Podczas kilku spotkań z matką w
kolejnych tygodniach zaczął przebąkiwać, że między nim a Ulą zaczyna coś zaiskrzyć.
Absolutnie nie chciał się wdawać w dyskusję, nie chciał zdradzać szczegółów. Na
wszelkie pytania matki odpowiadał, że to jego życie, ich związek i ich
prywatność. Miał jednak świadomość, że na samych opowiastkach się nie skończy,
a rodzice w końcu będą chcieli zaprosić ich razem na przyjęcie. Niespełna dwa
tygodnie później matka zadzwoniła z zaproszeniem na niedzielny obiad.
- Nic się nie martw – uspokajał
spiętą Cieplakównę w drodze do willi rodziców – Historię naszej wielkiej
miłości biorę na siebie. Zresztą wątpię by byli tak mało taktowni i dopytywali
o szczegóły naszego związku. O swojej rodzinie powiedz im co chcesz – posłała mu
blady uśmiech
Dobrzańscy powitali ich w hallu.
- Miło mi panią poznać – uśmiechnął
się ciepło Krzysztof, choć jego wzrok przenikał ją na wskroś
- My de facto już się znamy.
Studiowaliśmy razem z Markiem. Swego czasu często bywałam w państwa domu. I proszę
mi mówić po imieniu
- Naprawdę? – zdziwił się – W takim
razie bardzo się zmieniłaś. Na korzyść oczywiście. Zapraszamy do jadalni.
Stasia zaraz poda dania. Przygotowała prawdziwą ucztę. Niecodziennie mamy
okazję podejmować wybrankę naszego syna
- Tato – znacząco chrząknął Marek
starając się zakończyć tę dyskusję. Splótł ich dłonie i poprowadził w stronę
stołu.
Posiłek przebiegał w nieco
sztywnej atmosferze. Ula starała się być uprzejma i nie dawać po sobie znać,
jak bardzo jest skrępowana. Panowie głównie rozmawiali o zbliżającym się
jesiennym pokazie. Helena zagadywała Ulę na temat balu charytatywnego,
którego była główną organizatorką. Po
długich namowach zgodziła się pomóc przyszłej teściowej w organizacji eventu.
Na poobiednią kawę przenieśli się do ogrodu. Marek nie odstępował jej na krok.
Co chwilę wykonywał w jej kierunku intymne gesty. Całował w skroń albo
policzek, splatał ich palce, gładził kciukiem wierzch dłoni. Posyłał jej również
czułe spojrzenia. Był świetnym aktorem.
- Czym się zajmowałaś po
skończeniu studiów? Tak nagle zniknęłaś z życia Marka – zagadnęła w pewnym
momencie Helena. Ula w tej samej chwili zesztywniała. Właśnie tego się obawiała.
Dobrzański mocniej ścisnął jej dłoń dodając jej tym samym otuchy
- Wyjechałam do Londynu na staż.
Zaproponowali mi później bardzo korzystne warunki pracy. Zostałam najpierw na
rok, a później na dłużej.
- Rodzina nie miała nic
przeciwko? – dociekała
- Mama zmarła na nowotwór gdy
byłam jeszcze w liceum. Wyjeżdżając zostawiłam w Polsce ojca i brata. Dwa lata
po moim wyjeździe zginęli w wypadku samochodowym – skłamała. Musiała coś
wymyślić by zakończyć temat jej rodziny. Miała niemal pewność, że Dobrzańscy
bardzo chcieliby poznać Cieplaków – Nie miałam powodów, żeby wracać, jednak w
ubiegłym roku zaczęłam tęsknić za Polską. Złożyłam wymówienie i w kilka tygodni
znalazłam się w Warszawie. Wyjechałam nad morze na krótki urlop i tam spotkałam
Marka – zatonęła w szarym spojrzeniu bruneta. Posłał jej uroczy uśmiech by po
chwili, ku jej ogromnemu zaskoczeniu, krótko musnąć jej usta. Po tym incydencie
dość szybko opuścili Konstancin. W drodze powrotnej niewiele rozmawiali. Ulka
była wykończona stresem, który jej towarzyszył przez całe spotkanie. Postanowił
jej nie męczyć rozmową. Krótko podziękował jej za teatrzyk, który wspólnie
odstawili. Posłała mu blady uśmiech i pogrążyła się w swoich myślach.
Pokaz zbliżał się wielkimi
krokami. Miała mu towarzyszyć jako oficjalna partnerka. Cztery dni przed
planowanym wielkim wieczorem w Łazienkach zadzwoniła do niego matka z prośbą,
by następnego dnia przyjechał do niej prosto po pracy. Doskonale domyślał się,
o co może jej chodzić. Wiedział, że podaruje mu pierścionek zaręczynowy, który
był w rodzinie Dobrzańskich od trzech pokoleń. Nie zamierzał narażać Ulki na
taki stres i zgodnie z sugestią rodziców oświadczać się podczas pokazu.
Uprzedził nieco działania matki. Jeszcze tego samego dnia pojechał do salonu
jubilerskiego po pierścionek. Po kolacji położył przed Ulą małe pudełeczko w
kształcie serca.
- Otwórz – poprosił, gdy
spojrzała na niego zaskoczona – Mam nadzieję, że ci się spodoba – niepewnie chwyciła
przedmiot i już po chwili jej oczom ukazał się pierścionek z białego złota z
niewielkim błękitnym kamieniem – Będzie się pięknie komponował z twoimi oczami
- Rozumiem, że to nasz
pierścionek zaręczynowy – powiedziała z nutą goryczy. Coraz częściej
zastanawiała się, czy ten układ to jednak dobre wyjście. Na własne życzenie
pakowała się w dziwną relację, która z każdym dniem budziła nowe wątpliwości.
Marzyła, by dostać kiedyś taki pierścionek od Davida. Nie doczekała się. Teraz
otrzymała go od innego człowieka, jednak nie był on zapowiedzią szczęśliwej
rodziny i miłosnej sielanki
- Tak – powiedział zdecydowanie –
Matka ściąga mnie jutro do Konstancina. Podejrzewam, że chce, bym oświadczył ci
się podczas pokazu. Chcę nam tego zaoszczędzić. Postawię ją przed faktem
dokonanym. Powiemy, że oświadczyłem ci się w minioną niedzielę podczas romantycznej
kolacji w ogrodzie, a tę radosną nowinę mieliśmy ogłosić podczas rodzinnego
spotkania po pokazie – wsunął jej krążek na palec i złożył na dłoni krótki
pocałunek – Przyszła pani Dobrzańska – uśmiechnął się tajemniczo mrużąc przy
tym lekko prawe oko – Jutro pomyślimy co ze ślubem. Trzeba coś ustalić tak, by
moi rodzice nie mieli wielkiego pola ruchu. A teraz bardzo cię przepraszam –
spojrzał na zegarek – ale muszę wyskoczyć na dwie godziny. Jakby dzwoniła moja
matka, jestem na basenie.
Pokaz był niemal drogą przez
mękę. Dobrzańscy wszystkim po kolei chwalili się, że ich jedynak wreszcie się
zaręczył, z dumą prezentując przyszłą synową. Jak się okazało, była dla nich
idealną kandydatką, a dzięki temu szybko wybaczyli Markowi te ciche zaręczyny
bez rozgłosu. Ula była piękna, inteligentna i skromna. W mniemaniu Krzysztofa
idealna, by wejść do ich rodziny. Przez pierwszą godzinę bankietu zorganizowanego
po pokazie uścisnęła kilkadziesiąt dłoni, ze sztucznym uśmiechem przyjmując
gratulacje. Nie pamiętała imion większości poznanych osób. Pamiętała jedynie
zawistne spojrzenia kilku modelek, które nie kryły zaskoczenia, iż Dobrzański
został usidlony. Miała dość. Wyszła z lampką wina i usiadła na ławce tuż przed
Starą Pomarańczarnią. Po kwadransie dołączył do niej Marek.
- Wszędzie cię szukałem – dosiadł
się
- Musiałam odetchnąć. Mam już
dość tych gratulacji, pytań o datę ślubu i dzieci – spojrzał na nią z troską
- Przepraszam – szepnął –
domyślam się, ile cię to kosztuje. Poczekaj tu na mnie sekundę. Powiem
rodzicom, że źle się czujesz i pojedziemy do domu. Ja szczerze mówiąc też jestem
już zmęczony gratulacjami od ludzi, których widzę pierwszy raz na oczy. Rodzice
zaprosili chyba pół miasta. Zaraz wracam – wrócił do budynku.
- Kochani, to kiedy ślub? –
dociekała Helena podczas jednego z popołudniowych spotkań
- Nie spieszymy się z tym –
odparł Marek chcąc zakończyć niewygodny dla obojga temat
- Marku, uważam, że mimo wszystko
czas już zacząć coś planować. Terminy w pałacyku, w którym wesele miały dzieci
Zamoyskich są kilkunastomiesięczne. A nie chcecie mieć chyba wesela w środku
tygodnia
- A kto ci powiedział, że my
chcemy mieć wesele właśnie tam? – lekko się oburzył
- To jest najbardziej odpowiednie
miejsce w okolicy – odezwał się milczący dotąd Krzysztof – chyba nie zamierzasz
organizować przyjęcia w pierwszej lepszej sali. Nasi goście nie będą się bawić
w jakiejś drobnomieszczańskiej salce na sto osób – Ula smutno spojrzała na
Marka. Było jej go szkoda. Podczas tych kilku miesięcy, podczas których
pojawiała się u jego boku jako partnerka, a teraz narzeczona, kilkanaście razy była
świadkiem podobnych sytuacji.
- Wasi goście? – zdziwił się
Marek – A to wy bierzecie ślub, czy my? – zdenerwował się
- Bardzo cię proszę synu, nie
unoś głosu – kategorycznie zagrzmiał Krzysztof – Jesteś naszym jedynym dzieckiem i
twój ślub nie może być zwyczajny
-
Jak sam powiedziałeś, to jest
mój ślub. A w zasadzie nasz – spojrzał na Ulę – i pozwól, że sami
będziemy
decydować jak będzie wyglądał. Pragnę cię poinformować, że nie zamierzam
zaprosić pół miasta. Już podczas pokazu oboje z Ulą przyjmowaliśmy
gratulacje z okazji zaręczyn od osób, które nawet nie wiem, jak się
nazywają. Planujemy
uroczystość w gronie najbliższych, bez tego medialnego zadęcia.
- Marek! – włączyła się Helena. Junior
nie zamierzał dalej ciągnąć tej dyskusji
- Ula, zbieraj się, wychodzimy –
wstał i nie czekając na narzeczoną ruszył w kierunku drzwi
- Marek, jeszcze nie skończyliśmy
rozmowy – rzucił za nim senior
- Ja skończyłem – odparł i
wyszedł przed dom, gdzie czekał na Cieplakównę
- Dobranoc – szepnęła i skierowała
się do wyjścia
Od momentu ich zaręczyn prasa
prześcigała się w coraz to nowszych spekulacjach na temat daty i miejsca ich
ślubu. Zdarzały się takie dni, kiedy paparazzi śledzili każdy ich krok.
Planowany ślub Marka Dobrzańskiego był niewątpliwie wydarzeniem roku. Ula była
tym zmęczona. Starał się ją chronić przez medialnymi atakami, ale nie zawsze mu
się to udawało. Cichy ślub postanowili zorganizować na początku grudnia. Miało być
bez prasy, bez tabunów gości, z dala od Warszawy. Konflikt na linii rodzice-syn
trwał w najlepsze. Dobrzańscy nie przyjmowali do wiadomości, że nie zaproszą na
wesele całej warszawskiej śmietanki. Marek uznał, że postawi na swoim. Ten ślub
miał być pierwszym rokiem do samodzielnego życia. Osobiście zajął się
organizacją wszystkiego i bardzo dbał o to, by nic nie wyciekło do prasy.
Związek małżeński mieli zawrzeć w Urzędzie Stanu Cywilnego w Zakopanem
dwunastego grudnia w piątek. Towarzyszyć im mieli najbliżsi przyjaciele Marka.
Dwójka osób, która jednocześnie miała być świadkami. Postanowił, iż rodzicom
powie, iż wyjeżdżają przed świętami na narty, a po powrocie postawi ich przed
faktem dokonanym. Wiedział, że będę oburzeni. Spodziewał się ostentacyjnego
ignorowania, a nawet furii ojca. Jednak musiał postawić na swoim.
Dwa tygodnie przed ślubem trzy kwadranse
przed dwudziestą zbiegł z dębowych schodów w swojej ulubionej koszuli i
ciemnych jeansach.
- Wychodzę, nie czekaj na mnie –
rzucił do czytającej na sofie w salonie Uli. Obrzuciła go zaciekawionym
spojrzeniem. Wyglądał idealnie.
- Randka? – zapytała, a słowo,
które padło z jej ust spowodowało ukłucie w sercu. Roześmiał się serdecznie
- Chyba już jestem za stary na
randki. Zwykle spotkanie. Rozmowa przy butelce wina. Zresztą znamy się ledwie
kilka dni. Wrócę późno. Nie chcę, żebyś się martwiła. I bądź spokojna, będę
ostrożny. Nie chcę narazić cię na ataki ze strony prasy. Nie idziemy nigdzie na
miasto
- Dobrej zabawy – uśmiechnęła się blado. Gdy zamknęły
się za nim drzwi rzuciła książkę na stolik. Była na siebie wściekła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz