Skończyła studia. Zatrudniła się
w banku, prowadziła z przyjacielem małą firmę zajmującą się sprzedażą
internetową. Po dwóch latach zatrudniła się w firmie modowej. Jednej z
największych w kraju. Wystartowała w konkursie i wygrała. Jej firma U&M,
którą założyła razem z Maćkiem Szymczykiem prosperowała coraz lepiej i
przynosiła coraz większe zyski. Pensja dyrektorska pozwoliła jej wziąć kredyt
na zakup pięćdziesięciometrowego mieszkania na Ochocie. Miała fajnego faceta i
dobrą pracę. Z Piotrem poznali się w szpitalu. Był chirurgiem. Robiła
świąteczne porządki. Zakładając firanki spadła z krzesła i złamała sobie rękę.
Zakładał jej gips. Kontrola. Zdjęcie gipsu. Zaczęło się od przypadku. Później
jedna kawa, druga, kolacja. Zakochała się. Był przystojny, grzeczny,
opiekuńczy. Na pierwszy rzut oka ideał mężczyzny. Miał swoje wady, potrafił być
zaborczy i nieustępliwy, ale patrzyła na to przez palce. Po pół roku
zamieszkali razem. Po roku zaczęli planować ślub. Był najważniejszą osobą w jej
życiu. Kochała go, ale powoli zaczynała dostrzegać, że coś zaczyna się między
nimi psuć. Już nie było takiej sielanki, jak dawniej. Coraz mniej ze sobą
rozmawiali. Każde coraz więcej pracowało, jakby uciekając ze wspólnego domu.
Tak, jak teraz. Wiedziała, że Piotr ma dyżur za dyżurem, więc zdecydowała się
na wyjazd do szwalni z Markiem. Właśnie. W jej życiu oprócz Piotra i Maćka był
jeszcze Marek. Trzeci najważniejszy dla niej mężczyzna. Byli w podobnym wieku.
Od samego początku złapali dobry kontakt. Dobrze się razem dogadywali. Nie
tylko w kwestiach zawodowych. Dobrzański zwykł to nazywać porozumieniem dusz. I
musiała przyznać, że coś w tym było. Był cholernie przystojny, dowcipny,
szarmancki. Wielokrotnie powtarzała mu w żartach, że gdyby nie miała Piotra,
pewnie by się w nim zakochała. Dziwiła się, że jest sam. Tacy mężczyźni, jak
on, nie bywali ani sami, ani samotni. On twierdził, że jest singlem-długodystansowcem,
bo jeszcze nie spotkał właściwej kobiety. Gdy tylko się poznali w jego życiu
było kilka kobiet. Szybciej znikały, niż się pojawiały. Od kilkunastu miesięcy
był sam. Twierdził, że dojrzał i czeka na prawdziwą miłość, bo przelotne
romanse przestały go bawić. Przyjaźnili się. Był na każde jej skinienie. Gdy
pokłóciła się z Piotrem i gdy samotnie świętowała urodziny, bo Sosnowski miał
dyżur. Wielokrotnie Piotr robił jej wyrzuty z powodu zbyt zażyłej, jego
zdaniem, relacji z Markiem. Ignorowała te jego docinki i gorliwie zapewniała o
swojej miłości. Nigdy nie dała mu najmniejszego powodu do zazdrości. Dobrzański
był jej przyjacielem. I tylko przyjacielem.
Dobrzański zarezerwował
apartament w podpoznańskim SPA. Dwie sypialnie połączone niewielkim salonikiem,
ze wspólną łazienką. Całą drogę się wygłupiali. Widział, że jego towarzyszka
nie jest w najlepszym humorze. Domyślał się, że znów pokłóciła się z
narzeczonym. Martwił się o nią, ale nie dociekał. Nigdy na nią nie naciskał.
Mówiła mu sama o problemach, gdy miała na to ochotę. Jeśli nie, był gotowy
milczeć z nią godzinami, byleby tylko poczuła się lepiej. Dojechali dość późno.
Zamówili kolację do apartamentu. Nie chciało im się schodzić do restauracji.
Podczas posiłku chcieli jeszcze porozmawiać chwilę o zbliżającym się
posiedzeniu zarządu. Jedzenie miało przyjechać za kwadrans. Poszli się
odświeżyć do swoich sypialni. Ula postanowiła zadzwonić na chwilę do Piotra.
Mimo tego, że nawet się nie zainteresował, czy szczęśliwie dojechali na
miejsce. Wybrała numer narzeczonego i po chwili usłyszała, że ktoś po drugiej
stronie odebrał, ale się nie odzywa.
- Piotr? – zapytała lekko
zaniepokojona brakiem reakcji z jego strony
- Kochanie, ktoś do ciebie –
usłyszała damski głos. Zamarła. Brakło jej tchu nawet, żeby wybuchnąć głośnym
szlochem. Po chwili usłyszała głos Sosnowskiego, który najwyraźniej nim odebrał spojrzał na telefon
- Ula, to nie jest tak, jak
myślisz – kolejne słowa padały z szybkością karabinu – Ja ci wszystko
wytłumaczę – nie pozwoliła mu dokończyć. Zebrała w sobie resztki sił. Nie
chciała by głos jej drżał, nie chciała, by wiedział, że jest na skraju, że
zaraz się rozpłacze.
- To koniec – powiedziała krótko
i nie czekając na jego reakcję szybko się rozłączyła. Wiedziała, że będzie
próbował dzwonić, więc wyłączyła telefon. Zamaszystym ruchem rzuciła go na łóżko.
Stanęła przed wielkim, balkonowym oknem. Łzy spłynęły po jej policzkach.
- Coś się stało?- zapytał z
troską Dobrzański, stając w progu jej sypialni. Zaniepokoił się jej długą
nieobecnością. Kolacja stygła, a ona nie dawała znaku życia od dobrych
dwudziestu minut. Nie odezwała się. Wciąż stała do niego tyłem, wpatrzona w
widok za oknem – Ula? – podszedł bliżej i dotknął dłonią jej ramienia.
Gwałtownie się obróciła i wtuliła się w jego klatkę piersiową. Teraz się już
nie hamowała. Głośno szlochała w jego ramionach. Początkowo zaskoczony nie
bardzo wiedział o co chodzi. Po chwili mocniej przycisnął ją do siebie i zaczął
uspokajająco gładzić po plecach. Cała się trzęsła. Nie dopytywał co się stało.
Wiedział, że na to przyjdzie jeszcze czas. Ściskało go w środku gdy widział jej
łzy. Nie mógł nic zrobić. Mógł tylko
przy niej być i starać się uspokoić. Podświadomie czuł, że chodzi o Sosnowskiego,
że ten palant ją skrzywdził. Jeśli tak, obije mu gębę.
Oboje nie wiedzieli, czy minęły
minuty czy godziny. Wreszcie przestała drżeć. Uspokoiła się nieco i odsunęła od
niego. Spojrzała na niego swoimi wielkimi, chabrowymi oczami, z których bił
teraz smutek.
- Dziękuję – szepnęła. Właśnie
tego jej teraz było trzeba. Jego obecności. On zawsze przy niej był. Zawsze mogła
na niego liczyć. Nigdy jej nie zawiódł. ‘Ideał przyjaciela’ pomyślała – I przepraszam
– wskazała na wielką, mokrą plamę na jego błękitnej koszuli. Spojrzał na
ubranie i uśmiechnął się do niej ciepło
- Daj spokój. Mój rękaw zawsze
jest do twojej dyspozycji. Choć cholernie nie lubię, kiedy płaczesz – z czułością
pogładził jej policzek – Wolisz pogadać czy pomilczeć?
- Wolę po prostu z tobą
posiedzieć. Chyba nie jestem jeszcze gotowa – szepnęła spuszczając wzrok.
- Jasne. Rozumiem. Pójdę po wino –
uśmiechnął się i wyszedł z pokoju nie zwracając uwagi na swój przemoczony od
jej łez strój. Po chwili wrócił z dwiema butelkami. Miał przeczucie, że to
będzie długa noc, a jej ból mógł ukoić teraz tylko alkohol. Może po kilku
lampkach się otworzy i powie mu co się stało?
Otworzył butelkę czerwonego trunku i podając jej jedną lampkę. Zdjął
buty i usiadł obok niej na łóżku w jej sypialni, opierając się placami o
wezgłowie. Upiła spory łyk. Jeden, drugi. Po trzeciej lampce oparła głowę na
jego ramieniu i cicho szepnęła
- Zdradził mnie – Dobrzański nie
bardzo wiedział, co powinien jej w tej sytuacji powiedzieć. Jego przypuszczania
się potwierdziły. To ten dupek ją skrzywdził. Miał ochotę jeszcze dziś wsiąść w
samochód i jechać do Warszawy tylko po to, by stojąc oko w oko z doktorkiem powiedzieć
mu, że jest palantem. Teraz rozumiał jej zachowanie, jej cierpienie. Nie
zasłużyła sobie na to, co ją spotkało. Wreszcie się odezwał.
- Wybaczysz mu? – zadał to pytanie
z wyczuwalną obawą w głosie. Wiedział, że Ula kocha chirurga i liczył się z tym, że
będzie w stanie wybaczyć mu zdradę. Najpierw jedna, później druga, a
później już poleci. Doskonale to wiedział. W przeszłości sam tak żył. Teraz się
tego wstydził. Tylko, że on nigdy nie zdradził kobiety, którą ponoć kocha i z
którą był zaręczony. To zawsze były mało poważne związki trwające kilka
miesięcy.
- Nie – szepnęła zdecydowanym
głosem – Powiedziałam mu, że to koniec – westchnęła – Jestem w stanie wiele
rzeczy wybaczyć…. prócz zdrady – ostatnie słowo ledwo przeszło jej przez
gardło. W oczach znów stanęły łzy. ‘Całe szczęście’ pomyślał i odetchnął
- Takiej kobiety jak ty się nie
zdradza. Jeśli twój były tego nie rozumie, to znaczy, że nigdy nie był ciebie
wart. A ty nie powinnaś zaprzątać sobie głowy takim palantem. Zasługujesz na
prawdziwe szczęście, na prawdziwą miłość – szepnął do jej ucha i przygarnął ją
do siebie. Wtuliła się w niego mocno. Czuła się w jego ramionach bezpiecznie.
Próbował ją zagadywać, rozbawić
swoimi wygłupami. Stwierdził, że drążenie tematu Piotra nie ma sensu i będzie
dla niej zbyt bolesne. Starał się odciągnąć jej myśli od chirurga i chyba mu
się na chwilę udało. Alkohol robił swoje. Rozluźniła się. Nawet niekiedy śmiała
się szczerze. Kończyli już drugą butelkę, kieliszki powoli stawały się puste.
Gdy wypiła ostatni łyk spojrzała na siedzącego ramię w ramię mężczyznę,
uśmiechnęła się radośnie i wyszeptała słowa, których kompletnie się nie spodziewał.
- Chcę się z tobą kochać – a następnie
gwałtownie wpiła się w jego usta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz