B

czwartek, 21 sierpnia 2014

Miniaturka XIX 'Nie do wybaczenia'

Powolnym, wręcz leniwym krokiem spacerował po wrocławskim rynku. Przyjechał na dwudniową konferencję polskich przedsiębiorców. Pół Polski raz do roku zjeżdżało na dwa lub trzy dni do jednego z miast. Nie po to, by dyskutować, przedstawiać swoje pomysły na prowadzenie biznesu, dzielić się radami. Przyjeżdżali tu dla zabawy. Dla blisko dziewięćdziesięciu procent obecnych najważniejszy był bankiet i część towarzyska. Strumienie alkoholu, rechotliwe rozmowy i głupie pogawędki. Nie znosił takich imprez. Chyba z nich wyrósł. Męczyły go i przypominały najbardziej stracone lata życia. Był kiedyś głupcem szukając spełnienia w całonocnych imprezach, przygodnych znajomościach i litrach alkoholu. Później wszystko się zmieniło. Zmienił swoje podejście do życia i sposób patrzenia na świat dzięki jednej kobiecie. Wyjątkowej kobiecie, która stanęła na jego drodze. Wiele się dzięki niej nauczył, wiele zrozumiał. Mimowolnie się uśmiechnął, gdy przed oczami stanął mu obraz jej roześmianej twarzy i tych wyjątkowych oczu wpatrzonych w niego z miłością.
W pewnym momencie zatrzymał się przy jednym z restauracyjnych ogródków i siadając przy jedynym wolnym stoliku zamówił podwójne latte. To ona nauczyła go pić kawę z mlekiem. Pogoda była wręcz wymarzona jak na pierwszą połowę czerwca. Ściągnął marynarkę zarzucając ją na oparcie stojącego obok krzesła i poluzował krawat. Wolał siedzieć tutaj, nad wysoką szklanką aromatycznego napoju, niż w sali konferencyjnej wrocławskiego hotelu. Musiał odsapnąć od tych fałszywych rozmów i durnych uśmieszków. Za każdym razem, gdy miał dość zadawał sobie pytanie po co właściwie przyjechał. Jeszcze nigdy nie wrócił z takiej konferencji z intratnym kontraktem. Jednak bardzo szybko przypominał sobie główny powód pozytywnej decyzji. Jego żona. Chciał od niej uciec choć na chwilę i odpocząć. Byli małżeństwem od dwóch lat, a on coraz bardziej dusił się w tym związku. Nie potrafił się z niego uwolnić. ‘Bo tak nie można. Tak nie wypada. Marek, wziąłeś ślub, to do czegoś zobowiązuje’. Wciąż słyszał to samo, gdy mówił, że nie daje rady. Zresztą nic innego mu nie pozostało. Był coraz starszy i nie chciał już tracić czasu i zdrowia na szukanie miłości. Jedyna miłość, którą spotkał na drodze swojego marnego żywota zostawiła go praktycznie bez słowa. Doskonale pamiętał swoją rozpacz i ból, który towarzyszył mu przez długie tygodnie. Gdy wreszcie zdecydował się zerwać zaręczyny z Paulą, powiedzieć jej i rodzicom prawdę, Ula zniknęła. Nie potrafił się z tym pogodzić. Po kilku miesiącach dał sobie spokój. Wyraźnie zaznaczyła, by jej nie szukał. Poślubił pannę Febo. Spojrzał na swoją złotą obrączkę. Niejednokrotnie czuł, jak ten kawałek metalu pali jego skórę. Nie kochał jej. Nigdy jej nie kochał. Nie zdradzał. Już nie. Rzucił się w wir pracy. Szukał tam ukojenia. Firma była jego odskocznią. Wyprowadził ją na prostą i był z siebie dumny.

- To gdzie chcesz pójść? – spytała
- Tam – wskazała na fontannę. Jej ulubione miejsce. Mogła godzinami siedzieć wpatrzona w wodę spływającą strumieniami po szybach. Uśmiechnęła się. Uwielbiała spędzać czas z córką. Tygodniowy urlop był jej potrzebny. Od kilku miesięcy pracowała na najwyższych obrotach. Firma, w której się zatrudniła prosperowała coraz lepiej, a tym samym ona miała więcej obowiązków. Również lepiej zarabiała, ale miała wrażenie, że dostatniejsze życie odbija się kosztem jej czasu spędzonego z dzieckiem. Wstawała o świcie, gdy mała jeszcze spała. Wracała, gdy pani Adela zdążyła ją już położyć. Miały dla siebie tylko weekendy, święta i ewentualne dni wolne. Na początku było jej ciężko zagospodarować się w nowym miejscu, znaleźć pracę, mieszkanie i opiekę dla córki, ale miała sporo szczęścia i dość szybko wszystko ogarnęła. Odliczała czas od sierpnia, wtedy miała jechać na dwa tygodnie do Rysiowa. Tęskniła za rodziną. Jasiek już dawno się wyprowadził do Warszawy. Mieszkał teraz z Kingą w mieszkaniu, które dziewczyna odziedziczyła po babci. W rodzinnym miasteczku został tylko ojciec z Beatką. No i oczywiście Maciek. Z czułością spojrzała na córkę, która usilnie próbowała wsadzić rękę do wody.
- Tylko nie wpadnij – ostrzegła siadając na betonowym murku. Ta mała brunetka była sensem jej życia. Każdego dnia ciszyła się, że ją ma. Nigdy nie żałowała swojej decyzji o posiadaniu dziecka. Czuła się spełniona w roli matki za każdym razem, gdy obserwowała uśmiech na tej małej buzi.

Wypił ostatni łyk kawy i od niechcenia omiótł wzrokiem rynek. Zniechęcony spojrzał na zegarek, który wskazywał dopiero kwadrans po dwunastej. Przed nim jeszcze wiele godzin włóczenia się po okolicy. Za wszelką cenę nie chciał wracać do hotelu. Rzucił wzrokiem w kierunku słynnej wrocławskiej fontanny i już miał sięgać po gazetę, gdy zamarł. Ponownie spojrzał w tamtym kierunku. Miał wrażenie, że wyobraźnia płata mu figla. ‘Nie, to niemożliwe’ powtarzał w myślach wpatrując się w kobietę przy fontannie. Nie widzieli się tak długo. ‘To ona podjęła wtedy decyzję. Prosiła, byś to uszanował’ przez jego głowę w ciągu sekundy przewinęło się wiele myśli. ‘Muszę się dowiedzieć dlaczego!’ stwierdził stanowczo i rzucając na stolik banknot dwudziestozłotowy pospiesznie ruszył w kierunku kobiety, którą poznałby na końcu świata.
Wydawało jej się, że widzi ducha. Na moment zapomniała o oddychaniu.
- Ula – wypowiedział jej imię w tak charakterystyczny dla siebie sposób. Jego głos zawsze powodował miękkość kolan i przyspieszone bicie serca. Teraz też jej serce przyspieszyło, ale zdecydowanie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Nie wiedziała, co ma zrobić. Najrozsądniejszym wyjściem była teraz ucieczka. Z delikatnym uśmiechem stał przed nią człowiek, którego tak mocno kochała, a którego nienawidziła całą sobą.
- Chodź kochanie, musimy już iść – pospiesznie złapała za rękę córkę i nie zwracając uwagi na Dobrzańskiego szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Stał w tym samym miejscu, zaskoczony jej zachowaniem, ale także faktem, że towarzyszyła jej mała dziewczynka. Ruszył za nimi i w tej samej minucie zaszedł jej drogę.
- Nie wygłupiaj się. Porozmawiaj ze mną  – poprosił spokojnie wpatrując się w jej oczy
 - Nie mamy o czym rozmawiać – rzekła niemal płaczliwym głosem. Ból, który teraz wrócił w mgnieniu oka przez wiele miesięcy próbowała zepchnąć w najdalsze zakamarki duszy. Udało się, a teraz ni stąd i zowąd on staje przed nią i chce z nią rozmawiać. Zaskoczony stwierdził, że z jej oczu bije smutek, żal, rozgoryczenie. Nic z tego nie rozumiał, ale nie było czasu na analizowanie. Nie mógł pozwolić by teraz uciekła. By uciekała z jego życia po raz drugi.
- Owszem, mamy – rzekł zdeterminowany – Chyba krótką rozmowę jesteś mi winna - słowa, które jako ostatnie padły z jego ust podziałały na nią, jak płachta na byka. 
- Ja jestem coś winna tobie? Jesteś naprawdę bezczelny! – rzekła głośniej niż zamierzała. Dziewczynka przestraszona tonem matki mocniej wtuliła się w jej ramię – Już – pogłaskała córeczkę po głowie – wracamy do domku – z dzieckiem na rękach ruszyła przed siebie. Dotrzymywał jej kroku
- Ula – zaczął, ale nie dała mu nic powiedzieć.
- Chodzi ci o to pięć tysięcy, które mi po tobie zostały, tak? – rzekła z pretensją – Nie wykorzystałam ich, więc mam je zwrócić? Jeszcze dziś dostaniesz przelew. Mam nadzieję, że numer konta się nie zmienił – rzuciła z jadem, nawet na chwilę nie zwalniając kroku. Miała ochotę się rozpłakać, albo go spoliczkować. Nie zwracała uwagi, że stali się sensacją na rynku, przyciągając uwagę turystów.
- Jakie pięć tysięcy? O czym ty do cholery mówisz? – i on się zdenerwował. Nic z tego nie rozumiał. ‘I kim jest do cholery to dziecko?’
- Nie udawaj głupiego! – zatrzymała się gwałtownie – Ty nie potrafisz żyć w prawdzie! Kłamstwo masz chyba we krwi! – oskarżycielski ton był wyraźny - Nawet teraz nie stać się na odrobinę prawdy i przyznanie się do swoich czynów? No jasne, czego ja się spodziewałam! Skoro zamiast szczerej rozmowy wolałeś zostawić mi ten cholerny list i plik banknotów – zaśmiała się przez łzy – Ja nic od ciebie nie chciałam, nie wymagałam – słona kropla spłynęła po jej policzku. Coś ścisnęło go w środku. Nigdy nie mógł patrzeć na to, jak płacze. Najchętniej zamknąłby ją teraz w swoich ramionach i próbował ukoić ból. Nic z tego nie rozumiał, ale w tempie błyskawicy próbował ułożyć sobie wszystkie jej słowa w logiczną całość.
- Jaki list? – zapytał zaskoczony – Nic z tego nie rozumiem…. – pokręcił głową - To ty zostawiłaś mnie z dnia na dzień bez słowa wyjaśniania – i on był zdenerwowany tym arcydziwnym spotkaniem – ‘To był błąd. Nie pasujemy do siebie. To się nie uda. Nie szukaj mnie i błagam, uszanuj moją decyzję. Ula’ – wyrecytował z pamięci tekst, który przez lata wyrył mu się i w sercu i w pamięci. Jej źrenice były teraz wielkości pięciozłotówki.
- O czym ty mówisz? – szepnęła
- O tej cholernej kartce, którą znalazłem na swoim biurku w dniu, kiedy zniknęłaś z firmy i mojego życia – patrzył jej prosto w oczy. Nie mógł kłamać. Sam wyglądał na zdezorientowanego. I ona niewiele z tego rozumiała. Przez lata pogodziła się z obecnym stanem rzeczy. Przez lata zaczęła leczyć się z tej miłości, a teraz nagle nic do siebie nie pasowało. Próbowała ułożyć sobie wszystko w głowie. Stali bez słowa wpatrując się w swoje oczy. Między nimi zapanowała cisza przerywana jedynie cichym pochlipywaniem dziecka. Dopiero teraz zauważyła, że jej córka płacze i cała się trzęsie. Najwyraźniej przestraszyła się ich podniesionych głosów.
- Ciiiii – uspokajająco pogładziła plecy dziecka – Spokojnie. Mama już nie będzie krzyczeć – ‘Mama? Czyżby…. ‘ zaczął się intensywnie zastanawiać – Chodź – zwróciła się do Dobrzańskiego – Muszę ją uspokoić i położyć spać. Mieszkam tu niedaleko. Chyba musimy porozmawiać na spokojnie – westchnęła i ruszyła w kierunku starej kamienicy nieopodal rynku. Podążał za nią bez słowa zastanawiają się, czy ta mała dziewczynka może być jego córką.
- Ile ona ma lat? – szepnął wpatrując się w ciemną czuprynę dziewczynki
- W marcu skończyła dwa – spojrzała mu wymownie w oczy i otworzyła kluczem drzwi prowadzące na klatkę schodową. Miał już pewność. Zacisnął pięść. ‘Mam córkę’.
Weszli do niewielkiego mieszkania na pierwszym piętrze. Było skromne, urządzone w starym stylu. Na więcej nie było jej stać. Niewielki przedpokój, mały pokój w którym stało łóżeczko dziecięce, drugi nieco większy, pełniący rolę salonu i jej sypialni, kuchnia, która miała nie więcej, jak trzy metry kwadratowe i drzwi prowadzące do łazienki.
- Siadaj – wskazała na wersalkę – zaraz przyjdę. Położę  ją – i zniknęła w drugim spokoju. Przez chwilę siedział tępo wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze kilka sekund temu stała Ula z jego córką na rękach. Zdenerwowany przeczesał czarną czuprynę, którą zdobiły pierwsze siwe kosmki na skroniach. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Na meblościance w kolorze olchy stało kilka ramek ze zdjęciami. Na wszystkich była jego córka. Z Cieplakiem, Ulą, Maćkiem, a nawet Jaśkiem. Teraz zaczynał rozumieć dlaczego młody Cieplak przestał pojawiać się w firmie. Cała rodzina miała do niego pretensję, że nie interesuje się córką. ‘Ale ja nawet nie miałem o niej pojęcia!’ usprawiedliwiał się w myślach. Poczuł wzrok na swoich plecach. Cieplakówna stała w progu przyglądając mu się intensywnie. ‘Zmieniła się’. Grube czerwone okulary zastąpiła małymi szkłami w oprawce żyłkowej, a babcine ubrania ustąpiły miejsca wciąż skromnym, lecz nieco modniejszym. ‘I wciąż zaczesuje grzywkę na bok’ uśmiechnął się w duchu.
- Jak ona ma na imię? – zapytał, lecz czuł, że słowa grzęzną mu w gardle. Dziękował Bogu za tę konferencję. Gdyby nie ona i przyjazd do Wrocławia wiąż nie miałby pojęcia, że jest ojcem.
- Marysia
- Marysia – powtórzył za nią jak echo i uśmiechnął się blado. Po chwili wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie - Skoro byłaś w ciąży czemu odeszłaś? Dlaczego mnie zostawiłaś? Przecież po tym weekendzie w SPA ja byłem gotowy zrobić dla ciebie wszystko. Iść na wojnę z rodzicami, Paulą. Czekałem tylko na ten cholerny zarząd, a później byłem gotowy postawić wszystko na jedną kartę, a ty tak po prostu odeszłaś! – wciąż nie rozumiał dlaczego tak postąpiła. Bez słowa podeszła do jednej z półek i wyciągnęła z niej drewnianą skrzynkę. Pośród wielu fotografii małej znalazła białą kopertę. Podała mu. W środku znajdowało się zdjęcie USG. Niewielka czarna kropka. ‘Cieplak U. 4 weeks’. Na dole był dopisek ‘Musimy porozmawiać. Ula’ Obrzucił ją pytającym spojrzeniem.
- Od kilku dni dziwnie się czułam, spóźniał mi się okres. Nic nie mówiłam, bo nie miałam pewności. Bałam się twojej reakcji. Poszłam do lekarza. Okazało się, że jest to czwarty tydzień – urwała na chwilę siadając na rudej wersalce. Wypuściła głośno powietrze – ciąży. Tego dnia mieliśmy się nie widzieć po pracy. Cały dzień miałeś spotkania z Korzyńskim, Zawadzkim i jeszcze paroma innymi. Wychodziłeś z konferencyjnej tylko na chwilę, a ja zamiast czekać na ciebie w gabinecie, zostawiłam ci to zdjęcie w kopercie, w kalendarzu, tam gdzie zawsze – wyjaśniała - i wróciłam do pisania raportu na zarząd. Chciałam ci przekazać tę informację jeszcze przed wylotem do Madrytu. Miałam nadzieję, że może gdy będziesz wiedział przesuniesz wyjazd choć o kilka godzin i zdążymy jeszcze porozmawiać – do wydruku była dołączona kartka zgięta na pół. Rozłożył ją i zamarł. ‘Nie mogę być teraz ojcem. Nie chcę być ojcem. Paulina by mi tego nie wybaczyła. Nikt się nie może dowiedzieć! Pozbądź się problemu i zniknij z mojego życia. Marek’ – poczuł kropelki potu spływające po plecach i skroni. Spojrzał na nią przerażony
- To nie ja to napisałem – ledwie wydukał. Obrzuciła go przenikliwym spojrzeniem.
- To twój charakter pisma – odparła z żalem – Następnego dnia znalazłam to na swoim biurku. W środku było pięć tysięcy złotych – westchnęła – Co masz mi do powiedzenia w tej sprawie?
- Ula – przysunął się bliżej niej – ja nie miałem pojęcia – jego rozbiegany wzrok wciąż przelatywał po kolejnych linijkach tekstu, który rzekomo napisał – taaa, mój charakter pisma – rzekł bardziej do siebie i nerwowo potarł obrączkę. Jej wzrok spoczął na złotym krążku. Wiedziała z gazet, że się jednak ożenił. Siedział obok niej człowiek niegdyś tak jej bliski, a teraz tak daleki. Kiedyś bardzo go kochała, a później miłość ustąpiła miejsca nienawiści za to, jak ją potraktował. Intensywnie się nad czymś zastanawiał, by nagle zerwać się z zajmowanego miejsca
- Ja ci to wszystko wyjaśnię, ale najpierw muszę jechać do Warszawy i sam poznać prawdę. Zabieram to – schował ten nieszczęsny list do kieszeni marynarki i zagryzł nerwowo wargę – wiem, że zmieniłaś numer. Próbowałem się dodzwonić. Dasz mi nowy? – podrapał się po głowie w charakterystycznym dla siebie geście zdenerwowania.
- Wciąż mam ten sam – odparła zaskoczona. On również był zdziwiony. Przecież dzwonił. Kilka razy. – Zapisz mi go proszę – postanowił teraz nie wnikać. Podeszła do regału i wyciągnęła niewielką kartkę na której nakreśliła kilka cyfr – Dzięki – uśmiechnął się i obrzucił ją lekko nieobecnym wzrokiem – Przyjadę pojutrze z samego rana. Będziesz w domu? – kiwnęła potakująco głową. Wiedziała, że jej urlop jeszcze się nie skończy – Mogę ją jeszcze na chwilę zobaczyć? – zatrzymał się w przedpokoju obok drzwi córki
- Tylko jej nie obudź – poprosiła otwierając białe drzwi. Stanął nad łóżeczkiem i lewą dłoń zacisnąć w pięść. ‘Straciłem tyle czasu!’. Samotna łza spłynęła po jego policzku. Szybko ją starł i bez słowa opuścił mieszkanie.

Jak w amoku jechał do Warszawy. Spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę osiemnastą. Z impetem wjechał na podjazd i głośno trzasnął drzwiami. Wpadł do domu jak burza.
- Synu, co się dzieje? – w salonie pojawił się zdziwiony Krzysztof
- Gdzie jest mama? – wysyczał przez zaciśnięte zęby
- W gabinecie. Jadziu – zwrócił się do gosposi – zawołaj proszę Helenę – po kilku chwilach w przestronnym salonie pojawiła się Dobrzańska
- Synku, jak miło cię widzieć – chciała podejść i pocałować go w policzek, ale odskoczył, jak oparzony. Patrzył na matkę z obrzydzeniem
- Jak mogłaś!? – krzyknął z nienawiścią – Jak mogłaś?! – powtórzył. Dobrzańscy byli skonsternowani
- Marek, bardzo cię proszę nie unoś głosu, tylko spokojnie wytłumacz nam o co ci chodzi – odezwał się Krzysztof. Junior zamaszystym ruchem wyciągnął kartkę z wewnętrznej kieszeni marynarki i rzucił siedzącej Helenie na kolana
- Poznajesz? – miotał się po salonie – Pytam się, czy poznajesz tę kartkę! – Helena głośno przełknęła ślinę. Milczała. Krzysztof przyglądał się tej sytuacji zdezorientowany – Grzebałaś w moich rzeczach? – bardziej stwierdził, niż zapytał. Już podczas drogi wiele wydarzeń z tamtego okresu zaczęło układać mu się w jedną całość
- Chciałam zostawić ci wiadomość, żebyś przyjechał do domu. Byłeś na spotkaniu – wyjaśniła nie patrząc na syna
- Ten wynik USG nie czekał tam na ciebie, tylko na mnie! – zagrzmiał – Po co się wtrącałaś?!
- Nie chciałam, żebyś zmarnował sobie życie – wyszeptała
- Słucham? – zaśmiał się szyderczo - Zmarnowałem sobie życie żeniąc się z Pauliną, której nie kocham! Jak mogłaś napisać te kartkę w moim imieniu! – wrzasnął – Jak mogłaś dać Uli pieniądze na zabieg! Chciałaś zabić moje dziecko! Moje dziecko! – niemal wysyczał dwa ostatnie słowa
- Ona nie nadawała się na twoją partnerkę, ani na matkę twojego dziecka – rzekła patrząc się synowi prosto w oczy. Był w szoku.
- Ty też maczałeś w tym palce? – zwrócił się w kierunku ojca – Pytam, czy wtedy, trzy lata temu, gdy miałem lecieć do Hiszpanii i gdy nagle zniknął nasz dyrektor finansowy naprawdę się źle czułeś, czy symulowałeś? – spojrzał gniewnie na Krzysztofa
- Ja nie bardzo wiedziałem o co chodzi. Mama mówiła, że trzeba ratować twój związek – tłumaczył się
- Pięknie – zaśmiał się pod nosem – po prostu pięknie – zagryzł wargę – rozumiem, że telefon celowo wyjęłaś mi z kieszeni – nawet nie czekał na potwierdzenie. Był pewny, że tak właśnie było.
- Paulina też wiedziała? – wlepił swój wzrok w rodzicielkę
- Powiedziałam jej jakiś tydzień, może dwa przed ślubem – pokiwał głową rozgoryczony
- Najbliższe mi osoby oszukiwały mnie przez tyle lat! Tyle lat! – prychnął - Gdyby nie przypadek, nigdy bym się nie dowiedział, że jestem ojcem! Skrzywdziliście Ule, mnie i niewinne dziecko, które przez dwa lata wychowywało się bez ojca! Mogłaś spać spokojnie? – nachylił się nad matką – Nie miałaś wyrzutów sumienia?
- Robiłam to dla twojego dobra – odparła wciąż przekonana co do słuszności swojej decyzji
- Ty do tej pory nie widzisz w tym nic złego – pokręcił głową z niedowierzaniem – Nie macie już syna! Nie chcę was znać! Tego się nie da wybaczyć! – rzucił na odchodne i opuścił dom trzaskając drzwiami. Z piskiem opon ruszył w kierunku swojego domu.

W środowe przedpołudnie zapukał do jej drzwi. W jednej ręce dzierżył bukiet kwiatów, w drugiej pluszowego miśka.
- Mogę wejść? – zapytał niepewnie
- Proszę – odsunęła się robiąc mu przejście. Od ich przypadkowego spotkania na rynku cały czas o nim myślała. O nim i o tym, co wydarzyło się trzy lata temu.
- To dla ciebie, w ramach przeprosin, za wszystkie krzywdy, jakich zaznałaś ode mnie i od mojej rodziny – ostatnie dwa słowa wyszeptał ledwie słyszalnie – Ja wiem, że kwiaty to mało. Obiecuję ci, że jeśli mi tylko pozwolisz, postaram wam się wszystko wynagrodzić. Chcę z tobą porozmawiać. Znam już całą prawdę – spojrzał w jej oczy – Gdzie jest Marysia?
- Bawi się w pokoju – wyjaśniła
- Będę mógł później do niej zajrzeć? – spojrzał na trzymanego misia. Kiwnęła twierdząco głową i ruszyła w stronę kuchni
- Napijesz się czegoś? – zapytała wstawiając kwiaty do wody
- Jeśli masz coś mocniejszego, to chętnie – obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem. W końcu nie było jeszcze południa. Wyjęła z szafki nalewkę ojca i postawiła przed nim wraz z kieliszkiem. Wypił dwa. Zauważyła, że nie ma już na palcu obrączki – Moja rodzina zafundowała nam taki koszmar. List, który ode mnie dostałaś jest autorstwa mojej matki. Mamy podobny charakter pisma – zaczął wyjaśniać – Nawet w liceum podrabiałem jej podpis i wypisywałem sobie zwolnienia z lekcji. To ona znalazła wydruk USG, to ona wykradła go z mojego kalendarza, to ona zostawiła ci list i pieniądze, to ona podrzuciła mi list rzekomo od ciebie – wyliczał w bólem, a ona słuchała jego słów z niedowierzaniem – Tamtego dnia by odciągnąć moją uwagę namówiła ojca by symulował gorsze samopoczucie. Wyciągnęła mnie z firmy praktycznie prosto ze spotkania. Pojechaliśmy do Piaseczna. Jak pamiętasz następnego dnia leciałem do Madrytu. Nalegała bym z samego rana zajrzał jeszcze do domu. Wyleciałem do Hiszpanii z opóźnieniem. Zamiast o ósmej poleciałem dopiero o dwunastej. Rano byłem u rodziców i prosto od nich pojechałem na Okęcie. Chciałem do ciebie zadzwonić z drogi, ale zorientowałem się, że zostawiłem u nich telefon. Moja matka mi go wyjęła z kieszeni marynarki – rzekł z żalem – Gdy wróciłem następnego dnia zamiast zastać ciebie w biurze znalazłem list. Sądziłem, że mnie zostawiłaś. Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale abonent był niedostępny. Najwyraźniej moja matka postanowiła pobawić się w edycję twojego numeru – Ula patrzyła na niego z malującym się na twarzy szokiem. Nie sądziła, że Helena Dobrzańska jest zdolna do takiej intrygi, podłości - Chciałem odwołać ślub. Wielokrotnie powtarzałem jej, że nie kocham Pauli, że znalazłem kobietę swojego życia, ale mnie zostawiła. Matka nalegała na przełożenie uroczystości, a nie odwołanie. Uległem. Gdy zrozumiałem, że nie wrócisz, że mnie nie chcesz, pobraliśmy się. Paula wiedziała. Co prawda nie od początku, nie brała w tym spisku udziału, ale wiedziała jeszcze przed ślubem. Złożyłem wczoraj pozew o rozwód. Nie chcę mieć ani z nią, ani z rodzicami nic wspólnego. Chcę odzyskać to, co straciłem trzy lata temu – spojrzał jej w oczy z dozą niepewności – Ula, czy ty mnie jeszcze kochasz? – właśnie tego pytania się obawiała. Nie potrafiła na nie odpowiedzieć jednoznacznie. Zbyt wiele się wydarzyło, zbyt wiele wycierpiała. Uciekała wzrokiem. Przedłużające się milczenie było aż nadto jasną odpowiedzią. Spuścił głowę i głośno wypuścił powietrze – Tego właśnie się obawiałem – szepnął
- Marek – westchnęła – mieszają się we mnie skrajne uczucia i nie jestem pewna, czy… - nie dał jej dokończyć wchodząc w słowo
- Nie musisz mi się tłumaczyć. Rozumiem – szybko wypił kolejny kieliszek i kontynuował – Jeśli chcesz zostać we Wrocławiu na stałe, jestem gotów w ciągu dwóch dni się tu przeprowadzić. Chcę być blisko Marysi, blisko was – dodał – Nie chcę stracić już ani minuty z jej życia i będę robił wszystko, by odzyskać twoje zaufanie i twoją miłość. Będę czekał, aż będziesz gotowa pokochać mnie na nowo – złapał ją za rękę, czym spowodował, że spojrzała na niego – Ja kocham cię tak samo, jak trzy lata temu, choć wtedy nie zdążyłem ci powiedzieć tego prosto w oczy – wzruszył ją tym wyznaniem. Na krótką chwilę zatonęli w swoich oczach. – Mogę do niej iść?
-Jasne. Pójdę z tobą. Powinna cię poznać – wyjaśniła. Skoro Dobrzański pojawił się już w ich życiu, jej córka powinna znać prawdę – Kochanie, chodź do mnie na chwilę – zawołała córkę i usiadła na bujanym fotelu w kącie pokoju. Dziewczynka błyskawicznie drapała się na jej kolana – Pamiętasz, jak mówiłaś, że Ewa ma tatę, a ty nie? – mała patrzyła na nią uważnie – Tłumaczyłam ci wtedy, że twój tata jest daleko i nie może się tobą opiekować. Ale przyjechał do ciebie – w jej oczach stanęły łzy. Widziała, że Marek również jest wzruszony – To właśnie twój tata – spojrzała na Dobrzańskiego stojącego w progu pokoju
- Witaj Marysiu – kucnął koło kolan Uli i spojrzał w szare oczy swojej córki – To dla ciebie – podał jej maskotkę, którą szybko przytuliła do siebie – Obiecuję, że już cię nigdy nie zostawię i zawsze będę obok – powiedział cicho, głaszcząc córkę po główce. Po policzku Uli spłynęła łza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz