B

czwartek, 4 kwietnia 2013

'Kocham Was' VII

Od kilku dni siedział w domu. Troskliwie się nią opiekował. Przygotowywał soki z warzyw i owoców, zabierał na spacery. Na pytania Uli o jego plany zawodowe odpowiadał, że ma czas, że nie musi się spieszyć, że mają oszczędności. Sam świetnie zdawał sobie sprawę, że nie będą mogli żyć z nich w nieskończoność, ale nie bardzo wiedział, gdzie się zatrudnić. Wiedział co dzieje się na rynku. Był kryzys. Pracodawcy nie pukali do drzwi potencjalnych pracowników. Poza tym on tak naprawdę nie miał ogromnego doświadczenia i na niewielu rzeczach się znał. Jego praca od samego początku wiązała się z FD, a specjalistów od promocji było na rynku bez liku. Czekał na wieści od Sebastiana. Miał popytać wśród znajomych. Sam również próbował odnowić stare kontakty. Ulka naciskała, by zajął się PROS. Tłumaczyła, że Maciek potrzebuje pomocy, a ona ze względu na ciąże nie będzie mogła go odciążyć. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Maciek daje sobie radę sam. Poprosił, by umówiła go z Szymczykiem w połowie przyszłego tygodnia. Nie podejmie pracy w PROS, tego był pewny, ale pewny był również tego, że Aleks nie będzie chciał kontynuować współpracy z firmą Uli. Musiał im pomóc i zabezpieczyć ich nowymi umowami. W poniedziałek rano odebrał telefon od Ani. Poinformowała go, że następnego dnia w południe ma się odbyć posiedzenie zarządu. ‘No tak, bezkrólewie nie może trwać wiecznie’ pomyślał. Wiedział, że po raz ostatni będzie uczestniczył w posiedzeniu udziałowców.
Zjawił się w firmie chwilę przed dwunastą. Nie chciał z nikim rozmawiać, nikomu się tłumaczyć. Widział te spojrzenia pracowników, słyszał szepty, które wyrażały nadzieję, że wróci, że uchroni ich przed Aleksem. Świetnie zdawał sobie sprawę, że jego niedoszły szwagier nie jest typem szefa, który zyska poparcie załogi. Nie miał wyjścia. Podjął decyzję i będzie się jej konsekwentnie trzymał. Gdy ma wybierać między firmą, a Ulą oczywistym było, że wybierze to drugie. Wszedł do konferencyjnej. Wszyscy już czekali. Przywitał się ogólnym ‘dzień dobry’ i zajął swoje miejsce, nawet nie spoglądając w stronę ojca. Zaczęło się
- Jak wiecie kilka dni temu złożyłem rezygnację ze stanowiska prezesa…
- Doprowadziłeś firmę do ruiny, a teraz uciekasz?- Aleks wszedł mu w słowo
- Słucham?- Marek był zaskoczony, skąd Febo wysuwa takie wnioski, przecież raport mówił co innego
- Otóż nie wiem czy wiesz, twoja protegowana Brzydula pisząc dla nas raport trochę się pomyliła w wyliczeniach. Śmiem twierdzić, że celowo! – tego się nie spodziewał, jakim cudem on się do tego dokopał… Trudno. Sto procent prawdy.
- Masz rację – przyznał otwarcie, czym zaskoczył wszystkich zgromadzonych – poprosiłem Ulę o sfałszowanie raportu – Krzysztof milczał, Paulina również.
- I teraz uciekasz jak szczur! – Febo nie przestawał atakować
- Nie. Odchodzę z powodów osobistych i wybacz, nie będę się nimi z tobą dzielił!
- Jasne! Ale z wyników firmy będziesz się musiał wytłumaczyć! I ty i ta twoja sekretareczka. Proponuję zrobić godzinną przerwę, żebyś mógł ją ściągnąć do firmy, bo z tego co wiem jest na zwolnieniu
- Nikogo nie będę ściągał, sam się mogę z tego wytłumaczyć – powiedział spokojnie
- Możesz, ale to ona podpisała się pod raportem i to ona go napisała. Nie widzę powodu by miała uniknąć konfrontacji z zarządem…
- A ja widzę. Jak słusznie zauważyłeś Ula jest na zwolnieniu…
- Ale chyba nie jest obłożnie chora, by nie mogła przyjechać do nas na godzinę, zwłaszcza, gdy ciążą na niej zarzuty fałszerstwa!
- Ula jest w ciąży i potrzebuje spokoju i ja zamierzam jej ten spokój zapewnić! – zapanowała cisza. Wszyscy wpatrywali się w Dobrzańskiego juniora. Krzysztof nie sądził, że jego syn powie to głośno. Aleks zaśmiał się tylko kpiąco, a wzrok Pauliny ciskał piorunami. Odezwała się po raz pierwszy tego dnia
- No chyba nie chcesz powiedzieć, że zrobiłeś Brzyduli bachora!? – wrzasnęła
- To właśnie chcę powiedzieć – odparł spokojnie nie zważając na wyraz twarzy ojca – I trochę szacunku. Przypominam, że mówisz o moim dziecku i mojej przyszłej żonie – powiedział wpatrując się jej prosto w oczy beznamiętnym wzrokiem. Febo nie wytrzymała. Poderwała się i pośpiesznie opuściła konferencyjną, trzaskając drzwiami.
- Jak to dobrze, że moja siostra się w porę opamiętała z tym ślubem – rzucił Aleks – proponuję zrobić dziesięć minut przerwy – wyszedł za Włoszką. Dobrzańscy zostali sami. Marek także ruszył w kierunku drzwi
- Synu, zaczekaj – usłyszał za plecami. Stanął w miejscu, wziął głęboki oddech i odwrócił się stając z seniorem twarzą w twarz
- Ty już nie masz syna – powiedział pełnym bólu głosem i wyszedł z zamiarem złapania oddechu w gabinecie Olszańskiego
Przerwa się skończyła i znów usiedli wokół podświetlanego stołu.
- To co z tym raportem? – odezwał się Krzysztof – jaka jest sytuacja firmy?
- Wychodzimy na prostą, ale trwa to niestety dłużej niż zakładałem. Potrzebne są jeszcze jakieś trzy miesiące, byśmy osiągnęli zakładane zyski.
- Świetnie! – kpiąco odparł Febo – to jak zamierzasz wyprowadzić firmę z kryzysu?
- Ja nie będę jej wyprowadzał. Nie jestem już prezesem.
- Świetnie, to może od razu wybierzemy nowego – powiedział ze sztucznym uśmiechem
- Już nawet wiem, kto będzie najlepszym kandydatem – zaśmiał się złośliwie
- A żebyś wiedział, że najlepszym. I na pewno takim, który nie ucieknie z tonącego okrętu. Robisz uniki jako prezes, ale jako współwłaściciel również ponosisz odpowiedzialność! – grzmiał Włoch
- Właśnie chciałem coś na ten temat powiedzieć… Jest jeszcze jedna sprawa. Firma PRO-S wzięła dla nas dwa kredyty. Pozwoliły one uratować kontrakt z reprezentacją i kilka innych projektów. Spłata tych kredytów odbywa się płynnie. Raty nie są kolosalnie duże. Pilnowałem spłaty jako prezes, teraz zobowiązania wobec pomocnej nam spółki przejmie nowy prezes. Chciałbym, żeby zarząd podpisał się pod dokumentem, który zabezpiecza spłatę tych kredytów. Zaprzyjaźniony prawnik przygotował mi stosowne dokumenty. Wszyscy wiemy, że firma była wówczas w trudnej sytuacji, a zaciągnięcie kredytu bankowego było niemożliwe.
- Ty zaciągnąłeś zobowiązania, to może ty powinieneś je spłacać z dywidend, które firma przekazuje ci jako współwłaścicielowi.
- Nie będę ich spłacał, bo nie będę już współwłaścicielem. O ile podpiszecie ten dokument – mówiąc to wyciągnął z teczki kartkę papieru – ja zrzeknę się udziałów w firmie.
- Słucham? – Krzysztof nie krył swojego zdumienia
- Ty zwariowałeś? – Aleks również był zaskoczony, ale przebiegły uśmieszek zagościł na jego twarzy. Jak się pozbędzie Mareczka urobi Krzysztofa i przejmie pełną kontrolę nad firmą.
- Nie, taką decyzję podjąłem. Interesuje mnie tylko spłata tych kredytów.
- A co ty się tak martwisz o jakąś pierwszą lepszą firmę, która pożyczyła nam kasę? – dociekał Febo
- Bo jak sam słusznie zauważyłeś, pożyczyli nam pieniądze, chociaż wcale nie musieli.
- Dobrze, ja mogę to podpisać nawet teraz – mówić to Włoch chwycił za długopis. Podpis, bez słowa, złożyła również jego siostra. Teraz kartka papieru wylądowała przed Krzysztofem. Przyjrzał jej się uważnie i strapiony spojrzał na syna. Marek ani drgnął.
- Marek, przecież to twoje jedyne źródło dochodów – powiedział cicho
- Nie potrzebuję twoich pieniędzy – odparł nawet na niego nie spoglądając i podsunął mu udziały i akt notarialny. Dobrzański nie miał wyboru. Podpisał dokument, który Marek szybko schował do teczki i pośpiesznie pakując swoje rzeczy opuścił gabinet, rzucając w drzwiach jedynie ‘powodzenia’.
Szybkim krokiem przemierzył korytarz. Stanął w windzie i nie ukrywał, że było mu żal. Opuszczał budynek, w którym wszystko się zaczęło. Tu była jego jedyna praca, kolejne stanowiska, awanse, pierwsze sukcesy i… Ula. To dzięki FD się spotkali. Przed firmą spotkał Sebę. Nawet nie miał ochoty z nim rozmawiać. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu i najzwyczajniej w świecie przytulić się do Ulki.
- Idziesz już? – zapytał Olszański, gdy jego przyjaciel pakował się do samochodu
- Tak. Nic mnie już nie łączy z tą firmą oprócz nazwiska – odparł smutno. Sebastian poklepał go po plecach.
- Stary, głowa do góry. Chyba załatwiłem ci robotę – rzekł dumnie
- Jaką robotę?
- Rozmawiałem z Mariuszem – Dobrzański zrobił zdezorientowaną minę nie mogą sobie przypomnieć o kogo może chodzić – Mariusz Konarzewski, nie pamiętasz? Studiowaliśmy razem.
- A tak, pamiętam! No i co z nim?
- Prowadzi firmę reklamową. Duże, małe kampanie, sklepy, szampony, imprezy. Potrzebuje ludzi od promocji, a przecież ty przez lata zajmowałeś się promocją FD. Tu masz do niego namiary – podał mu wizytówkę – W tym tygodniu jest w Madrycie, ale obiecałem, że odezwiesz się do niego w przyszłą środę.
- Dzięki stary – uśmiechnął się blado – jesteś prawdziwym przyjacielem – uścisnął dłoń kumpla. Wsiadł do auta i ruszył w kierunku Saskiej Kępy.
Ula właśnie brała kąpiel, gdy Dobrzański wrócił do domu. Zastała go siedzącego na kanapie. Od razu zauważyła, że jest w innym świecie. Obok niej był ciałem. Duchem gdzieś daleko, w miejscu o którym nie chciał jej powiedzieć. Widziała, że się męczy, wiedziała, że się coś stało. Chciała mu pomóc, a on milczał. Trochę było jej smutno, że nie chce dzielić się z nią swoimi problemami. A przecież to już nie były tylko jego problemy. Byli razem, więc jego problemy były ich problemami. Powinni się wspierać i przeżywać wspólnie chwile szczęścia ale i smutku. Obiecała jednak nie pytać i starała się słowa dotrzymać. Wierzyła, że kiedyś sam się otworzy i powie jej otwarcie co się wydarzyło tamtego popołudnia, od kiedy wszystko się zmieniło. Dostrzegł ją stojącą w progu salonu. ‘Chodź tu do mnie’ padło z jego ust i już po chwili siedziała obok niego, wtulona w jego ciało. Chłonął jej ciepło, jej zapach i odnajdywał ukojenie. Po tym ciężkim dniu nie potrzebował niczego innego, jak jej obecności. Była przy nim i był szczęśliwy. Milczeli. Ważne, że byli razem.
Następnego dnia spotkał się z Maćkiem. Od tamtej pamiętnej rozmowy kilkanaście dni temu Szymczyk faktycznie zaczął go lepiej traktować. ‘Kto wie, może się jeszcze kiedyś zaprzyjaźnimy’ przebiegło przez głowę Marka. Pamiętał początki ich znajomości. Te wrogie spojrzenia. Najpierw w osobie Maćka doszukiwał się pomywacza, który chce go okraść i steruje Ulką jak samochodzikiem. Później brał go za konkurencję. Wiedział, że Szymczyk ma go za lowelasa, który łamie serca niewinnym dziewczynom. W końcu obaj potrafili się dogadać. Zrozumieli, że obu chodzi o szczęście Uli. Jeden był i zawsze będzie jej przyjacielem. Drugi był jej szefem, przyjacielem, ojcem jej dziecka i życiowym partnerem. Każdy znalazł swoje miejsce w jej życiu.
Wspólnie z Szymczykiem ustalili, że PRO-S powinno rozszerzyć działalność i swoim zasięgiem objąć również inne firmy. Kontrakt z FD wygasał w przyszłym roku, a poza tym obaj nie mieli pewności, czy Febo nie będzie chciał rozwiązać umowy wcześniej. Marek postanowił zadzwonić do kilku firm modowych. Z dwoma prezesami był w bardzo dobrych relacjach. Kolejnych trzech poznał całkiem niedawno. Charytatywne turnieje tenisowe i targi mody na coś się zdały. Podzwonił i wykorzystując kontakty i urok osobisty umówił szereg spotkań na najbliższe trzy dni. Głównym kontrahentem był tutaj Maciek występujący w imieniu pani prezes. Marek był tylko osobą, która otwiera różne drzwi, która swoim nazwiskiem potwierdza rzetelność tej niewielkiej, acz prężnie działającej firmy. Dobrze, że Szymczyk załatwił miesiąc temu większy magazyn. Dzięki Markowi PRO-S miało rozszerzyć ofertę o ubrania Fox Fashion, Prima Moda,  Luka&Basten i Karizma Fashion. Te cztery kontrakty gwarantowały im ogromne zyski i spokojną przyszłość. Maciek był wdzięczny Dobrzańskiemu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby nie były prezes, nigdy nie udałoby mu się podpisać tak lukratywnych kontraktów. Nikt nie chciał by rozmawiać z człowiekiem, który reprezentuje jakąś firmę, o tajemniczo brzmiącej nazwie PRO-S. Dobrzański spisał się na medal i był w siebie dumny.
Wszystko powoli zaczynało wychodzić na prostą. Z nadzieją i optymizmem czekał na zbliżający się tydzień. Liczył, że uda mu się nawiązać współpracę z Mariuszem. A oprócz spraw zawodowych, czekał również na ważne wydarzenie w ich życiu prywatnym. Na piątek byli umówieni z jego matką. Pierwsze spotkanie dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu. Miał nadzieję, że znajdą wspólny język, że się polubią, a przede wszystkim, że matka w pełni zaakceptuje jego wybór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz