Postawił w przedpokoju dwie
walizki średniej wielkości.
- Pójdę od razu zdjąć z bagażnika
narty – rzucił i ponownie wyszedł do garażu. Zdjęła zimowy, sportowy płaszcz i
udała się do kuchni. Zegarek wskazywał osiemnastą. Na kawę było zdecydowanie za
późno. Poza tym byli zmęczeni i jeszcze podczas podróży zgodnie stwierdzili, że
należy położyć się wcześniej. Nastawiła więc wodę na herbatę. Temperatura na
zewnątrz była naprawdę bardzo niska. Marek długo nie wracał z garażu.
Postanowiła, że uda się do swojej sypialni i powiesi sukienkę, która w pokrowcu
wisiała teraz na wieszaku w przedpokoju. . Nim narzuciła na siebie szare
spodnie i polarową bluzę stanęła w bieliźnie naprzeciw lustra. Jej figura
prezentowała się idealnie. Kształtne piersi, wąska talia, zgrabne uda i
pośladki. Tak bardzo brakowało jej dotyku męskich dłoni. Brakowało jej ciepła,
które dają ramiona ukochanej osoby i głosu czule wypowiadającego jej imię. Tęskniła
za namiętnymi chwilami spędzonymi z Davidem, choć ostatnio ku jej zaskoczeniu, wyobraźnia
i marzenia senne, w roli kochanka podsuwały jej Marka. Otulając ciało grubą
bluzą usiadła na łóżku podkulając nogi i opierając na kolanach głowę. Spojrzała
na swoją prawą dłoń, na której błyszczała złota obrączka. W zamyśleniu obróciła
ją kilka razy. Od momentu, w którym wypowiedziała tę urzędową formułkę
wielokrotnie zastanawiała się, czy ten krążek to jej zbawienie, czy raczej
przekleństwo. Zdarzały się momenty, gdy czuła, że ten kawałek szlachetnego
metalu wręcz wypala jej skórę. Przecież mogła się wycofać. Marek kilkakrotnie
pytał ją, czy jest pewna. Do niczego jej nie zmuszał. Zgodziła się. Zgodziła
się w pełni świadomie. Dlaczego? Bo chciała stabilizacji, spokojnej
przyszłości, czy po prostu jego szczęścia i spokoju. W pewnym momencie poczuła,
że ten konflikt na linii Marek – Dobrzańscy stał się także jej wojną. Chciała
pomóc mu uzyskać niezależność, chciała by przestali mu ciosać kołki nad głową.
Każdy żyje tak, jak chce. Każdy sam pisze scenariusz swojego życia. On nie
mógł. Czy każdemu pisane jest szczęście w rodzinnym gronie? Czy każdy musi mieć
drugą połówkę? Przecież tyle tych drugich połówek się później rozstaje,
rozwodzi. Miała świadomość, że ją też to czeka. Że w pewnym momencie będzie
musiała powiedzieć sobie dość, że będzie chciała odejść. A nawet jeśli nie
będzie chciała, to będzie musiała, bo zabraknie dla niej miejsca. Przecież w
pewnym momencie w jego życiu pojawi się ta właściwa osoba. To, że teraz jej nie
ma, nie znaczy, że jej nie będzie. Powróciła pamięcią do samego momentu ślubu. Czy
tak go sobie wyobrażała? Nie. Zdecydowanie nie. Od lat planowała tę
uroczystość. Chciała mieć białą suknię, długi welon, chciała usłyszeć marsz
weselny, a u ołtarza zobaczyć uśmiechniętego Davida. Zamiast tego była mała
salka zakopiańskiego urzędu, jej sukienka w kolorze pastelowej moreli i Marek.
Właśnie, Marek. Akurat wymiana Davida na Marka nie była aż taka najgorsza.
Coraz częściej zaczęła ich porównywać, a przecież nie powinna. W tym całym
ślubie, któremu świadkowali Aneta z mężem Gabrielem, wieloletni przyjaciele
Dobrzańskiego, zabrakło miłości. Bo ślub powinno się brać z miłości, a nie z
wyrachowania, czy dla świętego spokoju. Ale czy aby na pewno z jej strony nie
były to początki miłości? Sama się przestraszyła tego pytania. I to krótkie
muśnięcie warg, podsumowujące zaślubiny. Niby nic nieznaczące, a tak bardzo dla
niej ważne.
- Tutaj jesteś – z zamyślenia
wyrwał ją wesoły głos męża – Chodź na dół, zaparzyłem twoją ulubioną herbatę –
uśmiechnęła się blado. ‘Czy tego właśnie chcę?’ pytała. Zaczesała dłonią włosy
do tyłu i ruszyła za mężczyzną.
- Szkoda, że Gabriel z Anką nie
mogli zostać dłużej. Poznalibyście się lepiej. Ale będzie jeszcze nie jednak
okazja. Świetni ludzie
- Długo się znacie? – zapytała od
niechcenia, gdy zajęła miejsce koło niego na skórzanej sofie
- Jakieś sześć, może siedem lat.
Ale mam do nich pełne zaufanie. Sprawdzili się wiele razy. Można im o wszystkim
powiedzieć – uśmiechnął się delikatnie, by za chwilę spiąć wszystkie mięśnie
twarzy, gdy jego wzrok spoczął na obrączce – Jutro czeka nas najgorsze starcie.
Konfrontacja z rodzicami.
- Będzie dobrze – położyła dłoń
na jego ramieniu – Może wreszcie zrozumieją, że masz swoje życie? Poza tym nie
ma się co martwić na zapas – ostentacyjnie ziewnęła i spojrzała na niego
przepraszająco – wybacz, ale jestem padnięta po podróży. Położę się już.
Dobranoc.
- Ula – zawołał za nią, gdy była
już w połowie schodów – Dziękuję – uśmiechnęła się niemrawo i poszła dalej. Sam
się zastanawiał za co jej dziękował. Za dzisiejsze słowa otuchy, czy za tę całą
szopkę, którą od kilku tygodni odstawiali. Widział, że jest jej trudno, mimo to
brnął w ten układ dalej ciągnąc ją za sobą. Wiele razy zastanawiał się, czy ma
prawo prosić ją o małżeństwo, czy ma prawo wplątywać ją w rodzinne gierki.
Zawsze sobie powtarzał, że sama się na to zgodziła, że do niczego jej nie
zmusza, że daje jej możliwość wyboru. To chyba były próby wyciszenia sumienia,
które podpowiadało, że manipuluje słabą, zagubioną i zranioną kobietą. Widział
jej zamyślenie, widział jej wahanie, niezdecydowanie, jednak wiernie trwała u
jego boku w starciu z rodzicami i dziennikarzami, którzy nie dawali im spokoju
przez pierwsze dwa miesiące. W międzyczasie popełnił również błąd, który
zrodził plotki i podejrzenia. Pismaki nie dawali za wygraną. Ula stała po jego
stronie, tłumacząc go i negując pomówienia. Wiele razy przepraszał ją, że był
taki nieostrożny w miejscu publicznym i dał sobie zrobić zdjęcie, które słono
ich kosztowało. Powtarzała, że to nic, że sobie poradzi. Chciał w to wierzyć. Starała
się być silna. Ale najbardziej zaskoczyła go, gdy niespełna trzy miesiące po
ślubie oznajmiła mu, że chce być matką. Widziała, że jest w szoku, więc szybko
dodała, że być może dziecko wpłynie na poprawę jego stosunków z Dobrzańskimi.
Szybko stwierdził, że ma rację, że na tej ciąży może tylko zyskać, a
spadkobierca domu mody z pewnością się przyda. Gdy pewnego dnia poinformowali
Dobrzańskich, iż za siedem miesięcy zostaną dziadkami ci pogratulowali im
chłodno, zachowując dystans właściwy dla ich ostatnich kontaktów. Wciąż dość
ostentacyjnie ignorowali syna i jego żonę. Ich znajomi, śmietanka towarzyska
Warszawy, przez długie miesiące miała do seniorów żal o zatajenie informacji o
ślubie i brak hucznego przyjęcia. Krzysztof i Helena w głębi duszy skakali z
radości na wieść o ciąży, ale woleli tego nie okazywać. W ich mniemaniu radość
oznaczałaby wybaczenie potajemnego ślubu, a tego nie mogli zrobić.
Leżała na kanapie czytając
książkę. Do rozwiązania zostało nieco ponad dwa miesiące. Nie mogła się
doczekać, kiedy wreszcie jej dziecko pojawi się na świecie. Jej dziecko,
właśnie tak o nim myślała. Marek był tylko dodatkiem. Dlaczego zdecydowała się
na macierzyństwo. Ze strachu przed samotnością. Była samotna. Była bardzo
samotna. Niby było kilku zaufanych przyjaciół jej męża, był jej mąż, ale czuła
się samotna. Chciała pracować, ale ze względu na ciąże, postanowili, że
zostanie w domu do końca macierzyńskiego. Jeszcze przed ślubem Marek chciał ją zatrudnić
w FD na jednym z kierowniczych stanowisk. Odmówiła. Nie potrafiłaby ciągle grać
przed jego rodzicami, współpracownikami. Unikanie kontaktów było najlepszym
wyjściem. Całymi dniami siedziała w pustym domu czytając książki, oglądając
durne seriale i serfując po Internecie. Tak było wygodnie, ale i nudno. Marek
starał się dotrzymywać jej towarzystwa, ale praca i nowa znajomość powodowały,
że w domu nie mieszkał, a raczej w nim bywał. Nie mogła mu zarzucić, że nie
opiekuje się nią troskliwie. Starał się, ale dla niej to było za mało.
Potrzebowała partnera i mężczyzny, nie przyjaciela.
W zasadzie jeszcze przed ślubem
zaczęła sobie zdawać sprawę, że Dobrzański stał się dla niej ważny. Zbyt ważny.
Może to barak mężczyzny u boku spowodował, że zaczęła darzyć Marka silniejszym
uczuciem. Już nie był dla niej tylko przyjacielem, choć starała się za wszelką
cenę tak o nim myśleć. Serce górowało nad rozumem. Kilka pocałunków, które
wymuszała sytuacja i codzienne obcowanie, mieszkanie pod jednym dachem i de
facto dzielenie życia spowodowało, że Dobrzański wkradł się do jej życia
nieproszony. Bo przecież ona wcale nie zapraszała go do swojego serca. To jej
przyjaciel, a ich relacja była układem, który miał z góry określone zasady. Czuła
wściekłość i żal, gdy wychodził wieczorami, gdy wracał nad ranem, gdy z
uśmiechem na ustach odpisywał na sms’y. Wiele razy miała ochotę go zatrzymać,
ale wiedziała, że to nic nie zmieni. Ona nie mogła zmienić jego. Marek
Dobrzański stał się największym przekleństwem jej życia. Rok od ślubu bardzo
żałowała swojej decyzji. Cholernie żałowała, że nie podjęła walki o
samodzielność, tylko zgodziła się zostać jego żoną na papierze.
Mała Julia stała się sensem jej
życia na bardzo krótki okres. Dobrzańskiego coraz bardziej niepokoiło
zachowanie matki jego dziecka, ale zarówno przyjaciele, jak i sama Ula zaczęła tłumaczyć
to depresją poporodową. Uwierzył. Te zapewnienia uspokoiły go niego i pozwoliły
wyciszyć podejrzenia. Ilekroć Dobrzańska patrzyła na swoją córkę, widziała
Marka, człowieka, którego kochała, choć nie powinna. Mała była kopią swojego
ojca, a Dobrzański był w niej totalnie zakochany. Z każdym dniem coraz bardziej
przestawała panować nad swoim życiem, pragnieniami, marzeniami. Wyobraźnia
podsuwała jej różne scenariusze. Jej życie stawało się obłędem. Czarę goryczy
przelała sytuacja z pewnego majowego dnia, gdy usłyszała od swojego męża ‘Chyba
się zakochałem. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Chciałbym, żebyś kogoś poznała’.
I poznała osobę, którą Dobrzański pokochał. Osobę, z którą nawet nie miała
prawa walczyć. Starała się zachować pozory, że to ją zupełnie nie obchodzi.
Dwudziestego piątego czerwca, dwa dni przed swoimi urodzinami poprosiła by
Dobrzański zabrał małą na cały dzień do swoich rodziców. Wykręcała się
zmęczeniem i potrzebą chwili tylko dla siebie. Posłuchał i spełnił jej prośbę.
Tego dnia Julia po raz ostatni tonęła w ramionach matki. Ula miała świadomość,
że jej córka nie będzie jej pamiętać, przecież była jeszcze malutka. Wieczorem
Marek znalazł ją w jej sypialni. Otruła się tabletkami nasennymi i środkami
przepisanymi przez lekarza na depresję poporodową. Lekarz pogotowia stwierdził
zgon.
Na szafce nocnej znalazł białą
kopertę, na której widniało jego imię.
‘Kochany Marku,
Mam nadzieję, że kiedyś będziesz
w stanie wybaczyć mi tę ucieczkę. Bo to jest uciekczka. Od problemów i rzeczywistości. Chociaż bardziej mam nadzieję, że Julia
będzie potrafiła mi kiedyś wybaczać fakt, że ją zostawiłam. Gdy już będzie rozumieć, powiedz jej proszę, że bardzo ją kochałam.
Pewnie
zastanawiasz się teraz
dlaczego to zrobiłam. Zabiła mnie miłość do Ciebie. Miłość, która nigdy
nie
powinna była się zrodzić, bo przecież wiedziałam o wszystkim od samego
początku, zgodziłam się na ten układ. Ten układ był moim wybawieniem,
ale i
moim przekleństwem. Tak, jak moim przekleństwem okazała się miłość do
Ciebie. Nie
potrafiłam już tak żyć i nie chciałam. Byłam w stanie znieść wiele, ale w
pewnym momencie po prostu przestałam wytrzymywać. Nie wyrzucaj sobie, że
nic
nie zauważyłeś, że mogłeś coś zrobić. Nie mogłeś. I tak nie potrafiłbyś
mnie
pokochać. Miałam świadomość, że dla ciebie zawsze będę przyjaciółką i
nie mam
ci tego za złe. To wszystko zaszło za daleko, zbyt się skomplikowało.
Nie potrafilibyśmy już tego rozplątać. Bardzo starałam się ukryć moją
miłość i moje cierpienie i chyba
mi się udawało. Śmiałam się do ciebie, a za chwilę płakałam w poduszkę.
Dzielnie odpierałam ataki dziennikarzy, którzy pytali o wasze zdjęcia.
Bez
zająknięcia i z udawanym uśmiechem powtarzałam ‘chce pan mnie obrazić?
Spodziewamy
się z mężem dziecka’. Kłamałam im prosto w oczy. Dla Ciebie. A najgorszy
był wieczór, kiedy
przedstawiłeś mi Michała. Wyłam z rozpaczy wiedząc, że nawet nie jestem
dla
niego konkurencją. Popełniłam błąd Marku, godząc się na ten układ i
zapłaciłam
za to wysoką cenę.
Pamiętasz, jak przed decyzją o
wyjeździe do kliniki rozmawialiśmy o przyszłości, o tym, czy
powiemy dziecku prawdę? Mam nadzieję, że się z tego nie wycofasz. Chcę, by
nasza córka wiedziała o wszystkim od początku do końca. Ma do tego prawo. Nie
można stale żyć w zakłamaniu, Marku. Czas się odważyć i stawić czoła
rzeczywistości. To tyczy się także Twoich rodziców. Musisz w końcu powiedzieć im
prawdę. Nie możesz całe życie uciekać.
Bądź szczęśliwy Marku! Zrób
wszystko, by nasza córka o mnie nie zapomniała.
Twoja na zawsze, Ula’
Krzyczał z rozpaczy. Mógł sobie
pozwolić na krzyk i łzy. Jego matka zabrała Julię do siebie chwilę przed
przyjazdem pracowników zakładu pogrzebowego. Dobrzańska była wstrząśnięta tą
sytuacją. Wiedział, że śmierć Uli to wynik jego strachu i głupoty. Nie ważne co mówiła. To on ją
zabił i będzie musiał z tą świadomością żyć do końca życia. Wypił dwa kieliszki
wódki chcąc się nieco uspokoić. Alkohol nie przyniósł ukojenia. Przepłakał całą
noc. Odbierając córkę koło południa wypowiedział do rodziców tylko jedno zdanie
‘Po pogrzebie muszę z wami poważnie porozmawiać’.
Na warszawskich Powązkach
zgromadziło się ledwie kilka osób. Nie miała znajomych, przyjaciół. Wiedział,
że to jego wina i efekt ich tajemnicy. Kilkoro jego znajomych, jego rodzice
wraz z Honoratą, ich gospodynią i Michał, który stał z tyłu. Nie informował
ludzi z firmy. Ula nie chciałaby sensacji na swoim pogrzebie. Stał nad trumną
Uli z Julią na rękach. Nie płakała. Rozglądała się zaciekawiona. Nie rozumiała,
że właśnie straciła matkę. Kolejne łzy spływały po jego policzku, gdy patrzył w
błękitne oczy córki. Oczy, które odziedziczyła po matce.
- Możesz zabrać Julkę do ogrodu? –
zapytał gosposi, gdy chwilę po czternastej przekroczył próg domu Dobrzańskich.
Rodzice już dawno czekali na niego w salonie. Jako ostatni opuścił teren cmentarza.
- Możesz nam to wreszcie wszystko
wyjaśnić? – zapytał dość ostro Krzysztof, gdy usiadł na skórzanym fotelu w
kolorze kości słoniowej – Motywy samobójstwa twojej żony to dla nas wciąż
wielka zagadka. Wydawało się, że wam się układa, więc co się stało?
- To moja wina – zaczął płaczliwym
głosem – To ja ją zabiłem – spuścił głowę
- Słucham? – zapytała milcząca
dotąd Helena
- To wszystko było kłamstwo.
Nasze małżeństwo, ciąża. Julia jest moją córką, ale skorzystaliśmy z pomocy
kliniki. Ula tak naprawdę nigdy nie była moją żoną. Nie kochałem jej, nie
sypialiśmy razem – nabrał powietrza do płuc – To był układ. Jestem gejem.
- Co? – bąknął zszokowany
Krzysztof, który ledwo oddychał
-
Bałem się wam o tym powiedzieć,
więc zmyśliłem tę cholerną historyjkę. Naciskaliście na ślub, na to,
żebym się
ustatkował. Spotkałem Ulę, gdy była na życiowym zakręcie. Jej wieloletni
partner zginął w wypadku samochodowym. Nie miała gdzie się podziać, była
rozchwiana emocjonalnie. Zaproponowałem jej pomoc, a później układ.
Miała udawać moją żonę, a
ja miałem mieć święty spokój. Wykorzystałem ją – rozpłakał się – Zabił
ją mój
strach, moje tchórzostwo. Bałem się być tym, kim jestem. Za dwa miesiące
minie
rok odkąd jestem w związku z Michałem. Był dzisiaj na pogrzebie. Ula o
tym
wiedziała. Kochała mnie - wyszeptał
- Masz świadomość, do czego
doprowadziłeś? – zagrzmiał Krzysztof – Twoje tchórzostwo pchnęło młodą kobietę
do takiego czynu. Czy ty wiesz, jak ona musiała się w tym wszystkim czuć? Czy
choć przez chwilę pomyślałeś o niej, o Julii? Co jej powiesz? Że tatuś jest
gejem, ale chciał mieć żonę i dziecko, żeby prasa się nie czepiała? Żeby
zadowolić jej dziadków? Powiesz jej, że niegdyś nie kochałeś jej matki? Jak ty
sobie wyobrażasz dalsze życie? Masz zamiar wychować moją wnuczkę z tym swoim
Michałem? On ma zastąpić jej Ulę? – krzyknął – Wynoś się z mojego domu!
Miał
świadomość, że swoją głupotą i strachem skrzywdził wiele osób.
Począwszy od rodziców, przez Julię, ale najbardziej skrzywdził Ulę. I
będzie musiał to brzemię nieść przez całe życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz