Ich relacje w ostatnim czasie
zaczęły się nieco poprawiać. Żałował, że jedynie na gruncie zawodowym. Przestała
przed nim uciekać, traktować jak zło konieczne, reagować alergicznie. Potrafili
normalnie rozmawiać. Nawet się dogadywali. Było dobrze. Było normalnie. W
przeciwieństwie do relacji prywatnych. Wciąż uciekała przed przeszłością,
starała się udowodnić sobie i jemu, że ona nie istnieje i nie ma do czego
wracać. Wciąż była od niego odgrodzona potężnym murem obojętności, żalu i bólu.
Za nic nie potrafił się przez niego przebić. I jeszcze ten Piotr, który stał
się jej nieodłącznym elementem. Czasami zastanawiał się, czy kardiolog rzucił
pracę. Przywoził ją, odwoził, zabierał na lunche i przesiadywał w jej
gabinecie. I nagle stało się to, czego najmniej się spodziewał. W jednej chwili
wszystko się zmieniło. Nie mógł snuć planów na przyszłość, nie miał po co zastanawiać
się, co będzie za miesiąc, dwa, trzy. Czy w końcu pozwoli się do siebie
zbliżyć. Nie potrafił dłużej stać z boku, przyglądać się temu wszystkiemu i czekać na cud.
Wracała właśnie z kawiarni. Piotr
nie przyjmował do wiadomości, że nie wypije z nim tej kawy. Miał wolne i uparł
się, że muszą porozmawiać choćby pół godziny. Starała się go zniechęcić,
tłumaczyła, że ma kilka ważnych telefonów do wykonania, musi odpowiedzieć na
korespondencję i przygotować plan dostaw ze szwalni. Niestrudzenie czekał
godzinę w recepcji. Poszła. Niechętnie, ale jednak. Zaczynał ją męczyć. Nie
pozwalał jej oddychać. Chciał kontrolować każdy jej ruch, chciał znać plan jej
każdego dnia. W każdej rozmowie nawiązywał do osoby Marka. Z niepokojem
obserwowała jego narastającą zazdrość. Z początku jej się to podobało.
Sosnowski był świetnym pretekstem, by uwolnić się od Dobrzańskiego, ale jak
mówią im dalej w las, tym więcej drzew. Nie znosiła, gdy ktoś za nią decyduje.
A tak było w przypadku Piotra. Ubzdurał sobie coś i za wszelką cenę chciał
przekonać ją do swojego planu, który jak dla niej, nie miał racji bytu.
Dostrzegła go z oddali. Siedział
na schodach przed firmą i ku jej zaskoczeniu palił. Delikatny uśmiech zagościł
na jej twarzy. Pierwszy raz widziała byłego prezesa, członka zarządu,
współwłaściciela, Marka Dobrzańskiego, siedzącego na schodach przed swoją firmą,
z poluzowanym krawatem, bez marynarki i podwiniętymi rękawami różowej koszuli.
Im bliżej była, tym lepiej widziała wyraz jego twarzy. Był zamyślony. Już teraz
wiedziała, że coś się stało. Stanęła nad nim. Dopiero teraz podniósł na nią swój
smutny wzrok.
- Od kiedy palisz? – zapytała,
gdy wyjął kolejny papieros z pudełka
- Od godziny – rzucił beznamiętnym
tonem. Wciąż nie mógł uwierzyć w rewelacje, które dotarły do niego kilkadziesiąt
minut wcześniej.
- Stało się coś? Dlaczego tu w
ogóle siedzisz?
- Czekam na ciebie. Chciałem dać
ci to – wyciągnął z teczki kartkę papieru i podał jej
- Prośba o urlop? – obrzuciła go
pytającym spojrzeniem i ku jego zaskoczeniu, dosiadła się obok – Tak nagle?
- Taaaa – westchnął, zaciągając
się po raz kolejny – Wyjeżdżam, wyruszam w drogę, rozpoczynam podróż życia lub
jak kto woli uciekam - ciągnął,
wpatrując się w błękitne niebo. Wciąż się zastanawiał, który kierunek obierze.
Anglia, Portugalia, a może Węgry? Choć w gruncie rzeczy było mu to obojętne.
- Uciekasz? – dopytywała
- Tak. Tak jest łatwiej. Łatwiej
jest uciec, niż szarpać się z czymś, czego i tak nie można osiągnąć – zamyślił się
na chwilę i sięgnął po kolejnego papierosa – Kiedy masz wylot? – zapytał, po
raz pierwszy tego dnia spoglądając jej swoim smutnym wzrokiem prosto w oczy.
Jego spojrzenie ją przeszywało.
- Wylot. O czym ty mówisz? –
zmarszczyła brwi nie rozumiejąc, o co mu chodzi
- Nie udawaj – zaśmiał się kpiąco
– Wiem, że lecisz z Piotrem na rok do Bostonu – autentyczne zdumienie malowało
się na jej twarzy. Powiedział jej o tym stażu dwa dni temu. Nie odpowiedziała
mu nic konkretnego. To były dopiero wstępne rozmowy, chociaż od początku wiedziała,
jaka będzie jej decyzja. Nawet nie zaprzątała tą sprawą głowy swojej rodzinie,
przyjaciołom. Nie było sensu.
- Skąd o tym wiesz? – szepnęła
- Raczył mi to radośnie
zakomunikować – nerwowo przygryzł dolną wargę - gdy pojawił się dziś w firmie.
Chełpi się na prawo i lewo gniazdkiem, które będziecie wić za oceanem –
kontynuował z bólem - Powiedział twoim przyjaciółkom i Violce. Aż dziw, że nie zadzwonił
do mojego ojca, składając za ciebie rezygnację – zaśmiał się gorzko - Ale i tak
największą satysfakcję sprawiło mu powiedzenie mi prosto w twarz, że wywozi cię
na rok, a być może wrócicie już jako małżeństwo – ostatnie słowo ledwie
przeszło mu przez gardło – ja nie przypuszczałem, że macie aż tak poważne
plany. Ile wy się znacie? Ty na pewno wiesz co robisz? – zapytał spoglądając w
jej oczy z autentyczną troską.
- Wiem – odparła, wciąż próbując
zebrać myśl. W głowie jej się nie mieściło, jakim prawem Piotr zachowuje się w
ten sposób. Jakim prawem organizuje jej życie. Jedno jej słowo dobiło go. Od
momentu, w którym Sosnowski przekazał mu tą ‘szczęśliwą’ nowinę czuł, że
zaczyna brakować mu tchu. Jakby niewidzialna obręcz ściskała jego klatkę
piersiową. Ale mimo wszystko tliła się w nim jeszcze nadzieja – Bo ja się
nigdzie nie wybieram – dodała po dłuższej chwili milczenia, stabilizując nieco
swój urywany oddech. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że się nie zdenerwowała.
Owszem, była wściekła.
- Nie? – zapytał zdezorientowany,
ale w jego głosie można było dostrzec ulgę
- Nie – pokiwała przecząco głową –
Nie wiem co Piotr sobie wyobraża, ja mu nic nie obiecywałam. My tak na dobrą sprawę
nawet nie jesteśmy w związku – wyjaśniała – A tym bardziej nie wiem dlaczego
sobie ubzdurał, że wyjadę z nim do Stanów. Przecież ja mam tu wszystko, czego
potrzebuję – odważnie spojrzała mu w oczy. Ta dzisiejsza rozmowa wiele jej
uświadomiła. Nie tylko w kwestii Sosnowskiego, ale także w kwestii byłego prezesa.
Widziała jego autentyczną rozpacz. Wieści, które przekazał mu Piotr kompletnie
go rozbiły. Ślepy by zauważył – A przed czym ty uciekasz? – zapytała po chwili,
przypominając sobie, że przecież Dobrzański chce wyjechać
- Chciałem uciec przed miłością,
ale to już nieaktualne – uśmiechnął się tajemniczo i powoli zbliżył się do
niej. Musnął delikatnie jej usta. Nie uciekła. Odwzajemniła pieszczotę,
uśmiechając się podczas pocałunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz