B

poniedziałek, 6 października 2014

Wybrańcy Bogów umierają młodo

Popełniłam ten krótki tekst chwilę temu pod wpływem impulsu. Zwykle śmierć osoby mi nieznanej nie wywiera na mnie takiego wpływu, ale tym razem było inaczej. 

Możecie to potraktować jako miniaturkę tyczącą się Uli i Marka. Możecie to potraktować, jako historię osoby z Waszego otoczenia, rodziny, która umarła młodo. Możecie to interpretować jak chcecie. 

Dla mnie jest to rodzaj oddania hołdu Annie Przybylskiej. Świetnej aktorce, którą ostatnio mogłam oglądać w filmie 'Sęp', pięknej kobiecie, ale nade wszystko osobie, która odeszła zdecydowanie przedwcześnie.




Mieli przed sobą całe życie. Całe szczęśliwe życie. Nie musieli się spieszyć. Długo na siebie czekali. Szukali odpowiednich partnerów przez długie lata angażując się w krótkie związki lub przelotne romanse. Ale wciąż czuli, że to nie to. Aż wreszcie, któregoś zwykłego, szarego dnia spotkali się przypadkiem. Kolejne bzdurne przyjęcie, których oboje nie znosili. Przychodzili bo tak wypada, tak trzeba, ‘nie możesz nie przyjść’. Ktoś ich sobie przedstawił. Jedno spojrzenie w oczy i oboje wiedzieli, że to jest to. Czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia? Każde z nich odpowiedziałoby ‘zdecydowanie tak’. Każda kolejna wspólnie spędzona chwila, rozmowa, sms tylko ich utwierdzały w przekonaniu, że nie muszą już szukać szczęścia, bo właśnie spotkali tę właściwą osobę na swojej drodze. Zamieszkali razem po trzech miesiącach znajomości. Niektórzy powiedzą bardzo szybko. Dla nich nie miało to znaczenia. Nie chcieli się już rozstawać. Byli dla siebie całym światem. Każdego dnia budowali swój szczęśliwy związek. Pytani o receptę odpowiadali ‘miłość i zaufanie’. Byli sobie całkowici oddani, a szczęście drugiego było ważniejsze niż własne. Uzupełniali się idealnie i idealnie potrafili odczytać swoje potrzeby. Nie starali się również ograniczać wzajemnie. Wolność była im potrzebna, ale zawsze pamiętali co, a raczej kto jest dla nich najważniejszy. On bardzo ją szanował, ona odwdzięczała się mu troską i wsparciem w trudnych momentach życia zawodowego. Uchodzili za idealną parę i choć wszyscy z niecierpliwością czekali na ich ślubne plany one nie nadchodziły. ‘Czy żeby być szczęśliwym trzeba zakładać obrączkę? Czy szczęśliwy związek można tworzyć dopiero wtedy, gdy podpisze się deklarację na papierze? Bzdury. Bez papierka, bez obrączki każdy bardziej się stara, każdemu bardziej zależy. Miłość ważniejsza jest niż Marsz Mendelsona’. Byli nieprzyzwoicie szczęśliwi i zakochani mimo upływu lat, a owocem tej miłości były dzieci. Cudowne, roześmiane. Gdy patrzył na córkę widział żonę, syn był taki, jak ojciec. Tworzyli fajną rodzinę, która uchodziła za przykład. Każdy był dla każdego ważny, każdy się każdym opiekował. I sielanka z pewnością trwałaby nadal, gdyby nie rutynowe badania, a po nich diagnoza, która ścięła ich z nóg. Nowotwór. Tego się nie spodziewali. Czy to kara za to, że każdego dnia chodzili pijani szczęściem? Ich życie całkowicie zostało podporządkowane walce z jej chorobą. Dziesiątki wizyt u lekarzy, godziny spędzone na badaniach. Rokowania nie były najlepsze, ale oni mieli nadzieję. ‘Przecież głupi rak nie może zniszczyć naszej miłości, rodziny.’ On starał się być silny przy niej, dla niej, dla dzieci. Tylko ukradkiem, gdy nikt nie widział przeżywał chwilę słabości i kierując głowę w stronę nieba pytał ‘dlaczego właśnie my?’. Szybka operacja dawała nadzieję. ‘Operacja się udała, ale rokowania nie są najlepsze’ usłyszał za którymś razem, gdy dopytywał dlaczego jego żona wciąż leży w szpitalu i słabnie. I pewnego dnia nastąpił przełom. Znów zaczęła nabierać sił i częściej się uśmiechać. Tak bardzo kochał jej uśmiech. Tak bardzo kochał jej oczy, w których mógł tonąć godzinami. Tak bardzko kochał ją. Wreszcie wróciła do domu. Sprawy zawodowe, kontakty towarzyskie zeszły na boczny tor. Każdą chwilę chcieli przeżywać tylko w gronie najbliższej rodziny. Ona już wiedziała, że zostało jej niewiele czasu. ‘Chcę cieszyć się z każdej chwili, która mi pozostała’ mówiła, gdy tulił ją nocą. Dobrze, że było ciemno. Nie widziała jego łez, przynamniej chciał tak myśleć. Wciąż walczyli, ale z każdym dniem uświadamiali sobie, że to przegrana walka. Jednak chcieli wynegocjować ze Śmiercią jak najwięcej czasu. Czasu, którego było coraz mniej. Zaczynała przygotowywać ich na swoje odejście. ‘Ale czy można przygotować ukochane osoby na swoją śmierć?’ pytała samą siebie biorąc gorącą kąpiel. Starał się być przy niej silny i nie płakać, tak jak ona nie płakała tłumacząc dzieciom jak bardzo je kocha, ale niedługo jej zabraknie i nie będzie już mogła ich tulić i czytać bajek na dobranoc. One były jeszcze małe i niewiele rozumiały z tych słów. ‘Może mama wyjedzie na trochę, a później znów do nas wróci?’ pytało młodsze. Widziały, że mama już nie jest taka piękna, jak kilka miesięcy wcześniej, że jest zmęczona i nie ma siły się z nimi bawić i że nie uśmiecha się tak często. Nie przeczuwały najgorszego. Jego również starała się przygotować na swoje odejście. Prosiła, by nie rozpaczał, by spróbował sobie ułożyć życie, by znalazł kobietę dla siebie, ale i matkę dla ich dzieci. Nie chciał tego słuchać. Zamykał jej wtedy usta pocałunkiem. Traciła siły, słabła. Widzieli, że nadchodzące święta, tak bardzo przez nich celebrowane w rodzinnym gronie, nie będą tymi wspólnymi. ‘Proszę się przygotować i pożegnać z żoną’ usłyszał któregoś dnia od lekarza, który spojrzał na niego ze współczuciem. Nie oczekiwał współczucia! Chciał jednie, by ktoś uratował jego żonę, by ją uzdrowił! Nie odstępował jej łóżka na krok. Zasnęła i wiedział, że już się nie obudzi. Za wszelką cenę starał się nie rozpłakać. Nachylił się i musnął jej usta po raz ostatni, a słona kropla spłynęła po jego policzku. Szybko ją starł. To było ich pożegnanie. Spokojnym krokiem wyszedł ze szpitala i ruszył samochodem w kierunku domu. Jadąc szosą przez las zjechał na jeden z leśnych parkingów. Zgasił auto i wył z rozpaczy. Tak bardzo nie mógł się z tym pogodzić, że przegrali tę walkę. Tak bardzo nie mógł się pogodzić, że Śmierć zabrała mu ukochaną kobietę. Przecież mieli tyle planów, marzeń, których nie zrealizowali i już nie zrealizują. Zastanawiał się jak powie dzieciom, że już nigdy nie zobaczą mamy, nie przytulą się do niej i nie powiedzą jej, jak bardzo ją kochają. Na kilka dni zamknął się z dziećmi w domu, odgradzając od świata zewnętrznego. Nie miał siły odbierać telefonów i ściskać rąk znajomych, przyjaciół, którzy składaliby mu wyrazy współczucia. Nie potrzebował współczucia. Musiał sam poradzić sobie z bólem. Oswoić go, bo wiedział, że nie da się go uśmierzyć. Zabrakło tej, która jako jedyna mogła tego dokonać. Każdego wieczora patrzył na jej zdjęcie stojące na nocnej szafce w ich sypialni i powtarzał: ‘Byłaś najwspanialszą kobietą jaką w życiu spotkałem. Jestem dumny, że kochałaś właśnie mnie’.

1 komentarz: