‘Bardzo się cieszę, że dołączyła pani do naszego zespołu’ w uszach wciąż
brzmiały jej słowa, wypowiedziane niskim głosem. Dzisiejszy dzień to kolejny
etap jej nowego życia. Zaśmiała się pod nosem. Ostatni miesiąc powinien być
uznany za jej drugie narodziny. Miała trzydzieści siedem lat i wszystko
zaczynała od nowa. Życie, pracę, kontakty towarzyskie. Jednak nie startowała z
czystą kartą. Zostawiała za sobą kawał przeszłości, w której pojawiały się
dobre i złe chwile. Bilans na szczęście był dodatni. Teraz uczyła się żyć sama,
w nowym miejscu, w nowym środowisku. Gdy półtora roku temu mąż zakomunikował
jej, że chce rozwodu, jej świat się zawalił. Dziś patrzyła na to z innej
perspektywy. W ich związku od dawna nie było miłości. Raczej przyzwyczajenie,
wygoda. Gdy patrzyła na ich relację tak na chłodno, z perspektywy czasu, to stwierdzała,
iż to małżeństwo i tak nie miało przyszłości. Przeżyła z Piotrem osiem
całkiem szczęśliwych lat, mieli wiele dobrych wspomnień, syna i córkę, ale ich
związek się po prostu skończył. Teraz Piotr Sosnowski był jedynie ojcem jej
dzieci. Po rozwodzie chciała zacząć wszystko od nowa, na własny rachunek.
Zrezygnowała z pracy w krakowskim wydawnictwie, gdzie zajmowała się finansami i
zaczęła poszukiwania swojego miejsca w tym kraju. Dopiero tutaj, w Warszawie,
poczuła że oddycha pełną piersią. Pieniądze z podziału majątku starczyły jej na
zakup siedemdziesięciometrowego mieszkania na warszawskiej Sadybie. Spakowała
siebie i dzieci do kilku walizek i ruszyła w kierunku nowego życia. Miała
nadzieję lepszego. ‘Coś się kończy, coś
się zaczyna’ mruknęła pod nosem, mijając tablicę z przekreśloną nazwą
‘Kraków’.
Była świetną ekonomistką z
wieloletnim doświadczeniem, dzięki czemu szybko znalazła nowe zajęcie. Właśnie
dziś podpisała umowę z firmą ‘Febo&Dobrzański’, zajmującą się produkcją i
sprzedażą eleganckich ubrań w Polsce i niektórych krajach Europy. Przez
najbliższe trzy lata miała zajmować się ich finansami. Musiała przyznać, że
przez ostatnie tygodnie szczęście się do niej uśmiechało. Szybko udało jej się
znaleźć idealne na ich potrzeby mieszkanie, które nie wymagało remontu i było
do wprowadzenia się do zaraz. Z pracą też jej się powiodło. Wielu jej znajomych
ze studiów dałoby się pokroić za fotel dyrektora finansowego średniej wielkości
firmy. Ona tak naprawdę dostała tę pracę przychodząc z ulicy. Obyło się bez
protekcji i poczty pantoflowej. Wysłała CV do kilkunastu większych firm
znajdujących się w centrum Warszawy de facto na chybił trafił. Pierwszy telefon
jaki odebrała był od kadrowca firmy ‘Febo&Dobrzański’. Rozmowa
kwalifikacyjna była formalnością. Widziała, że są zdecydowani i zaproponowali
satysfakcjonujące warunki finansowe. I takim oto cudem, bez konieczności
wygrywania konkursu, zajęła jedno z najważniejszych stanowisk w tej rodzinnej
spółce.
Pamiętała swoje ostatnie
spotkanie z Martą, swoją jedyną przyjaciółką, którą z bólem serca żegnała w
Krakowie. ‘Zaczynasz nowe życie. Może
oprócz pracy znajdziesz w Warszawie także miłość’, śmiała się wtedy. Może i
kiedyś znajdzie. Póki co wolała nie szukać. Musiała się skupić na
zorganizowaniu opieki dla dzieci, wdrożeniu się w nową pracę i zagospodarowaniu
w nowym miejscu. Wiedziała, że do końca życia nie chce być sama, ale perspektywa
szybkiego pakowania się w nowy związek odrzucała ją. Obiecała sobie, że nic nie
będzie robiła na siłę. ‘Samotność to nie
koniec świata’ powtarzała. Podchodziła z dystansem do nowych znajomości z
mężczyznami. Bała się rozczarować. Teraz nie była już naiwną
dwudziestoparolatką, która da się omamić kilkoma czułymi słówkami i tandetnymi
komplementami. Miała sprecyzowane wymagania i skrystalizowany obraz swojego
potencjalnego partnera. Miała dość zasady, którą wyznawało wiele jej
rówieśniczek po przejściach - lepszy taki, niż żaden. Leczenie samotności i
kompleksów w ramionach przypadkowego mężczyzny nie było w jej stylu. Tak, miała
kompleksy. Sądziła, że będzie zdecydowanie gorzej po odejściu męża. Dość szybko
się pozbierała, jednak z tyłu głowy wciąż pojawiała się myśl, że czegoś jej
brakuje, skoro Piotr zaczął sobie szukać nowej kobiety. Poza tym jakby nie
patrzeć nie była już najmłodsza i nie była sama. Mężczyźni nie lubią kobiet ze
zbędnym balastem. ‘Koniec tego! Praca,
dzieci, dom!’ powtarzała w myślach. ‘A
na miłość przyjdzie czas’.
Szybko zaaklimatyzowała się w
nowym miejscu. Damiana zapisała do podstawówki oddalonej dwie przecznice od ich
osiedla. Spokojna okolica pozwalała jej pracować bez obgryzania paznokci, gdy
on sam wracał ze szkoły. Był bardzo odpowiedzialnym, jak na swój wiek, młodym
człowiekiem. Maja cztery, pięć godzin dziennie spędzała w przedszkolu. Przez
kilka następnych godzin zajmowała się nią opiekunka. Emerytowana nauczycielka,
którą znalazła poprzez agencję. Już po kilku dniach zauważyła, że dzieciaki
złapały z tą żywotną starszą panią dobry kontakt. Pani Halina odbierała małą,
chodziła z nią na plac zabaw, a także gotowała dzieciom obiady, a nawet kładła
spać, gdy Ula musiała dłużej zostać w pracy. Mieszkała w pobliżu, była samotna,
więc nie było problemu. Poza tym Sarnecka sowicie jej te nadgodziny
wynagradzała.
- Halo – odebrała telefon
automatycznie spoglądając na zegar, który wskazywał dwudziestą trzecią
- Cześć – w słuchawce rozbrzmiał głos
jej byłego męża – mam nadzieję, że nie obudziłem dzieci. Pamiętam, że ty
kładziesz się późno. Ja siedzę na dyżurze i tak się zastanawiam właśnie, czy
mógłbym zabrać dzieci na weekend. Mam kilka dni wolnych. Przyjechałbym w piątek
po południu i pojechał z nimi do Lublina. Moja matka się za nimi stęskniła –
wywróciła oczami na wspomnienie teściowej, wścibskiej histeryczki o
nowobogackich zapędach.
- O ile w niedzielę w drodze do
Krakowa przywieziesz je do Warszawy, to nie ma problemu. Sama bym po nie
pojechała, ale z samego rana w poniedziałek lecę na dwa dni do Danii i
muszę być wypoczęta
- Pani Halina z nimi zostanie? –
dopytywał. ‘Oho, włączyła mu się opcja
‘troskliwy tatuś’’
- Oczywiście. Chyba nie sądzisz,
że jestem na tyle nieodpowiedzialna, że zostawię je same w domu. Damian ma
dopiero osiem lat. Jak będzie miał osiemnaście, bez oporów będę je zostawiać
same w domu – powiedziała ostrzej, niż zamierzała
- Nie denerwuj się, przepraszam –
próbował łagodzić sytuację - Nie chciałem, żebyś tak to odebrała. Po prostu się
o nie martwię. Szanuję twoją decyzję i rozumiem, że chciałaś zmienić środowisko
i wybrałaś Warszawę, jednak ciężko mi się z nimi rozstawać. Poza tym nie
sądziłem, że będziesz wyjeżdżać za granicę – zacisnęła mocniej szczęki,
próbując się z nim nie pokłócić.
- Taką mam pracę – odparła biorąc
głęboki oddech. Starała się nie irytować podczas kontaktów z mężem, ale nie
zawsze było to łatwe. Często miał w stosunku do niej wymagania, jednak zupełnie
nie patrzył na to, co sam robi – Ty też masz dyżury nocami, wracasz późno. Gdy
byliśmy razem jakoś ci nie przeszkadzało, że bywały dni, kiedy ich w ogóle nie
widywałeś
- Masz rację. Wybacz. Będę w
piątek – nie czekając na jej reakcję szybko się rozłączył. Ze względu na dzieci
starała się zachować z nim poprawne stosunki. Zwykle się udawało, jednak nie
cierpiała, gdy ją pouczał. Mimo dzielącej ich odległości Sosnowski starał się
być dobrym ojcem. Troszczył się o dzieci, dzwonił do nich niemal codziennie. W
Warszawie mieszkali od siedmiu tygodni, a on widział się z nimi już trzykrotnie.
Nim jeszcze zaczął się rok szkolny zabrał je na cztery dni do Krakowa. Dwa razy
zorganizował sobie trzydniowe pobyty w Warszawie, podczas których zwiedział z dzieciakami miasto. Nie
mogła mu zarzucić, że się nimi nie interesuje. Odgoniła od siebie myśli o byłym
mężu i jego postawie. ‘Nie mogę bez przerwy
wszystkiego analizować!’ ganiła się w myślach i wróciła do przeglądania
dokumentów.
Ten wyjazd to pierwsza okazja by
mogła się wykazać. Leciała na negocjacje umowy z duńską firmą, która do sieci swoich sklepów chciała wprowadzić polskie ubrania. U Febo&Dobrzańskich pracowała
od trzech tygodni. Współpraca z prezesem układała się dobrze, o ile to nie było
stwierdzenie na wyrost. Tak naprawdę niewiele miała okazji do kontaktów z nim.
Najpierw był trzy dni w Mediolanie, później przez tydzień na urlopie. Podczas
tych piętnastu dni, które spędziła w firmie widzieli się raptem cztery razy.
Odnalazła się w zespole. Jasno wyznaczyła granicę i określiła czego oczekuje od
swoich pracowników. Denerwował ją co prawda główny księgowy, Adam Turek. Był
usłużny, wręcz był lizusem. Nie lubiła takiego typu pracowników, jednak nie
mogła zarzucić mu niekompetencji. Wyjazd do Danii był jej pierwszym testem.
Drugi miał się odbyć dwa tygodnie później. Pierwsze posiedzenie zarządu,
podczas którego miała przedstawić raport z działalności swojego poprzednika i
prognozy na przyszłość. Wiedziała, że musi przygotować go perfekcyjnie, by nie
dać plamy przed czteroosobowym zarządem.
Przeżyła z Krzysztofem to chyba Piotr był jej mężem? ;)
OdpowiedzUsuńdzięki za czujność. Nie mam pojęcia skąd wziął się tam ten Krzysztof
Usuńz jakiego miasta jesteś?
OdpowiedzUsuńZ Warszawy
UsuńPrzeciez to juz bylo
OdpowiedzUsuńTak było ale Amicus je nam zabrała na jakiś czas z obietnicą że odda. Tylko zastanawiam się czy zmieniło się w nim coś, czy są jakieś rzeczy dopisane czy rozszerzone zostało te opowiadani. Amicus zastanawia mnie jeszcze czy przez ten czas będziesz odpowiadać na nasze komentarze bo wydaję mi się że je czytasz. Stwierdzam to po moim komentarzu powyżej w którym napisałam że to Piotr nie Krzysztof chyba że sama zauważyłaś tą pomyłkę. Pozdrawiam. ;)
Usuńczytam. Zawsze czytam, choć fakt, że nie zawsze opowiadam. Zwykle brakowało mi czasu lub wolałam go poświęcić na pisanie nowych rozdziałów. Teraz zazwyczaj czytam Wasze komentarze na telefonie, a tam nie zawsze udaje mi się zalogować na moje oficjalne konto (stąd zdarzyło się kilka odpowiedzi jako 'gość' z podpisem 'Amicus'). Pozdrawiam
UsuńAmicus ale kręcisz nas tak w odpowiedziach że nadal nie wiem czy coś zmieniłaś w tym opowiadaniu czy nie. Dowiemy się czy trzeba czekać do końca publikacji. Pozdrawiam ;)
UsuńNie zmienia się opowiadań, które spotkały się z taką sympatią i entuzjazmem ze strony Czytelników.
UsuńZa to kręcenie powinnam się chyba obrazić
No nie obrażaj się na mnie poprostu chciałam tylko wiedzieć. Bo czytałam twoje opowiadania już mnóstwo razy, co jakiś czas do nich wracam i czytam wszystko od początku bo już jest tak mało blogów o nich na których są dodawane nowe opowiadania. ;)
UsuńWracamy do "Wbrew..."? Super to jedno z moich ulubionych opowiadań :). Oddajesz takie jakie było czy coś się zmieniło? Ale "Zakazany owoc" i "Umowa" też będzie? Pozdrawiam. Ania.
OdpowiedzUsuńbędą, po 'Wbrew...'. Spokojnie, nie rezygnuję z ich publikacji. W pewnym momencie musiałaby być przerwa w bieżących publikacjach, żeby wstawić gdzieś 'Wbrew'. Padło na przełom roku z różnych względów. Nie porzuciłam Was na jakiś czas, po prostu okres, podczas którego nie mogę poświęcać blogowi tyle czasu ile powinnam, zapełniam starym opowiadaniem, o które się upominaliście. Pozdrawiam
Usuń