Weszła do kuchni i podała mu fartuszek.
Zawiązał go starannie i z łobuzerskim uśmiechem spojrzał na nią.
- Zajmiesz się kremem – powiedziała
podając mu miskę i wystawiając potrzebne produkty na blat
- Prezes Marek Dobrzański ubijający
śmietanę? – zrobił wielkie oczy, by szybko się roześmiać – Z największą
przyjemnością
- A jeśli będziesz się obijał i wyjadał
wyrzucę cię z kuchni – pogroziła palcem i zajęła się przesiewaniem mąki przez
sito
- Do sypialni? – zapytał prowokacyjnie.
Pokręciła głową z pobłażaniem
- Najpierw praca, potem przyjemność.
Tylko ma nie być ani jednej grudki – zastrzegła. Sumiennie wziął się do pracy
zgodnie z jej wskazówkami. Wspólne pieczenie sprawiało im dużą radość. Gdy
biszkopt siedział już w piekarniku Dobrzański skrzyżował ręce na torsie i z
wymowną miną spojrzał na nią
- No co? – udawała, że nie wie, o co
chodzi. Doskonale wiedziała. Miał to wymalowane na twarzy
- Jakiś czas temu usłyszałem coś w stylu
najpierw praca, potem przyjemność. Bardzo się przykładałem, czekam na nagrodę –
uśmiechnęła się wywracając oczami. Podeszła do niego dwa kroki i złożyła na
ustach czuły pocałunek. Gdy tylko chciała się odsunąć, poczuła jego silne
dłonie na pośladach. Chwycił ją mocno i posadził na blacie, uniemożliwiając drogę
ucieczki. Nim zdążyła zaprotestować ich fartuszki leżały już gdzieś w okolicach
lodówki. Całował jej usta, policzki i szyję
- Ale, że tutaj? – mruknęła, wplatając
palce w jego włosy
- A czemu nie? – wychrypiał tym swoim
uwodzicielskim głosem – W kuchni się jeszcze nie kochaliśmy – pomógł jej pozbyć
się bluzki.
Tort wyszedł im naprawdę imponujący, a
Dobrzański na każdym kroku podkreślał, że to głównie dzięki niemu. Śmiała się
wówczas z niego, że do Pawła Małeckiego jeszcze mu trochę brakuje. W sobotnie
południe zamówiona taksówka zawiozła ją do Rysiowa. Przed wyjściem obiecała mu,
że postara się wrócić możliwie szybko. Tak w istocie było. Dźwięk przekręcanego
w zamku klucza usłyszał kilka minut przed szesnastą.
- Cieszę się, że już jesteś – powitał ją
w przedpokoju. Ściągnęła płaszcz i buty i wyciskając na jego ustach słodkiego
buziaka podała mu plastikowy pojemnik.
- To dla ciebie. Tyle się napracowałeś,
że powinieneś spróbować – puściła mu oczko. Odpowiedział jej uśmiechem
- Dziękuję – zabrał się za pałaszowanie
słodkości prosto z pudełka – I dziękuję, że zrezygnowałaś z kolacji z rodziną
żeby spędzić ten wieczór ze mną – doskonale wiedział, że w Rysiowie potrafiła
spędzać całe dnie, a niekiedy nawet weekendy. Odkąd się wyprowadziła Beacie
bardzo brakowało obecności starszej siostry.
- Wykręciłam się bólem głowy i
obietnicą, że w czwartek po szkole zabiorę ją do kina – rozsiadła się na
kanapie. Prawda była taka, że szybki powrót do Dobrzańskiego był jej na rękę.
Wśród zaproszonych na urodziny małej Cieplakówny był również Maciej. Gdy tylko
zostali sami zaczął zasypywać ją gradem pytań. Wiedziała, że się o nią martwi,
ale nie mogła być z nim szczera. Najlepszym wyjściem było więc ucięcie tematu.
Miała jednak świadomość, że Szymczyk dalej będzie drążył – Napijemy się wina? –
po kilku chwilach podał jej kieliszek z bordową cieczą i siadając obok
przygarnął ją do siebie.
- Uwielbiam takie popołudnia – szepnął,
muskając jej czoło swoimi wargami. Ona też uwielbiała. Spędzali razem drugi,
normalny dzień. Niby zwyczajny, a przez to tak wyjątkowy. Nigdzie nie musiał
się spieszyć, nie musiał wracać do żony ani do biura. Mogli bezkarnie
delektować się tym wieczorem i swoją obecnością – Swoją drogą, gdy cię nie było
trochę myślałem o PRO-S – ku jej wyraźnemu niezadowoleniu rozpoczął temat
pracy. Jednak widząc jej skrzywioną minę nie zniechęcał się -Jakie zyski
generuje firma? - nieoczekiwanie zapytał. Odsunęła się nieco obrzucając go badawczym
spojrzeniem
- A po co ci te informacje? - zapytała
lekko zaskoczona
- Po prostu chciałbym wiedzieć - odparł
wzruszając ramionami - Jestem ciekawy ile na tym można zarobić
- Całkiem przyzwoicie. Nie narzekam.
Maciek też nie – mruknęła chcąc zakończyć tę dyskusję i ponownie wtuliła się w
niego. Miała nadzieję, że odpuści rozmowy o interesach, ale nie odpuszczał
- Ale w granicach pięciu czy dziesięciu
tysięcy? – drążył dalej. Odsunął się, siadając po drugiej stronie kanapy i z
wyraźnie poirytowaną miną przyjrzała mu się uważnie
- Do czego zmierzasz?
- Zastanawiam się jakie dochody generujecie.
Niby utrzymujecie się z tego oboje, ty i Maciek, ale chyba nie zarabiasz na
tyle dużo, żebyś nie musiała robić nic więcej. W końcu nie bez powodu te
tłumaczenia – wyjaśniał niby to obojętnym tonem – A może warto byłoby zarabiać
więcej. W ostatnim czasie na rynku powstało kilka firm idących waszym
przykładem. Wspominałem zresztą o tym Szymczykowi. Dobrze by było gdybyś
zabezpieczyła się na przyszłość. Nie wiadomo, czy za rok, dwa wciąż będziecie
zarabiać tyle samo. Konkurencja jest spora, a koszty rosną. Prowadzę firmę,
więc wiem, o czym mówię. Dlatego pomyślałem sobie, że mógłbym ci pomóc wypłynąć
na szerokie wody. Szczerze mówiąc nie bardzo znajduję wytłumaczenie, dlaczego
nie wpadłem na to na samym początku naszej współpracy. Znam kilku prezesów
podobnych firm. Jeśli się oczywiście zgodzisz, podeślę im twoją wizytówkę. Z
pewnością będą zainteresowani współpracą, o ile jeszcze nie podpisali umów z
twoją konkurencją. Każdy ma problem z magazynowaniem i chętnie by się chcieli
tych staroci pozbyć. Trzeba wykorzystać taką szansę. Powinniście spróbować rozpocząć
współprace z innymi markami. Przecież nie mamy w umowie klauzuli, że będziecie
sprzedawać ubrania sygnowane wyłącznie przez Pshemko. Myślę że Maciek byłby
zainteresowany. Nie wspominałem mu o tym, bo uznałem, że najpierw lepiej
porozmawiać z tobą. W końcu ty jesteś właścicielką.
- Dlaczego akurat teraz? – zmarszczyła
brwi
- A dlaczego nie? Lepiej późno, niż
wcale. Tak, jak wspominałem Maciejowi, chcę się wam w pewien sposób odwdzięczyć za to, że wyciągnęliście do mnie rękę. A
precyzyjniej, że ty wyciągnęłaś. Gdyby nie ty, Febo Dobrzański już dawno
poszłoby na dno. Radzimy sobie świetnie, czas byście i wy zaczęli zarabiać
poważne pieniądze. Poza tym nie możecie opierać swojego być albo nie być tylko
na współpracy z nami. Tak naprawdę nie wiadomo ile nasza firma utrzyma się
jeszcze na szczycie. Pshemko jest coraz starszy, Wojtek niby sobie radzi, ale
nie wiem czy bez pomocy ojca będzie potrafił osiągać tak wielkie sukcesy. A wy
jesteście skazani tylko na nas – pokiwała głową przyznając mu rację - Co będzie
jeśli nasze ubrania zaczną się sprzedawać gorzej? Ty jeszcze masz alternatywę w
postaci tłumaczeń, a Maciek? On zostaje na lodzie i warto by było pomyśleć o
tym. Poświęca się tej firmie, angażuje. A jeśli pozostałe domy mody przejmie
wasza konkurencja już teraz, to później ciężko będzie ich przebić. Będziecie
musieli bardzo zejść z prowizji by ich zachęcić.
- Może masz rację – westchnęła – Prawdę
mówiąc już jakiś czas temu Maciek chciał się rozwijać. Nawet szukał większego
magazynu. Chciał przedstawiać naszą ofertę firmie Walczyka, ale ja byłam
skupiona na Londynie.
- Sama widzisz – był wyraźnie z siebie
zadowolony, że przyznała mu rację
- Szepnij im słówko, a ja zgłoszę się do
nich z propozycją współpracy – kiwnął głową na znak zgody i uniósł w górę
kieliszek. Już miała wypić, ale skrzywiła się i pospiesznie odstawiła szkło na
stolik kawowy.
- Co się dzie…. – nie zdążył dokończyć,
gdy zerwała się z miejsca i pobiegła do toalety. Ruszył jej śladem. Stojąc w
progu łazienki przyglądał jej się ze zmartwioną miną. Blado zielona stanęła
przed lustrem i przepłukała usta wodą – Wszystko w porządku? – pogładził ją po
plecach
- Mój żołądek przechodzi chyba jakąś
rewolucję – skrzywiła się, czując napływ kolejnych mdłości – Musiałam się czymś
zatruć. Może to wczorajsze chili con carne… - przypomniała sobie o wczorajszym
obiedzie, który zamówili w meksykańskiej knajpce, która otworzyła się po
drugiej stronie parku w ubiegłym miesiącu.
- Wątpię. Jadłem to samo i czuję się
doskonale.
- To nie wiem – wzruszyła ramionami –
Może coś na tych urodzinach. Pani Szymczykowa przyniosła jakąś sałatkę z
majonezem. Oby to nie była salmonella. Daj mi chwilę – ciężko oparła się o
umywalkę – Muszę umyć zęby
- Może ci zrobić herbaty. Powinnaś dużo
pić, żeby się nie odwodnić
- Ale bez cukru
O poranku mdłości pojawiły się ponownie.
Dobrzański z niepokojem oczekiwał, aż ukochana wyjdzie z łazienki. Na myśl
przychodziło mu tylko jedno. Perspektywa ojcostwa wcale go nie przerażała.
Prawda była taka, że taki scenariusz byłby mu nawet na rękę. Ula na dziecko nie
chciała się zgodzić, a teraz być może
zostaną postawieni przed faktem dokonanym.
- Lepiej? – zapytał, gdy z niewyraźną
miną pojawiła się w salonie. Pokiwała głową, nalewając sobie szklankę wody –
Myślisz, że to może być…
- Zwariowałeś? – naskoczyła na niego,
nie pozwalając dokończyć – Cały czas biorę tabletki – rzekła dobitnie
- Może kiedyś zapomniałaś, może z jakiś
powodów były mniej skuteczne. Nie możemy mieć stuprocentowej pewności
- Dopiero co miałam okres – mruknęła,
ale i w jej głowie zaczęły pojawiać się myśli, że jej kochanek może mieć rację
- Sprawdźmy to – poprosił
- Dobrze – westchnęła wyraźnie
zdenerwowana – Jeśli do jutra mi nie przejdzie, umówię się na wizytę do
ginekologa. Zadowolony? – znów się skrzywiła i czując napływającą falę mdłości
ruszyła do łazienki. Gdy wróciła po kwadransie, Dobrzański zakładał w
przedpokoju buty – Dokądś się wybierasz? – nie kryła swojego zaskoczenia.
Obiecywał, że zostanie do późnego wieczora
- Owszem – wcisnął do kieszeni portfel –
Idę do apteki po test ciążowy. Ta po drugiej stronie parku jest czynna dwadzieścia
cztery na dobę, również w niedziele
- Zwariowałeś?! Zapomniałeś, że w
pobliżu mieszka koleżanka twojej żony? – przypomniała mu
- Trudno. Chcę wiedzieć – pokręciła głową
z rezygnacją
- To kup najlepiej dwa różne. Do tego
jakieś elektrolity i dwie butelki pepsi. Jeśli to nie ciąża to jakoś muszę
sobie radzić z tym zatruciem
Wszystko wskazywało na to, że rodzicami
jednak nie zostaną. Ku widocznemu rozczarowaniu Marka, oba testy wyszły
negatywnie. A dietetyczne jedzenie i pół litra coli wpłynęły na ustąpienie
objawów. Zresztą rozmawiając przed wieczorem z ojcem dowiedziała się, że Jasiek
też przechodził sensacje żołądkowe. Winowajcą całego zamieszania okazało się
urodzinowe jedzenie. Widząc lepsze samopoczucie Uli Dobrzański z czystym
sumieniem mógł wieczorem wrócić do domu. Nie wyobrażał sobie, żeby miał ją
zostawić samą w kiepskim stanie. Musiał się jednak przygotować na
poniedziałkowe spotkanie z Korzyńskim. Gdy o dwudziestej pierwszej podjechał pod
dom zobaczył, że w sypialni pali się światło. Wyglądało na to, że jego małżonka
wróciła dwa dni wcześniej, niż zapowiadała. Wyraźnie niezadowolony z tego faktu
wszedł do środka, próbując znaleźć wiarygodne wytłumaczenie swojego późnego
powrotu. Paulina z kieliszkiem wina czekała na niego w salonie
- Cześć – uśmiechnął się niewyraźnie –
Wcześniej wróciłaś
- Chciałam ci zrobić niespodziankę. I
widzę, że mi się udało – rzekła, przyglądając mu się uważnie