Popełniłam
ten krótki tekst chwilę temu pod wpływem impulsu. Zwykle śmierć osoby
mi nieznanej nie wywiera na mnie takiego wpływu, ale tym razem było
inaczej.
Możecie
to potraktować jako miniaturkę tyczącą się Uli i Marka. Możecie to
potraktować, jako historię osoby z Waszego otoczenia, rodziny, która
umarła młodo. Możecie to interpretować jak chcecie.
Dla
mnie jest to rodzaj oddania hołdu Annie Przybylskiej. Świetnej aktorce,
którą ostatnio mogłam oglądać w filmie 'Sęp', pięknej kobiecie, ale
nade wszystko osobie, która odeszła zdecydowanie przedwcześnie.
Mieli
przed sobą całe życie. Całe
szczęśliwe życie. Nie musieli się spieszyć. Długo na siebie czekali.
Szukali
odpowiednich partnerów przez długie lata angażując się w krótkie związki
lub
przelotne romanse. Ale wciąż czuli, że to nie to. Aż wreszcie, któregoś
zwykłego, szarego dnia spotkali się przypadkiem. Kolejne bzdurne
przyjęcie,
których oboje nie znosili. Przychodzili bo tak wypada, tak trzeba, ‘nie
możesz
nie przyjść’. Ktoś ich sobie przedstawił. Jedno spojrzenie w oczy i
oboje
wiedzieli, że to jest to. Czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia?
Każde z
nich odpowiedziałoby ‘zdecydowanie tak’. Każda kolejna wspólnie spędzona
chwila, rozmowa, sms tylko ich utwierdzały w przekonaniu, że nie muszą
już
szukać szczęścia, bo właśnie spotkali tę właściwą osobę na swojej
drodze.
Zamieszkali razem po trzech miesiącach znajomości. Niektórzy powiedzą
bardzo
szybko. Dla nich nie miało to znaczenia. Nie chcieli się już rozstawać.
Byli
dla siebie całym światem. Każdego dnia budowali swój szczęśliwy związek.
Pytani
o receptę odpowiadali ‘miłość i zaufanie’. Byli sobie całkowici oddani, a
szczęście drugiego było ważniejsze niż własne. Uzupełniali się idealnie i
idealnie potrafili odczytać swoje potrzeby. Nie starali się również
ograniczać
wzajemnie. Wolność była im potrzebna, ale zawsze pamiętali co, a raczej
kto
jest dla nich najważniejszy. On bardzo ją szanował, ona odwdzięczała się
mu
troską i wsparciem w trudnych momentach życia zawodowego. Uchodzili za
idealną
parę i choć wszyscy z niecierpliwością czekali na ich ślubne plany one
nie
nadchodziły. ‘Czy żeby być szczęśliwym trzeba zakładać obrączkę? Czy
szczęśliwy
związek można tworzyć dopiero wtedy, gdy podpisze się deklarację na
papierze?
Bzdury. Bez papierka, bez obrączki każdy bardziej się stara, każdemu
bardziej
zależy. Miłość ważniejsza jest niż Marsz Mendelsona’. Byli
nieprzyzwoicie
szczęśliwi i zakochani mimo upływu lat, a owocem tej miłości były
dzieci.
Cudowne, roześmiane. Gdy patrzył na córkę widział żonę, syn był taki,
jak
ojciec. Tworzyli fajną rodzinę, która uchodziła za przykład. Każdy był
dla
każdego ważny, każdy się każdym opiekował. I sielanka z pewnością
trwałaby
nadal, gdyby nie rutynowe badania, a po nich diagnoza, która ścięła ich z
nóg.
Nowotwór. Tego się nie spodziewali. Czy to kara za to, że każdego dnia
chodzili
pijani szczęściem? Ich życie całkowicie zostało podporządkowane walce z
jej
chorobą. Dziesiątki wizyt u lekarzy, godziny spędzone na badaniach.
Rokowania
nie były najlepsze, ale oni mieli nadzieję. ‘Przecież głupi rak nie może
zniszczyć naszej miłości, rodziny.’ On starał się być silny przy niej,
dla
niej, dla dzieci. Tylko ukradkiem, gdy nikt nie widział przeżywał chwilę
słabości i kierując głowę w stronę nieba pytał ‘dlaczego właśnie my?’.
Szybka operacja
dawała nadzieję. ‘Operacja się udała, ale rokowania nie są najlepsze’
usłyszał
za którymś razem, gdy dopytywał dlaczego jego żona wciąż leży w szpitalu
i
słabnie. I pewnego dnia nastąpił przełom. Znów zaczęła nabierać sił i
częściej się
uśmiechać. Tak bardzo kochał jej uśmiech. Tak bardzo kochał jej oczy, w
których
mógł tonąć godzinami. Tak bardzko kochał ją. Wreszcie wróciła do domu.
Sprawy
zawodowe, kontakty towarzyskie zeszły na boczny tor. Każdą chwilę
chcieli
przeżywać tylko w gronie najbliższej rodziny. Ona już wiedziała, że
zostało jej
niewiele czasu. ‘Chcę cieszyć się z każdej chwili, która mi pozostała’
mówiła,
gdy tulił ją nocą. Dobrze, że było ciemno. Nie widziała jego łez,
przynamniej chciał
tak myśleć. Wciąż walczyli, ale z każdym dniem uświadamiali sobie, że to
przegrana walka. Jednak chcieli wynegocjować ze Śmiercią jak najwięcej
czasu.
Czasu, którego było coraz mniej. Zaczynała przygotowywać ich na swoje
odejście.
‘Ale czy można przygotować ukochane osoby na swoją śmierć?’ pytała samą
siebie
biorąc gorącą kąpiel. Starał się być przy niej silny i nie płakać, tak
jak ona
nie płakała tłumacząc dzieciom jak bardzo je kocha, ale niedługo jej
zabraknie
i nie będzie już mogła ich tulić i czytać bajek na dobranoc. One były
jeszcze
małe i niewiele rozumiały z tych słów. ‘Może mama wyjedzie na trochę, a
później
znów do nas wróci?’ pytało młodsze. Widziały, że mama już nie jest taka
piękna,
jak kilka miesięcy wcześniej, że jest zmęczona i nie ma siły się z nimi
bawić i
że nie uśmiecha się tak często. Nie przeczuwały najgorszego. Jego
również
starała się przygotować na swoje odejście. Prosiła, by nie rozpaczał, by
spróbował
sobie ułożyć życie, by znalazł kobietę dla siebie, ale i matkę dla ich
dzieci.
Nie chciał tego słuchać. Zamykał jej wtedy usta pocałunkiem. Traciła
siły,
słabła. Widzieli, że nadchodzące święta, tak bardzo przez nich
celebrowane w
rodzinnym gronie, nie będą tymi wspólnymi. ‘Proszę się przygotować i
pożegnać z
żoną’ usłyszał któregoś dnia od lekarza, który spojrzał na niego ze
współczuciem. Nie oczekiwał współczucia! Chciał jednie, by ktoś uratował
jego
żonę, by ją uzdrowił! Nie odstępował jej łóżka na krok. Zasnęła i
wiedział, że już
się nie obudzi. Za wszelką cenę starał się nie rozpłakać. Nachylił się i
musnął
jej usta po raz ostatni, a słona kropla spłynęła po jego policzku.
Szybko ją
starł. To było ich pożegnanie. Spokojnym krokiem wyszedł ze szpitala i
ruszył
samochodem w kierunku domu. Jadąc szosą przez las zjechał na jeden z
leśnych
parkingów. Zgasił auto i wył z rozpaczy. Tak bardzo nie mógł się z tym
pogodzić, że przegrali tę walkę. Tak bardzo nie mógł się pogodzić, że
Śmierć
zabrała mu ukochaną kobietę. Przecież mieli tyle planów, marzeń, których
nie
zrealizowali i już nie zrealizują. Zastanawiał się jak powie dzieciom,
że już nigdy
nie zobaczą mamy, nie przytulą się do niej i nie powiedzą jej, jak
bardzo ją
kochają. Na kilka dni zamknął się z dziećmi w domu, odgradzając od
świata
zewnętrznego. Nie miał siły odbierać telefonów i ściskać rąk znajomych,
przyjaciół, którzy składaliby mu wyrazy współczucia. Nie potrzebował
współczucia. Musiał sam poradzić sobie z
bólem. Oswoić go, bo wiedział, że nie da się go uśmierzyć. Zabrakło tej,
która jako jedyna mogła tego dokonać. Każdego wieczora patrzył na jej
zdjęcie stojące na nocnej szafce w ich sypialni i
powtarzał: ‘Byłaś najwspanialszą kobietą jaką w życiu spotkałem. Jestem
dumny,
że kochałaś właśnie mnie’.
Spieszy tak kochać ludzi bo tak szybko odchodzą Z tego świata
OdpowiedzUsuń