B

niedziela, 14 kwietnia 2013

'Kocham Was' VIII

Rozmowa z Mariuszem przebiegła bardzo pomyślnie. Miał szczęście, bo Konarzewski właśnie powiększał swój zespół. Firma świetnie prosperowała i miała coraz więcej dużych zleceń. Marek wiedział, że będzie musiał bardziej się przykładać. Skończyły się czasy, gdy był sobie szefem, gdy w czasie godzin pracy wyskakiwał z przyjacielem na squash’a, czy dwugodzinny lunch. Ale cieszył się. Będzie robił coś, na czym naprawdę się zna. Od zawsze wiedział, że dużo lepiej wychodziło mu bycie dyrektorem ds. promocji niż prezesem. Zawsze jednak milczał, bo nie mógł dopuścić, by stery w firmie przejął Aleks. Co za ironia. Teraz sam mu te stery przekazał. Postanowił odgonić od siebie myśli o FD i skupić się na nowej firmie i nowych zadaniach. Był również zadowolony pod względem finansowym. Mariusz zaproponował mu całkiem przyzwoite pieniądze, a na dodatek mógł liczyć na spore premie po zakończonym projekcie. Rozpoczynał nowe życie zawodowe.
Późnym popołudniem zaparkował pod jedną z wilanowskich kawiarni. Helena obserwowała ich siedząc przy stoliku tuż przy oknie. Widziała, jak jej syn wysiada i otwiera drzwi pasażera, zza których to wyłoniła się piękna kobieta. Musiała przyznać, że dziewczyna, która stoi z Markiem obok Lexusa, bardzo się różni od tej, którą zapamiętała z firmowych korytarzy. Widziała, że Cieplak jest nieco przerażona. Uczucie strachu i niepewności ewidentnie malowało się na jej twarzy. Jej syn też musiał to dostrzec, bo wskazującym palcem podniósł jej podbródek i zaczął coś do niej mówić, następnie pocałował ją w czoło i przytulił.
- Witaj mamo
- Dzień dobry – usłyszała, gdy znaleźli się już przy jej stoliku
- Dzień dobry – podała Cieplakównie rękę i pocałowała w policzek syna – Siadajcie. Cieszę się, że wreszcie się spotkałyśmy – powiedział przyjaźnie spoglądając na dziewczynę
- Ja również – powiedziała cicho. Była zdenerwowana i ciężko było jej to ukryć. Dobrzański splótł ich palce chcąc dodać jej otuchy. Helena uważnie ich obserwowała, zwracała uwagę na każdy gest, spojrzenie.
- Świetnie pani wygląda. Wypiękniała pani, od kiedy ostatni raz widziałyśmy się w firmie – Ula uśmiechnęła się delikatnie
- Proszę mi mówić po imieniu.
- Dobrze, w takim razie proszę o to samo – uśmiechnęła się – w końcu niebawem będę babcią, a poza tym – urwała na chwilę spoglądając na syna – połączyła nas miłość do tego młodzieńca – Marek zaśmiał się, a Cieplakówna na te słowa oblała się rumieńcem - Wiem, że spodziewacie się dziecka. Bardzo się cieszę – uśmiechnęła się łagodnie, co oboje odebrali z ulgą – od dawna czekałam na wnuki. Który to tydzień?
- Siódmy – odpowiedział Marek czule spoglądając na swoją dziewczynę
- To już półmetek trymestru. Mam nadzieję, że dobrze znosisz ciążę. Ja spodziewając się Marka przez pierwsze trzy miesiące w ogóle nie mogłam normalnie funkcjonować.
- Wszystko jest w porządku. Nawet nie mam porannych mdłości.
- Cieszę się. Przyznaję, że odkąd się dowiedziałam, nie mogę się już doczekać – uśmiechnęła się serdecznie - Powiedzcie mi gdzie teraz mieszkacie?
- Póki co wynajęliśmy mieszkanie na Saskiej Kępie. Ale przez rozwiązaniem chciałbym, żebyśmy przeprowadzili się gdzieś na stałe. Przenoszenie rzeczy z niemowlakiem byłoby wielkim wyzwaniem.
- Powinniście nas odwiedzić. Zapraszamy serdecznie. Może w przyszły weekend na obiad? – Marek spojrzał na Ulkę lekko zaskoczony i po chwili wpatrując się wymownie w oczy matki odparł
- Ula ma rację, powinnaś nas odwiedzić – celowo zaakcentował liczbę pojedynczą zaproszenia
- Chętnie. Umówimy się jeszcze - Cieplakówna nie bardzo rozumiała o co chodzi, ale postanowiła nie drążyć teraz czemu oboje pomijają Krzysztofa. Domyślała się, że zapewne w przeciwieństwie do żony nie akceptuje ich związku, ale jedyną okazją do zmiany zdania jest wspólne spotkanie, rozmowa. – Marku, z czego wy teraz żyjecie? Przyznam, że byłam zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że oddałeś udziały FD – Ulkę zamurowało i obrzuciła Dobrzańskiego pytającym spojrzeniem. Posłał jej niepewny uśmiech, za wszelką cenę starając się uniknąć patrzenia w jej oczy.
- Pracuję teraz u Mariusza, studiowaliśmy razem. Może ci kiedyś o nim opowiadałem… Prowadzi firmę, a ja wróciłem do swojego pierwotnego zajęcia. Znów zajmuję się reklamą. Wszystko mamy już dograne i zaczynam od poniedziałku.
Posiedzieli jeszcze razem dwa kwadranse rozmawiając o mało istotnych sprawach. Marek był szczęśliwy. Wydawało się, że jego matka zaakceptowała Ulkę. Cieplakówna też była zadowolona z przebiegu tego spotkania. Wyczuła lekką sympatię ze strony Dobrzańskiej. Skłamałaby, gdy powiedziała, że nie obawiała się tego spotkania. Bała się i to jak cholera. W końcu Helena była bardzo związana z Pauliną, niemal zastępowała jej matkę. A tutaj na kilka tygodni przed ślubem okazuje się, że jej syn porzuca długoletnią narzeczoną dla swojej asystentki. Spodziewała się żalu ze strony jego matki, którego na szczęście się nie doszukała. Spodziewała się, iż może spotkać się z zarzutem, oczywiście nie wyrażonym wprost, ale w postaci aluzji, że złapała Marka na dziecko. Zamiast tego zauważyła autentyczną radość i wyczekiwanie wnuka lub wnuczki. Helena wracała do domu ze świadomością, że jej syn się zmienił. Dorósł i spoważniał. Snuł plany na przyszłość, stał się odpowiedzialny. Była z niego dumna i dopiero po tym spotkaniu zdała sobie sprawę, że to zasługa Uli. Ta, dotąd niepozorna dziewczyna, zmieniła jej syna z wiecznego chłopca w prawdziwego mężczyznę. Marek nie kłamał mówiąc, że to miłość, a nie przelotny romans. Widziała to uczucie, jakim się darzą w każdym ich geście, spojrzeniu, słowie. W stosunku do Pauliny jej jedynak nigdy się tak nie zachowywał. Teraz był zakochany i było to widać na kilometr.
Przez całą drogę nie odezwała się słowem. Marek spoglądał na nią niepewnie. Wiedział, czym jest spowodowane jej zachowanie, ale postanowił nie zaczynać tematu. Gdy znaleźli się już w domu nie wytrzymała
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego mnie tak traktujesz? – powiedziała z pretensją
- Jak?
- Jak kogoś obcego
- O czym ty mówisz?
- Niby jesteśmy razem, ale żyjemy obok siebie. Ty masz swoje sprawy, swoje problemy, o których nie tylko ze mną nie rozmawiasz, ale nawet mnie o nich nie informujesz. Ja wiem, że dla Pauliny to nie miało znaczenia i interesowała się wyłącznie Aleksem, ale ja naprawdę się martwię. Widzę, że się od kilkunastu dni męczysz, że dusisz coś w sobie, ale za wszelką cenę milczysz. Chciałabym ci pomóc, ale nie wiem jak, bo nawet nie dajesz mi szansy – żal przepełniał każde jej słowo
- Przepraszam. Powinienem był ci powiedzieć o tych udziałach. Chciałem cię chronić. Potrzebujesz spokoju, a ja nie chciałem cię martwić – odparł spokojnie
- Marek, tu nie chodzi tylko o te udziały. Przede wszystkim chodzi mi o twojego ojca. Dlaczego zaprosiłeś samą mamę, dlaczego nie spotkaliśmy się z obojgiem i co się wydarzyło tamtego wieczora, gdy wróciłeś jak w amoku?
- Pokłóciliśmy się. Dlatego zaprosiłem samą mamę, dlatego odszedłem z firmy i dlatego oddałem mu udziały.
- Nie akceptuje mnie, prawda? – zapytała wprost
- Prosiłem cię, byśmy nie wracali do tamtego dnia. Ja naprawdę nie chcę o tym rozmawiać i bardzo bym chciał byś to zrozumiała i nie miała do mnie o to żalu. Zostawmy to i żyjmy przyszłością. Zaczynam nową pracę, za tydzień mamy kolejną wizytę u doktora Garbarczyka, przyjdzie moja mama. Wiesz – wpadł na pomysł, którego realizacja odciągnie jej uwagę od jego relacji z ojcem – pomyślałem sobie, że dobrze by było zapraszając moją mamę zaprosić również twojego ojca z dzieciakami. Powinni się w końcu poznać. Co ty na to?
- Czemu nie – odparła, ale w głowie wciąż kołatały się myśli o Krzysztofie.  Zamknął ją w swoich ramionach.
U Mariusza pracował już od miesiąca. Nawet polubił tą pracę i ludzi, z którymi pracował. No może z paroma wyjątkami, ale generalnie był zadowolony z zespołu z jakim przyszło mu kooperować. Kolejne jego kampanie kończyły się sukcesami. Był dobry w tym co robi i Mariusz doceniał to pokaźnymi premiami. Lubił wyzwania i podejmował się nawet najbardziej absurdalnych projektów. Niemniej ta praca była bardzo wymagająca. Absorbowała go bez reszty i była czasochłonna. Ula siedziała w domu. Co prawda jej zwolnienie skończyło się już kilka tygodni temu, ale ustalili, że do czasu narodzin nie będzie pracować. On zarabiał przyzwoicie, a ona musiała dbać o siebie. Poza tym nikt nie zatrudniłby kobiety w ciąży. Całe dnie spędzała więc na gotowaniu obiadów, spotkaniach z przyjaciółkami i wspieraniu Maćka w PRO-S. Kiedy tylko mogła jeździła też do Rysiowa, by pomagać ojcu i by Beatka nie czuła się odtrącona i zapomniana.
Od trzech tygodni Marek zajmował się jakąś wielką kampanią. Praktycznie się nie widywali. Pracował po trzynaście, czternaście godzin dziennie, nawet w soboty. Niedziele teoretycznie mięli spędzać razem. Teoretycznie. Bo jak już był w domu, to albo odsypiał, albo ślęczał nad laptopem. Mówiła mu, że się przepracowuje, że ma ochotę na najzwyklejszy w świecie spacer u jego boku. Tłumaczył, że to niebawem się skończy, a ten kontrakt jest wiele wart. Tłumaczył jej, że jeszcze kilkanaście takich kampanii i bez konieczności barania ogromnego kredytu będą mogli pozwolić sobie na dom pod Warszawą. Starała się to znosić. Udawało jej się przez kolejne dwa tygodnie jakoś to sobie tłumaczyć. Miała dość.
Był czwartkowy wieczór. Spojrzała na zegar, wskazywał dwudziestą pierwszą, a jego wciąż nie było. Kwadrans później usłyszała brzdęk zamka. Zdziwił się widząc łunę światła dochodzącą z salonu. Zastał ją na sofie z podkulonymi nogami i kubkiem herbaty w ręku.
- Cześć kochanie, czemu nie śpisz? – cmoknął ją w policzek dosiadając się obok. Przyjrzała mu się uważnie. Widać było, że jest zmęczony. Powolnym ruchem rozwiązał krawat rzucając go na stojący obok fotel –
- Czekam na ciebie, musimy porozmawiać.
- Stało się coś? Coś z dzieckiem? Źle się czujesz? – zaniepokojony zasypywał ją gradem pytań
- Nie – odetchnął – Czy naprawdę muszę się źle poczuć, żeby mieć pretekst do rozmowy z tobą?
- Nie – odarł i przetarł dłonią swoją twarz, ziewając przy tym – O matko, jestem padnięty. Może przełożymy tą rozmowę na weekend, co? Marzę o prysznicu.
- Marek, czy ty naprawdę tego nie widzisz? - zapytała smutno
- Czego?
- Oddalamy się od siebie. Kiedy ostatni raz byliśmy razem w kinie, na zakupach czy na spacerze, gdziekolwiek? Kiedy ostatni raz byliśmy razem w Rysiowie, u Seby i Violki? Kiedy ostatni raz widzieliśmy się z twoją mamą? Kiedy ostatni raz jedliśmy razem śniadanie? – mówiła z żalem – Kiedy ostatni raz się kochaliśmy? – dodała ciszej
- Ula… - chciał coś powiedzieć, ale nie dała mu szansy
- Nie pamiętam. Albo cię nie ma, albo jesteś zmęczony. Gdy zasypiam jeszcze cię  nie ma, gdy się budzę ty jesteś już w firmie.
- Wiesz przecież, że nie robię tego specjalnie. Trafił się dobry kontrakt, chciałem zarobić poważne pieniądze, by zapewnić wam odpowiednie warunki
- Wiem – odparła, głaszcząc jego policzek – Ale ja nie potrzebuję willi pod miastem. Mogę mieszkać w wynajętym mieszkaniu do końca życia, albo w przyciasnej kawalerce. Nie potrzebuję wakacji na Bali, wystarczy mi domek letniskowy nad Zalewem Zegrzyńskim. Nie muszę jeździć Lexusem, wystarczy mi autobus, ale chcę, żebyś przy mnie był. Chcę się przy tobie budzić i zasypiać w twoich ramionach. Chcę spędzać z tobą weekendy. Potrzebuję cię. I nasze dziecko też będzie ciebie potrzebować. Drogimi zabawkami nie wynagrodzisz mu swojej nieobecności.
- Przepraszam – zatonął w jej błękitnych tęczówkach i dostrzegł w nich tęsknotę. Miała rację, w ostatnim czasie skupił się wyłącznie na pracy totalnie zapominając o tym, że ma u swojego boku cudowną kobietę, która potrzebuje tego, żeby przy niej był – Faktycznie, ostatnio cię zaniedbywałem. Muszę zwolnić tempo. Zamykamy już ten projekt. Jutro pojadę do biura na kilka godzin i pogadam z Mariuszem bym mógł pracować w domu. Zgoda? – zapytał posyłając jej uśmiech, który uwielbiała
- Zgoda – odparła z ulgą. Przylgnął do jej ust. Całował namiętnie, zachłannie. Rozwiązał jej szlafrok, zsuwając go z jej ramion.
- Byłeś zmęczony – powiedziała z rozbawieniem, mocniej przytulając go do siebie
- Nadal… jestem…- mówił między kolejnymi pocałunkami, które składał na jej szyi, piersiach – ale… nie… aż tak… bardzo… - wziął ją na ręce i ruszył w kierunku sypialni – marzyłem o tym – znów zaatakował jej usta.
W piątek zgodnie z obietnicą wrócił wcześniej. Już o szesnastej siadali do późnego obiadu. W sobotę zabrał ją na wycieczkę za miasto, a niedziele spędzili w domowym zaciszu. Największa frajdę sprawiło im wspólne gotowanie, które co chwilę przerywali słodkimi pocałunkami. Znów było tak, jak dawniej. Poniedziałkowy poranek był taki, na jaki czekała od dawna. Spała wtulona w jego ramiona. Marek od kilku dobrych minut nie spał przyglądając jej się uważnie. On też tęsknił za takimi chwilami. Przebudziła się. Znów mógł wpatrywać się w błękit jej oczu.
- Uwielbiam takie poranki – wyszeptała
- Ja też – zaatakował jej usta.
Zjedli śniadanie w łóżku. Dzień rozpoczął się fantastycznie, ale praca czekała. Usiadł w gabinecie nad laptopem. Odebrał kilka maili, zabrał się za rozpisywanie jakiś danych. Zadzwoniła jego komórka. Nie odebrał. Telefon zadzwonił kolejny raz. I drugi i trzeci. Wyciszył dzwonki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz