B

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

'Układ' III

Podczas kilku spotkań z matką w kolejnych tygodniach zaczął przebąkiwać, że między nim a Ulą zaczyna coś zaiskrzyć. Absolutnie nie chciał się wdawać w dyskusję, nie chciał zdradzać szczegółów. Na wszelkie pytania matki odpowiadał, że to jego życie, ich związek i ich prywatność. Miał jednak świadomość, że na samych opowiastkach się nie skończy, a rodzice w końcu będą chcieli zaprosić ich razem na przyjęcie. Niespełna dwa tygodnie później matka zadzwoniła z zaproszeniem na niedzielny obiad.
- Nic się nie martw – uspokajał spiętą Cieplakównę w drodze do willi rodziców – Historię naszej wielkiej miłości biorę na siebie. Zresztą wątpię by byli tak mało taktowni i dopytywali o szczegóły naszego związku. O swojej rodzinie powiedz im co chcesz – posłała mu blady uśmiech
Dobrzańscy powitali ich w hallu.
- Miło mi panią poznać – uśmiechnął się ciepło Krzysztof, choć jego wzrok przenikał ją na wskroś
- My de facto już się znamy. Studiowaliśmy razem z Markiem. Swego czasu często bywałam w państwa domu. I proszę mi mówić po imieniu  
- Naprawdę? – zdziwił się – W takim razie bardzo się zmieniłaś. Na korzyść oczywiście. Zapraszamy do jadalni. Stasia zaraz poda dania. Przygotowała prawdziwą ucztę. Niecodziennie mamy okazję podejmować wybrankę naszego syna
- Tato – znacząco chrząknął Marek starając się zakończyć tę dyskusję. Splótł ich dłonie i poprowadził w stronę stołu.
Posiłek przebiegał w nieco sztywnej atmosferze. Ula starała się być uprzejma i nie dawać po sobie znać, jak bardzo jest skrępowana. Panowie głównie rozmawiali o zbliżającym się jesiennym pokazie. Helena zagadywała Ulę na temat balu charytatywnego, którego  była główną organizatorką. Po długich namowach zgodziła się pomóc przyszłej teściowej w organizacji eventu. Na poobiednią kawę przenieśli się do ogrodu. Marek nie odstępował jej na krok. Co chwilę wykonywał w jej kierunku intymne gesty. Całował w skroń albo policzek, splatał ich palce, gładził kciukiem wierzch dłoni. Posyłał jej również czułe spojrzenia. Był świetnym aktorem.
- Czym się zajmowałaś po skończeniu studiów? Tak nagle zniknęłaś z życia Marka – zagadnęła w pewnym momencie Helena. Ula w tej samej chwili zesztywniała. Właśnie tego się obawiała. Dobrzański mocniej ścisnął jej dłoń dodając jej tym samym otuchy
- Wyjechałam do Londynu na staż. Zaproponowali mi później bardzo korzystne warunki pracy. Zostałam najpierw na rok, a później na dłużej.
- Rodzina nie miała nic przeciwko? – dociekała
- Mama zmarła na nowotwór gdy byłam jeszcze w liceum. Wyjeżdżając zostawiłam w Polsce ojca i brata. Dwa lata po moim wyjeździe zginęli w wypadku samochodowym – skłamała. Musiała coś wymyślić by zakończyć temat jej rodziny. Miała niemal pewność, że Dobrzańscy bardzo chcieliby poznać Cieplaków – Nie miałam powodów, żeby wracać, jednak w ubiegłym roku zaczęłam tęsknić za Polską. Złożyłam wymówienie i w kilka tygodni znalazłam się w Warszawie. Wyjechałam nad morze na krótki urlop i tam spotkałam Marka – zatonęła w szarym spojrzeniu bruneta. Posłał jej uroczy uśmiech by po chwili, ku jej ogromnemu zaskoczeniu, krótko musnąć jej usta. Po tym incydencie dość szybko opuścili Konstancin. W drodze powrotnej niewiele rozmawiali. Ulka była wykończona stresem, który jej towarzyszył przez całe spotkanie. Postanowił jej nie męczyć rozmową. Krótko podziękował jej za teatrzyk, który wspólnie odstawili. Posłała mu blady uśmiech i pogrążyła się w swoich myślach.

Pokaz zbliżał się wielkimi krokami. Miała mu towarzyszyć jako oficjalna partnerka. Cztery dni przed planowanym wielkim wieczorem w Łazienkach zadzwoniła do niego matka z prośbą, by następnego dnia przyjechał do niej prosto po pracy. Doskonale domyślał się, o co może jej chodzić. Wiedział, że podaruje mu pierścionek zaręczynowy, który był w rodzinie Dobrzańskich od trzech pokoleń. Nie zamierzał narażać Ulki na taki stres i zgodnie z sugestią rodziców oświadczać się podczas pokazu. Uprzedził nieco działania matki. Jeszcze tego samego dnia pojechał do salonu jubilerskiego po pierścionek. Po kolacji położył przed Ulą małe pudełeczko w kształcie serca.
- Otwórz – poprosił, gdy spojrzała na niego zaskoczona – Mam nadzieję, że ci się spodoba – niepewnie chwyciła przedmiot i już po chwili jej oczom ukazał się pierścionek z białego złota z niewielkim błękitnym kamieniem – Będzie się pięknie komponował z twoimi oczami
- Rozumiem, że to nasz pierścionek zaręczynowy – powiedziała z nutą goryczy. Coraz częściej zastanawiała się, czy ten układ to jednak dobre wyjście. Na własne życzenie pakowała się w dziwną relację, która z każdym dniem budziła nowe wątpliwości. Marzyła, by dostać kiedyś taki pierścionek od Davida. Nie doczekała się. Teraz otrzymała go od innego człowieka, jednak nie był on zapowiedzią szczęśliwej rodziny i miłosnej sielanki
- Tak – powiedział zdecydowanie – Matka ściąga mnie jutro do Konstancina. Podejrzewam, że chce, bym oświadczył ci się podczas pokazu. Chcę nam tego zaoszczędzić. Postawię ją przed faktem dokonanym. Powiemy, że oświadczyłem ci się w minioną niedzielę podczas romantycznej kolacji w ogrodzie, a tę radosną nowinę mieliśmy ogłosić podczas rodzinnego spotkania po pokazie – wsunął jej krążek na palec i złożył na dłoni krótki pocałunek – Przyszła pani Dobrzańska – uśmiechnął się tajemniczo mrużąc przy tym lekko prawe oko – Jutro pomyślimy co ze ślubem. Trzeba coś ustalić tak, by moi rodzice nie mieli wielkiego pola ruchu. A teraz bardzo cię przepraszam – spojrzał na zegarek – ale muszę wyskoczyć na dwie godziny. Jakby dzwoniła moja matka, jestem na basenie.
Pokaz był niemal drogą przez mękę. Dobrzańscy wszystkim po kolei chwalili się, że ich jedynak wreszcie się zaręczył, z dumą prezentując przyszłą synową. Jak się okazało, była dla nich idealną kandydatką, a dzięki temu szybko wybaczyli Markowi te ciche zaręczyny bez rozgłosu. Ula była piękna, inteligentna i skromna. W mniemaniu Krzysztofa idealna, by wejść do ich rodziny. Przez pierwszą godzinę bankietu zorganizowanego po pokazie uścisnęła kilkadziesiąt dłoni, ze sztucznym uśmiechem przyjmując gratulacje. Nie pamiętała imion większości poznanych osób. Pamiętała jedynie zawistne spojrzenia kilku modelek, które nie kryły zaskoczenia, iż Dobrzański został usidlony. Miała dość. Wyszła z lampką wina i usiadła na ławce tuż przed Starą Pomarańczarnią. Po kwadransie dołączył do niej Marek. 
- Wszędzie cię szukałem – dosiadł się
- Musiałam odetchnąć. Mam już dość tych gratulacji, pytań o datę ślubu i dzieci – spojrzał na nią z troską
- Przepraszam – szepnął – domyślam się, ile cię to kosztuje. Poczekaj tu na mnie sekundę. Powiem rodzicom, że źle się czujesz i pojedziemy do domu. Ja szczerze mówiąc też jestem już zmęczony gratulacjami od ludzi, których widzę pierwszy raz na oczy. Rodzice zaprosili chyba pół miasta. Zaraz wracam – wrócił do budynku.

- Kochani, to kiedy ślub? – dociekała Helena podczas jednego z popołudniowych spotkań
- Nie spieszymy się z tym – odparł Marek chcąc zakończyć niewygodny dla obojga temat
- Marku, uważam, że mimo wszystko czas już zacząć coś planować. Terminy w pałacyku, w którym wesele miały dzieci Zamoyskich są kilkunastomiesięczne. A nie chcecie mieć chyba wesela w środku tygodnia
- A kto ci powiedział, że my chcemy mieć wesele właśnie tam? – lekko się oburzył
- To jest najbardziej odpowiednie miejsce w okolicy – odezwał się milczący dotąd Krzysztof – chyba nie zamierzasz organizować przyjęcia w pierwszej lepszej sali. Nasi goście nie będą się bawić w jakiejś drobnomieszczańskiej salce na sto osób – Ula smutno spojrzała na Marka. Było jej go szkoda. Podczas tych kilku miesięcy, podczas których pojawiała się u jego boku jako partnerka, a teraz narzeczona, kilkanaście razy była świadkiem podobnych sytuacji.
- Wasi goście? – zdziwił się Marek – A to wy bierzecie ślub, czy my? – zdenerwował się
- Bardzo cię proszę synu, nie unoś głosu – kategorycznie zagrzmiał Krzysztof – Jesteś naszym jedynym dzieckiem i twój ślub nie może być zwyczajny
- Jak sam powiedziałeś, to jest mój ślub. A w zasadzie nasz – spojrzał na Ulę – i pozwól, że sami będziemy decydować jak będzie wyglądał. Pragnę cię poinformować, że nie zamierzam zaprosić pół miasta. Już podczas pokazu oboje z Ulą przyjmowaliśmy gratulacje z okazji zaręczyn od osób, które nawet nie wiem, jak się nazywają. Planujemy uroczystość w gronie najbliższych, bez tego medialnego zadęcia.
- Marek! – włączyła się Helena. Junior nie zamierzał dalej ciągnąć tej dyskusji
- Ula, zbieraj się, wychodzimy – wstał i nie czekając na narzeczoną ruszył w kierunku drzwi
- Marek, jeszcze nie skończyliśmy rozmowy – rzucił za nim senior
- Ja skończyłem – odparł i wyszedł przed dom, gdzie czekał na Cieplakównę
- Dobranoc – szepnęła i skierowała się do wyjścia

Od momentu ich zaręczyn prasa prześcigała się w coraz to nowszych spekulacjach na temat daty i miejsca ich ślubu. Zdarzały się takie dni, kiedy paparazzi śledzili każdy ich krok. Planowany ślub Marka Dobrzańskiego był niewątpliwie wydarzeniem roku. Ula była tym zmęczona. Starał się ją chronić przez medialnymi atakami, ale nie zawsze mu się to udawało. Cichy ślub postanowili zorganizować na początku grudnia. Miało być bez prasy, bez tabunów gości, z dala od Warszawy. Konflikt na linii rodzice-syn trwał w najlepsze. Dobrzańscy nie przyjmowali do wiadomości, że nie zaproszą na wesele całej warszawskiej śmietanki. Marek uznał, że postawi na swoim. Ten ślub miał być pierwszym rokiem do samodzielnego życia. Osobiście zajął się organizacją wszystkiego i bardzo dbał o to, by nic nie wyciekło do prasy. Związek małżeński mieli zawrzeć w Urzędzie Stanu Cywilnego w Zakopanem dwunastego grudnia w piątek. Towarzyszyć im mieli najbliżsi przyjaciele Marka. Dwójka osób, która jednocześnie miała być świadkami. Postanowił, iż rodzicom powie, iż wyjeżdżają przed świętami na narty, a po powrocie postawi ich przed faktem dokonanym. Wiedział, że będę oburzeni. Spodziewał się ostentacyjnego ignorowania, a nawet furii ojca. Jednak musiał postawić na swoim.

Dwa tygodnie przed ślubem trzy kwadranse przed dwudziestą zbiegł z dębowych schodów w swojej ulubionej koszuli i ciemnych jeansach.
- Wychodzę, nie czekaj na mnie – rzucił do czytającej na sofie w salonie Uli. Obrzuciła go zaciekawionym spojrzeniem. Wyglądał idealnie.
- Randka? – zapytała, a słowo, które padło z jej ust spowodowało ukłucie w sercu. Roześmiał się serdecznie
- Chyba już jestem za stary na randki. Zwykle spotkanie. Rozmowa przy butelce wina. Zresztą znamy się ledwie kilka dni. Wrócę późno. Nie chcę, żebyś się martwiła. I bądź spokojna, będę ostrożny. Nie chcę narazić cię na ataki ze strony prasy. Nie idziemy nigdzie na miasto
- Dobrej zabawy – uśmiechnęła się blado. Gdy zamknęły się za nim drzwi rzuciła książkę na stolik. Była na siebie wściekła

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz