B

środa, 12 kwietnia 2017

'Coś się kończy...' VI ost.

Powrót babci Geni po 24.04. 😉 Enjoy!



W poniedziałek, tuż przed południem, wszedł do kancelarii z bukietem kwiatów. Sekretarka wydawała się niezwykle zaskoczona jego pojawieniem się.
- Dzień dobry – chrząknął, wyraźnie zmieszany – ja do pani mecenas Cieplak
- A był pan umówiony? – zapytała zdziwiona, kartkując kalendarz w obawie, że być może coś przeoczyła.
- Nie – uśmiechnął się pod nosem – Ja w zasadzie tylko na chwilę – tłumaczył się
- Pani mecenas nie ma. Jest w sądzie.
- A o której będzie? - dopytywał wyraźnie niezadowolony, że nie udało mu się jej zastać w biurze.
- Dziś już jej nie będzie. Po południu ma jakieś sprawy osobiste. Ale jeśli to coś pilnego, to może mecenas Krzemińska będzie mogła pomóc. Akurat nie ma klienta – uśmiechnęła się uprzejmie
- Nie, nie – zaprotestował gwałtownie – Nie ma takiej potrzeby – chrząknął, próbując skupić rozbiegany wzrok na sekretarce – A o której zastanę ją jutro?
- Pierwszego klienta ma o dziesiątej – odpowiedziała, uprzednio zerkając do kalendarza.
- Dziękuję. Do jutra – pożegnał się i pospiesznie opuścił kancelarię. Ociężałym krokiem ruszył w kierunku firmy. Kompletnie nie miał ochoty na pracę. Prawdę mówiąc od czwartku na nic nie miał ochoty. Te trzy dni pozwoliły mu nieco ochłonąć, ale wciąż nie potrafił pogodzić się z tą niesprawiedliwością świata i podłością Pauliny. Zawsze marzył, żeby stworzyć fajny związek, kochającą się rodzinę. Nie udało się. Popełnił błąd, wybierając nieodpowiednią kobietę.

Następnego dnia za kwadrans dziesiąta ponownie pojawił się w kancelarii. Młodziutka blondynka odpowiadając ‘dzień dobry’ wskazała dłonią na korytarz. Zapukał cicho i uchylił drzwi. Siedziała pochylona nad aktami.
- Dzień dobry – nieco pewniejszym krokiem niż wczoraj wszedł do środka
- Dzień dobry – odpowiedziała z uśmiechem. Wstała zza biurka i podała mu rękę na powitanie
- Chciałem panią przeprosić – wyciągnął w jej kierunku kwiaty, których początkowo nie przyjęła
- Nie ma pan za co – przyjrzała mu się uważnie
- Mam. Zachowałem się niestosownie. Wyszedłem bez słowa, nawet się z panią nie żegnając. Nie podziękowałem za pani obecność na sprawie
- Podziękował mi pan w honorarium – delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Zignorował jej uwagę i kontynuował
- I nie podziękowałem za to, że dzięki pani czujności i dociekliwości przekonałem się, z kim spędziłem ostatnie kilka lat mojego życia – rzekł z wyraźną goryczą - To, że byłem wściekły na Paulinę nie usprawiedliwia tego, że kompletnie zignorowałem panią – odebrała kwiaty, odkładając je na biuro
- Dziękuję za kwiaty, ale naprawdę nie ma pan powodów mnie przepraszać. To są emocje i ja doskonale to rozumiem. Przykro mi, że dowiedział się pan prawdy w takich okolicznościach.
- Lepiej późno niż wcale – mruknął pod nosem – Da się pani zaprosić na lunch? – nagle zmienił temat, wlepiając w nią wyczekujące spojrzenie
- Panie Marku… - zaczęła wzdychając lekko.
- To może kolacja jutro? – wszedł jej w słowo
- Dziękuję za zaproszenie, to bardzo miłe, ale nie umawiam się z klientami – posłała mu przepraszające spojrzenie. Pokiwał głową, a na jego twarzy malowało się zrozumienie, ale i cień rezygnacji.
- Jasne – chrząknął nerwowo – Przepraszam – roześmiała się lekko, że w ciągu kwadransa zdołał ją przeprosić po raz kolejny. Jej śmiech rozładował nieco atmosferę i spowodował, że i on się nieco rozchmurzył
- Naprawdę nie ma pan mnie za co przepraszać. Po prostu mam taką zasadę – wyjaśniła
- Rozumiem. Nie zabieram więcej czasu – już miał się odwracać - Aaaa, właśnie, bo zapomniałem zapytać. W sądzie jakoś nie zwróciłem uwagi na termin
- Dziesiątego września o dwunastej. W przyszłym tygodniu skieruję jeszcze do sądu pismo w kwestii państwa majątku. Sądzę, że ta sprawa będzie już ostatnia i sąd orzeknie rozwód.
- Cieszę się – choć oczy były smutne, to prawy kącik ust powędrował w górę – Dziękuję. Miłego dnia

Miał nadzieję, że odwiedza ten budynek po raz ostatni. Co prawda Ula mówiła, że dziś sprawa się zakończy, ale po pierwsze nie wiedział, czy sędzia ma takie plany, po drugie nie mógł mieć pewności, czy Paulina jeszcze z czymś nie wyskoczy. Nawet nie patrzył w jej kierunku. Gdy przechodził obok, potraktował jak powietrze, mijając bez słowa. Nie miał jej nic do powiedzenia, a z całą pewnością nic miłego. Nawet się nie łudził, że z jej ust padnie słowo ‘przepraszam’. Przeprosiny i przyznawanie się do błędów nie było w jej stylu. Dopiero przy okazji rozwodu poznał jej prawdziwą twarz i doszedł do wniosku, że chyba trafił na najgorszy egzemplarz chodzący po tym świecie. Ula była jej kompletnym przeciwieństwem. Widział to od początku. Szkoda, że kilka lat temu nie spotkał na swojej drodze takiej kobiety. Podczas całej rozprawy ani razu na nią nie spojrzał. Przypatrywał się kamiennej posadzce, sędziemu, od czasu do czasu zerkał na Ulę, która w pewnym skupieniu przysłuchiwała się sędziemu. Z całą pewnością mógł się podpisać pod zdaniem ‘miłość zamienia się w nienawiść’. Nienawidził jej za to, co zrobiła i żałował tych wszystkich lat, które razem spędzili. Teraz wiedział, że to były lata kompletnie stracone.
- Dzięki udostępnionym przez bank informacjom wiemy, że pani Febo-Dobrzańska na rachunku osobistym zgromadziła kwotę miliona dwustu trzydziestu siedmiu tysięcy złotych. Pan Dobrzański nie był upoważniony do konta, a warto zaznaczyć, że małżonkowie nie sporządzili intercyzy
- Zgromadzona na rachunku suma stanowi majątek osobisty mojej klientki. Są to środki, które przypadły jej po podziale majątku zmarłych rodziców – wtrącił się Rybski
- Myli się pan mecenasie. W momencie zawarcia związku małżeńskiego, pani Febo dysponowała kwotą sześciuset siedemdziesięciu dwóch tysięcy złotych i to jest jej majątek osobisty. Ponad pięćset pięćdziesiąty tysięcy wchodzi w skład majątku wspólnego. To dywidendy i comiesięczne wynagrodzenie, jak również odsetki z kont oszczędnościowych, które to odsetki stanowią majątek wspólny małżonków. Na koncie mojego klienta pozostała kwota czterystu sześćdziesięciu jeden tysięcy. Z tego konta pani Febo-Dobrzańska korzystała wyłącznie. Przypomnę, że koszty utrzymania rodziny nie spoczywają wyłącznie na mężu w momencie, gdy żona jest aktywna zawodowo i pobiera niemałą pensję. Ja już pomijam miesięczne wydatki na markowe ubrania, zabiegi kosmetyczne, ekskluzywne torebki. Ale wydawanie pieniędzy męża na schadzki z kochankiem i prezenty dla niego uważam za wysoce niestosowne, niemoralne i sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Pozwoliliśmy sobie przeanalizować wydatki z ostatnich miesięcy, ale również lat, z których jasno wynika, że romans pozwanej kosztował jej męża ponad sto tysięcy złotych. Uwzględnione są tutaj również wyjazdy zagraniczne i hotele w Polsce, kolacje w eleganckich restauracjach, prezenty dla pana Sosnowskiego. Tutaj szczegółowe zestawienie – podała pliki kartek sędziemu i Dawidowi, który przekartkował je ze sceptyczną miną – Dlatego też w kwestii podziału majątku wnoszę o zwrot mojemu klientowi kwoty dwustu siedemdziesięciu tysięcy złotych.
- Proszę jeszcze pamiętać o nieruchomości – mruknął wyraźnie niezadowolony z przebiegu sprawy Rybski.
- Nieruchomość stanowi majątek osobisty mojego klienta. Nabył ją gdy był jeszcze kawalerem.
- Ale moja klientka ponosiła koszty związane z wyposażeniem i zagospodarowaniem domu. Z przedstawionych jako dowód faktur wynika, że pani Febo zakupiła meble i dekoracje za kwotę stu tysięcy złotych.
- Z przykrością muszę stwierdzić, że pańska klientka mecenasie po raz kolejny minęła się z prawdą. Sprawdziłam te faktury. Jak choćby komplet wypoczynkowy zakupiony za dwadzieścia jeden tysięcy złotych. Kontaktowałam się ze sklepem, w którym został zakupiony. Model Ferensa – przeczytała z małego świstka papieru – został wykonany z dbałością o detale, ze specjalnej skóry w kolorze popielatym. Ta sofa nigdy nie stała w domu przy ulicy Korkowej w Konstancinie. Wszystko wskazuje na to, że pani Febo posiłkuje się fakturami brata, który taki mebel posiada. Podobnie jest ze stołem z litego drewna i lustrem. Faktury na dodatki najwyraźniej zostały pozbierane wśród znajomych. Na większości z nich widnieją daty sprzed roku, maksymalnie półtora. Państwo Dobrzańscy zamieszkiwali w tym domu pięć lat i od momentu jego urządzenia nie zmieniali aranżacji. Także państwa wniosek o podział nieruchomości jest bezzasadny. Dom wraz z wyposażeniem stanowi majątek osobisty – Dawid nawet nie rozpoczynał dyskusji.

Wreszcie się od niej uwolnił. Sąd orzekł rozwód z wyłącznej winy Pauliny Febo-Dobrzańskiej. Podkreślił, że nie może być mowy o innym wyroku wobec przedstawionych dowodów zdrady i kłamstwa. W ocenie sądu Paulina próbowała zrzucić winę na męża, próbując udowodnić mu rzekomy romans, by zyskać korzyści materialne. Mimo związku z Piotrem Sosnowskim nie dążyła do rozwodu, bo będąc z mężem korzystała finansowo. Sąd podkreślił również, że w toku postępowania wielokrotnie składała fałszywe zeznania. Sędzia przychylił się również do wniosku pani mecenas i nakazał Paulinie opuścić mieszkanie Marka i przelać na jego konto kwotę dwustu siedemdziesięciu tysięcy złotych w terminie czternastu dni.
- Dziękuję pani mecenas – odezwał się Marek, gdy zaczęła zbierać dokumenty. Chciał dodać coś jeszcze, ale przed nimi pojawił się Dawid
- Gratuluję - był wyraźnie niezadowolony
- Dzięki
- Chociaż trzeba przyznać, że tę sprawę wygrałby nawet aplikant – mogła się tego spodziewać, że nie obędzie się bez lekkiej złośliwości – Trafiła mi się wyjątkowo trudna klientka – ich konwersacji przysłuchiwał się stojący z boku Marek
- Albo po prostu nie potrafiłeś z nią rozmawiać. W każdym razie trochę się dziwię dlaczego podjąłeś się tak beznadziejnej sprawy.
- Beznadziejne sprawy też się wygrywa
- I zgarnia się spore honorarium za podział majątku – doskonale wiedziała, jakimi pobudkami się kierował przyjmując tę sprawę – Szkoda, że cię nie uprzedziła, że większość nie należy do niej – wzruszył ramionami w geście bezradności
- Też żałuję. Może bym się lepiej przygotował wiedząc, jakie czekają mnie niespodzianki. W każdym razie miło było cię spotkać na sali sądowej. Do następnego – była zaskoczona tą nutą sympatii.

- Nie zna pani jakiegoś dobrego notariusza? Chciałbym jak najszybciej pozbyć się domu. Na szczęście kupca już mam. Sąsiedzi od dawna poszukiwali nieruchomości dla przyjaciół – zagadnął, gdy wychodzili z gmachu sądu
- Znam. Mój kolega ze studiów, Kamil Dąbrowski. Ma kancelarię na Wilczej. Nie mam przy sobie jego wizytówki, ale z pewnością znajdzie pan w sieci namiary. Proszę powołać się na mnie.
- Dziękuję. I jeszcze raz dziękuję za doprowadzenie mojej sprawy do szczęśliwego finału.
- Pańska żona bardzo nam pomogła. A najbardziej jej przyjaciółka, którą zdaje się również oszukiwała przez lata.
- Była żona – podkreślił. Posłała mu ciepły uśmiech
- Wszystkiego dobrego panie Marku – wyciągnęła do niego dłoń, gdy zatrzymali się na wysokości czerwonej Mazdy.
- Do zobaczenia – pożegnał się

Zaparkował auto nieopodal wejścia do kamienicy i zgasił silnik. Zastanawiał się, czy wejść na górę, ale ostatecznie stwierdził, że zaczeka. Może będzie miał szczęście i będzie akurat wychodzić do domu? Zerknął na zegarek wskazujący siedemnastą trzydzieści. Zwykle kancelaria była otwarta do osiemnastej. Miał nadzieję, że dziś nie będzie nadrabiać zaległości i zostawać na nadgodziny. Od tygodnia, od momentu, gdy widzieli się po raz ostatni, nosił się z zamiarem złożenia jej wizyty i podjęcia kolejnej próby umówienia się. Sam nie wiedział, czemu tak się nakręcił. Przecież miał wokół siebie tyle pięknych kobiet, a cały czas w głowie miał uroczą panią mecenas. Miał tylko nadzieję, że nie dostanie po raz kolejny kosza. Szczęście się do niego uśmiechnęło i po kwadransie dostrzegł ją, gdy pojawiła się na ulicy skąpanej w pomarańczu zachodzącego słońca. Zmierzała w jego kierunku. Dopiero teraz dostrzegł, że jej auto zaparkowane jest tuż za nim. Pospiesznie opuścił auto.
- Dzień dobry - podniosła na niego wzrok wyrażający totalne zaskoczenie i zatrzymała się w pół kroku
- Dzień dobry. Coś się stało? Żona nie opuściła mieszkania?
- Nie, nie – zaśmiał się pod nosem, próbując nieco zatuszować swoje zakłopotanie. Zwykle bywał bardziej pewny siebie w kontaktach z kobietami. Z nią jakoś nie potrafił – Ja kompletnie nie w tej sprawie. Już nie jestem twoim klientem. Umów się ze mną – bez jej zgody, nawet bez pytania, skrócił dystans, by nieco się ośmielić i ułatwić im obojgu. Westchnęła. Znał tę reakcję. Znów szukała w głowie odpowiednich słów, by odmówić.
- Posłuchaj, yyy… - nie pozwolił jej dokończyć
- Wiem, że jestem nachalny, ale… Nie podobam ci się, tak? – zapytał wprost. Odstawiła torebkę na maskę swojego samochodu i spojrzała mu prosto w oczy
- To zupełnie nie o to chodzi. Jesteś fajnym facetem, bardzo atrakcyjnym, który podoba się kobietom. Mnie również – przyznała – Ale..
- Ale? – ponaglił ją. Nie rozumiał. Skoro ona podoba się jemu, a on jej, w czym problem, by zjedli razem kolację?
- Ale oboje w niedalekiej przeszłości zakończyliśmy związki. Oboje jesteśmy poobijani. Ty decydowanie bardziej – zręcznie nawiązała do rozwodowych rewelacji – Nie jestem zwolenniczką zasady klin klinem.
- Uważasz, że próbuję zapomnieć o nieudanym małżeństwie chcąc rozpocząć znajomość z tobą?
- Uważam, że każde rozstanie to porażka człowieka. I każde rozstanie boli. Zwłaszcza, jeśli jest się zdradzonym i oszukanym. A tacy oboje jesteśmy. I najpierw musimy się z tym uporać, przetrawić to, a dopiero później wchodzić w nową znajomość.
- Jednym słowem dajesz mi kosza – mruknął pod nosem zrezygnowany, wpatrując się w czubki jej szpilek
- Nie – odparła gwałtownie – Dojdź do ładu sam ze sobą, pozamykaj wszystkie sprawy, odzyskaj równowagę i zadzwoń do mnie. Bardzo chętnie pójdę z tobą na lunch, a później na kolację – rzekła z uśmiechem i w dość śmiałym geście położyła mu dłoń na torsie. Przez cienki materiał błękitnej koszuli czuła ciepło jego ciała - Imponuje mi twoje zainteresowanie, ale to nie jest dobry moment. Oboje potrzebujemy jeszcze trochę czasu. To nie jest kosz. To jest szansa. Szansa na to, byśmy tego nie zepsuli zanim na dobre się zacznie – bez słowa pożegnania wsiadła do auta i odjechała w kierunku Centrum. W głębi duszy musiał przyznać jej rację. Uczepił się tej znajomości niczym tonący brzytwy. Chciał działać już, teraz, natychmiast, nie dlatego, że był już gotowy, nie dlatego, żeby pokazać Paulinie, że jest szczęśliwy bez niej. Spieszył się przede wszystkim dlatego, że miał świadomość, iż Ula jest wyjątkową kobietą i bał się, żeby nikt go nie ubiegł. Dziś jasno dała mu do zrozumienia, że jeszcze nie jest gotowa na pojawienie się nowego mężczyzny w jej życiu, ale dała nadzieję.

Sprzedał dom i kupił nowoczesny, dwupoziomowy apartament na ostatnim piętrze ekskluzywnego budynku na Powiślu. Odziedziczone mieszkanie ponownie wynajął. W pracy również się ustabilizowało. Paulina, gdy wyszły na jaw jej kłamstwa, odeszła z firmy. W środowisku była skreślona dzięki swojej byłej przyjaciółce Kamili, która chętnie dzieliła się kulisami z życia Dobrzańskich. Nie odnalazła wsparcia w bracie. Aleks był zszokowany jej postępowaniem i podłością. Nie pozostawało jej nic innego, jak wyjechać do Włoch. Najwyraźniej nie wyobrażała sobie, żeby miała w Polsce żyć z pensji lekarza. Kilka tygodni po jej wyjeździe dowiedział się, że otworzyła w Mediolanie salon piękności, a Sosnowski wyjechał za nią. Tak zwyczajnie mu współczuł i zastanawiał się, jak długo wytrzyma. Paulina zdecydowanie nie była kobietą, z którą można było stworzyć szczęśliwy związek. Zastanawiał się nawet, czy potrafi kochać kogoś, oprócz samej siebie.
Późną jesienią zadzwonił do Uli z propozycją kawy. Zgodziła się, przypominając żartobliwie, że przecież mieli zacząć od lunchu. I tak w jedno z listopadowych południ zjedli razem obiad. Już nie było rozmów o świadkach, których mogą powołać, podziale majątku, wyimaginowanym romansie. Była zwyczajna rozmowa dwójki ludzi, którzy dopiero się poznają. Po tym obiedzie był kolejny, później spacer, kolacja. Świetnie się czuli w swoim towarzystwie.

Szybkim krokiem dotarł na odpowiednie piętro i rzucając krótkie ‘dzień dobry’ do sekretarki ruszył w kierunku jej gabinetu.
- Ma klienta – usłyszał za plecami głos Joasi. Wycofał się i posłusznie czekał, aż gość wyjdzie. Kilka minut później usłyszał męski głos. Nie czekając na pozwolenie ponownie skierował się w stronę jej gabinetu, mijając się po drodze z przystojnym mężczyzną przed czterdziestką.
- Cześć – wparował do jej gabinetu bez pukania
- Hej – wyraźnie się ucieszyła – Co ty tutaj robisz? – zdążyła zapytać, nim cmoknął jej usta na powitanie – Przyniosłem sushi – podniósł do góry papierową torbę. Skrzywiła się
- Nie mam czasu. Za chwilę mam kolejną klientkę, a później jadę do sądu, później znowu mam klienta i tak do osiemnastej trzydzieści – odpadła bez sił na fotel. Wiele razy powtarzała mu, że lubi swoją pracę, ale potrafiła ją wykończyć psychicznie i fizycznie.
- To zjesz w taksówce, bo oczywiście nie będziesz miała czasu na lunch. Dwa posiłki dziennie to zdecydowanie za mało, gdy pracujesz na takich obrotach – jego troska niejednokrotnie ją rozczulała. Dopiero poznawała, jak to jest, gdy facet się o ciebie troszczy, dba. Dawid taki nie był. Nie potrafił, a przede wszystkim nie chciał taki być. Dobrzański miał tak naturalnie, wydawało jej się, że nawet specjalnie się nie stara.
- Dzięki
- A tutaj jeszcze plany na początek weekendu – podsunął w jej kierunku dwa bilety do teatru. Podczas ostatniego spotkania opowiadała, że bardzo chciałaby zobaczyć ten spektakl.
- Udało cię się je zdobyć? – dopytywała podekscytowana, gdy zobaczyła tytuł, o którym rozmawiali kilka dni temu. Jej entuzjazm opadł, gdy zerknęła na datę - Piątek, dziewiętnasta – przeczytała z niewyraźną miną
- Masz klienta – bardziej stwierdził, niż zapytał. Pokiwała głową – Przełóż go proszę. Jestem gotów przywieźć cię tutaj w sobotę
- Ok. Zobaczę, kiedy będzie mu pasować.
- Pani mecenas, klientka – w drzwiach pojawiła się blondynka
- Dzięki. Zaraz ją poproszę – uśmiechnęła się do dziewczyny – Muszę cię stąd wygonić. Lunch jutro? Mam okienko od trzynastej – kiwnął głową – No to pa – musnęła jego usta
- Całe szczęście, że tym razem klientka. Sami przystojni faceci się u ciebie rozwodzą – rzekł w nutą żartobliwej zazdrości
- Nie umawiam się z klientami – odparła poważnym tonem, po czym oboje się roześmiali
- Miłego dnia – na krótko złączył ich usta i opuścił gabinet.

Spędziła kolejny cudowny wieczór w jego towarzystwie. Potrafił ją rozbawić, potrafił rozmawiać i słuchać. Był troskliwy, czarujący, ujmujący. Spotykali się od trzech tygodni, a miała wrażenie, że znają się całe życie.
Uwielbiał spędzać z nią czas. Uwielbiał jej głos, śmiech i te przepiękne, niebieskie oczy, wpatrujące się w niego podczas każdego spotkania. Wciąż chciał więcej i więcej, choć nie wiedział, czy ona jest gotowa. Bał się, że ją osaczy, wystraszy. Jeszcze kilkanaście tygodni temu trzymała go na dystans. Teraz pozwalała na coraz więcej. Niezobowiązujący lunch przerodził się w początki czegoś wyjątkowego. Nie uciekała, gdy podczas spaceru chwycił ją za rękę. Nie odsunęła się, gdy odprowadzając ją po kolacji musnął jej usta. Od początku był nią zafascynowany i z każdym kolejnym spotkaniem ta fascynacja się pogłębiała. I już po kilku spotkaniach wiedział, że właśnie na tę kobietę czekał całe życie.
Po spektaklu wstąpili jeszcze do przytulnej knajpki, nieopodal jej mieszkania, na lampkę wina. Gdy ruszyli w stronę odpowiedniej bramy dochodziła dwudziesta trzecia.
- Dziękuję, to był cudowny wieczór – odezwała się, gdy odnalazła w torebce pęk kluczy. Lekki mróz powodował, że z ich ust leciała para. Teraz powinien nastąpić krótki pocałunek i paść obietnica kolejnego spotkania. Ale nie chciał, by ten wieczór jeszcze się kończył.
- Dziś jeszcze nie wejdę, prawda? – nigdy do tej pory nie zaprosiła go na górę. Oboje doskonale wiedzieli z czym wiązałoby się takie zaproszenie. Ale z drugiej strony przecież nie byli gówniarzami, tylko dojrzałymi ludźmi, świadomymi swoich uczuć i potrzeb. Uśmiechnęła się pod nosem. Otworzyła drzwi do klatki schodowej i zamiast pocałunku na pożegnanie wskazała dłonią schody na górę. Uśmiechnął się usatysfakcjonowany.

Wykładał na grzanki jajka po benedyktyńsku, gdy zeszła z góry zaczytana w akta. Jak gdyby nigdy nic rozłożyła je na wyspie i siadając na barowym stołku sięgnęła po filiżankę z kawą.
- Prosiłem cię tyle razy, żebyś nie przynosiła pracy do kuchni – odezwał się wyraźnie niezadowolony - Śniadanie powinnaś jeść w spokoju.
- Wiem, przepraszam, ale ta sprawa jest naprawdę trudna i nieoczywista. Po raz pierwszy po przerwie spotykam się na sali sądowej z Dawidem. Reprezentuje męża mojej klientki. I gwarantuje ci, że zrobi wszystko, by udowodnić mi, że przez ciążę wypadłam z obiegu. Generalnie dla niego matka i prawnik to dwie kłócące się ze sobą rolę. W jego oglądzie świata to nie ma racji bytu. Zamierzam udowodnić mu, że się myli.
- Oboje dobrze wiemy, że wciąż jesteś najlepsza. I wie o tym jeszcze pół Warszawy. Nie musisz nic mu udowadniać.
- Wiem, ale… - nie pozwolił jej dokończyć
- Tak – westchnął – Wiem, że jesteś cholernie ambitna. I za to też cię kocham – cmoknął ustami jej skroń, podstawiając miseczkę z winogronami i truskawkami
- A ja cię kocham za to, że jesteś taki wyrozumiały – spojrzała na niego z miłością i wdzięcznością
- Tylko za to? – udał oburzenie
- I za to, że jesteś świetnym mężem i ojcem – chciała kontynuować, ale z ustawionego na blacie małego głośnika rozległ się płacz - Oho, obudził się – westchnęła ciężko. Przez ostatnie tygodnie kiepsko sypali, gdyż junior Dobrzański był nocami wyjątkowo niespokojny.
- Zostań i skończ śniadanie. Ja pójdę. I przestań czytać te cholerne akta. Jajka ci wystygły – posłała mu powietrznego buziaka i odkładając papiery na bok skupiła się na posiłku.

17 komentarzy:

  1. Szkoda że to już koniec bo chciałabym więcej dużo więcej. Ale zakończenie bardzo dobre. Chociaż fajnie by było poczytać o tych ich spotkaniach, tym jak Dobrzański dowiaduje się o ciążyitp .G :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak widac Panstwo Dobrzanscy sa bardzo konsekwentni i skuteczni. Zarowno na sali sadowej jak i w zyciu osobistym. Marek nie rozsypal sie po rozwodzie i wlasna determinacja przekonal do siebie Ulke. Szybko zrealizowal swoje marzenie o posiadaniu szczesliwej rodziny. Nie dziwie mu sie. Majac obok ucielesnienie kobiety idealnej ktozby czekal? Dzieki bogu tylko Rybski spapral sprawe. I dzieki Rybskiemu prezes Dobrzanski ma upragnionego syna. Doswiadczona mecenas Cieplak jak zwykle swietnie taktycznie rozegrala ich relacje. Nie zamierzala byc ta zamiast. Pozwolila Markowi odczekac, ochlonac i nabrac dystansu, by pozniej bez ociagania i w najlepszy z mozliwych sposobow go pocieszyc. I chcialoby sie wiecej i wiecej szczegolow z tego ich wzajemnego pocieszania sie, ale coz, umiar swiadczy o naszej klasie... :) Jestem usatysfakcjonowana i bardzo Ci Amicus za ten rozwazny i romantyczny end dziekuje. Alka

    OdpowiedzUsuń
  3. Mimo, że nie doczekałam wieczorem zdecydowanie jestem usatysfakcjonowana! Świetne opowiadanie, pełne mądrości i klasy (nie licząc Pauliny) z cudownym zakończeniem. Kolejna perełka, która na pewno będzie jedną z moich ulubionych i do której będę wracać. Cierpliwość została wynagrodzona, a pośpiech jak się okazuje nie był wskazany. Rozpływam się nad zakończeniem. Pozdrawiam. KaEm.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna część. Zgrabne przeskoki w czasie.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam to opowiadanie. Szkoda, że to już koniec! :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Wczoraj wrocilam i dzis koncoweczka... :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No i świetnie. Marek ma rodzinę o jakiej zawsze marzył. Szkoda tylko, że Sosnowski pojechał za Pauliną do Włoch. Gdyby i on ją rzucił to byłaby dla niej dodatkowa kara. Za to postawy Aleksa nie spodziewałam się.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
  8. To opowiadanie od samego poczatku do samego konca bylo fantastyczne. Na pewno jednym z najlepszych. Ciesze sie bardzo, ze tez swietnie sie skonczylo. Cierpliwosc Marka zostala wynagrodzona, ma wreszcie kochajaca, madra kobiete przy boku i rodzine o ktorej marzyl. Cudowne opowiadanie i fantastyczne zakonczenie. Dziekuje. Ania.

    OdpowiedzUsuń
  9. To opowiadanie jest wspaniałe ,interesujące ,nieprzewidywalne i czyta się je jednym tchem. Cierpliwość Markowi się opłacała ,bo zyskał upragniony spokój ,wspaniałą ,inteligentną kobietę choć trochę pracoholiczkę i ma kochającą się rodzine. Szkoda ,że tylko 6-cio częściowe. Pozdrawiam serdecznie :).

    OdpowiedzUsuń
  10. No, no fajnie się zakończyło. Chociaż szybko. Ulka w końcu dojrzała do nowego związku. Marek był cierpliwy i ma teraz prawdziwą rodzinę. ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. To opowiadanie jest mistrzowskie. Masz niebywały talent do plastycznego opisywania historii. Człowiek ma wrażenie, że jest obok bohaterów, że w tym uczestniczy. I masz genialne pomysły. Jestem tutaj od niedawna, przeczytałam dopiero połowę opowiadań ale jestem pod wielkim wrażeniem. To najlepszyblog z opowiadaniami. Jesteś bezkonkurencyjna. Gratulacje. Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  12. Warto było czekać - zdecydowanie. Ze smakiem, klasą no i odpowiedniej długości. Takie lubię! Nieustępliwy, walczący, ale jednocześnie cierpliwy Marek. Zainteresowana, ale z zasadami Ulka. Nie chciała być „zamiast”, nie chciała znowu cierpieć jeśli po pewnym czasie Marek by stwierdził, że perfekcyjna pani mecenas nie jest jednak taką kobietą na jaką czekał. Ulka starała się traktować go tylko jak klienta, przystojnego, fajnego, mądrego ale jednak klienta. Nie jednego klienta załamanego rozwodem i rozpadem życia do tej pory widziała i wiedziała doskonale, że potrzeba czasu aby ponownie zaufać. Zresztą sama też tego czasu potrzebowała aby zapomnieć o niezbyt mądrym panu na R. Czas był ich sprzymierzeńcem, pozwolił uporać się z przeszłością, zamknąć poprzednie rozdziały i zacząć coś nowego. Na szczęście Marek się nie poddał, pani mecenas mimo braku kontaktów nadal siedziała w jego myślach i nieświadomie pomogła mu uporać się z rozwodem. Była dodatkową motywacją dla której warto było zamknąć tamten nieudany etap. I jak się okazało warto było czekać, a cierpliwość została wynagrodzona. Małymi krokami udało zbliżyć się do Uli, zdobyć jej zaufanie, a w finale także miłość. Razem udało im się stworzyć pełen miłości, szacunku i akceptacji dom – to czego zabrakło w poprzednich związkach. Podobno na każdego gdzieś czeka ktoś, trzeba tylko umieć tego kogoś zauważyć. Im się udało. Od pierwszej części byłam zachwycona i ten stan udało się utrzymać do końca. Świetne opowiadanie, bardzo prawdziwe i życiowe. Na pewno nie raz i nie dwa do niego wrócę, bo takiego Marka lubię. Niby odważnego, ale onieśmielanego przez kobietę, trochę niepewnego, ale jednocześnie wytrwałego. Oby częściej był taki, a się z nim zaprzyjaźnię :). Dzięki Amicus za te miłe chwile przyjemności. Ale jak to w życiu coś się kończy i coś zaczyna. Wraca Gienia i jej świetne pomysły :D. Także do następnego. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetne było to opowiadanie. Szkoda że to już koniec. Hana

    OdpowiedzUsuń
  14. To było jedne z piękniejszych opowiadań. WOOOW
    Pozdrawiam serdecznie, Andziok :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Mój numer dwa po Wbrew całemu światu. Szkoda tylko że nie było trochę dłuższe. Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  16. A może dla zabicia czasu 10 pytań do Autorki? Chyba każdy kto tu wchodzi chciałby poznać Amicus bliżej. Co Wy na to? Może się zgodzi

    OdpowiedzUsuń
  17. Kiedy notka??? Tesknimy

    OdpowiedzUsuń