Wybaczyła mu, wróciła do niego.
Szalał ze szczęścia. Chełpił się nią i ich związkiem, na każdym kroku
pokazując, że ma u swego boku cudowną kobietę. Niekiedy śmiała się z niego pod
nosem, gdy dumnym krokiem, prowadząc ją za rękę, wkraczał na wszelkiego rodzaju
pokazy mody, bankiety i rauty. Po dwóch miesiącach od pamiętnego pokazu
zaręczyli się i zaczęli planować ślub. Ona chciała wszystko zorganizować
powoli, bez pośpiechu, z głową. Dobrzański był w gorącej wodzie kąpany. Poprosił
o pomoc matkę, ale przede wszystkim na siebie wziął ciężar organizacji tego
wydarzenia. Nie chciał nic zlecać specjalistycznej firmie, tak, jak to było w
przypadku ślubu z Pauliną. Chciał być maksymalnie zaangażowany w przygotowania.
Nie raz karciła go, że siedzi po nocach przed laptopem przeglądając oferty
restauracji, pałacyków i dworków pod Warszawą, szukając odpowiedniego samochodu
i firmy, która uwieczni na zachwycających zdjęciach ich ślub i wesele. Musiała
przyznać, że jej narzeczony spisał się idealnie. W niespełna ponad trzy
tygodnie ustalił wszystkie najważniejsze kwestie, zarezerwował miejsce, zamówił
obrączki. W maju zostali mężem i żoną, a rok później na świat przyszedł ich syn
Juliusz.
Przez pierwsze miesiące ich
narzeczeństwa wciąż piastowała fotel prezesa. Wyprowadziła firmę z kryzysu,
wypracowywała pokaźne zyski, miała ciekawe pomysły ekspansji. Marek z
Krzysztofem nie chcieli słyszeć o zmianie. Senior był dumnym właścicielem
firmy, który był zachwycony nową panią prezes, a junior nie mniej zachwyconym
vice prezesem i dyrektorem ds. promocji. Przez kolejne miesiące Adam Turek
pełnił funkcję p.o. dyrektora finansowego. Ale gdy zaszła w ciążę postanowiła
odpuścić i zwolnić nico tempo życia i pracy. Bała się o dziecko, ale bała się
również o siebie. Wciąż z tyłu głowy miała tragiczny finał porodu Beatki. Po
rozmowie z Markiem i Krzysztofem zgodzili się na powrót do poprzedniej
konfiguracji – Marek-prezes, Ula- dyrektor finansowy na pół etatu do czasu
porodu. Uznała, że chce zostać z synkiem jak najdłużej. W tym czasie ponownie
zastąpił ją Adam. Ostatecznie spędziła z Julkiem w domu dwa lata. Markowi
ojcostwo najwyraźniej dawało wielką frajdę. Pierwszy miesiąc po porodzie
spędził na tacierzyńskim, chcąc nieco odciążyć żonę. Później starał się godzić
obowiązki prezesa i ojca. Ale najwyraźniej szło mu nie najlepiej. Gdy wróciła po
dwóch latach do firmy i zorientowała się w finansach włosy jeżyły jej się na
głowie. Jej mąż podpisał kilka niekorzystnych kontraktów, a szycie zlecał mało
efektywnym szwalniom. Spadek sprzedaży kreacji niskiej jakości próbował ratować
kosztowną promocją. Gdy w pełni zorientowała się w sytuacji finansowej firmy Dobrzański
Fashion ewidentnie zaczynało mieć problemy z płynnością finansową.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś,
że firma ma problemy? – wparowała do jego gabinetu – Sądziłeś, że się nie
zorientuję? – spytała z pretensją
- Nie mówiłem ci, bo to był czas,
gdy musiałaś skupić się na naszym dziecku, a nie tabelkach i wykresach. Trzeba
umieć oddzielić życie prywatne od zawodowego – wzruszył ramionami, czym jeszcze
bardziej wyprowadził ją z równowagi – Poza tym nie ma co się przejmować tym
krótkotrwałym kryzysem. Cała Europa ma problemy. W ubiegłym tygodniu podpisałem
kontrakt z siecią butików w Niemczech. Miesiąc, góra dwa i wyjdziemy na prostą.
- Tylko, że za dwa tygodnie jest
zarząd – spojrzała na niego wymownie - Doskonale wiesz, że twój ojciec nie
będzie zachwycony tym, że jesteśmy pod kreską.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz.
To nie jest wina DF, że nasz czeski partner złożył z ubiegłym kwartale wniosek
upadłościowy. Kochanie – objął ją w pasie – przecież doskonale wiesz, że biznes
wiąże się z ryzykiem. Nie mogliśmy przewidzieć, że firma działająca na rynku od
kilkunastu lat z dnia na dzień zakończy działalność – jego tłumaczenia wcale
jej nie uspokoiły - Zresztą przestańmy myśleć tylko o pracy. Zarezerwowałem dla
nas domek nad jeziorem na weekend. Ma być piękna pogoda. Popływamy łódką,
pochodzimy po lesie. Julek będzie zachwycony – złożył na jej ustach czuły
pocałunek.
Zarząd był dość burzliwy. Senior
Dobrzański nie mógł zrozumieć swojego syna, który przez kilka ostatnich
miesięcy nawet nie wspomniał, że firma na kłopoty z płynnością finansową.
- Kompletnie nie masz pojęcia o
zarządzaniu przedsiębiorstwem! – grzmiał – Już raz doprowadziłeś nas do
poważnych kłopotów, z których wyszliśmy tylko dzięki twojej mądrej żonie i
niestety nie wyciągnąłeś z tamtej sytuacji lekcji! Jesteś najgorszym prezesem w
historii tej firmy! Po raz kolejny zawiodłeś mnie synu! – huknął - Ula, od
dzisiaj jesteś prezesem. Mam nadzieję, że dasz radę wyciągnąć nas z tych kłopotów
– Marek zerwał się z miejsca. Słowa ojca bardzo go dotknęły.
- Ale tato – próbowała
protestować obserwując plecy wychodzącego męża – Sądzę, że więcej udałoby nam
się zrobić, gdybym Marek wciąż był prezesem, a ja popracuję nad finansami jako
dyrektor finansowy
- Mowy nie ma – odparł już nieco
spokojniejszym tonem – Podjął irracjonalne decyzje, podpisał pogrążające nas
kontrakty. W ostatnich miesiącach żadna jego decyzja nie była trafiona i ty go
jeszcze bronisz? Ja rozumiem, że chcesz być lojalna w stosunku do męża, ale nie
patrz na tę sprawę z perspektywy swojego małżeństwa, ale jako ekonomista. Jak
oceniasz pracę Marka jako finansistka? – Ula spuściła wzrok i wymownie milczała
– No właśnie. Marek może się zająć promocją, może ci pomagać, ale to ty musisz
być prezesem. A Turek będzie ci pomagał ponownie jako p.o. dyrektora. Radził
sobie całkiem nieźle, gdy pierwszy raz byłaś prezesem.
Marek poczuł się urażony oceną
ojca. Postanowił wziąć urlop, by wyciszyć emocje. Oficjalnie jego urlop był
powodem powrotu Uli na stanowisko prezesa. Przez pierwsze dwa tygodnie spędzał
czas z Julkiem w domu, ale koniec końców mały wrócił do przedszkola, a jego
rola ograniczała się do wożenia chłopca. Ula codziennie po dziewięć, dziesięć
godzin spędzała w firmie. Próbowała zorientować się we wszystkich podpisanych
przez męża kontraktach, analizowała, które przynoszą choć minimalny zysk, które
generują straty i z których bez kosztownych konsekwencji można się wycofać.
Prawie codziennie przynosiła pracę do domu. Tradycją stały się też
cotygodniowe, prawie godzinne, wieczorne rozmowy telefoniczne z Krzysztofem,
któremu zdawała relację z bieżącej sytuacji firmy. Senior z uwagi na pobyt w
sanatorium we Francji nie mógł pojawiać się w firmie. W Marku narastał żal do
ojca, a z czasem również pewnego rodzaju zazdrość, że Ula radzi sobie tak
dobrze i ojciec nie może przestać się rozpływać nad jej genialnym zmysłem
ekonomicznym. Było mu przykro. On w mniemaniu ojca był kompletnym
nieudacznikiem. W swoim trzydziestopięcioletnim życiu ani razu nie słyszał
‘jestem z ciebie dumny synu’. Najpierw to Aleks był na pierwszym miejscu, teraz
Ula. Choć akurat o nią nie powinien być zazdrosny. To jego żona, kobieta, którą
kocha. Próbował to sobie tłumaczyć, ale zadra w sercu wciąż siedziała.
Ula przychodziła z firmy
zmęczona, siadała nad laptopem i pracowała przez kolejnych kilka godzin.
Zaczęli się od siebie odsuwać, co tylko potęgowało jego frustrację. Wiele razy
chciał jej pomóc, ale zanim zebrał się w sobie z propozycją, szybko rezygnował.
Postanowił się nie narzucać, zakładając, że gdyby chciała, sama by poprosiła o
wsparcie. Doskonale wiedział, jakie miała o nim zdanie. Kilka razy dała mu do
zrozumienia, że przez jego nieodpowiedzialne zachowanie musi teraz skupić się
wyłącznie na firmie, zamiast na synu, który był zdany na przedszkole, dziadka
Józefa i babcię Helenkę. Urlop, który początkowo miał trwać kilka tygodni
przeciągnął się do trzech miesięcy i zdawało się, że Markowi ten stan zupełnie
nie przeszkadza. Jego schemat dnia składał się z kilku krótkich punktów.
Siłownia, kilka godzin surfowania po sieci, albo gry na konsoli, wyjście z
Sebastianem na lunch lub piwo wieczorem. Początkowo w swoim planie uwzględniał
jeszcze przedszkole Julka, ale szybko doszedł do wniosku, że skoro Ula w drodze
do firmy mija właściwy budynek, to nie ma sensu, żeby jeździli oddzielnie.
Zresztą z uwagi na problemy firmy starali się wprowadzić cięcia kosztów również
w domowym budżecie. Podróż tą samą drogą dwoma autami była nieekonomiczna.
Jedyną osobą, która rozumiała Marka
był Sebastian. Często przyjeżdżał pod firmę, by o siedemnastej wyciągnąć kumpla
na piwo, czy obiad. Tylko z Olszańskim mógł szczerze pogadać, wyżalić się, że w
zasadzie stał się zbędnym elementem układanki. Wszystko świetnie działało samo,
bez jego udziału. Zarówno dom, jak i firma. Czuł się niepotrzebny. I jeszcze
ojciec, który podczas każdego rodzinnego spotkania wysyłał mu jasne sygnały, że
zawodzi na całej linii. Marek Dobrzański zaczynał wpadać w depresję i tylko
spotkania z przyjacielem były jaśniejszym punktem jego życia.
Ula wpadła do domu, jak burza.
Wyjątkowo wcześniej, czym wzbudziła jego szczere zdziwienie.
- Możesz mi powiedzieć, co ten
fantastyczny rower za trzy tysiące robi w naszym garażu? – zapytała z
nieukrywaną ironią
- Była okazja. Jego katalogowa
cena jest o pięćdziesiąt procent wyższa. Kurier dzisiaj przywiózł. Już dawno
zapowiadałaś, że musimy zacząć oszczędzać. Również na mojej siłowni – zaczął
wyjaśniać, rozciągnięty na sofie – Najpierw miałem kupić bieżnię, ale
stwierdziłem, że biegać to mogę po lesie. I dlatego zdecydowałem się na rower.
W sumie to będzie jakieś pięćset złotych oszczędności na karnecie i dojazdach
miesięcznie.
- Rachunek naprawdę godny
pozazdroszczenia – z niedowierzaniem pokręciła głową - Wydałeś trzy tysiące, by
zaoszczędzić pięćset złotych. Brawo! – zakpiła
- W dłuższej perspektywie
oszczędność będzie znaczna. Na przykład w ciągu roku – zaczął, ale jego
beztroska tą wyprowadziła z równowagi
- Marek! – zagrzmiała – My musimy
oszczędzać teraz, a nie patrzeć na to, że za pół roku zaczniemy wychodzić na
zero
- Dobrze, już dobrze – westchnął –
Mam go zwrócić? – spojrzał na nią wyczekująco
- Nie, po prostu proszę cię, bądź
odpowiedzialny – rzekła już ciszej i spokojniej
- Aha, czyli twoim zdaniem jestem
nieodpowiedzialny – zaśmiał się nerwowo pod nosem – No w sumie czemu mam się
dziwić. Mój ojciec uważa dokładnie tak samo – fuknął z goryczą
- Dobrze wiesz, że nie firmę miałam
na myśli
- Nie, no jasne. Całokształt –
prychnął - Wybacz, ale muszę wyjść. Seba na mnie czeka – nie czekając na jej
reakcję chwycił leżącą na oparciu sofy marynarkę i szybko się ulotnił
- Jak zwykle – zagryzła wargę
próbując się uspokoić.
Przez ostatnie miesiące żyła w
ciągłym napięciu. Była wykończona. Dobrzański Fashion powoli zaczynało
wychodzić na prostą. Jej wielogodzinne negocjacje i opracowywanie planów ratunkowych
powoli zaczynało przynosić pozytywne rezultaty, jednak do wyjścia z kryzysu
była jeszcze daleka droga. Prognozy były nie najgorsze, ale firma miała zacząć
zarabiać dopiero za jakieś dwa, trzy miesiące. Ten czas musieli jeszcze jakoś
przetrwać bez zwolnień, których zarówno Ula, jak i Krzysztof chcieli uniknąć. W
pewnym momencie musiała na dwa miesiące zrezygnować ze swojej pensji, by wypłacić
wynagrodzenia trzem krawcowym. Marek zdawał się nie dostrzegać ich problemów.
Zarówno finansowych, jak i rodzinnych. Miała dość. Wystarczyła iskra, by
wybuchł pożar trawiący wszystko, co spotka na swojej drodze.
- Zrobiłeś zakupy? – zapytała od
progu. Dochodziła dziewiętnasta, gdy wróciła z firmy. Wiedziała, że dziś będzie
awantura. Wiedziała, że tak dalej żyć nie mogą. Przezornie zostawiła Julka na ja
bliższe dwa dni w Rysiowie.
- Nie – odparł nie odrywając
swojego wzroku od telewizora. Jego pojazd właśnie prowadził w Grand Prix
Monaco.
- Nie zauważyłeś, że lodówka jest
pusta? – usiadła na fotelu i wypuściła powietrze, chcąc jak najdłużej zachować
spokój
- Myślałem, że ty zrobisz po
drodze
- Nawet chciałam, ale szybko się
zorientowałam, że nasze konto świeci pustkami. Możesz mi powiedzieć na co wczoraj
wydałeś prawie pięć tysięcy złotych? – zapytała z pretensją
- Kupiłem nowy telefon – wyciągnął
z kieszeni najnowszy model iPhona – i przechodząc w Galerii Mokotów koło sklepu
Ledvico Menacci zauważyłem, że jest promocja na koszule. Przy zakupie dwóch
trzecia była za symboliczne pięćdziesiąt złotych – miała ochotę parsknąć drwiącym
śmiechem. Choć prawdę mówiąc wcale nie było jej do śmiechu
- No jasne, przecież zapomniałam,
że wyszłam za Marka Dobrzańskiego, który nie może chodzić w koszuli Wólczanki
za sto złotych, tylko takich z wyższej półki, za minimum trzysta – rzekła z
kpiną – No i oczywiście musi mniej najnowszą zabaweczkę, żeby chwalić się nią wśród
znajomych
- O co ci chodzi? – wreszcie
raczył ją zaszczycić spojrzeniem
- O to, że koszulami dziecka nie
nakarmisz! Mamy wyczyszczone konto do zera, pustą lodówkę i niezapłaconą ratę
za dom
- Jak to niezapłaconą? – szczerze
się zdziwił - przecież ściągają zawsze dziesiątego każdego miesiąca, a dziś
jest dwudziesty piąty
- Renegocjowałam warunki z
bankiem, przesunęłam o kilkanaście dni termin spłaty tak, by przelew szedł
dzień po otrzymaniu pieniędzy z DF. Gdybym tego nie zrobiła od jakiś trzech,
czterech miesięcy mielibyśmy problem ze spłatą
- Aha – na tylko tyle było go
stać. W pewnym sensie poczuł się głupio, że od kilkunastu tygodni ich finanse
kompletnie go nie interesowały. Wiedział, że Ula trzyma rękę na pulsie, więc
całkowicie sobie odpuścił sprawy domowego budżetu – No ale jutro dostaniesz
pensje, więc nie ma się co martwić za bardzo. W przyszłym miesiącu zaciśniemy
nieco pasa
- Nie dostanę jutro przelewu –
spojrzała na niego wymownie
- Jak to? – zmarszczył brwi
- Musiałam na dwa miesiące
zrezygnować ze swojej pensji. Gdybym tego nie zrobiła, musiałabym zwolnić
ludzi, bo nie miałabym im z czego zapłacić. I tak zgodzili się przyjmować
wynagrodzenie w dwóch ratach – wyjaśniła – Nie mamy na bieżące wydatki, a ty
kupujesz sobie nowy gadżet – rzuciła z pretensją
- Pożyczę od… - w pierwszej
chwili chciał powiedzieć od ojca, a ugryzł się w język – od Seby
- Jasne. Żyjmy z dnia na dzień!
Marek, my mamy małe dziecko. Mam mu nie kupić kurtki na jesień, bo mamy puste
konto? W sumie mogę pójść do second handu, ważne, że jego ojciec ma modne i
markowe ciuchy – pokręciła głową – Marek, mam dość! – coraz trudniej się
hamowała – Jestem już zmęczona. Na mojej głowie jest firma, dom i Julek. Ty
przejmujesz się tylko tym, żeby się przypadkiem nie spóźnić do baru z
Sebastianem. Całe dnie spędzasz albo przed telewizorem, albo w hipsterskich
knajpach na placu Zbawiciela. Masz w nosie nie tylko naszą firmę i finanse, ale
także mnie, a nawet naszego syna. Ty się nim w ostatnich miesiącach kompletnie
nie interesujesz! Gdybym ci teraz powiedziała, żebyś pojechał odebrać go z domu
Gracjana, nawet byś nie wiedział, gdzie to jest. Nie znasz jego kolegów, nie
wiesz, gdzie mieszkają. Ty chyba nawet nie zauważyłeś, co on jada na śniadanie.
Zajmujesz się tylko sobą. Pieprzony egoista! Szpanerski iPhone jest ważniejszy
od rodziny! – zerwała się z miejsca i pobiegła w stronę sypialni. Przez dłuższą
chwilę siedział ze spuszczoną głową. Wiedział, że w wielu punktach miała rację.
Rzeczywiście od czasu tego feralnego zarządu trochę się pogubił. Ruszył za nią.
Gdy tylko otworzył drzwi, stanął jak wryty. Kolejne ubrania lądowały w
rozłożonej na łóżku walizce
- Co ty robisz? – zapytał przerażony
- Odchodzę. Mam cię dość!
- Tego właśnie chcesz? Spakujesz
się i przekreślisz tyle wspólnych lat? – zapytał z goryczą
- To ty je przekreśliłeś –
odparła obrzucając go wściekłym spojrzeniem
- Skoro chcesz odejść, to droga wolna
– rzucił. Przez krótką chwilę wpatrywała się w niego zaskoczona. Tymi kilkoma
słowami, niczym sztyletem wbił się w jej serce. Szybko jednak przywdziała na
uśmiech sztuczny uśmiech
- Cieszę się, że doszliśmy do
porozumienia – podszedł do niej i zdecydowanym ruchem wyszarpnął trzymane w
ręku sukienki
- Jesteś naprawdę w wielkim
błędzie, jeśli sądzisz, że pozwolę ci odejść! – opierała się, ale przyciągnął
ją do siebie i zamknął w swoich ramionach – Kocham cię! Kocham ciebie, kocham
Julka! Wiem, że zawiodłem na całej linii. Jako prezes, ale przede wszystkim jako
mąż i ojciec – poczuł na swojej koszuli wilgoć jej łez - Zostawiałem cię ze
wszystkim samą, jakby próbując ukarać za moje błędy. W tych zabawkach,
wyjściach z Sebą na piwo szukałem ucieczki od swoich porażek. Ale to się
zmieni. Tylko nie odchodź – oparł swoje czoło o jej – Błagam, nie odchodź –
spojrzał jej prosto w załzawione oczy. Jego również były pełne łez
- Nie odejdę . Kocham cię –
szepnęła. Zachłannie wpił się w jej usta. Tęsknił za tym smakiem. Ona również.
Zrzucił na podłogę walizkę i pociągnął ją na łóżko. Tak dawno się nie kochali.
Oboje wiedzieli, że ten wieczór jest początkiem nowego etapu w ich życiu. Od
jutra będzie inaczej, lepiej.