B

piątek, 14 marca 2014

Miniaturka XV 'Wyjazd(y)'

Ich relacje w ostatnim czasie zaczęły się nieco poprawiać. Żałował, że jedynie na gruncie zawodowym. Przestała przed nim uciekać, traktować jak zło konieczne, reagować alergicznie. Potrafili normalnie rozmawiać. Nawet się dogadywali. Było dobrze. Było normalnie. W przeciwieństwie do relacji prywatnych. Wciąż uciekała przed przeszłością, starała się udowodnić sobie i jemu, że ona nie istnieje i nie ma do czego wracać. Wciąż była od niego odgrodzona potężnym murem obojętności, żalu i bólu. Za nic nie potrafił się przez niego przebić. I jeszcze ten Piotr, który stał się jej nieodłącznym elementem. Czasami zastanawiał się, czy kardiolog rzucił pracę. Przywoził ją, odwoził, zabierał na lunche i przesiadywał w jej gabinecie. I nagle stało się to, czego najmniej się spodziewał. W jednej chwili wszystko się zmieniło. Nie mógł snuć planów na przyszłość, nie miał po co zastanawiać się, co będzie za miesiąc, dwa, trzy. Czy w końcu pozwoli się do siebie zbliżyć. Nie potrafił dłużej stać z boku, przyglądać się temu wszystkiemu i czekać na cud.

Wracała właśnie z kawiarni. Piotr nie przyjmował do wiadomości, że nie wypije z nim tej kawy. Miał wolne i uparł się, że muszą porozmawiać choćby pół godziny. Starała się go zniechęcić, tłumaczyła, że ma kilka ważnych telefonów do wykonania, musi odpowiedzieć na korespondencję i przygotować plan dostaw ze szwalni. Niestrudzenie czekał godzinę w recepcji. Poszła. Niechętnie, ale jednak. Zaczynał ją męczyć. Nie pozwalał jej oddychać. Chciał kontrolować każdy jej ruch, chciał znać plan jej każdego dnia. W każdej rozmowie nawiązywał do osoby Marka. Z niepokojem obserwowała jego narastającą zazdrość. Z początku jej się to podobało. Sosnowski był świetnym pretekstem, by uwolnić się od Dobrzańskiego, ale jak mówią im dalej w las, tym więcej drzew. Nie znosiła, gdy ktoś za nią decyduje. A tak było w przypadku Piotra. Ubzdurał sobie coś i za wszelką cenę chciał przekonać ją do swojego planu, który jak dla niej, nie miał racji bytu.
Dostrzegła go z oddali. Siedział na schodach przed firmą i ku jej zaskoczeniu palił. Delikatny uśmiech zagościł na jej twarzy. Pierwszy raz widziała byłego prezesa, członka zarządu, współwłaściciela, Marka Dobrzańskiego, siedzącego na schodach przed swoją firmą, z poluzowanym krawatem, bez marynarki i podwiniętymi rękawami różowej koszuli. Im bliżej była, tym lepiej widziała wyraz jego twarzy. Był zamyślony. Już teraz wiedziała, że coś się stało. Stanęła nad nim. Dopiero teraz podniósł na nią swój smutny wzrok.
- Od kiedy palisz? – zapytała, gdy wyjął kolejny papieros z pudełka
- Od godziny – rzucił beznamiętnym tonem. Wciąż nie mógł uwierzyć w rewelacje, które dotarły do niego kilkadziesiąt minut wcześniej.
- Stało się coś? Dlaczego tu w ogóle siedzisz?
- Czekam na ciebie. Chciałem dać ci to – wyciągnął z teczki kartkę papieru i podał jej
- Prośba o urlop? – obrzuciła go pytającym spojrzeniem i ku jego zaskoczeniu, dosiadła się obok – Tak nagle?
- Taaaa – westchnął, zaciągając się po raz kolejny – Wyjeżdżam, wyruszam w drogę, rozpoczynam podróż życia lub jak kto woli uciekam  - ciągnął, wpatrując się w błękitne niebo. Wciąż się zastanawiał, który kierunek obierze. Anglia, Portugalia, a może Węgry? Choć w gruncie rzeczy było mu to obojętne.
- Uciekasz? – dopytywała
- Tak. Tak jest łatwiej. Łatwiej jest uciec, niż szarpać się z czymś, czego i tak nie można osiągnąć – zamyślił się na chwilę i sięgnął po kolejnego papierosa – Kiedy masz wylot? – zapytał, po raz pierwszy tego dnia spoglądając jej swoim smutnym wzrokiem prosto w oczy. Jego spojrzenie ją przeszywało.
- Wylot. O czym ty mówisz? – zmarszczyła brwi nie rozumiejąc, o co mu chodzi
- Nie udawaj – zaśmiał się kpiąco – Wiem, że lecisz z Piotrem na rok do Bostonu – autentyczne zdumienie malowało się na jej twarzy. Powiedział jej o tym stażu dwa dni temu. Nie odpowiedziała mu nic konkretnego. To były dopiero wstępne rozmowy, chociaż od początku wiedziała, jaka będzie jej decyzja. Nawet nie zaprzątała tą sprawą głowy swojej rodzinie, przyjaciołom. Nie było sensu.
- Skąd o tym wiesz? – szepnęła
- Raczył mi to radośnie zakomunikować – nerwowo przygryzł dolną wargę - gdy pojawił się dziś w firmie. Chełpi się na prawo i lewo gniazdkiem, które będziecie wić za oceanem – kontynuował z bólem - Powiedział twoim przyjaciółkom i Violce. Aż dziw, że nie zadzwonił do mojego ojca, składając za ciebie rezygnację – zaśmiał się gorzko - Ale i tak największą satysfakcję sprawiło mu powiedzenie mi prosto w twarz, że wywozi cię na rok, a być może wrócicie już jako małżeństwo – ostatnie słowo ledwie przeszło mu przez gardło – ja nie przypuszczałem, że macie aż tak poważne plany. Ile wy się znacie? Ty na pewno wiesz co robisz? – zapytał spoglądając w jej oczy z autentyczną troską.  
- Wiem – odparła, wciąż próbując zebrać myśl. W głowie jej się nie mieściło, jakim prawem Piotr zachowuje się w ten sposób. Jakim prawem organizuje jej życie. Jedno jej słowo dobiło go. Od momentu, w którym Sosnowski przekazał mu tą ‘szczęśliwą’ nowinę czuł, że zaczyna brakować mu tchu. Jakby niewidzialna obręcz ściskała jego klatkę piersiową. Ale mimo wszystko tliła się w nim jeszcze nadzieja – Bo ja się nigdzie nie wybieram – dodała po dłuższej chwili milczenia, stabilizując nieco swój urywany oddech. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że się nie zdenerwowała. Owszem, była wściekła.
- Nie? – zapytał zdezorientowany, ale w jego głosie można było dostrzec ulgę
- Nie – pokiwała przecząco głową – Nie wiem co Piotr sobie wyobraża, ja mu nic nie obiecywałam. My tak na dobrą sprawę nawet nie jesteśmy w związku – wyjaśniała – A tym bardziej nie wiem dlaczego sobie ubzdurał, że wyjadę z nim do Stanów. Przecież ja mam tu wszystko, czego potrzebuję – odważnie spojrzała mu w oczy. Ta dzisiejsza rozmowa wiele jej uświadomiła. Nie tylko w kwestii Sosnowskiego, ale także w kwestii byłego prezesa. Widziała jego autentyczną rozpacz. Wieści, które przekazał mu Piotr kompletnie go rozbiły. Ślepy by zauważył – A przed czym ty uciekasz? – zapytała po chwili, przypominając sobie, że przecież Dobrzański chce wyjechać
- Chciałem uciec przed miłością, ale to już nieaktualne – uśmiechnął się tajemniczo i powoli zbliżył się do niej. Musnął delikatnie jej usta. Nie uciekła. Odwzajemniła pieszczotę, uśmiechając się podczas pocałunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz