O dziewiętnastej usłyszała
dzwonek. Sądziła, że to Jasiek postanowił odwiedzić ją po wykładach przed
powrotem do Rysiowa. Jakież było jej zdziwienie, gdy przez uchylone drzwi znów
zobaczyła Dobrzańskiego.
- Cześć. Wpuścisz mnie? – zapytał
z miną zbitego psa. Miała ochotę zatrzasnąć mu je przed nosem. Chyba czytał jej
w myślach, bo nie dał jej tej możliwości gwałtownie kładąc rękę na dębowych
drzwiach.
- Proszę cię, porozmawiaj ze mną
– powiedział i zabrał prawą dłoń.
Pozostawił jej możliwość wyboru. Mimo wszystko nie chciał brutalnie wkraczać w
jej przestrzeń życiową. Chwilę biła się z myślami. Ostatecznie zamiast je
zamknąć, otworzyła szerzej wpuszczając go do środka.
- Dziękuję – powiedział cicho,
stając pośrodku przedpokoju i podniósł do góry trzymane w lewym ręku kwiaty – i
przepraszam. Zachowałem się wczoraj, jak kompletny idiota i nic mnie nie
usprawiedliwia – wyciągnął w jej kierunku bukiet – no może tylko zazdrość –
dodał po chwili, gdy nie było reakcji z jej strony. Wreszcie zdecydowała się bez
słowa przyjąć tą kompozycję róż i tulipanów. Pierwszy krok za nim.
- Wejdź do salonu. Nie będziemy
rozmawiać w drzwiach. Wstawię kwiaty – zniknęła w kuchni. Podszedł do drzwi
prowadzących na taras i wyjrzał przez okno. Miała cudowny widok na Wisłę i Stadion
Narodowy. Dobrze się czuł w tym mieszkaniu. Dobrze się czuł, gdy była obok. Po
chwili pojawiła się obok niego, podając mu szklankę wody.
- Ta wczorajsza sytuacja wiele
między nami skomplikowała i zdaję sobie z tego sprawę, że moje zachowanie mogło
cię zirytować. Nie powinienem patrzeć na ciebie przez pryzmat mojego
zachowania. Nie byłem w porządku i nie miałem prawa robić ci wyrzutów. Głupio
się z tym czuję - chrząknął - Przyjechałem tutaj dzisiaj by porozmawiać z tobą
o tym, o czym chciałem wczoraj. O tym, dlaczego przyleciałem do Polski –
przysłuchiwała się jego słowom nie okazując żadnej reakcji. Nie ułatwiała mu,
ale tego się właśnie spodziewał. Wziął łyk zimnego płynu i kontynuował – Po tym
naszym rozstaniu ja nie potrafię normalnie funkcjonować, pracować – podszedł do
niej i stanął tuż obok – Ula, ja bez ciebie wariuję. Nie potrafię o tobie
zapomnieć. Nie chcę o tobie zapomnieć – wciąż milczała. Powili zaczynał wpadać
w panikę. Nie wiedział co jeszcze powiedzieć, zrobić, by zareagowała, by dała
mu znak, na czym stoi – Początkowo myślałem, że to wyrzuty sumienia, że tak
wyjechałem... nagle, że tak naprawdę nie dałem nam szansy, że się zbyt łatwo
poddałem. Całkiem niedawno zrozumiałem, że to jest po prostu miłość. Wariuję z
miłości – szepnął tuż nad jej uchem. Zapach jej perfum odurzał go. Tak bardzo
tęsknił za tą nutą piżma przez ostatnie tygodnie.
- Mylisz fascynację z miłością –
powiedziała niewyraźnie, gardłowym głosem. Słowa, które przed chwilą
wypowiedział wywołały w jej wnętrzu prawdziwą burzę.
- Nie mylę – zaprzeczył
gwałtownie, pewnym głosem. Podniósł do góry jej podbródek, by spojrzała mu w
oczy – Nie chcę czekać i liczyć na to, że kiedyś będzie łatwiej, prościej. Chcę
być z tobą tu i teraz. Kocham cię – szepnął i założył na jej ustach czuły
pocałunek. Przez pierwsze sekundy nie reagowała, ale wystarczyła chwila, by ich
języki splotły się w szalonym tańcu pełnym tęsknoty.
- Ja ciebie też – szepnęła między
kolejnymi muśnięciami warg. Uśmiechnął się do niej najpiękniej, jak potrafił.
Straciła grunt pod nogami. Nim zdążyła zareagować zaniósł ją do sypialni.
- Pragnę ciebie. Tylko ciebie –
zamruczał wprost nad jej uchem. Rozbierał ją wzrokiem. Był zachłanny. Całował
łapczywie. I znów poznawali erotyczna mapę swoich ciał, ucząc się jej od nowa.
Obudziła się wtulona w jego
klatkę piersiową. Uśmiech mimowolnie pojawił się na jej twarzy. Odsunęła się
nieznacznie, kładąc głowę na swojej poduszce. Przez chwilę przypatrywała mu się
w skupieniu. Pogrążony we śnie wyglądał tak łagodnie, spokojnie. Dwa dni temu
pokazał swoją mocniejszą stronę, gdy zazdrość przysłoniła mu obraz świata.
Teraz, gdy wiedziała, że ją kocha, nie miała mu tamtego wybuchu za złe. Pewnie
ona widząc inną kobietę w jego ramionach zachowałaby się podobnie. Wplotła
palce w jego czarne włosy. Uwielbiała je przeczesywać. Zastanawiała się, jak
teraz będzie wyglądać jej życie, ich życie. Wyznał miłość, zapewnił, że nie
chce tracić czasu. Jasno dał jej do zrozumienia, że chce związku. Miała
nadzieję, że tym razem nie skończy się on szybciej, niż się zaczął. Miała
nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Lepiej. Spojrzała na zegarek, który
wskazywał siódmą trzydzieści. Jeśli nie chciała kolejny raz spóźnić się do
pracy musiała się zbierać. Gdy tylko odkryła kołdrę, poczuła, jak oplata ją
swoimi ramionami w pasie i przytula się do jej pleców.
- A dokąd to moja panno? –
zapytał jeszcze zaspanym głosem – Chcesz mi uciec? – zaśmiała się radośnie.
- Nie mam zamiaru uciekać –
musnęła jego usta, co spowodowało, że leniwie otworzył oczy – Muszę iść do
pracy – skrzywiła się
- Ale ja ci nie pozwalam –
powiedział tonem naburmuszonego pięciolatka – Nie mam zamiaru wypuścić cię z
łóżka przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny – już miała zaprotestować,
ale jej nie pozwolił zamykając jej usta pocałunkiem – i nawet nie próbuj ze mną
dyskutować. Zadzwonisz do mojego ojca i powiesz, że jesteś chora, kot ci
zdechł, albo twojej sąsiadce skończyło się mleko i musisz jej zrobić zakupy.
Niemal nie wychodziłaś z firmy przez kilka ostatnich miesięcy, więc nie będzie
robił afery o kilka dni urlopu – tłumaczył spokojnie – A ja się muszę tobą
nacieszyć – zaczął składać pocałunki na jej ramieniu
- W zasadzie to wzięłam urlop od
poniedziałku. Chyba mogę go przyspieszyć – zamyśliła się teatralnie
- No i cudownie! – odparł
uradowany
- Ale jutro muszę być na uczelni
– zaznaczyła szybko
- No trudno… - skrzywił się – Ale
dzisiaj zostajemy tutaj – niemal klasnął w dłonie w przypływie euforii i
wciągnął ją pod kołdrę
- Ale i tak nie zostanę w łóżku
przez cały dzień – odsunęła go lekko. Spojrzał na nią skonsternowany
- A to niby czemu?
- Bo na przykład muszę coś zjeść.
Spaliliśmy trochę kalorii i obawiam się, że za chwilę pół bloku będzie
słyszało, jak burczy mi w brzuchu. Także wybacz, ale ja idę do kuchni, ty jak
chcesz, możesz tu zostać – ponownie próbowała wstać
- Stop! – krzyknął – Zostajesz
tutaj. A jedzenie, będzie za pół godziny – błyskawicznie chwycił do ręki
swojego smartfona – To co, naleśniki? - zapytał wpisując coś w przeglądarkę
- Jestem tak głodna, że zjem
nawet owsiankę, której nie cierpię od dziecka – zaśmiała się.
- Gotowe – odłożył telefon na
nocną szafkę – No to mamy jeszcze pół godziny nim przyjedzie śniadanie –
spojrzał na nią wymownie i zaczął łaskotać.
- Jesteś nieznośny! – zaczęła
śmiać się w niebogłosy.
Obserwował ją, jak szykowała się
na zajęcia. Była perfekcyjna w każdym calu. Idealnie dobrana garderoba,
delikatny makijaż. Przyglądał jej się z błąkającym się na ustach uśmiechem.
- Wiesz – zaczął cicho, powodując
tym samym, że na niego spojrzała - Jeszcze kilka miesięcy temu, gdy się tylko
poznaliśmy, to było tylko pożądanie. A teraz nie wyobrażam sobie, żeby któregoś
dnia mogło cię przy mnie nie być – łza zakręciła jej się w oku. Nie
spodziewała się takich słów z jego strony. Zwłaszcza z jego. Przysiadła na
brzegu łóżka, tuż obok niego. Podniósł się lekko, opierając się na lewym
przedramieniu – Co ty ze mną robisz, że pragnę budzić się i zasypiać wtulony w
twoje ciało – wychrypiał wprost do jej ust. Nim zdążył ją pocałować zdążyła
jeszcze szepnąć ‘Kocham cię’.
Pakowała ostatnie papiery do
aktówki. Wiedziała, że jeśli nie chce spóźnić się na egzamin powinna wyjść za
pięć minut. Marek leniwie przeglądał coś na smartfonie rozłożony na jej
kanapie.
- Kiedy lecisz do tej Japonii? –
zapytała przypominając sobie ich rozmowę przed rozstaniem
- Nie lecę – odparł spokojnie nie
odrywając wzroku od ekranu
- Jak to nie lecisz? – stanęła w
pół kroku
- Po prostu – wzruszył ramionami
– Zrezygnowałem z tego kontraktu – by skończyć temat wskazał palcem na
zegarek – za chwilę się spóźnisz – rzucił i podchodząc do niej krótko musnął
jej wargi
- Pewnie już jest taksówka - zaczęła szybciej pakować telefon i klucze do torebki
- Przecież mogłem cię odwieźć. A w zasadzie dlaczego ty nie masz samochodu? - zainteresował się
- Jest w serwisie na przeglądzie. Uciekam.
- idź i nie oblej całego roku – zaśmiał się – ja w tym czasie pojadę do hotelu po swoją walizkę.
- Pewnie już jest taksówka - zaczęła szybciej pakować telefon i klucze do torebki
- Przecież mogłem cię odwieźć. A w zasadzie dlaczego ty nie masz samochodu? - zainteresował się
- Jest w serwisie na przeglądzie. Uciekam.
- idź i nie oblej całego roku – zaśmiał się – ja w tym czasie pojadę do hotelu po swoją walizkę.
- Nie dam się tak łatwo zbyć.
Porozmawiamy o tym wyjeździe, jak wrócę – z groźnym wyrazem twarzy podniosła ostrzegawczo
wskazujący palec do góry – Prawa strona garderoby jest pusta – uśmiechnęła się
uroczo i posłała mu powietrznego buziaka – Paaa
- Miłego dnia – puścił jej oczko.
Roześmiana wyszła z budynku
uczelni w towarzystwie Pawła. Opowiadał jej właśnie, jak jeden ze studentów
przyłapany na ściąganiu wsadził sobie ściągę do ust, przeżuł ją i połykając
stwierdził, że on wcale nie ściągał. Na ławce, po drugiej stronie ulicy
dostrzegła postać Marka. Pomachała mu. Wolnym krokiem ruszył w ich kierunku.
- To jest ten twój Marek? –
zapytał blondyn obrzucając Dobrzańskiego zaciekawionym spojrzeniem
- Tak – szepnęła rozmarzonym
głosem przygryzając lekko dolną wargę. Obserwowała, jak się do nich zbliżał. Koszula
w zielono-białą kratę z podwiniętymi rękawami, szare szorty i zielone trampki.
I oczywiście nieodłączne okulary Ray Bana. Wyglądał o kilka lat młodziej. Jej
towarzysz spojrzał na najpierw na nią, później po raz kolejny na Marka i z
serdecznym śmiechem stwierdził
- Zupełnie do siebie nie
pasujecie – zaśmiała się pod nosem
- I może w tym tkwi nasz sekret –
odparła i już tonęła w ramionach Marka
- Jaki sekret? – zapytał i złożył
na jej ustach krótki, acz namiętny pocałunek
- Udanego związku – odpowiedziała
z uśmiechem – Poznaj proszę Pawła. Człowieka, bez którego chyba bym nie
przeprowadziła dzisiejszego egzaminu z tą rozwydrzoną młodzieżą – uniosła oczy
do góry i pokiwała z powątpiewaniem głową, na co panowie się roześmiali
- A to jest Marek…. Mój Marek –
dodała po chwili z tajemniczym uśmiechem. Panowie uścisnęli sobie dłonie.
- Bardzo chciałem cię poznać –
rzucił Dobrzański obrzucając bacznym spojrzeniem blondyna. Nie wyglądał i nie
zachowywał się jak stereotypowy gej, ale też nie dostrzegał w jego oczach
zazdrości, gdy całował i obejmował Cieplak. To dało mu pewność, że nie musi się
obwiać o relację Pawła z jego kobietą.
- Ja ciebie też – odparł szczerze
– Znamy się z Ulą już ładnych kilka lat i byłem ciekawy jaki jest człowiek,
któremu wreszcie udało się skraść jej serce
- Wyobrażałeś sobie pewnie, że
będę krawaciarzem ze skórzaną teczką? Biznesmen pełną gębą… - zaśmiał się
przygarniając ją do swojego boku
- Mniej więcej – uśmiechnął się
serdecznie – Albo chociaż naukowiec w powyciąganym swetrze, ale z habilitacją
- Chyba to prawda, że
przeciwieństwa się przyciągają – szepnął i spojrzał na panią dyrektor
roziskrzonym wzrokiem
- Uciekam, muszę być w mojej
ukochanej korporacji za godzinę
- Szkoda, miałam nadzieję, że
pójdziesz z nami na kawę
- Następnym razem – cmoknął ją w
policzek i podając Dobrzańskiemu dłoń powiedział – Trzymajcie się.
- To co, kawa? – zapytał Marek
wskazując dłonią małą kafejkę po drugiej stronie ulicy
- Mrożona i na wynos. Mam ochotę
się przejść
- Wedle życzenia – wtem zadzwoniła
jego komórka – Przepraszam – rzucił i spoglądając na wyświetlacz odebrał płynną
angielszczyzną
- Mark słucham…. Nie. Nie
przyjadę….. Zrezygnowałem. Do Montrealu też nie przylecę…. Rozumiem, ale taka
jest moja decyzja…. – Ula przysłuchiwała się tej rozmowie z zaciekawieniem –
Powiedzmy, że zmieniły mi się priorytety – spojrzał na Cieplak z miłością –
Tobie też miłego dnia – rozłączył się i chowając iPhona do tylnej kieszeni
spodni zniknął we wnętrzu kawiarni.
Spacerowali w cieszy ładnych
kilka minut. Trzymał ją za rękę, co chwilę na nią spoglądał, a ona miała
wrażenie, że czuje się jak zakochana nastolatka. Ona w eleganckiej sukience i
beżowych szpilkach i on w sportowym, luźnym stroju. Zupełnie dwa odrębne światy,
które jednak udało się połączyć.
- Nie chcę, żebyś rezygnował dla
mnie z kariery – powiedziała wreszcie na głos to, co męczyło ją od jakiegoś
czasu.
- Proszę cię, nie podchodź do
tego w ten sposób
- Marek – westchnęła - owszem,
pamiętam jak ci powiedziałam, że się nie przeniosę na stałe do Paryża. I zdania
nie zmieniłam. Ale to, że jesteśmy razem do nie powód, żebyś odrzucał wszystkie
zawodowe propozycje. Jesteś zbyt uznanym fotografem by teraz zajmować się
robieniem zdjęć dzieci w warszawskich przedszkolach, czy nie daj Boże zmieniać
profesję.
- Nie zamierzam zmieniać
profesji, bo tak naprawdę oprócz robienia zdjęć nic innego nie potrafię –
bezradnie rozłożył ręce. Wiedziała, że się wygłupia. Po chwili puścił jej oczko
– W Polsce też można złapać ciekawe zlecenia. Już kiedyś Mercedes Benz Poland
proponował mi współpracę. Odezwę się do nich. Poza tym postanowiłem, że będę
wchodził w kontrakty tylko w Europie i dość krótkie. Jak wyjazdówki, to takie
na dwa, trzy dni.
- A co z Japonią? – dociekała.
Wiedziała, że jeszcze dwa miesiące temu bardzo mu na tym kontrakcie zależało.
Miał być prestiżowy i dobrze płatny.
- Rano się przed tobą otworzyłem
i powiedziałem ci, że nie wyobrażam sobie, bym miał się koło ciebie nie budzić.
Ula, to są dwa miesiące.
- Postanowiłam przenieść swój
urlop. Nie pójdę na niego od poniedziałku, tylko od końca lipca. To wtedy miał
być ten wyjazd, prawda? – kiwnął głową – Mam trochę zaległego. Uzbiera się
jakieś pięć tygodni. Żaden pokaz się nie zbliża, więc myślę, że Adam da sobie
radę sam. Pojadę tam z tobą.
- A co, z kolejnymi trzema? –
dopytywał zaczepnie – Będę tęsknić. Bardzo tęsknić – musnął jej wargi
- Jakoś wytrzymasz. To będzie dla
nas sprawdzian – doskonale łapał, co ma na myśli. Nie powiedziała tego głośno,
ale domyślał się, że to będzie test jego wierności – A jak wrócisz stęskniony,
to postaramy się wszystko nadrobić- szepnęła zmysłowo
- Wiesz, że jesteś cudowna? – zapytał.
Jej gest wiele dla niego znaczył
- Wiem.
- Muszę zadzwonić do Paula,
mojego agenta. Będzie zachwycony. Chyba się polubicie – musnął wargami jej
policzek
- Mam taką nadzieję – wtuliła się
w jego ramiona.