda była
wręcz wymarzona jak na pierwszą połowę czerwca. Ściągnął marynarkę zarzucając
ją na oparcie stojącego obok krzesła i poluzował krawat. Wolał siedzieć tutaj,
nad wysoką szklanką aromatycznego napoju, niż w sali konferencyjnej
wrocławskiego hotelu. Musiał odsapnąć od tych fałszywych rozmów i durnych
uśmieszków. Za każdym razem, gdy miał dość zadawał sobie pytanie po co
właściwie przyjechał. Jeszcze nigdy nie wrócił z takiej konferencji z intratnym
kontraktem. Jednak bardzo szybko przypominał sobie główny powód pozytywnej
decyzji. Jego żona. Chciał od niej uciec choć na chwilę i odpocząć. Byli
małżeństwem od dwóch lat, a on coraz bardziej dusił się w tym związku. Nie
potrafił się z niego uwolnić. ‘Bo tak nie można. Tak nie wypada. Marek, wziąłeś
ślub, to do czegoś zobowiązuje’. Wciąż słyszał to samo, gdy mówił, że nie daje
rady. Zresztą nic innego mu nie pozostało. Był coraz starszy i nie chciał już
tracić czasu i zdrowia na szukanie miłości. Jedyna miłość, którą spotkał na drodze
swojego marnego żywota zostawiła go praktycznie bez słowa. Doskonale pamiętał
swoją rozpacz i ból, który towarzyszył mu przez długie tygodnie. Gdy wreszcie
zdecydował się zerwać zaręczyny z Paulą, powiedzieć jej i rodzicom prawdę, Ula
zniknęła. Nie potrafił się z tym pogodzić. Po kilku miesiącach dał sobie
spokój. Wyraźnie zaznaczyła, by jej nie szukał. Poślubił pannę Febo. Spojrzał
na swoją złotą obrączkę. Niejednokrotnie czuł, jak ten kawałek metalu pali jego
skórę. Nie kochał jej. Nigdy jej nie kochał. Nie zdradzał. Już nie. Rzucił się
w wir pracy. Szukał tam ukojenia. Firma była jego odskocznią. Wyprowadził ją na
prostą i był z siebie dumny.
- To gdzie chcesz pójść? –
spytała
- Tam – wskazała na fontannę. Jej
ulubione miejsce. Mogła godzinami siedzieć wpatrzona w wodę spływającą
strumieniami po szybach. Uśmiechnęła się. Uwielbiała spędzać czas z córką.
Tygodniowy urlop był jej potrzebny. Od kilku miesięcy pracowała na najwyższych
obrotach. Firma, w której się zatrudniła prosperowała coraz lepiej, a tym samym
ona miała więcej obowiązków. Również lepiej zarabiała, ale miała wrażenie, że
dostatniejsze życie odbija się kosztem jej czasu spędzonego z dzieckiem.
Wstawała o świcie, gdy mała jeszcze spała. Wracała, gdy pani Adela zdążyła ją
już położyć. Miały dla siebie tylko weekendy, święta i ewentualne dni wolne. Na
początku było jej ciężko zagospodarować się w nowym miejscu, znaleźć pracę,
mieszkanie i opiekę dla córki, ale miała sporo szczęścia i dość szybko wszystko
ogarnęła. Odliczała czas od sierpnia, wtedy miała jechać na dwa tygodnie do
Rysiowa. Tęskniła za rodziną. Jasiek już dawno się wyprowadził do Warszawy.
Mieszkał teraz z Kingą w mieszkaniu, które dziewczyna odziedziczyła po babci. W
rodzinnym miasteczku został tylko ojciec z Beatką. No i oczywiście Maciek. Z
czułością spojrzała na córkę, która usilnie próbowała wsadzić rękę do wody.
- Tylko nie wpadnij – ostrzegła
siadając na betonowym murku. Ta mała brunetka była sensem jej życia. Każdego
dnia ciszyła się, że ją ma. Nigdy nie żałowała swojej decyzji o posiadaniu
dziecka. Czuła się spełniona w roli matki za każdym razem, gdy obserwowała
uśmiech na tej małej buzi.
Wypił ostatni łyk kawy i od
niechcenia omiótł wzrokiem rynek. Zniechęcony spojrzał na zegarek, który
wskazywał dopiero kwadrans po dwunastej. Przed nim jeszcze wiele godzin
włóczenia się po okolicy. Za wszelką cenę nie chciał wracać do hotelu. Rzucił
wzrokiem w kierunku słynnej wrocławskiej fontanny i już miał sięgać po gazetę,
gdy zamarł. Ponownie spojrzał w tamtym kierunku. Miał wrażenie, że wyobraźnia
płata mu figla. ‘Nie, to niemożliwe’ powtarzał w myślach wpatrując się w
kobietę przy fontannie. Nie widzieli się tak długo. ‘To ona podjęła wtedy
decyzję. Prosiła, byś to uszanował’ przez jego głowę w ciągu sekundy przewinęło
się wiele myśli. ‘Muszę się dowiedzieć dlaczego!’ stwierdził stanowczo i
rzucając na stolik banknot dwudziestozłotowy pospiesznie ruszył w kierunku
kobiety, którą poznałby na końcu świata.
Wydawało jej się, że widzi ducha.
Na moment zapomniała o oddychaniu.
- Ula – wypowiedział jej imię w
tak charakterystyczny dla siebie sposób. Jego głos zawsze powodował miękkość
kolan i przyspieszone bicie serca. Teraz też jej serce przyspieszyło, ale
zdecydowanie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Nie wiedziała, co ma zrobić. Najrozsądniejszym
wyjściem była teraz ucieczka. Z delikatnym uśmiechem stał przed nią człowiek,
którego tak mocno kochała, a którego nienawidziła całą sobą.
- Chodź kochanie, musimy już iść
– pospiesznie złapała za rękę córkę i nie zwracając uwagi na Dobrzańskiego
szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Stał w tym samym miejscu, zaskoczony jej zachowaniem,
ale także faktem, że towarzyszyła jej mała dziewczynka. Ruszył za nimi i w tej
samej minucie zaszedł jej drogę.
- Nie wygłupiaj się. Porozmawiaj
ze mną – poprosił spokojnie wpatrując
się w jej oczy
- Nie mamy o czym rozmawiać – rzekła niemal
płaczliwym głosem. Ból, który teraz wrócił w mgnieniu oka przez wiele miesięcy próbowała
zepchnąć w najdalsze zakamarki duszy. Udało się, a teraz ni stąd i zowąd on
staje przed nią i chce z nią rozmawiać. Zaskoczony stwierdził, że z jej oczu
bije smutek, żal, rozgoryczenie. Nic z tego nie rozumiał, ale nie było czasu na
analizowanie. Nie mógł pozwolić by teraz uciekła. By uciekała z jego życia po
raz drugi.
- Owszem, mamy – rzekł
zdeterminowany – Chyba krótką rozmowę jesteś mi winna - słowa, które jako
ostatnie padły z jego ust podziałały na nią, jak płachta na byka.
- Ja jestem coś winna tobie? Jesteś
naprawdę bezczelny! – rzekła głośniej niż zamierzała. Dziewczynka przestraszona
tonem matki mocniej wtuliła się w jej ramię – Już – pogłaskała córeczkę po
głowie – wracamy do domku – z dzieckiem na rękach ruszyła przed siebie.
Dotrzymywał jej kroku
- Ula – zaczął, ale nie dała mu
nic powiedzieć.
- Chodzi ci o to pięć tysięcy,
które mi po tobie zostały, tak? – rzekła z pretensją – Nie wykorzystałam ich,
więc mam je zwrócić? Jeszcze dziś dostaniesz przelew. Mam nadzieję, że numer
konta się nie zmienił – rzuciła z jadem, nawet na chwilę nie zwalniając kroku.
Miała ochotę się rozpłakać, albo go spoliczkować. Nie zwracała uwagi, że stali
się sensacją na rynku, przyciągając uwagę turystów.
- Jakie pięć tysięcy? O czym ty
do cholery mówisz? – i on się zdenerwował. Nic z tego nie rozumiał. ‘I kim jest
do cholery to dziecko?’
- Nie udawaj głupiego! –
zatrzymała się gwałtownie – Ty nie potrafisz żyć w prawdzie! Kłamstwo masz
chyba we krwi! – oskarżycielski ton był wyraźny - Nawet teraz nie stać się na
odrobinę prawdy i przyznanie się do swoich czynów? No jasne, czego ja się
spodziewałam! Skoro zamiast szczerej rozmowy wolałeś zostawić mi ten cholerny
list i plik banknotów – zaśmiała się przez łzy – Ja nic od ciebie nie chciałam,
nie wymagałam – słona kropla spłynęła po jej policzku. Coś ścisnęło go w
środku. Nigdy nie mógł patrzeć na to, jak płacze. Najchętniej zamknąłby ją
teraz w swoich ramionach i próbował ukoić ból. Nic z tego nie rozumiał, ale w
tempie błyskawicy próbował ułożyć sobie wszystkie jej słowa w logiczną całość.
- Jaki list? – zapytał zaskoczony
– Nic z tego nie rozumiem…. – pokręcił głową - To ty zostawiłaś mnie z dnia na
dzień bez słowa wyjaśniania – i on był zdenerwowany tym arcydziwnym spotkaniem
– ‘To był błąd. Nie pasujemy do siebie. To się nie uda. Nie szukaj mnie i błagam,
uszanuj moją decyzję. Ula’ – wyrecytował z pamięci tekst, który przez lata wyrył
mu się i w sercu i w pamięci. Jej źrenice były teraz wielkości pięciozłotówki.
- O czym ty mówisz? – szepnęła
- O tej cholernej kartce, którą
znalazłem na swoim biurku w dniu, kiedy zniknęłaś z firmy i mojego życia –
patrzył jej prosto w oczy. Nie mógł kłamać. Sam wyglądał na zdezorientowanego. I
ona niewiele z tego rozumiała. Przez lata pogodziła się z obecnym stanem
rzeczy. Przez lata zaczęła leczyć się z tej miłości, a teraz nagle nic do
siebie nie pasowało. Próbowała ułożyć sobie wszystko w głowie. Stali bez
słowa wpatrując się w swoje oczy. Między nimi zapanowała cisza przerywana
jedynie cichym pochlipywaniem dziecka. Dopiero teraz zauważyła, że jej córka
płacze i cała się trzęsie. Najwyraźniej przestraszyła się ich podniesionych
głosów.
- Ciiiii – uspokajająco
pogładziła plecy dziecka – Spokojnie. Mama już nie będzie krzyczeć – ‘Mama?
Czyżby…. ‘ zaczął się intensywnie zastanawiać – Chodź – zwróciła się do
Dobrzańskiego – Muszę ją uspokoić i położyć spać. Mieszkam tu niedaleko. Chyba
musimy porozmawiać na spokojnie – westchnęła i ruszyła w kierunku starej
kamienicy nieopodal rynku. Podążał za nią bez słowa zastanawiają się, czy ta
mała dziewczynka może być jego córką.
- Ile ona ma lat? – szepnął wpatrując
się w ciemną czuprynę dziewczynki
- W marcu skończyła dwa –
spojrzała mu wymownie w oczy i otworzyła kluczem drzwi prowadzące na klatkę schodową.
Miał już pewność. Zacisnął pięść. ‘Mam córkę’.
Weszli do niewielkiego mieszkania
na pierwszym piętrze. Było skromne, urządzone w starym stylu. Na więcej nie
było jej stać. Niewielki przedpokój, mały pokój w którym stało łóżeczko
dziecięce, drugi nieco większy, pełniący rolę salonu i jej sypialni, kuchnia,
która miała nie więcej, jak trzy metry kwadratowe i drzwi prowadzące do
łazienki.
- Siadaj – wskazała na wersalkę –
zaraz przyjdę. Położę ją – i zniknęła w
drugim spokoju. Przez chwilę siedział tępo wpatrując się w miejsce, w którym
jeszcze kilka sekund temu stała Ula z jego córką na rękach. Zdenerwowany
przeczesał czarną czuprynę, którą zdobiły pierwsze siwe kosmki na skroniach. Rozejrzał
się po pomieszczeniu. Na meblościance w kolorze olchy stało kilka ramek ze
zdjęciami. Na wszystkich była jego córka. Z Cieplakiem, Ulą, Maćkiem, a nawet
Jaśkiem. Teraz zaczynał rozumieć dlaczego młody Cieplak przestał pojawiać się w
firmie. Cała rodzina miała do niego pretensję, że nie interesuje się córką. ‘Ale
ja nawet nie miałem o niej pojęcia!’ usprawiedliwiał się w myślach. Poczuł wzrok
na swoich plecach. Cieplakówna stała w progu przyglądając mu się intensywnie. ‘Zmieniła
się’. Grube czerwone okulary zastąpiła małymi szkłami w oprawce żyłkowej, a
babcine ubrania ustąpiły miejsca wciąż skromnym, lecz nieco modniejszym. ‘I
wciąż zaczesuje grzywkę na bok’ uśmiechnął się w duchu.
- Jak ona ma na imię? – zapytał,
lecz czuł, że słowa grzęzną mu w gardle. Dziękował Bogu za tę konferencję.
Gdyby nie ona i przyjazd do Wrocławia wiąż nie miałby pojęcia, że jest ojcem.
- Marysia
- Marysia – powtórzył za nią jak
echo i uśmiechnął się blado. Po chwili wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie
- Skoro byłaś w ciąży czemu odeszłaś? Dlaczego mnie zostawiłaś? Przecież po tym
weekendzie w SPA ja byłem gotowy zrobić dla ciebie wszystko. Iść na wojnę z
rodzicami, Paulą. Czekałem tylko na ten cholerny zarząd, a później byłem gotowy postawić wszystko na jedną kartę, a ty tak po
prostu odeszłaś! – wciąż nie rozumiał dlaczego tak postąpiła. Bez słowa
podeszła do jednej z półek i wyciągnęła z niej drewnianą skrzynkę. Pośród wielu
fotografii małej znalazła białą kopertę. Podała mu. W środku znajdowało się
zdjęcie USG. Niewielka czarna kropka. ‘Cieplak U. 4 weeks’. Na dole był dopisek
‘Musimy porozmawiać. Ula’ Obrzucił ją pytającym spojrzeniem.
- Od kilku dni dziwnie się czułam,
spóźniał mi się okres. Nic nie mówiłam, bo nie miałam pewności. Bałam się
twojej reakcji. Poszłam do lekarza. Okazało się, że jest to czwarty tydzień –
urwała na chwilę siadając na rudej wersalce. Wypuściła głośno powietrze – ciąży.
Tego dnia mieliśmy się nie widzieć po pracy. Cały dzień miałeś spotkania z
Korzyńskim, Zawadzkim i jeszcze paroma innymi. Wychodziłeś z konferencyjnej tylko
na chwilę, a ja zamiast czekać na ciebie w gabinecie, zostawiłam ci to zdjęcie
w kopercie, w kalendarzu, tam gdzie zawsze – wyjaśniała - i wróciłam do pisania
raportu na zarząd. Chciałam ci przekazać tę informację jeszcze przed wylotem do
Madrytu. Miałam nadzieję, że może gdy będziesz wiedział przesuniesz wyjazd choć
o kilka godzin i zdążymy jeszcze porozmawiać – do wydruku była dołączona kartka
zgięta na pół. Rozłożył ją i zamarł. ‘Nie mogę być teraz ojcem. Nie chcę być
ojcem. Paulina by mi tego nie wybaczyła. Nikt się nie może dowiedzieć! Pozbądź
się problemu i zniknij z mojego życia. Marek’ – poczuł kropelki potu spływające
po plecach i skroni. Spojrzał na nią przerażony
- To nie ja to napisałem – ledwie
wydukał. Obrzuciła go przenikliwym spojrzeniem.
- To twój charakter pisma –
odparła z żalem – Następnego dnia znalazłam to na swoim biurku. W środku było
pięć tysięcy złotych – westchnęła – Co masz mi do powiedzenia w tej sprawie?
- Ula – przysunął się bliżej niej
– ja nie miałem pojęcia – jego rozbiegany wzrok wciąż przelatywał po kolejnych
linijkach tekstu, który rzekomo napisał – taaa, mój charakter pisma – rzekł bardziej
do siebie i nerwowo potarł obrączkę. Jej wzrok spoczął na złotym krążku.
Wiedziała z gazet, że się jednak ożenił. Siedział obok niej człowiek niegdyś
tak jej bliski, a teraz tak daleki. Kiedyś bardzo go kochała, a później miłość
ustąpiła miejsca nienawiści za to, jak ją potraktował. Intensywnie się nad
czymś zastanawiał, by nagle zerwać się z zajmowanego miejsca
- Ja ci to wszystko wyjaśnię, ale
najpierw muszę jechać do Warszawy i sam poznać prawdę. Zabieram to – schował
ten nieszczęsny list do kieszeni marynarki i zagryzł nerwowo wargę – wiem, że
zmieniłaś numer. Próbowałem się dodzwonić. Dasz mi nowy? – podrapał się po
głowie w charakterystycznym dla siebie geście zdenerwowania.
- Wciąż mam ten sam – odparła zaskoczona.
On również był zdziwiony. Przecież dzwonił. Kilka razy. – Zapisz mi go proszę –
postanowił teraz nie wnikać. Podeszła do regału i wyciągnęła niewielką kartkę
na której nakreśliła kilka cyfr – Dzięki – uśmiechnął się i obrzucił ją lekko
nieobecnym wzrokiem – Przyjadę pojutrze z samego rana. Będziesz w domu? –
kiwnęła potakująco głową. Wiedziała, że jej urlop jeszcze się nie skończy –
Mogę ją jeszcze na chwilę zobaczyć? – zatrzymał się w przedpokoju obok drzwi
córki
- Tylko jej nie obudź – poprosiła
otwierając białe drzwi. Stanął nad łóżeczkiem i lewą dłoń zacisnąć w pięść. ‘Straciłem
tyle czasu!’. Samotna łza spłynęła po jego policzku. Szybko ją starł i bez
słowa opuścił mieszkanie.
Jak w amoku jechał do Warszawy.
Spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę osiemnastą. Z impetem wjechał na
podjazd i głośno trzasnął drzwiami. Wpadł do domu jak burza.
- Synu, co się dzieje? – w salonie
pojawił się zdziwiony Krzysztof
- Gdzie jest mama? – wysyczał
przez zaciśnięte zęby
- W gabinecie. Jadziu – zwrócił się do gosposi
– zawołaj proszę Helenę – po kilku chwilach w przestronnym salonie pojawiła się
Dobrzańska
- Synku, jak miło cię widzieć –
chciała podejść i pocałować go w policzek, ale odskoczył, jak oparzony. Patrzył
na matkę z obrzydzeniem
- Jak mogłaś!? – krzyknął z
nienawiścią – Jak mogłaś?! – powtórzył. Dobrzańscy byli skonsternowani
- Marek, bardzo cię proszę nie
unoś głosu, tylko spokojnie wytłumacz nam o co ci chodzi – odezwał się
Krzysztof. Junior zamaszystym ruchem wyciągnął kartkę z wewnętrznej kieszeni
marynarki i rzucił siedzącej Helenie na kolana
- Poznajesz? – miotał się po
salonie – Pytam się, czy poznajesz tę kartkę! – Helena głośno przełknęła ślinę.
Milczała. Krzysztof przyglądał się tej sytuacji zdezorientowany – Grzebałaś w
moich rzeczach? – bardziej stwierdził, niż zapytał. Już podczas drogi wiele
wydarzeń z tamtego okresu zaczęło układać mu się w jedną całość
- Chciałam zostawić ci wiadomość,
żebyś przyjechał do domu. Byłeś na spotkaniu – wyjaśniła nie patrząc na syna
- Ten wynik USG nie czekał tam na
ciebie, tylko na mnie! – zagrzmiał – Po co się wtrącałaś?!
- Nie chciałam, żebyś zmarnował
sobie życie – wyszeptała
- Słucham? – zaśmiał się
szyderczo - Zmarnowałem sobie życie żeniąc się z Pauliną, której nie kocham! Jak
mogłaś napisać te kartkę w moim imieniu! – wrzasnął – Jak mogłaś dać Uli
pieniądze na zabieg! Chciałaś zabić moje dziecko! Moje dziecko! – niemal
wysyczał dwa ostatnie słowa
- Ona nie nadawała się na twoją
partnerkę, ani na matkę twojego dziecka – rzekła patrząc się synowi prosto w
oczy. Był w szoku.
- Ty też maczałeś w tym palce? –
zwrócił się w kierunku ojca – Pytam, czy wtedy, trzy lata temu, gdy miałem
lecieć do Hiszpanii i gdy nagle zniknął nasz dyrektor finansowy naprawdę się
źle czułeś, czy symulowałeś? – spojrzał gniewnie na Krzysztofa
- Ja nie bardzo wiedziałem o co
chodzi. Mama mówiła, że trzeba ratować twój związek – tłumaczył się
- Pięknie – zaśmiał się pod nosem
– po prostu pięknie – zagryzł wargę – rozumiem, że telefon celowo wyjęłaś mi z
kieszeni – nawet nie czekał na potwierdzenie. Był pewny, że tak właśnie było.
- Paulina też wiedziała? – wlepił
swój wzrok w rodzicielkę
- Powiedziałam jej jakiś tydzień,
może dwa przed ślubem – pokiwał głową rozgoryczony
- Najbliższe mi osoby oszukiwały
mnie przez tyle lat! Tyle lat! – prychnął - Gdyby nie przypadek, nigdy bym się
nie dowiedział, że jestem ojcem! Skrzywdziliście Ule, mnie i niewinne dziecko,
które przez dwa lata wychowywało się bez ojca! Mogłaś spać spokojnie? –
nachylił się nad matką – Nie miałaś wyrzutów sumienia?
- Robiłam to dla twojego dobra –
odparła wciąż przekonana co do słuszności swojej decyzji
- Ty do tej pory nie widzisz w
tym nic złego – pokręcił głową z niedowierzaniem – Nie macie już syna! Nie chcę
was znać! Tego się nie da wybaczyć! – rzucił na odchodne i opuścił dom
trzaskając drzwiami. Z piskiem opon ruszył w kierunku swojego domu.
W środowe przedpołudnie zapukał
do jej drzwi. W jednej ręce dzierżył bukiet kwiatów, w drugiej pluszowego
miśka.
- Mogę wejść? – zapytał niepewnie
- Proszę – odsunęła się robiąc mu
przejście. Od ich przypadkowego spotkania na rynku cały czas o nim myślała. O
nim i o tym, co wydarzyło się trzy lata temu.
- To dla ciebie, w ramach
przeprosin, za wszystkie krzywdy, jakich zaznałaś ode mnie i od mojej rodziny –
ostatnie dwa słowa wyszeptał ledwie słyszalnie – Ja wiem, że kwiaty to mało.
Obiecuję ci, że jeśli mi tylko pozwolisz, postaram wam się wszystko
wynagrodzić. Chcę z tobą porozmawiać. Znam już całą prawdę – spojrzał w jej
oczy – Gdzie jest Marysia?
- Bawi się w pokoju – wyjaśniła
- Będę mógł później do niej
zajrzeć? – spojrzał na trzymanego misia. Kiwnęła twierdząco głową i ruszyła w
stronę kuchni
- Napijesz się czegoś? – zapytała
wstawiając kwiaty do wody
- Jeśli masz coś mocniejszego, to
chętnie – obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem. W końcu nie było jeszcze
południa. Wyjęła z szafki nalewkę ojca i postawiła przed nim wraz z
kieliszkiem. Wypił dwa. Zauważyła, że nie ma już na palcu obrączki – Moja rodzina
zafundowała nam taki koszmar. List, który ode mnie dostałaś jest autorstwa
mojej matki. Mamy podobny charakter pisma – zaczął wyjaśniać – Nawet w liceum
podrabiałem jej podpis i wypisywałem sobie zwolnienia z lekcji. To ona znalazła
wydruk USG, to ona wykradła go z mojego kalendarza, to ona zostawiła ci list i
pieniądze, to ona podrzuciła mi list rzekomo od ciebie – wyliczał w bólem, a
ona słuchała jego słów z niedowierzaniem – Tamtego dnia by odciągnąć moją uwagę
namówiła ojca by symulował gorsze samopoczucie. Wyciągnęła mnie z firmy
praktycznie prosto ze spotkania. Pojechaliśmy do Piaseczna. Jak pamiętasz następnego
dnia leciałem do Madrytu. Nalegała bym z samego rana zajrzał jeszcze do domu.
Wyleciałem do Hiszpanii z opóźnieniem. Zamiast o ósmej poleciałem dopiero o
dwunastej. Rano byłem u rodziców i prosto od nich pojechałem na Okęcie.
Chciałem do ciebie zadzwonić z drogi, ale zorientowałem się, że zostawiłem u
nich telefon. Moja matka mi go wyjęła z kieszeni marynarki – rzekł z żalem –
Gdy wróciłem następnego dnia zamiast zastać ciebie w biurze znalazłem list.
Sądziłem, że mnie zostawiłaś. Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale abonent był
niedostępny. Najwyraźniej moja matka postanowiła pobawić się w edycję twojego
numeru – Ula patrzyła na niego z malującym się na twarzy szokiem. Nie sądziła,
że Helena Dobrzańska jest zdolna do takiej intrygi, podłości - Chciałem odwołać
ślub. Wielokrotnie powtarzałem jej, że nie kocham Pauli, że znalazłem kobietę
swojego życia, ale mnie zostawiła. Matka nalegała na przełożenie uroczystości,
a nie odwołanie. Uległem. Gdy zrozumiałem, że nie wrócisz, że mnie nie chcesz,
pobraliśmy się. Paula wiedziała. Co prawda nie od początku, nie brała w tym
spisku udziału, ale wiedziała jeszcze przed ślubem. Złożyłem wczoraj pozew o
rozwód. Nie chcę mieć ani z nią, ani z rodzicami nic wspólnego. Chcę odzyskać
to, co straciłem trzy lata temu – spojrzał jej w oczy z dozą niepewności – Ula,
czy ty mnie jeszcze kochasz? – właśnie tego pytania się obawiała. Nie potrafiła
na nie odpowiedzieć jednoznacznie. Zbyt wiele się wydarzyło, zbyt wiele
wycierpiała. Uciekała wzrokiem. Przedłużające się milczenie było aż nadto jasną
odpowiedzią. Spuścił głowę i głośno wypuścił powietrze – Tego właśnie się
obawiałem – szepnął
- Marek – westchnęła – mieszają się
we mnie skrajne uczucia i nie jestem pewna, czy… - nie dał jej dokończyć
wchodząc w słowo
- Nie musisz mi się tłumaczyć.
Rozumiem – szybko wypił kolejny kieliszek i kontynuował – Jeśli chcesz zostać
we Wrocławiu na stałe, jestem gotów w ciągu dwóch dni się tu przeprowadzić.
Chcę być blisko Marysi, blisko was – dodał – Nie chcę stracić już ani minuty z
jej życia i będę robił wszystko, by odzyskać twoje zaufanie i twoją miłość.
Będę czekał, aż będziesz gotowa pokochać mnie na nowo – złapał ją za rękę, czym
spowodował, że spojrzała na niego – Ja kocham cię tak samo, jak trzy lata temu,
choć wtedy nie zdążyłem ci powiedzieć tego prosto w oczy – wzruszył ją tym wyznaniem.
Na krótką chwilę zatonęli w swoich oczach. – Mogę do niej iść?
-Jasne. Pójdę z tobą. Powinna cię
poznać – wyjaśniła. Skoro Dobrzański pojawił się już w ich życiu, jej córka powinna
znać prawdę – Kochanie, chodź do mnie na chwilę – zawołała córkę i usiadła na
bujanym fotelu w kącie pokoju. Dziewczynka błyskawicznie drapała się na jej
kolana – Pamiętasz, jak mówiłaś, że Ewa ma tatę, a ty nie? – mała patrzyła na nią
uważnie – Tłumaczyłam ci wtedy, że twój tata jest daleko i nie może się tobą
opiekować. Ale przyjechał do ciebie – w jej oczach stanęły łzy. Widziała, że
Marek również jest wzruszony – To właśnie twój tata – spojrzała na
Dobrzańskiego stojącego w progu pokoju
- Witaj Marysiu – kucnął koło
kolan Uli i spojrzał w szare oczy swojej córki – To dla ciebie – podał jej
maskotkę, którą szybko przytuliła do siebie – Obiecuję, że już cię nigdy nie
zostawię i zawsze będę obok – powiedział cicho, głaszcząc córkę po główce. Po
policzku Uli spłynęła łza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz