Powrót babci Geni po 24.04. 😉 Enjoy!
W poniedziałek, tuż przed południem, wszedł do kancelarii z bukietem kwiatów. Sekretarka wydawała się niezwykle zaskoczona jego pojawieniem się.
- Dzień dobry – chrząknął,
wyraźnie zmieszany – ja do pani mecenas Cieplak
- A był pan umówiony? – zapytała
zdziwiona, kartkując kalendarz w obawie, że być może coś przeoczyła.
- Nie – uśmiechnął się pod nosem
– Ja w zasadzie tylko na chwilę – tłumaczył się
- Pani mecenas nie ma. Jest w
sądzie.
- A o której będzie? - dopytywał
wyraźnie niezadowolony, że nie udało mu się jej zastać w biurze.
- Dziś już jej nie będzie. Po
południu ma jakieś sprawy osobiste. Ale jeśli to coś pilnego, to może mecenas
Krzemińska będzie mogła pomóc. Akurat nie ma klienta – uśmiechnęła się uprzejmie
- Nie, nie – zaprotestował gwałtownie
– Nie ma takiej potrzeby – chrząknął, próbując skupić rozbiegany wzrok na
sekretarce – A o której zastanę ją jutro?
- Pierwszego klienta ma o
dziesiątej – odpowiedziała, uprzednio zerkając do kalendarza.
- Dziękuję. Do jutra – pożegnał
się i pospiesznie opuścił kancelarię. Ociężałym krokiem ruszył w kierunku
firmy. Kompletnie nie miał ochoty na pracę. Prawdę mówiąc od czwartku na nic
nie miał ochoty. Te trzy dni pozwoliły mu nieco ochłonąć, ale wciąż nie potrafił
pogodzić się z tą niesprawiedliwością świata i podłością Pauliny. Zawsze
marzył, żeby stworzyć fajny związek, kochającą się rodzinę. Nie udało się.
Popełnił błąd, wybierając nieodpowiednią kobietę.
Następnego dnia za kwadrans
dziesiąta ponownie pojawił się w kancelarii. Młodziutka blondynka odpowiadając
‘dzień dobry’ wskazała dłonią na korytarz. Zapukał cicho i uchylił drzwi.
Siedziała pochylona nad aktami.
- Dzień dobry – nieco pewniejszym
krokiem niż wczoraj wszedł do środka
- Dzień dobry – odpowiedziała z
uśmiechem. Wstała zza biurka i podała mu rękę na powitanie
- Chciałem panią przeprosić –
wyciągnął w jej kierunku kwiaty, których początkowo nie przyjęła
- Nie ma pan za co – przyjrzała
mu się uważnie
- Mam. Zachowałem się
niestosownie. Wyszedłem bez słowa, nawet się z panią nie żegnając. Nie
podziękowałem za pani obecność na sprawie
- Podziękował mi pan w honorarium
– delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Zignorował jej uwagę i
kontynuował
- I nie podziękowałem za to, że
dzięki pani czujności i dociekliwości przekonałem się, z kim spędziłem ostatnie
kilka lat mojego życia – rzekł z wyraźną goryczą - To, że byłem wściekły na
Paulinę nie usprawiedliwia tego, że kompletnie zignorowałem panią – odebrała
kwiaty, odkładając je na biuro
- Dziękuję za kwiaty, ale
naprawdę nie ma pan powodów mnie przepraszać. To są emocje i ja doskonale to
rozumiem. Przykro mi, że dowiedział się pan prawdy w takich okolicznościach.
- Lepiej późno niż wcale –
mruknął pod nosem – Da się pani zaprosić na lunch? – nagle zmienił temat,
wlepiając w nią wyczekujące spojrzenie
- Panie Marku… - zaczęła
wzdychając lekko.
- To może kolacja jutro? – wszedł
jej w słowo
- Dziękuję za zaproszenie, to
bardzo miłe, ale nie umawiam się z klientami – posłała mu przepraszające spojrzenie.
Pokiwał głową, a na jego twarzy malowało się zrozumienie, ale i cień
rezygnacji.
- Jasne – chrząknął nerwowo –
Przepraszam – roześmiała się lekko, że w ciągu kwadransa zdołał ją przeprosić
po raz kolejny. Jej śmiech rozładował nieco atmosferę i spowodował, że i on się
nieco rozchmurzył
- Naprawdę nie ma pan mnie za co
przepraszać. Po prostu mam taką zasadę – wyjaśniła
- Rozumiem. Nie zabieram więcej
czasu – już miał się odwracać - Aaaa, właśnie, bo zapomniałem zapytać. W sądzie
jakoś nie zwróciłem uwagi na termin
- Dziesiątego września o
dwunastej. W przyszłym tygodniu skieruję jeszcze do sądu pismo w kwestii
państwa majątku. Sądzę, że ta sprawa będzie już ostatnia i sąd orzeknie rozwód.
- Cieszę się – choć oczy były
smutne, to prawy kącik ust powędrował w górę – Dziękuję. Miłego dnia
Miał nadzieję, że odwiedza ten
budynek po raz ostatni. Co prawda Ula mówiła, że dziś sprawa się zakończy, ale
po pierwsze nie wiedział, czy sędzia ma takie plany, po drugie nie mógł mieć
pewności, czy Paulina jeszcze z czymś nie wyskoczy. Nawet nie patrzył w jej
kierunku. Gdy przechodził obok, potraktował jak powietrze, mijając bez słowa.
Nie miał jej nic do powiedzenia, a z całą pewnością nic miłego. Nawet się nie
łudził, że z jej ust padnie słowo ‘przepraszam’. Przeprosiny i przyznawanie się
do błędów nie było w jej stylu. Dopiero przy okazji rozwodu poznał jej
prawdziwą twarz i doszedł do wniosku, że chyba trafił na najgorszy egzemplarz
chodzący po tym świecie. Ula była jej kompletnym przeciwieństwem. Widział to od
początku. Szkoda, że kilka lat temu nie spotkał na swojej drodze takiej
kobiety. Podczas całej rozprawy ani razu na nią nie spojrzał. Przypatrywał się
kamiennej posadzce, sędziemu, od czasu do czasu zerkał na Ulę, która w pewnym
skupieniu przysłuchiwała się sędziemu. Z całą pewnością mógł się podpisać pod
zdaniem ‘miłość zamienia się w nienawiść’. Nienawidził jej za to, co zrobiła i
żałował tych wszystkich lat, które razem spędzili. Teraz wiedział, że to były
lata kompletnie stracone.
- Dzięki udostępnionym przez bank
informacjom wiemy, że pani Febo-Dobrzańska na rachunku osobistym zgromadziła kwotę
miliona dwustu trzydziestu siedmiu tysięcy złotych. Pan Dobrzański nie był
upoważniony do konta, a warto zaznaczyć, że małżonkowie nie sporządzili
intercyzy
- Zgromadzona na rachunku suma
stanowi majątek osobisty mojej klientki. Są to środki, które przypadły jej po
podziale majątku zmarłych rodziców – wtrącił się Rybski
- Myli się pan mecenasie. W
momencie zawarcia związku małżeńskiego, pani Febo dysponowała kwotą sześciuset
siedemdziesięciu dwóch tysięcy złotych i to jest jej majątek osobisty. Ponad
pięćset pięćdziesiąty tysięcy wchodzi w skład majątku wspólnego. To dywidendy i
comiesięczne wynagrodzenie, jak również odsetki z kont oszczędnościowych, które
to odsetki stanowią majątek wspólny małżonków. Na koncie mojego klienta
pozostała kwota czterystu sześćdziesięciu jeden tysięcy. Z tego konta pani
Febo-Dobrzańska korzystała wyłącznie. Przypomnę, że koszty utrzymania rodziny
nie spoczywają wyłącznie na mężu w momencie, gdy żona jest aktywna zawodowo i
pobiera niemałą pensję. Ja już pomijam miesięczne wydatki na markowe ubrania,
zabiegi kosmetyczne, ekskluzywne torebki. Ale wydawanie pieniędzy męża na
schadzki z kochankiem i prezenty dla niego uważam za wysoce niestosowne,
niemoralne i sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Pozwoliliśmy sobie
przeanalizować wydatki z ostatnich miesięcy, ale również lat, z których jasno
wynika, że romans pozwanej kosztował jej męża ponad sto tysięcy złotych.
Uwzględnione są tutaj również wyjazdy zagraniczne i hotele w Polsce, kolacje w
eleganckich restauracjach, prezenty dla pana Sosnowskiego. Tutaj szczegółowe
zestawienie – podała pliki kartek sędziemu i Dawidowi, który przekartkował je
ze sceptyczną miną – Dlatego też w kwestii podziału majątku wnoszę o zwrot
mojemu klientowi kwoty dwustu siedemdziesięciu tysięcy złotych.
- Proszę jeszcze pamiętać o
nieruchomości – mruknął wyraźnie niezadowolony z przebiegu sprawy Rybski.
- Nieruchomość stanowi majątek
osobisty mojego klienta. Nabył ją gdy był jeszcze kawalerem.
- Ale moja klientka ponosiła
koszty związane z wyposażeniem i zagospodarowaniem domu. Z przedstawionych jako
dowód faktur wynika, że pani Febo zakupiła meble i dekoracje za kwotę stu
tysięcy złotych.
- Z przykrością muszę stwierdzić,
że pańska klientka mecenasie po raz kolejny minęła się z prawdą. Sprawdziłam te
faktury. Jak choćby komplet wypoczynkowy zakupiony za dwadzieścia jeden tysięcy
złotych. Kontaktowałam się ze sklepem, w którym został zakupiony. Model Ferensa
– przeczytała z małego świstka papieru – został wykonany z dbałością o detale,
ze specjalnej skóry w kolorze popielatym. Ta sofa nigdy nie stała w domu przy
ulicy Korkowej w Konstancinie. Wszystko wskazuje na to, że pani Febo posiłkuje
się fakturami brata, który taki mebel posiada. Podobnie jest ze stołem z litego
drewna i lustrem. Faktury na dodatki najwyraźniej zostały pozbierane wśród
znajomych. Na większości z nich widnieją daty sprzed roku, maksymalnie półtora.
Państwo Dobrzańscy zamieszkiwali w tym domu pięć lat i od momentu jego
urządzenia nie zmieniali aranżacji. Także państwa wniosek o podział
nieruchomości jest bezzasadny. Dom wraz z wyposażeniem stanowi majątek osobisty
– Dawid nawet nie rozpoczynał dyskusji.
Wreszcie się od niej uwolnił. Sąd
orzekł rozwód z wyłącznej winy Pauliny Febo-Dobrzańskiej. Podkreślił, że nie
może być mowy o innym wyroku wobec przedstawionych dowodów zdrady i kłamstwa. W
ocenie sądu Paulina próbowała zrzucić winę na męża, próbując udowodnić mu
rzekomy romans, by zyskać korzyści materialne. Mimo związku z Piotrem
Sosnowskim nie dążyła do rozwodu, bo będąc z mężem korzystała finansowo. Sąd
podkreślił również, że w toku postępowania wielokrotnie składała fałszywe
zeznania. Sędzia przychylił się również do wniosku pani mecenas i nakazał
Paulinie opuścić mieszkanie Marka i przelać na jego konto kwotę dwustu
siedemdziesięciu tysięcy złotych w terminie czternastu dni.
- Dziękuję pani mecenas – odezwał
się Marek, gdy zaczęła zbierać dokumenty. Chciał dodać coś jeszcze, ale przed
nimi pojawił się Dawid
- Gratuluję - był wyraźnie
niezadowolony
- Dzięki
- Chociaż trzeba przyznać, że tę
sprawę wygrałby nawet aplikant – mogła się tego spodziewać, że nie obędzie się
bez lekkiej złośliwości – Trafiła mi się wyjątkowo trudna klientka – ich
konwersacji przysłuchiwał się stojący z boku Marek
- Albo po prostu nie potrafiłeś z
nią rozmawiać. W każdym razie trochę się dziwię dlaczego podjąłeś się tak
beznadziejnej sprawy.
- Beznadziejne sprawy też się
wygrywa
- I zgarnia się spore honorarium
za podział majątku – doskonale wiedziała, jakimi pobudkami się kierował
przyjmując tę sprawę – Szkoda, że cię nie uprzedziła, że większość nie należy
do niej – wzruszył ramionami w geście bezradności
- Też żałuję. Może bym się lepiej
przygotował wiedząc, jakie czekają mnie niespodzianki. W każdym razie miło było
cię spotkać na sali sądowej. Do następnego – była zaskoczona tą nutą sympatii.
- Nie zna pani jakiegoś dobrego
notariusza? Chciałbym jak najszybciej pozbyć się domu. Na szczęście kupca już
mam. Sąsiedzi od dawna poszukiwali nieruchomości dla przyjaciół –
zagadnął, gdy wychodzili z gmachu sądu
- Znam. Mój kolega ze studiów,
Kamil Dąbrowski. Ma kancelarię na Wilczej. Nie mam przy sobie jego wizytówki,
ale z pewnością znajdzie pan w sieci namiary. Proszę powołać się na mnie.
- Dziękuję. I jeszcze raz
dziękuję za doprowadzenie mojej sprawy do szczęśliwego finału.
- Pańska żona bardzo nam pomogła.
A najbardziej jej przyjaciółka, którą zdaje się również oszukiwała przez lata.
- Była żona – podkreślił. Posłała
mu ciepły uśmiech
- Wszystkiego dobrego panie Marku
– wyciągnęła do niego dłoń, gdy zatrzymali się na wysokości czerwonej Mazdy.
- Do zobaczenia – pożegnał się
Zaparkował auto nieopodal wejścia
do kamienicy i zgasił silnik. Zastanawiał się, czy wejść na górę, ale
ostatecznie stwierdził, że zaczeka. Może będzie miał szczęście i będzie akurat
wychodzić do domu? Zerknął na zegarek wskazujący siedemnastą trzydzieści.
Zwykle kancelaria była otwarta do osiemnastej. Miał nadzieję, że dziś nie
będzie nadrabiać zaległości i zostawać na nadgodziny. Od tygodnia, od momentu,
gdy widzieli się po raz ostatni, nosił się z zamiarem złożenia jej wizyty i
podjęcia kolejnej próby umówienia się. Sam nie wiedział, czemu tak się
nakręcił. Przecież miał wokół siebie tyle pięknych kobiet, a cały czas w głowie
miał uroczą panią mecenas. Miał tylko nadzieję, że nie dostanie po raz kolejny
kosza. Szczęście się do niego uśmiechnęło i po kwadransie dostrzegł ją, gdy
pojawiła się na ulicy skąpanej w pomarańczu zachodzącego słońca. Zmierzała w
jego kierunku. Dopiero teraz dostrzegł, że jej auto zaparkowane jest tuż za
nim. Pospiesznie opuścił auto.
- Dzień dobry - podniosła na
niego wzrok wyrażający totalne zaskoczenie i zatrzymała się w pół kroku
- Dzień dobry. Coś się stało?
Żona nie opuściła mieszkania?
- Nie, nie – zaśmiał się pod
nosem, próbując nieco zatuszować swoje zakłopotanie. Zwykle bywał bardziej
pewny siebie w kontaktach z kobietami. Z nią jakoś nie potrafił – Ja kompletnie
nie w tej sprawie. Już nie jestem twoim klientem. Umów się ze mną – bez jej
zgody, nawet bez pytania, skrócił dystans, by nieco się ośmielić i ułatwić im
obojgu. Westchnęła. Znał tę reakcję. Znów szukała w głowie odpowiednich słów,
by odmówić.
- Posłuchaj, yyy… - nie pozwolił
jej dokończyć
- Wiem, że jestem nachalny, ale…
Nie podobam ci się, tak? – zapytał wprost. Odstawiła torebkę na maskę swojego
samochodu i spojrzała mu prosto w oczy
- To zupełnie nie o to chodzi.
Jesteś fajnym facetem, bardzo atrakcyjnym, który podoba się kobietom. Mnie
również – przyznała – Ale..
- Ale? – ponaglił ją. Nie
rozumiał. Skoro ona podoba się jemu, a on jej, w czym problem, by zjedli razem
kolację?
- Ale oboje w niedalekiej
przeszłości zakończyliśmy związki. Oboje jesteśmy poobijani. Ty decydowanie
bardziej – zręcznie nawiązała do rozwodowych rewelacji – Nie jestem
zwolenniczką zasady klin klinem.
- Uważasz, że próbuję zapomnieć o
nieudanym małżeństwie chcąc rozpocząć znajomość z tobą?
- Uważam, że każde rozstanie to
porażka człowieka. I każde rozstanie boli. Zwłaszcza, jeśli jest się zdradzonym
i oszukanym. A tacy oboje jesteśmy. I najpierw musimy się z tym uporać,
przetrawić to, a dopiero później wchodzić w nową znajomość.
- Jednym słowem dajesz mi kosza –
mruknął pod nosem zrezygnowany, wpatrując się w czubki jej szpilek
- Nie – odparła gwałtownie –
Dojdź do ładu sam ze sobą, pozamykaj wszystkie sprawy, odzyskaj równowagę i
zadzwoń do mnie. Bardzo chętnie pójdę z tobą na lunch, a później na kolację –
rzekła z uśmiechem i w dość śmiałym geście położyła mu dłoń na torsie. Przez
cienki materiał błękitnej koszuli czuła ciepło jego ciała - Imponuje mi twoje
zainteresowanie, ale to nie jest dobry moment. Oboje potrzebujemy jeszcze
trochę czasu. To nie jest kosz. To jest szansa. Szansa na to, byśmy tego nie
zepsuli zanim na dobre się zacznie – bez słowa pożegnania wsiadła do auta i
odjechała w kierunku Centrum. W głębi duszy musiał przyznać jej rację. Uczepił
się tej znajomości niczym tonący brzytwy. Chciał działać już, teraz,
natychmiast, nie dlatego, że był już gotowy, nie dlatego, żeby pokazać
Paulinie, że jest szczęśliwy bez niej. Spieszył się przede wszystkim dlatego,
że miał świadomość, iż Ula jest wyjątkową kobietą i bał się, żeby nikt go nie
ubiegł. Dziś jasno dała mu do zrozumienia, że jeszcze nie jest gotowa na
pojawienie się nowego mężczyzny w jej życiu, ale dała nadzieję.
Sprzedał dom i kupił nowoczesny,
dwupoziomowy apartament na ostatnim piętrze ekskluzywnego budynku na Powiślu.
Odziedziczone mieszkanie ponownie wynajął. W pracy również się ustabilizowało.
Paulina, gdy wyszły na jaw jej kłamstwa, odeszła z firmy. W środowisku była
skreślona dzięki swojej byłej przyjaciółce Kamili, która chętnie dzieliła się
kulisami z życia Dobrzańskich. Nie odnalazła wsparcia w bracie. Aleks był zszokowany
jej postępowaniem i podłością. Nie pozostawało jej nic innego, jak wyjechać do
Włoch. Najwyraźniej nie wyobrażała sobie, żeby miała w Polsce żyć z pensji
lekarza. Kilka tygodni po jej wyjeździe dowiedział się, że otworzyła w
Mediolanie salon piękności, a Sosnowski wyjechał za nią. Tak zwyczajnie mu
współczuł i zastanawiał się, jak długo wytrzyma. Paulina zdecydowanie nie była
kobietą, z którą można było stworzyć szczęśliwy związek. Zastanawiał się nawet,
czy potrafi kochać kogoś, oprócz samej siebie.
Późną jesienią zadzwonił do Uli z
propozycją kawy. Zgodziła się, przypominając żartobliwie, że przecież mieli
zacząć od lunchu. I tak w jedno z listopadowych południ zjedli razem obiad. Już
nie było rozmów o świadkach, których mogą powołać, podziale majątku,
wyimaginowanym romansie. Była zwyczajna rozmowa dwójki ludzi, którzy dopiero
się poznają. Po tym obiedzie był kolejny, później spacer, kolacja. Świetnie się
czuli w swoim towarzystwie.
Szybkim krokiem dotarł na
odpowiednie piętro i rzucając krótkie ‘dzień dobry’ do sekretarki ruszył w
kierunku jej gabinetu.
- Ma klienta – usłyszał za
plecami głos Joasi. Wycofał się i posłusznie czekał, aż gość wyjdzie. Kilka
minut później usłyszał męski głos. Nie czekając na pozwolenie ponownie
skierował się w stronę jej gabinetu, mijając się po drodze z przystojnym
mężczyzną przed czterdziestką.
- Cześć – wparował do jej
gabinetu bez pukania
- Hej – wyraźnie się ucieszyła
– Co ty tutaj robisz? – zdążyła zapytać, nim cmoknął jej usta na powitanie –
Przyniosłem sushi – podniósł do góry papierową torbę. Skrzywiła się
- Nie mam czasu. Za chwilę mam
kolejną klientkę, a później jadę do sądu, później znowu mam klienta i tak do
osiemnastej trzydzieści – odpadła bez sił na fotel. Wiele razy powtarzała mu,
że lubi swoją pracę, ale potrafiła ją wykończyć psychicznie i fizycznie.
- To zjesz w taksówce, bo
oczywiście nie będziesz miała czasu na lunch. Dwa posiłki dziennie to
zdecydowanie za mało, gdy pracujesz na takich obrotach – jego troska
niejednokrotnie ją rozczulała. Dopiero poznawała, jak to jest, gdy facet się o
ciebie troszczy, dba. Dawid taki nie był. Nie potrafił, a przede wszystkim nie
chciał taki być. Dobrzański miał tak naturalnie, wydawało jej się, że nawet
specjalnie się nie stara.
- Dzięki
- A tutaj jeszcze plany na
początek weekendu – podsunął w jej kierunku dwa bilety do teatru. Podczas
ostatniego spotkania opowiadała, że bardzo chciałaby zobaczyć ten spektakl.
- Udało cię się je zdobyć? –
dopytywała podekscytowana, gdy zobaczyła tytuł, o którym rozmawiali kilka dni
temu. Jej entuzjazm opadł, gdy zerknęła na datę - Piątek, dziewiętnasta –
przeczytała z niewyraźną miną
- Masz klienta – bardziej
stwierdził, niż zapytał. Pokiwała głową – Przełóż go proszę. Jestem gotów
przywieźć cię tutaj w sobotę
- Ok. Zobaczę, kiedy będzie mu
pasować.
- Pani mecenas, klientka – w
drzwiach pojawiła się blondynka
- Dzięki. Zaraz ją poproszę –
uśmiechnęła się do dziewczyny – Muszę cię stąd wygonić. Lunch jutro? Mam
okienko od trzynastej – kiwnął głową – No to pa – musnęła jego usta
- Całe szczęście, że tym razem
klientka. Sami przystojni faceci się u ciebie rozwodzą – rzekł w nutą
żartobliwej zazdrości
- Nie umawiam się z klientami –
odparła poważnym tonem, po czym oboje się roześmiali
- Miłego dnia – na krótko złączył
ich usta i opuścił gabinet.
Spędziła kolejny cudowny wieczór
w jego towarzystwie. Potrafił ją rozbawić, potrafił rozmawiać i słuchać. Był
troskliwy, czarujący, ujmujący. Spotykali się od trzech tygodni, a miała wrażenie,
że znają się całe życie.
Uwielbiał spędzać z nią czas.
Uwielbiał jej głos, śmiech i te przepiękne, niebieskie oczy, wpatrujące się w
niego podczas każdego spotkania. Wciąż chciał więcej i więcej, choć nie
wiedział, czy ona jest gotowa. Bał się, że ją osaczy, wystraszy. Jeszcze
kilkanaście tygodni temu trzymała go na dystans. Teraz pozwalała na coraz
więcej. Niezobowiązujący lunch przerodził się w początki czegoś wyjątkowego.
Nie uciekała, gdy podczas spaceru chwycił ją za rękę. Nie odsunęła się, gdy odprowadzając
ją po kolacji musnął jej usta. Od początku był nią zafascynowany i z każdym
kolejnym spotkaniem ta fascynacja się pogłębiała. I już po kilku spotkaniach
wiedział, że właśnie na tę kobietę czekał całe życie.
Po spektaklu wstąpili jeszcze do
przytulnej knajpki, nieopodal jej mieszkania, na lampkę wina. Gdy ruszyli w
stronę odpowiedniej bramy dochodziła dwudziesta trzecia.
- Dziękuję, to był cudowny
wieczór – odezwała się, gdy odnalazła w torebce pęk kluczy. Lekki mróz
powodował, że z ich ust leciała para. Teraz powinien nastąpić krótki pocałunek
i paść obietnica kolejnego spotkania. Ale nie chciał, by ten wieczór jeszcze
się kończył.
- Dziś jeszcze nie wejdę, prawda?
– nigdy do tej pory nie zaprosiła go na górę. Oboje doskonale wiedzieli z czym
wiązałoby się takie zaproszenie. Ale z drugiej strony przecież nie byli
gówniarzami, tylko dojrzałymi ludźmi, świadomymi swoich uczuć i potrzeb.
Uśmiechnęła się pod nosem. Otworzyła drzwi do klatki schodowej i zamiast
pocałunku na pożegnanie wskazała dłonią schody na górę. Uśmiechnął się
usatysfakcjonowany.
Wykładał na grzanki jajka po
benedyktyńsku, gdy zeszła z góry zaczytana w akta. Jak gdyby nigdy nic
rozłożyła je na wyspie i siadając na barowym stołku sięgnęła po filiżankę z
kawą.
- Prosiłem cię tyle razy, żebyś nie
przynosiła pracy do kuchni – odezwał się wyraźnie niezadowolony - Śniadanie
powinnaś jeść w spokoju.
- Wiem, przepraszam, ale ta
sprawa jest naprawdę trudna i nieoczywista. Po raz pierwszy po przerwie
spotykam się na sali sądowej z Dawidem. Reprezentuje męża mojej klientki. I
gwarantuje ci, że zrobi wszystko, by udowodnić mi, że przez ciążę wypadłam z
obiegu. Generalnie dla niego matka i prawnik to dwie kłócące się ze sobą rolę. W
jego oglądzie świata to nie ma racji bytu. Zamierzam udowodnić mu, że się myli.
- Oboje dobrze wiemy, że wciąż
jesteś najlepsza. I wie o tym jeszcze pół Warszawy. Nie musisz nic mu
udowadniać.
- Wiem, ale… - nie pozwolił jej
dokończyć
- Tak – westchnął – Wiem, że
jesteś cholernie ambitna. I za to też cię kocham – cmoknął ustami jej skroń,
podstawiając miseczkę z winogronami i truskawkami
- A ja cię kocham za to, że
jesteś taki wyrozumiały – spojrzała na niego z miłością i wdzięcznością
- Tylko za to? – udał oburzenie
- I za to, że jesteś świetnym mężem i ojcem – chciała kontynuować, ale z ustawionego na blacie małego
głośnika rozległ się płacz - Oho, obudził się – westchnęła ciężko.
Przez ostatnie tygodnie kiepsko sypali, gdyż junior Dobrzański był nocami
wyjątkowo niespokojny.
- Zostań i skończ śniadanie. Ja
pójdę. I przestań czytać te cholerne akta. Jajka ci wystygły – posłała mu
powietrznego buziaka i odkładając papiery na bok skupiła się na posiłku.
Szkoda że to już koniec bo chciałabym więcej dużo więcej. Ale zakończenie bardzo dobre. Chociaż fajnie by było poczytać o tych ich spotkaniach, tym jak Dobrzański dowiaduje się o ciążyitp .G :-)
OdpowiedzUsuńJak widac Panstwo Dobrzanscy sa bardzo konsekwentni i skuteczni. Zarowno na sali sadowej jak i w zyciu osobistym. Marek nie rozsypal sie po rozwodzie i wlasna determinacja przekonal do siebie Ulke. Szybko zrealizowal swoje marzenie o posiadaniu szczesliwej rodziny. Nie dziwie mu sie. Majac obok ucielesnienie kobiety idealnej ktozby czekal? Dzieki bogu tylko Rybski spapral sprawe. I dzieki Rybskiemu prezes Dobrzanski ma upragnionego syna. Doswiadczona mecenas Cieplak jak zwykle swietnie taktycznie rozegrala ich relacje. Nie zamierzala byc ta zamiast. Pozwolila Markowi odczekac, ochlonac i nabrac dystansu, by pozniej bez ociagania i w najlepszy z mozliwych sposobow go pocieszyc. I chcialoby sie wiecej i wiecej szczegolow z tego ich wzajemnego pocieszania sie, ale coz, umiar swiadczy o naszej klasie... :) Jestem usatysfakcjonowana i bardzo Ci Amicus za ten rozwazny i romantyczny end dziekuje. Alka
OdpowiedzUsuńMimo, że nie doczekałam wieczorem zdecydowanie jestem usatysfakcjonowana! Świetne opowiadanie, pełne mądrości i klasy (nie licząc Pauliny) z cudownym zakończeniem. Kolejna perełka, która na pewno będzie jedną z moich ulubionych i do której będę wracać. Cierpliwość została wynagrodzona, a pośpiech jak się okazuje nie był wskazany. Rozpływam się nad zakończeniem. Pozdrawiam. KaEm.
OdpowiedzUsuńŚwietna część. Zgrabne przeskoki w czasie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Julita
Uwielbiam to opowiadanie. Szkoda, że to już koniec! :(
OdpowiedzUsuńWczoraj wrocilam i dzis koncoweczka... :) :) :)
OdpowiedzUsuńNo i świetnie. Marek ma rodzinę o jakiej zawsze marzył. Szkoda tylko, że Sosnowski pojechał za Pauliną do Włoch. Gdyby i on ją rzucił to byłaby dla niej dodatkowa kara. Za to postawy Aleksa nie spodziewałam się.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
To opowiadanie od samego poczatku do samego konca bylo fantastyczne. Na pewno jednym z najlepszych. Ciesze sie bardzo, ze tez swietnie sie skonczylo. Cierpliwosc Marka zostala wynagrodzona, ma wreszcie kochajaca, madra kobiete przy boku i rodzine o ktorej marzyl. Cudowne opowiadanie i fantastyczne zakonczenie. Dziekuje. Ania.
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest wspaniałe ,interesujące ,nieprzewidywalne i czyta się je jednym tchem. Cierpliwość Markowi się opłacała ,bo zyskał upragniony spokój ,wspaniałą ,inteligentną kobietę choć trochę pracoholiczkę i ma kochającą się rodzine. Szkoda ,że tylko 6-cio częściowe. Pozdrawiam serdecznie :).
OdpowiedzUsuńNo, no fajnie się zakończyło. Chociaż szybko. Ulka w końcu dojrzała do nowego związku. Marek był cierpliwy i ma teraz prawdziwą rodzinę. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
To opowiadanie jest mistrzowskie. Masz niebywały talent do plastycznego opisywania historii. Człowiek ma wrażenie, że jest obok bohaterów, że w tym uczestniczy. I masz genialne pomysły. Jestem tutaj od niedawna, przeczytałam dopiero połowę opowiadań ale jestem pod wielkim wrażeniem. To najlepszyblog z opowiadaniami. Jesteś bezkonkurencyjna. Gratulacje. Agnieszka
OdpowiedzUsuńWarto było czekać - zdecydowanie. Ze smakiem, klasą no i odpowiedniej długości. Takie lubię! Nieustępliwy, walczący, ale jednocześnie cierpliwy Marek. Zainteresowana, ale z zasadami Ulka. Nie chciała być „zamiast”, nie chciała znowu cierpieć jeśli po pewnym czasie Marek by stwierdził, że perfekcyjna pani mecenas nie jest jednak taką kobietą na jaką czekał. Ulka starała się traktować go tylko jak klienta, przystojnego, fajnego, mądrego ale jednak klienta. Nie jednego klienta załamanego rozwodem i rozpadem życia do tej pory widziała i wiedziała doskonale, że potrzeba czasu aby ponownie zaufać. Zresztą sama też tego czasu potrzebowała aby zapomnieć o niezbyt mądrym panu na R. Czas był ich sprzymierzeńcem, pozwolił uporać się z przeszłością, zamknąć poprzednie rozdziały i zacząć coś nowego. Na szczęście Marek się nie poddał, pani mecenas mimo braku kontaktów nadal siedziała w jego myślach i nieświadomie pomogła mu uporać się z rozwodem. Była dodatkową motywacją dla której warto było zamknąć tamten nieudany etap. I jak się okazało warto było czekać, a cierpliwość została wynagrodzona. Małymi krokami udało zbliżyć się do Uli, zdobyć jej zaufanie, a w finale także miłość. Razem udało im się stworzyć pełen miłości, szacunku i akceptacji dom – to czego zabrakło w poprzednich związkach. Podobno na każdego gdzieś czeka ktoś, trzeba tylko umieć tego kogoś zauważyć. Im się udało. Od pierwszej części byłam zachwycona i ten stan udało się utrzymać do końca. Świetne opowiadanie, bardzo prawdziwe i życiowe. Na pewno nie raz i nie dwa do niego wrócę, bo takiego Marka lubię. Niby odważnego, ale onieśmielanego przez kobietę, trochę niepewnego, ale jednocześnie wytrwałego. Oby częściej był taki, a się z nim zaprzyjaźnię :). Dzięki Amicus za te miłe chwile przyjemności. Ale jak to w życiu coś się kończy i coś zaczyna. Wraca Gienia i jej świetne pomysły :D. Także do następnego. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietne było to opowiadanie. Szkoda że to już koniec. Hana
OdpowiedzUsuńTo było jedne z piękniejszych opowiadań. WOOOW
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Andziok :)
Mój numer dwa po Wbrew całemu światu. Szkoda tylko że nie było trochę dłuższe. Pozdrowionka
OdpowiedzUsuńA może dla zabicia czasu 10 pytań do Autorki? Chyba każdy kto tu wchodzi chciałby poznać Amicus bliżej. Co Wy na to? Może się zgodzi
OdpowiedzUsuńKiedy notka??? Tesknimy
OdpowiedzUsuń