B

niedziela, 10 sierpnia 2014

'Układ' IV ost.

Postawił w przedpokoju dwie walizki średniej wielkości.
- Pójdę od razu zdjąć z bagażnika narty – rzucił i ponownie wyszedł do garażu. Zdjęła zimowy, sportowy płaszcz i udała się do kuchni. Zegarek wskazywał osiemnastą. Na kawę było zdecydowanie za późno. Poza tym byli zmęczeni i jeszcze podczas podróży zgodnie stwierdzili, że należy położyć się wcześniej. Nastawiła więc wodę na herbatę. Temperatura na zewnątrz była naprawdę bardzo niska. Marek długo nie wracał z garażu. Postanowiła, że uda się do swojej sypialni i powiesi sukienkę, która w pokrowcu wisiała teraz na wieszaku w przedpokoju. . Nim narzuciła na siebie szare spodnie i polarową bluzę stanęła w bieliźnie naprzeciw lustra. Jej figura prezentowała się idealnie. Kształtne piersi, wąska talia, zgrabne uda i pośladki. Tak bardzo brakowało jej dotyku męskich dłoni. Brakowało jej ciepła, które dają ramiona ukochanej osoby i głosu czule wypowiadającego jej imię. Tęskniła za namiętnymi chwilami spędzonymi z Davidem, choć ostatnio ku jej zaskoczeniu, wyobraźnia i marzenia senne, w roli kochanka podsuwały jej Marka. Otulając ciało grubą bluzą usiadła na łóżku podkulając nogi i opierając na kolanach głowę. Spojrzała na swoją prawą dłoń, na której błyszczała złota obrączka. W zamyśleniu obróciła ją kilka razy. Od momentu, w którym wypowiedziała tę urzędową formułkę wielokrotnie zastanawiała się, czy ten krążek to jej zbawienie, czy raczej przekleństwo. Zdarzały się momenty, gdy czuła, że ten kawałek szlachetnego metalu wręcz wypala jej skórę. Przecież mogła się wycofać. Marek kilkakrotnie pytał ją, czy jest pewna. Do niczego jej nie zmuszał. Zgodziła się. Zgodziła się w pełni świadomie. Dlaczego? Bo chciała stabilizacji, spokojnej przyszłości, czy po prostu jego szczęścia i spokoju. W pewnym momencie poczuła, że ten konflikt na linii Marek – Dobrzańscy stał się także jej wojną. Chciała pomóc mu uzyskać niezależność, chciała by przestali mu ciosać kołki nad głową. Każdy żyje tak, jak chce. Każdy sam pisze scenariusz swojego życia. On nie mógł. Czy każdemu pisane jest szczęście w rodzinnym gronie? Czy każdy musi mieć drugą połówkę? Przecież tyle tych drugich połówek się później rozstaje, rozwodzi. Miała świadomość, że ją też to czeka. Że w pewnym momencie będzie musiała powiedzieć sobie dość, że będzie chciała odejść. A nawet jeśli nie będzie chciała, to będzie musiała, bo zabraknie dla niej miejsca. Przecież w pewnym momencie w jego życiu pojawi się ta właściwa osoba. To, że teraz jej nie ma, nie znaczy, że jej nie będzie. Powróciła pamięcią do samego momentu ślubu. Czy tak go sobie wyobrażała? Nie. Zdecydowanie nie. Od lat planowała tę uroczystość. Chciała mieć białą suknię, długi welon, chciała usłyszeć marsz weselny, a u ołtarza zobaczyć uśmiechniętego Davida. Zamiast tego była mała salka zakopiańskiego urzędu, jej sukienka w kolorze pastelowej moreli i Marek. Właśnie, Marek. Akurat wymiana Davida na Marka nie była aż taka najgorsza. Coraz częściej zaczęła ich porównywać, a przecież nie powinna. W tym całym ślubie, któremu świadkowali Aneta z mężem Gabrielem, wieloletni przyjaciele Dobrzańskiego, zabrakło miłości. Bo ślub powinno się brać z miłości, a nie z wyrachowania, czy dla świętego spokoju. Ale czy aby na pewno z jej strony nie były to początki miłości? Sama się przestraszyła tego pytania. I to krótkie muśnięcie warg, podsumowujące zaślubiny. Niby nic nieznaczące, a tak bardzo dla niej ważne.
- Tutaj jesteś – z zamyślenia wyrwał ją wesoły głos męża – Chodź na dół, zaparzyłem twoją ulubioną herbatę – uśmiechnęła się blado. ‘Czy tego właśnie chcę?’ pytała. Zaczesała dłonią włosy do tyłu i ruszyła za mężczyzną.
- Szkoda, że Gabriel z Anką nie mogli zostać dłużej. Poznalibyście się lepiej. Ale będzie jeszcze nie jednak okazja. Świetni ludzie
- Długo się znacie? – zapytała od niechcenia, gdy zajęła miejsce koło niego na skórzanej sofie
- Jakieś sześć, może siedem lat. Ale mam do nich pełne zaufanie. Sprawdzili się wiele razy. Można im o wszystkim powiedzieć – uśmiechnął się delikatnie, by za chwilę spiąć wszystkie mięśnie twarzy, gdy jego wzrok spoczął na obrączce – Jutro czeka nas najgorsze starcie. Konfrontacja z rodzicami.
- Będzie dobrze – położyła dłoń na jego ramieniu – Może wreszcie zrozumieją, że masz swoje życie? Poza tym nie ma się co martwić na zapas – ostentacyjnie ziewnęła i spojrzała na niego przepraszająco – wybacz, ale jestem padnięta po podróży. Położę się już. Dobranoc.
- Ula – zawołał za nią, gdy była już w połowie schodów – Dziękuję – uśmiechnęła się niemrawo i poszła dalej. Sam się zastanawiał za co jej dziękował. Za dzisiejsze słowa otuchy, czy za tę całą szopkę, którą od kilku tygodni odstawiali. Widział, że jest jej trudno, mimo to brnął w ten układ dalej ciągnąc ją za sobą. Wiele razy zastanawiał się, czy ma prawo prosić ją o małżeństwo, czy ma prawo wplątywać ją w rodzinne gierki. Zawsze sobie powtarzał, że sama się na to zgodziła, że do niczego jej nie zmusza, że daje jej możliwość wyboru. To chyba były próby wyciszenia sumienia, które podpowiadało, że manipuluje słabą, zagubioną i zranioną kobietą. Widział jej zamyślenie, widział jej wahanie, niezdecydowanie, jednak wiernie trwała u jego boku w starciu z rodzicami i dziennikarzami, którzy nie dawali im spokoju przez pierwsze dwa miesiące. W międzyczasie popełnił również błąd, który zrodził plotki i podejrzenia. Pismaki nie dawali za wygraną. Ula stała po jego stronie, tłumacząc go i negując pomówienia. Wiele razy przepraszał ją, że był taki nieostrożny w miejscu publicznym i dał sobie zrobić zdjęcie, które słono ich kosztowało. Powtarzała, że to nic, że sobie poradzi. Chciał w to wierzyć. Starała się być silna. Ale najbardziej zaskoczyła go, gdy niespełna trzy miesiące po ślubie oznajmiła mu, że chce być matką. Widziała, że jest w szoku, więc szybko dodała, że być może dziecko wpłynie na poprawę jego stosunków z Dobrzańskimi. Szybko stwierdził, że ma rację, że na tej ciąży może tylko zyskać, a spadkobierca domu mody z pewnością się przyda. Gdy pewnego dnia poinformowali Dobrzańskich, iż za siedem miesięcy zostaną dziadkami ci pogratulowali im chłodno, zachowując dystans właściwy dla ich ostatnich kontaktów. Wciąż dość ostentacyjnie ignorowali syna i jego żonę. Ich znajomi, śmietanka towarzyska Warszawy, przez długie miesiące miała do seniorów żal o zatajenie informacji o ślubie i brak hucznego przyjęcia. Krzysztof i Helena w głębi duszy skakali z radości na wieść o ciąży, ale woleli tego nie okazywać. W ich mniemaniu radość oznaczałaby wybaczenie potajemnego ślubu, a tego nie mogli zrobić.
Leżała na kanapie czytając książkę. Do rozwiązania zostało nieco ponad dwa miesiące. Nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie jej dziecko pojawi się na świecie. Jej dziecko, właśnie tak o nim myślała. Marek był tylko dodatkiem. Dlaczego zdecydowała się na macierzyństwo. Ze strachu przed samotnością. Była samotna. Była bardzo samotna. Niby było kilku zaufanych przyjaciół jej męża, był jej mąż, ale czuła się samotna. Chciała pracować, ale ze względu na ciąże, postanowili, że zostanie w domu do końca macierzyńskiego. Jeszcze przed ślubem Marek chciał ją zatrudnić w FD na jednym z kierowniczych stanowisk. Odmówiła. Nie potrafiłaby ciągle grać przed jego rodzicami, współpracownikami. Unikanie kontaktów było najlepszym wyjściem. Całymi dniami siedziała w pustym domu czytając książki, oglądając durne seriale i serfując po Internecie. Tak było wygodnie, ale i nudno. Marek starał się dotrzymywać jej towarzystwa, ale praca i nowa znajomość powodowały, że w domu nie mieszkał, a raczej w nim bywał. Nie mogła mu zarzucić, że nie opiekuje się nią troskliwie. Starał się, ale dla niej to było za mało. Potrzebowała partnera i mężczyzny, nie przyjaciela.
W zasadzie jeszcze przed ślubem zaczęła sobie zdawać sprawę, że Dobrzański stał się dla niej ważny. Zbyt ważny. Może to barak mężczyzny u boku spowodował, że zaczęła darzyć Marka silniejszym uczuciem. Już nie był dla niej tylko przyjacielem, choć starała się za wszelką cenę tak o nim myśleć. Serce górowało nad rozumem. Kilka pocałunków, które wymuszała sytuacja i codzienne obcowanie, mieszkanie pod jednym dachem i de facto dzielenie życia spowodowało, że Dobrzański wkradł się do jej życia nieproszony. Bo przecież ona wcale nie zapraszała go do swojego serca. To jej przyjaciel, a ich relacja była układem, który miał z góry określone zasady. Czuła wściekłość i żal, gdy wychodził wieczorami, gdy wracał nad ranem, gdy z uśmiechem na ustach odpisywał na sms’y. Wiele razy miała ochotę go zatrzymać, ale wiedziała, że to nic nie zmieni. Ona nie mogła zmienić jego. Marek Dobrzański stał się największym przekleństwem jej życia. Rok od ślubu bardzo żałowała swojej decyzji. Cholernie żałowała, że nie podjęła walki o samodzielność, tylko zgodziła się zostać jego żoną na papierze.

Mała Julia stała się sensem jej życia na bardzo krótki okres. Dobrzańskiego coraz bardziej niepokoiło zachowanie matki jego dziecka, ale zarówno przyjaciele, jak i sama Ula zaczęła tłumaczyć to depresją poporodową. Uwierzył. Te zapewnienia uspokoiły go niego i pozwoliły wyciszyć podejrzenia. Ilekroć Dobrzańska patrzyła na swoją córkę, widziała Marka, człowieka, którego kochała, choć nie powinna. Mała była kopią swojego ojca, a Dobrzański był w niej totalnie zakochany. Z każdym dniem coraz bardziej przestawała panować nad swoim życiem, pragnieniami, marzeniami. Wyobraźnia podsuwała jej różne scenariusze. Jej życie stawało się obłędem. Czarę goryczy przelała sytuacja z pewnego majowego dnia, gdy usłyszała od swojego męża ‘Chyba się zakochałem. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Chciałbym, żebyś kogoś poznała’. I poznała osobę, którą Dobrzański pokochał. Osobę, z którą nawet nie miała prawa walczyć. Starała się zachować pozory, że to ją zupełnie nie obchodzi. Dwudziestego piątego czerwca, dwa dni przed swoimi urodzinami poprosiła by Dobrzański zabrał małą na cały dzień do swoich rodziców. Wykręcała się zmęczeniem i potrzebą chwili tylko dla siebie. Posłuchał i spełnił jej prośbę. Tego dnia Julia po raz ostatni tonęła w ramionach matki. Ula miała świadomość, że jej córka nie będzie jej pamiętać, przecież była jeszcze malutka. Wieczorem Marek znalazł ją w jej sypialni. Otruła się tabletkami nasennymi i środkami przepisanymi przez lekarza na depresję poporodową. Lekarz pogotowia stwierdził zgon. 
Na szafce nocnej znalazł białą kopertę, na której widniało jego imię.

‘Kochany Marku,

Mam nadzieję, że kiedyś będziesz w stanie wybaczyć mi tę ucieczkę. Bo to jest uciekczka. Od problemów i rzeczywistości. Chociaż bardziej mam nadzieję, że Julia będzie potrafiła mi kiedyś wybaczać fakt, że ją zostawiłam. Gdy już będzie rozumieć, powiedz jej proszę, że bardzo ją kochałam.


Pewnie zastanawiasz się teraz dlaczego to zrobiłam. Zabiła mnie miłość do Ciebie. Miłość, która nigdy nie powinna była się zrodzić, bo przecież wiedziałam o wszystkim od samego początku, zgodziłam się na ten układ. Ten układ był moim wybawieniem, ale i moim przekleństwem. Tak, jak moim przekleństwem okazała się miłość do Ciebie. Nie potrafiłam już tak żyć i nie chciałam. Byłam w stanie znieść wiele, ale w pewnym momencie po prostu przestałam wytrzymywać. Nie wyrzucaj sobie, że nic nie zauważyłeś, że mogłeś coś zrobić. Nie mogłeś. I tak nie potrafiłbyś mnie pokochać. Miałam świadomość, że dla ciebie zawsze będę przyjaciółką i nie mam ci tego za złe. To wszystko zaszło za daleko, zbyt się skomplikowało. Nie potrafilibyśmy już tego rozplątać. Bardzo starałam się ukryć moją miłość i moje cierpienie i chyba mi się udawało. Śmiałam się do ciebie, a za chwilę płakałam w poduszkę. Dzielnie odpierałam ataki dziennikarzy, którzy pytali o wasze zdjęcia. Bez zająknięcia i z udawanym uśmiechem powtarzałam ‘chce pan mnie obrazić? Spodziewamy się z mężem dziecka’. Kłamałam im prosto w oczy. Dla Ciebie. A najgorszy był wieczór, kiedy przedstawiłeś mi Michała. Wyłam z rozpaczy wiedząc, że nawet nie jestem dla niego konkurencją. Popełniłam błąd Marku, godząc się na ten układ i zapłaciłam za to wysoką cenę.


Pamiętasz, jak przed decyzją o wyjeździe do kliniki rozmawialiśmy o przyszłości, o tym, czy powiemy dziecku prawdę? Mam nadzieję, że się z tego nie wycofasz. Chcę, by nasza córka wiedziała o wszystkim od początku do końca. Ma do tego prawo. Nie można stale żyć w zakłamaniu, Marku. Czas się odważyć i stawić czoła rzeczywistości. To tyczy się także Twoich rodziców. Musisz w końcu powiedzieć im prawdę. Nie możesz całe życie uciekać.

Bądź szczęśliwy Marku! Zrób wszystko, by nasza córka o mnie nie zapomniała.

Twoja na zawsze, Ula’

Krzyczał z rozpaczy. Mógł sobie pozwolić na krzyk i łzy. Jego matka zabrała Julię do siebie chwilę przed przyjazdem pracowników zakładu pogrzebowego. Dobrzańska była wstrząśnięta tą sytuacją. Wiedział, że śmierć Uli to wynik jego strachu i głupoty. Nie ważne co mówiła. To on ją zabił i będzie musiał z tą świadomością żyć do końca życia. Wypił dwa kieliszki wódki chcąc się nieco uspokoić. Alkohol nie przyniósł ukojenia. Przepłakał całą noc. Odbierając córkę koło południa wypowiedział do rodziców tylko jedno zdanie ‘Po pogrzebie muszę z wami poważnie porozmawiać’.
Na warszawskich Powązkach zgromadziło się ledwie kilka osób. Nie miała znajomych, przyjaciół. Wiedział, że to jego wina i efekt ich tajemnicy. Kilkoro jego znajomych, jego rodzice wraz z Honoratą, ich gospodynią i Michał, który stał z tyłu. Nie informował ludzi z firmy. Ula nie chciałaby sensacji na swoim pogrzebie. Stał nad trumną Uli z Julią na rękach. Nie płakała. Rozglądała się zaciekawiona. Nie rozumiała, że właśnie straciła matkę. Kolejne łzy spływały po jego policzku, gdy patrzył w błękitne oczy córki. Oczy, które odziedziczyła po matce.
- Możesz zabrać Julkę do ogrodu? – zapytał gosposi, gdy chwilę po czternastej przekroczył próg domu Dobrzańskich. Rodzice już dawno czekali na niego w salonie. Jako ostatni opuścił teren cmentarza.
- Możesz nam to wreszcie wszystko wyjaśnić? – zapytał dość ostro Krzysztof, gdy usiadł na skórzanym fotelu w kolorze kości słoniowej – Motywy samobójstwa twojej żony to dla nas wciąż wielka zagadka. Wydawało się, że wam się układa, więc co się stało?
- To moja wina – zaczął płaczliwym głosem – To ja ją zabiłem – spuścił głowę
- Słucham? – zapytała milcząca dotąd Helena
- To wszystko było kłamstwo. Nasze małżeństwo, ciąża. Julia jest moją córką, ale skorzystaliśmy z pomocy kliniki. Ula tak naprawdę nigdy nie była moją żoną. Nie kochałem jej, nie sypialiśmy razem – nabrał powietrza do płuc – To był układ. Jestem gejem.
- Co? – bąknął zszokowany Krzysztof, który ledwo oddychał
- Bałem się wam o tym powiedzieć, więc zmyśliłem tę cholerną historyjkę. Naciskaliście na ślub, na to, żebym się ustatkował. Spotkałem Ulę, gdy była na życiowym zakręcie. Jej wieloletni partner zginął w wypadku samochodowym. Nie miała gdzie się podziać, była rozchwiana emocjonalnie. Zaproponowałem jej pomoc, a później układ. Miała udawać moją żonę, a ja miałem mieć święty spokój. Wykorzystałem ją – rozpłakał się – Zabił ją mój strach, moje tchórzostwo. Bałem się być tym, kim jestem. Za dwa miesiące minie rok odkąd jestem w związku z Michałem. Był dzisiaj na pogrzebie. Ula o tym wiedziała. Kochała mnie - wyszeptał
- Masz świadomość, do czego doprowadziłeś? – zagrzmiał Krzysztof – Twoje tchórzostwo pchnęło młodą kobietę do takiego czynu. Czy ty wiesz, jak ona musiała się w tym wszystkim czuć? Czy choć przez chwilę pomyślałeś o niej, o Julii? Co jej powiesz? Że tatuś jest gejem, ale chciał mieć żonę i dziecko, żeby prasa się nie czepiała? Żeby zadowolić jej dziadków? Powiesz jej, że niegdyś nie kochałeś jej matki? Jak ty sobie wyobrażasz dalsze życie? Masz zamiar wychować moją wnuczkę z tym swoim Michałem? On ma zastąpić jej Ulę? – krzyknął – Wynoś się z mojego domu! 

Miał świadomość, że swoją głupotą i strachem skrzywdził wiele osób. Począwszy od rodziców, przez Julię, ale najbardziej skrzywdził Ulę. I będzie musiał to brzemię nieść przez całe życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz