B

piątek, 26 września 2014

Miniaturka XXI 'Nie powinniśmy'

Poznała go na kursie tańca. Zapisała się na lekcje do ‘Studia Rytmu’ z miłości do tanga, ale przede wszystkim z chęci znalezienia sobie zajęcia po pracy. Miała dwadzieścia sześć lat i zaczynała dokuczać jej samotność. Jej życie kręciło się wokół rodziny, którą starała się systematycznie odwiedzać w podwarszawskim Rysiowie i pracy. Czasami wychodziła z koleżankami z biura do kina lub na kawę, ale były to wyjścia sporadyczne. Większość dziewczyn była od niej nieco starsza. Zajęte mężami i dziećmi trzydziestolatki nie miały wiele wolnego czasu. Poznała tam jego. Trzydziestoletniego, samotnego dyrektora jednej z dużych firm modowych w Warszawie. Twierdził, że zapisał się na lekcje, bo taniec stał się jego pasją za sprawą matki, niespełnionej baletnicy, która z uwagi na ciążę musiała przedwcześnie zakończyć świetnie zapowiadającą się karierę. Złapali dobry kontakt. Od czasu do czasu zaczęli się umawiać po zajęciach. Kino, spacer, kolacja. Dobrze im się rozmawiało. Po piątym, czy szóstym spędzonym razem wieczorze wylądowali w łóżku. Od tego momentu i znajomość przemieniła się w coś na kształt związku. Oboje byli samotni, oboje wielbili francuską poezję śpiewaną. To nie była wielka miłość, taka, o jakiej zawsze marzą małe dziewczynki. Nie było motyli w brzuchu, on nie był jej rycerzem na białym koniu. Ale było jej z nim całkiem dobrze. Wreszcie miała na kogo czekać wieczorem, miała dla kogo przygotowywać kolacje. Po pięciu miesiącach zamieszkali razem. Tuż przed Gwiazdką, równo po czternastu miesiącach od pierwszego spotkania oświadczył się, a ona powiedziała ‘tak’. Podczas kolacji wigilijnej u jego rodziców w Bydgoszczy obwieścili tę radosną nowinę i oznajmili, że chcą pobrać się w czerwcu. Była szczęśliwa. Umiarkowanie szczęśliwa. 

- Ślicznie wyglądasz – szepnął jej do ucha, gdy zapinała srebrny naszyjnik – Pomogę ci – stanął za nią i zawiesił na jej ciele prezent, który podarował jej na pierwszą rocznicę poznania. Ona w granatowej, pobłyskującej cekinami sukience, on w szarym garniturze i grantowej koszuli. Spojrzała na ich odbicie w lustrze. Prezentowali się razem całkiem nieźle. Jej narzeczony spojrzał na zegarek i kierując się w stronę wyjścia z łazienki wyciągnął dłoń w jej kierunku – Chodźmy, taksówka już czeka.
Auto jednej z warszawskich korporacji zawiozło ich pod niewielki klub. To tu miała się odbyć zabawa sylwestrowa. To on zorganizował to wyjście. Grupką znajomych, wraz z innymi stałymi bywalcami klubu postanowili powitać Nowy Rok na imprezie zamkniętej. Pozbyli się okryć i ruszyli w kierunku głównej sali, skąd dobiegały dźwięki tanecznej muzyki. Witali się z przybyłymi gośćmi. Część z nich już znała. Tych widzianych po raz pierwszy narzeczony przedstawiał jej.
- Już jest – krzyknął uradowany i pociągnął ją za sobą w kierunku jednego ze stolików.
- Stary, kopę lat – padł w ramiona długo niewidzianego przyjaciela. Stanęła z boku przyglądając się tej scenie z delikatnym uśmiechem.
- Przytyłeś – poklepał blondyna po przyjacielsku i roześmiał się serdecznie
- Złośliwy, jak zawsze – pokręcił ze śmiechem głową – Pozwól, że ci przedstawię moją narzeczoną – obaj spojrzeli w kierunku pięknej szatynki – Kochanie, to jest właśnie mój przyjaciel od czasów liceum – rzekł z dumą
- Ula – wyciągnęła w jego kierunku dłoń, jak zahipnotyzowana wpatrując się w jego oczy
- Marek – on również zatonął w jej spojrzeniu. Nigdy wcześniej nie widział tak nienaturalnie błękitnych oczu. Ten moment, gdy ich spojrzenia się spotkały miał w sobie coś z magii. Delikatnie chwycił jej dłoń w swoją, by po krótkiej chwili złożyć na niej pocałunek, który starał się maksymalnie przedłużyć. Sebastian nawet nie zwrócił na to uwagi, gdyż ruszył w kierunku stojącej za Dobrzańskim brunetki.
- Paula, miło cię widzieć – cmoknął ją w policzek. Febo uśmiechnęła się przyjaźnie zagadując go o kilku zaproszonych gości. Stali wpatrując się w siebie bez słowa do czasu, gdy Sebastian nie objął Cieplak w pasie prowadząc w stronę wolnego krzesła. Dobrzański usiadł obok swojej partnerki, naprzeciwko Uli by móc bez skrępowania, co chwilę, zerkać na nowo poznaną kobietę. Był pod jej ogromnym wrażeniem. Doskonale pamiętał swoją rozmowę z Sebą na Skypie, gdy kolega chwalił się nowym związkiem. Olszański mówił, że jego kobieta jest piękna i tak rzeczywiście było. Ale oprócz urody miała w sobie coś, co nie pozwalało mu przejść obok niej obojętnie. Przecież każdego dnia spotykał na swojej drodze dziesiątki, setki pięknych kobiet. A jednak to Ula skupiła na sobie całą jego uwagę. Ona również zerkała na niego co chwilę. Był niezwykle przystojny, a jego uśmiech i spojrzenie powodowało, że z pewnością niejednej kobiecie miękły kolana. Sebastian trochę jej o nim opowiadał. Wiedziała, że przyjaźnią się od czasów liceum. Później wspólne studia i praca w rodzinnej firmie Marka. Półtora roku temu Dobrzański wyjechał wraz z partnerką, córką współwłaścicieli firmy do Mediolanu otworzyć filię firmy. Problemy z otwarciem, kłopoty logistyczne z nową siedzibą spowodowały, że ograniczył swoje wizyty w Polsce do minimum. Na posiedzenia zarządu przylatywała wyłącznie Paulina. On pilnował firmy, a Polskę odwiedzał przy okazji świąt. Na szczęście filia Febo&Dobrzański na tyle ugruntowała swoją pozycję na nowym rynku, że Paulina z Markiem mogli sobie pozwolić na dłuższy pobyt i przylatując tuż przed Sylwestrem mieli zostać aż do połowy stycznia. Sebastian bardzo się z tego powodu cieszył. Brakowało mu przyjaciela. Ich wieczornych pogawędek przy piwie i wypadów na tenisa. Po krótkiej pogawędce na ogólne tematy Olszański stwierdził, że zdążą się nagadać podczas kolacji, na którą koniecznie muszą się umówić jeszcze przed odlotem przyjaciół, a teraz czas na zabawę. Sebastian wyciągnął ją na parkiet. Wirowała w ramionach narzeczonego starając się choć na chwilę przestać myśleć o Dobrzańskim. On chwilę tańczył z panną Febo, by szybko oddać ją w ramiona Darka, dyrektora PR z FD i zasiąść przy barze. Sączył drinka i obserwował ją. Ula cały czas czuła na sobie jego wzrok. Po kilkudziesięciu minutach szybkiego tańca opadli wreszcie z Sebastianem na krzesła, by chwilę odsapnąć i napić się wina. Paula świetnie bawiła się na parkiecie, a Marek zniknął jej z pola widzenia. W końcu Febo dołączyła do nich narzekając na niewygodne szpilki.
- A gdzie Marek? – próbował przekrzyczeć głośną muzykę Sebastian, gdy Febo przełknęła ostatnią tartinkę z łososiem.
- Wyszedł z Piotrkiem na papierosa – upiła łyk szampana
- To on pali? – zdziwił się kadrowiec
- Nie – przecząco kiwnęła głową – Ale stwierdził, że musi się przewietrzyć. Idziemy tańczyć? – spojrzała na towarzyszącą jej dwójkę
- Sebastian, zatańcz z Pauliną. Ja muszę jeszcze chwilę odpocząć – uśmiechnęła się do nich uroczo. Z głośników popłynęła nieco spokojniejsza piosenka. Narzeczony wraz z Febo ruszyli na parkiet, a ona przyglądała się ich tanecznym wyczynom ze śmiechem.
- Obserwowałem cię. Świetnie tańczysz – usłyszała tuż za uchem spokojny głos Dobrzańskiego. Oddechem omiótł jej szyję. Odwróciła głowę gwałtownie napotykając jego hipnotyzujące spojrzenie. Nachylał się tuż nad nią opierając się jedną ręką o krzesło, które chwilę wcześniej zajmował jego przyjaciel.
- Taniec to moja pasja – uśmiechnęła się nieznacznie. Nie czuła się przy nim pewnie. Jego spojrzenie ją onieśmielało. Niemniej cieszyła się, że podszedł. Była go ciekawa od pierwszej chwili, w której go zobaczyła. Miał w sobie coś pociągającego.
- Wiem, że poznaliście się w szkole tańca – dosiadł się i spojrzał jej głęboko w oczy – Zaczynam żałować, że nie zostałem w kraju i nie zapisałem się  na te lekcje razem z Sebastianem – rzekł poważnym tonem. Roześmiała się serdecznie – Być może byłabyś tu teraz ze mną, a nie z nim – spojrzała na jego usta, które z wdziękiem wypowiadały każde kolejne słowo. Nie skupiała się na treści, nie słuchała go. Patrzyła. Patrzyła i zastanawiała się, jak smakują, jak całują, jak o poranku wypowiadają jej imię. Lekko potrząsnęła głową odganiając od siebie te myśli. ‘Co ja wyprawiam? O czym ja myślę?’ ganiła się – Zatańcz ze mną – rzekł i wstając wyciągnął w jej kierunku rękę. Jego słowa nie brzmiały, jak prośba. Ten ton bardziej wskazywał na polecenie. Nie miała mu tego za złe. Nawet jej się podobała ta stanowczość, ta chęć zawładnięcia na chwilę jej ciałem. Podała mu rękę i poczuła, jakby przeszedł przez jej ciało ładunek elektryczny. Nonszalancko trzymają jedną rękę w kieszeni czarnych spodni poprowadził ją na środek sali, by po chwili mogli się wtopić w grupkę tańczących ludzi. Jakby na jego specjalne życzenie DJ zmienił płytę na bardzo spokojną, nastrojową muzykę. Poczuła jego dłonie na swoich plecach. Przyciągnął ją bliżej i z tajemniczym uśmiechem zaczął wolną sunąć w takt muzyki. Oparła dłonie na jego barkach i pozwoliła się prowadzić. Czuła ciepło jego ciała przez cienki materiał bordowej koszuli. Wciągnęła głośno powietrze tak bardzo zdominowane w tym momencie zapachem jego korzennych perfum.  Oparł policzek, pokryty dwudniowym zarostem o jej skroń. Westchnęła cicho. Od zawsze uwielbiała mężczyzn z zarostem. Twierdziła, że są bardziej seksowni. Sebastian golił się, nie zostawiając nawet bródki, czy wąsów. Jej pierwszy partner, jeszcze z czasów studiów Irek również. Całe życie zastanawiała się, jak to jest całować policzek mężczyzny pokryty zarostem, jak to jest, czuć to podniecające drapanie na nagich piersiach, jak to jest gładzić opuszkami palców szyję, podbródek. Przed oczami stanął jej obraz jej i Marka, gdy składa czuły pocałunek na jego brodzie, rano, tuż po przebudzeniu w zmiętej pościeli. On jakby odczytując jej myśli, jakby wyczuwając jej pragnienia zjechał dłońmi niżej. Omiótł wzrokiem salę. Sebastian stał koło baru wesoło gawędząc z jakąś nieznajomą mu dwójką, Pauliny nigdzie nie dostrzegł. Ona rozkoszując się jego dotykiem była mu całkowicie poddana. Wyłączyła rozum. Żyła chwilą i swoimi dziwnymi w tym momencie pragnieniami. Pragnęła czuć dłonie Dobrzańskiego pieszczące każdy skrawek jej ciała. Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzało. Zawsze wyciszona, wycofana, na wskroś uczciwa pozwalała, by przyjaciel jej narzeczonego dotykał ją tak, jak dotykać nie powinien. Dobrzański odsunął ją lekko od siebie i spojrzał prosto w oczy zjeżdżając dłońmi jeszcze niżej. Prawą, jakby zupełnie przypadkowo, niechcący zahaczył o jej pośladek. W jego oczach malowało się podniecające napięcie. Ona w odpowiedzi splotła dłonie na jego karku, by po krótkiej chwili jedną gładzić jego skórę, a drugą przeczesywać włosy. Nie zastanawiała się, czy Sebastian to widzi, czy ktokolwiek to widzi. Czuła, jakby na tej sali była tylko ona i Dobrzański.
- Igramy z ogniem – szepnęła, gdy poczuła, że Dobrzański musną ustami poduszeczkę jej ucha.
- Wiem – usłyszała w odpowiedzi.
Tę wyjątkową, magiczną chwilę przerwał DJ. Znów puścił bardziej energetyczny kawałek. Odsunęła się od Dobrzańskiego i ostatni raz spoglądając w jego szare oczy ruszyła na poszukiwania swojego partnera. Do końca wieczoru starała się konsekwentnie unikać sytuacji, w których mieliby zostać sam na sam. Gdy podeszła do Sebastiana po tańcu z Dobrzańskim czuła się dziwnie. Czuła coś na kształt wyrzutów sumienia. Wiedziała, że taniec, który miał przed chwilą miejsce był… Szukała odpowiedniego określenia. Do głowy przychodziło jej tylko ‘niestosowny’, ale wiedziała, że to zbyt delikatne określenie. To ich dziejesz spotkanie rozpaliło iskrę. Iskrę, która nigdy nie powinna się pojawić. Dobrzański uwodził ją swoim spojrzeniem, zapachem, dotykiem, każdym wypowiadanym słowem. A jej się to podobało, choć nie powinno. Mocno wtuliła się w Sebastiana chcąc wyciszyć swoje myśli, swoje pragnienia. Nigdy jej się to nie zdarzało, by w taki sposób reagowała na nowo poznanego mężczyznę. By wywoływał w jej wnętrzu taką burzę, by mącił w głowie i w sercu.

Jedno z jej marzeń, o którym przypomniała sobie w ramionach Dobrzańskiego, ziściło się o północy, gdy składał jej życzenia. Szybko musnęła ustami jego policzek podświadomie rozkoszując się tą chwilą. Standardowo życzyła mu ‘wszystkiego dobrego’. On wyszeptał do jej ucha słowa, które do samego rana kołatały się w jej głowie. ‘Oby Nowy Rok był jeszcze lepszy, szczęśliwszy i bardziej namiętny. Śnij o mnie każdej nocy’. Gdyby stał przed nią ktoś inny uznałaby, że jest bezczelny. On pozwalał sobie na takie śmiałe ruchy, bo wiedział, że ona czuje podobnie. Czytał w jej oczach, jak w otwartej księdze. Chwilę po drugiej wyciągnęła Sebastiana do domu, tłumacząc się bólem głowy i otartymi od niewygodnych szpilek stopami. Nawet się nie pożegnali z Pauliną i Markiem. W głębi duszy bardzo się z tego powodu cieszyła. Bała się kolejnego spotkania z Dobrzańskim.
Nowy Rok postanowiła spędzić w łóżku. Sebastian stał nad nią z kubkiem gorącej herbaty. Na jego twarzy malowało się zmartwienie.
- Słabo wyglądasz – rzekł z troską gładząc jej czoło – Mam nadzieję, że to nie infekcja
- Trochę zmarzłam wczoraj, gdy wracaliśmy do domu. Poleżę w ciepłej pościeli i zaraz mi przejdzie. – posłała mu blady uśmiech. Tak naprawdę potrzebowała chwili tylko dla siebie. Potrzebowała się wyciszyć.
- No dobrze, leż sobie – skierował się do drzwi, ale zatrzymał się w pół kroku – Aaa, zapomniałbym. Dzwonił Marek – na dźwięk tego imienia serce niebezpiecznie przyspieszyło – Zaprosiłem ich na najbliższą sobotę na kolację. Mam nadzieję, że do tego czasu poczujesz się już lepiej. Zamówimy catering, napijemy się wina, pogadamy na spokojnie. Chciałbym, byś go lepiej poznała – uśmiechnął się uroczo i zostawił ją samą. ‘Lepiej poznała? Obawiam się, że to nie jest dobry pomysł’ przemknęło jej przez myśl. 

Olszański zamówił jedzenie w jednej z mokotowskich knajpek. Rozłożyła pyszności na stole i rozstawiła talerze. Od rana była spięta. Obawiała się tego spotkania. Obawiała się, że Sebastian dostrzeże zmianę w jej zachowaniu. Nie chciała, żeby zaczął zadawać pytania. Dobrzański wraz z Pauliną uśmiechnięci wkroczyli do mieszkania, które kilka lat temu Sebastian kupił na piątym piętrze nowoczesnego bloku na Dolnym Mokotowie. Wręczył przyjacielowi butelkę wina i krótkim muśnięciem w policzek przywitał się z Ulą. Cała się spięła, gdy jego usta dotknęły jej skóry. Znów jego zapach zawładnął jej zmysłami. Szybko przywitała się z Pauliną i zniknęła w kuchni. Musiała ochłonąć i wziąć się w garść. Musiała przyznać, że cały wieczór zachowywał się poprawnie. Zachowywał się neutralnie, jakby sylwestrowej nocy wcale nie było. Była mu wdzięczna, że nie prowokował jej spojrzeniem, jakimś intymnym gestem, choć z drugiej strony w głębi serca czuła się chyba lekko zawiedziona. Wieczór upływał im w miłej atmosferze. Paulina z Markiem opowiadali o pobycie we Włoszech, o tworzeniu firmy. Panowie wspominali zabawne sytuacje z czasów studiów, to, jak wzajemnie wyciągali się z tarapatów. Sebastian chwalił się zaręczynami. Dobrzański niespokojnie poruszył się na krześle, spoglądając na przyjaciela z zazdrością, którą dość trudno maskował nieszczerym uśmiechem. Ula czując, że sytuacja robi się coraz bardziej napięta postanowiła na chwilę wyjść.
- Przyniosę ciasto – uśmiechnęła się do gości
- Pomogę ci – zaoferowała brunetka
- Zostań – poprosił – Ja pomogę Uli – Cieplak obrzuciła go spanikowanym spojrzeniem i szybko zniknęła z pola widzenia narzeczonego - Przy okazji skoczę do łazienki – musnął policzek partnerki i podążył za Ulą. Sebastian z Pauliną pogrążyli się w rozmowie o najlepszej bazie hotelowej na południu Włoch.
- Nie mogę przez ciebie spać – szepnął z pretensją do jej ucha, gdy kroiła ciasto. Stał tuż za nią. Czuła na sobie każdy skrawek jego ciała. Położył dłonie na jej biodrach i zaciągnął się zapachem jej perfum. Nie odwróciła się. Bała się, że gdy tak się stanie nie będzie potrafiła pohamować się przed zaatakowaniem jego warg – Od tej pieprzonej imprezy marzę o tobie każdej nocy – jego uwodzicielski głos doprowadzał ją do wrzenia. Miała ochotę odwrócić się i oddać się mu choćby na kuchennym blacie. Pociągał ją. Rozbudzał wszystkie zmysły. Resztką rozsądku odgoniła od siebie te myśli i wyswobodziła się z jego uścisku. Odeszła dwa kroki w bok i spojrzała na niego. Wpatrywał się w nią zafascynowanym spojrzeniem. Wyciągnęła przed siebie dłoń i podnosząc do góry spowodowała, że złoty pierścionek znajdował się teraz na wysokości jego spojrzenia.
- Od dwóch tygodni jestem narzeczoną twojego najlepszego przyjaciela – rzekła stłumionym głosem, by pozostała dwójka jej nie usłyszała – on chce żebyś został jego świadkiem – wyczuł w jej głosie nutę pretensji.
- Przecież chcesz tego równie mocno, jak ja – szepnął, znów się do niej zbliżając – Też mnie pragniesz, też o mnie śniesz – przyparł ją do kochanej szafki i zachłannie wpił się w jej usta. Oddała ten pocałunek pełen szaleństwa i namiętności. Ale bardzo szybko przyszło opamiętanie. Uderzyła go w twarz. Niezbyt mocno, by nie miał śladu, ale tym gestem chciała mu dać jasno do zrozumienia, że posunął się za daleko.
- Kobieta nie słowami mówi prawdę, lecz ciałem – rzekł wpatrując się w nią lekko zamglonym wzrokiem – Twoje ciało nie kłamie. Będziesz moja – rzucił z bezczelnym uśmieszkiem i skierował się w stronę toalety. Została sama oddychając ciężko. Ta pokrętna znajomość zaczynała być coraz trudniejsza. Przejechała językiem po swoich ustach. Cudownie smakował.

Od dwóch godzin siedziała nad prostą tabelką i nie mogła zebrać myśli. Serce pragnęło bruneta, rozum podpowiadał, że powinna być wierna, że kocha przecież blondyna. ‘Po cholerę on przyjeżdżał do Polski! Czy Sebastian musi przyjaźnić się właśnie z nim?!’. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk przychodzącej wiadomości. Nie znała tego numeru, ale przejechała palcem po wirtualnej kopercie otwierając wiadomość tekstową.
‘Odwiedzę Cię we śnie, a wtedy nie powiesz nie. Rozbudzę Twe zmysły i ciało, a Tobie będzie wciąż mało. Odnajdę czułe miejsca językiem a Ty obudzisz sie z krzykiem...’
Poczuła napływ gorąca. Nie podpisał się, ale wiedziała do kogo należy ten numer. Po chwili przyszła kolejna wiadomość
‘Spotkaj się ze mną.’
Nie odpisała. Powinna stanowczo posłać go na drzewo, być może powinna powiedzieć Sebastianowi o jednoznacznych propozycjach Dobrzańskiego, ale nie mogła, nie chciała. Chciała wziąć do ręki smartfona i odpisać ‘Kiedy i gdzie?’, ale nie potrafiła. Nie mogła, choć chciała. Resztki rozsądku, resztki przyzwoitości i uczciwości nakazywały jej milczeć, choć ciało pragnęło jego dotyku, jego pocałunków, jego pieszczot. Bez przerwy zastanawiała się jakim jest kochankiem, ale przypominając sobie jego dłonie na swoich plecach, pośladkach, podczas tańca, dochodziła do wniosku, że w jego ramionach czułaby się idealnie, wyjątkowo, najlepiej. Ale przecież miała Sebastiana i nie miała prawa o tym zapominać. Nie miała prawa ryzykować swojego związku dla kilku chwil rozkoszy z Dobrzańskim, który za kilka dni miał wrócić do Mediolanu. ‘Zniknie mi z oczu i znów będę miała spokój. Zapomnę o nim, zapomnę o tym, co moglibyśmy razem przeżyć’. Do końca dnia nie potrafiła skupić się na pracy. Wróciła do domu później niż zwykle. Sądziła, że zakupy pomogą jej choć na chwilę oderwać myśli od przystojnego bruneta, jego sms’ów i sygnałów, które jej wysyłał. Nogi zaprowadziły ją do sklepu z bielizną. Wybrała seksowny, czarny komplet. Jadąc autem w stronę mieszkania Olszańskiego zastanawiała się, czy dokonując wyboru koronkowej, prześwitującej bielizny miała przed oczami twarz narzeczonego, czy Marka. Chyba jednak tego drugiego.
- Jestem – zawołała, ściągając baleriny
- Cześć kochanie – pojawił się w przedpokoju i musnął jej usta – Kolacja czeka – spojrzał na nią z miłością.
- Jesteś wspaniały – uśmiechnęła się widząc swoją ulubioną zapiekankę makaronową. Przeżuwając kolejne kęsy przyglądała się Olszańskiemu. Analizowała ich związek. Czuła się przy nim bezpieczna, kochana. Było jej z nim dobrze. Ale nigdy nie czuła tego, co pojawiało się, gdy tylko Dobrzański stanął na horyzoncie. Nie potrafiła tego zdefiniować, ale miała wrażenie, że całe życie tego poszukiwała, całe życie za tym tęskniła.
- Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, że dałem Markowi twój numer telefonu. Ma do ciebie jutro dzwonić. Chce żebyś pomogła mu wybrać prezent dla Pauli. Za miesiąc będą obchodzić trzecią rocznicę. Myśli o jakimś naszyjniku, czy bransoletce – wyjaśnił
- Jasne – bąknęła całą swoją uwagę skupiając na potrawie.
- Ula – westchnął – Co się dzieje? Ostatnio jesteś jakaś dziwna – właśnie tego najbardziej się obawiała. Jego pytań, podejrzliwości.
- Jestem zmęczona. Od samego początku roku mam urwanie głowy w pracy. Niebawem weekend, odsapnę sobie – posłała mu blady uśmiech
- To może pojedziesz ze mną do Bydgoszczy? Obiecałem mamie, że zajmę się sprzedażą tego domu po babci. Muszę pojechać i cyknąć parę fotek. Wyjechalibyśmy w piątek po pracy, wrócili w niedziele przed wieczorem. Co ty na to?
- Jakoś nie mam ochoty – spojrzała na niego przepraszająco – Jedź sam. O niczym innym nie marzę, jak o ciepłym łóżku - ‘W którym jest Marek’ przebiegło jej przez myśl. Znów się biczowała za swe pragnienia i fantazje.
- No dobrze. W takim razie pojadę w sobotę z samego rana i wrócę w niedzielę. Piątkowy wieczór spędzimy razem, żeby ci nie było smutno – puścił jej oczko i zbierając brudne naczynia ruszył w kierunku zmywarki.  

Dochodziła piętnasta, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Nie ruszyła się z miejsca. Leżąc okryta cienkim kocem w salonie, czytała jakąś nudną powieść z XIX wieku. Dzwonek jednak odezwał się po raz kolejny. Najwyraźniej nie był to ani Świadek Jehowy, który miał ochotę porozmawiać o Biblii, ani akwizytor wciskający staruszkom super garnki w super cenie.
- Jedynie trzy wasze miesięczne emerytury – mruknęła pod nosem i ruszyła w kierunku korytarza. Spojrzała przez wizjer i zamarła. Po drugiej stronie stał Dobrzański, nonszalancko oparty jedną dłonią o framugę drzwi. Serce toczyło walkę z rozumem. Wiedziała co się wydarzy, jeśli otworzy te drzwi. Wiedziała, że powinna wrócić na kanapę i zająć myśli lekturą. Nie licząc się z konsekwencjami odblokowała zamek i stanęła w drzwiach. Jej oddech niebezpiecznie przyspieszył. Czuła to rosnące podniecenie.
- Sebastiana nie ma – rzuciła gardłowym głosem
- Wiem – uśmiechnął się cwaniacko – Bo ja przyszedłem do ciebie. Bezpardonowo wszedł do środka zatrzaskując nogą drzwi i porwał ją w swoje ramiona. Podniósł za pośladki do góry i skierował się w stronę sypialni, która należała do niej i Olszańskiego. Gdy tylko postawił ją na miękkim dywaniku pomogła mu pozbyć się kurtki i marynarki. Miażdżył wargami jej usta.
- Nie powinniśmy – szepnęła rozpinając pospiesznie guziki jego czarnej koszuli.
- Masza rację – szepnął między kolejnymi pocałunki składanymi tym razem na jej szyi – Nie powinniśmy – wpił się w jej usta.

Oddychając ciężko leżał z zamkniętymi oczami.  Prawą ręką czule sunął w górę i w dół po jej nagich plecach.
- Marzyłem o twoim ciele odkąd tylko cię zobaczyłem. Jesteś moim ideałem – szepnął, nie chcąc burzyć tej niezwykle intymnej atmosfery, która wytworzyła się w tym niewielkim pomieszczeniu.
- Ideał jest pociągający, dopóki jest nieosiągalny. Jeśli zostaje zdobyty przestaje nim być – rzekła filozoficznie całując jego tors. Dziś spełniły się jej kolejne marzenia. Czuła jego zarost na swoich piersiach, udach, na wzgórku łonowym. Wiła się pod nim, szalała z pożądania. Rozpalił ogień, który potrafił parzyć.
- Zdradziłam narzeczonego – szepnęła mocniej wtulając się w jego tors. Wbrew temu co mówiła nie czuła wyrzutów sumienia. Czuła szczęście i spełnienie – A ty zdradziłeś partnerkę i najlepszego przyjaciela
- To było od nas silniejsze i doskonale o tym wiesz – przekręcił jej głowę tak, by mógł tonąć w tym błękitnym spojrzeniu
- To się nie może więcej powtórzyć – rzekła kompletnie wbrew sobie. Chciała powtarzać to codziennie. Chciała każdego wieczora omdlewać z rozkoszy w jego ramionach. 
- Nie wymagaj ode mnie czegoś, czego nie mogę ci obiecać. Pasujemy do siebie idealnie. Było mi z tobą cudownie. Tobie ze mną też. Nie próbuj zaprzeczać, bo to wiem. Twoje ciało nie kłamało.
- On sobie na to nie zasłużył – szepnęła zaciskając oczy, gdy przypomniała sobie roześmianą twarz narzeczonego
- Nie myśl teraz o tym – poprosił muskając przygryzając zębami jej sutki. Jęknęła
- Czy warto dla kilku chwil krzywdzić bliskiego nam człowieka?
- Kilku chwil? – powtórzył za nią i spojrzał pytająco
- Za kilka dni wracasz do Mediolanu. Ja zostaję tutaj z nim i…. – urwała na chwilę – Obawiam się, że nie poradzę sobie z wyrzutami sumienia. Nie będę potrafiła spojrzeć mu w oczy.
- Kochaj się ze mną – poprosił przygniatając ją do materaca ciężarem swojego ciała. Zatracili się po raz kolejny. Wyszedł z ich mieszkania przed dwudziestą trzecią. Zaczęła tęsknić, gdy tylko zamknęły się za nim drzwi.
‘Twój zapach na poduszce pieścił mnie o świecie’ wystukała na ekranie telefonu i wysłała chwilę po ósmej
‘Zaraz ja będę cię pieścić. Już do ciebie jadę’
Gdy tylko pojawił się w drzwiach bez słowa skierowali się do sypialni.
- Marek, musimy to zakończyć – szepnęła szczelniej opatulaj się szlafrokiem. Zapiął pasek od spodni i stanął przed nią czule gładząc kciukiem policzek
- Przecież wiem, że tego nie chcesz.
- Jest Sebastian, jest Paulina
- Powiedz słowo, a jeszcze dziś się z nią rozstanę – zapewnił. Nie usłyszał w odpowiedzi nic. Gdy tylko wyszedł pospiesznie zaczęła pakować niewielką torbę. Na stole zostawiła kartkę ‘Kochanie, pojechałam do Rysiowa. Zostanę u nich na noc. Zobaczymy się jutro. Ula’
Nie chciała dziś z nim rozmawiać. Chyba nie potrafiłaby mu spojrzeć w oczy. Jednak ‘konfrontacji’ nie można było odciągać w nieskończoność. W poniedziałek wróciła po pracy do domu, w którym czekał już Olszański. Wbrew swoim obawom i ku ogromnemu zaskoczeniu całkiem łatwo przyszło jej udawanie przed Sebastianem, że nic się nie dzieje, że wszystko jest w porządku. Odkrywała w sobie talenty aktorskie.
‘Chcę Cię delikatnie pieścić językiem, czuć Twój podniecający zapach. Tęsknię’ Nie wiedzieli się od dwóch dni. Ona też tęskniła. Od samego rana układała w głowie plan na najbliższe dni by jak najwięcej razy móc się z nim spotkać przed jego wylotem do Włoch. Szybko wystukała odpowiedź ‘Pragnę Twojej obecności w zasięgu warg i rąk. Chcę cię poczuć w sobie. Jeśli zaraz nie będę Cię mieć oszaleję’. Jej telefon rozdzwonił się po kilku sekundach.
- Hotel – rzucił krótko. Nie bardzo rozumiała, o co mu chodzi.
- Jaki hotel? – szepnęła
- Najbliższy, obok twojej pracy
- Novotel – odparła pospiesznie zbierając swoje rzeczy z biurka
- Będę za dwadzieścia minut. Poczekaj przy recepcji – nie czekając na jej odpowiedź zakończył połączenie. Zarzucając torebkę na ramię zapukała do sąsiadujących z jej pokojem drzwi
- Dziewczyny, wychodzę do lekarza. Dziś mnie już nie będzie. Do jutra – posłała im promienny uśmiech i szybko zbiegła po schodach.

- Kiedy wylatujesz? – niemal wyjęczała, gdy pieścił ustami najwrażliwsze miejsce jej ciała. Rozsuwając szerzej jej nogi podniósł do góry głowę i rzucając krótkie ‘nigdzie nie lecę’ wrócił do przerwanej czynności. Nie potrafiła teraz o tym myśleć. Skupiła się na rozkoszy jaką jej dawał. Przeczesywała jego czarne włosy. Z twarzą wtuloną w jej piersi dochodził do siebie.
- Nie lecisz? – wróciła do rozmowy
- Nie. Rozstałem się wczoraj z Pauliną. Ona wraca w poniedziałek. Poleci z nią Aleks. Teraz to on zajmie się filią w Mediolanie. Ja obejmę centralę w Warszawie. Już wszystko załatwiłem – spojrzał na nią czule
- Będzie jeszcze trudniej – westchnęła – Jak ty to sobie wyobrażasz? Nie możemy tego ciągnąć w nieskończoność. Za niecałe sześć miesięcy zostanę żoną twojego przyjaciela.
- Odejdź od niego – spojrzał na nią błagalnie i oparł głowę na lewym przedramieniu.
- Chyba nie wiesz, o co mnie prosisz – rzekła – To twój przyjaciel. I tak wystarczająco mocno już go skrzywdziliśmy
- Nie każ mi rezygnować z miłości na rzecz przyjaźni. Zresztą nie zniósłbym twojego widoku u jego boku, w jego ramionach  – spojrzał na nią wymownie – Kocham cię i wiem, ze ty czujesz to samo
- Nawet się nie znamy – pokręciła przecząco głową. Roześmiał się serdecznie.  
- Trochę się jednak znamy – musnął ustami jej nagą pierś – Mamy przed sobą całe życie – widząc jej wahanie ciągnął dalej – Czy czułaś się kiedyś przy nim tak, jak czujesz się ze mną? Zaryzykuj – poprosił
- Nie możemy być razem – rzekła, czując gromadzące się łzy w kącikach jej oczu – Poznałam kogoś. Chce z nim być – nie wydawał się na specjalnie zaskoczonego. Spojrzał na nią smutnym wzrokiem
- To Marek, prawda? – to nie brzmiało jak pytanie, bardziej jak stwierdzenie
- Skąd wiesz? – zapytała zaskoczona
- Widziałem, jak mnie o ciebie dopytywał – rzekł z bólem – kilka dni temu przez sen szeptałaś jego imię. Wybacz, nie będę wam życzył szczęścia – podeszła do niego i chwyciła jego dłoń, kładąc na niej pierścionek zaręczynowy
- Przepraszam – szepnęła przez łzy – pójdę się spakować
- Chcesz to wszystko dla niego przekreślić?
- Kocham go - spuściła głowę
-  Ile wy się znacie? - jęknął - Trzy tygodnie? Ja pierdole, Ulka, przecież to był mój przyjaciel. Mój przyjaciel - powtórzył załamany
- Nie planowaliśmy tego - rzekła i ruszyła w stronę ich sypialni
- Idę się przewietrzyć. Klucze zostaw w skrzynce pocztowej – rzucił lekko nieobecnym tonem i wyszedł trzaskając drzwiami. Zauważył samochód byłego już przyjaciela pod swoim blokiem. Dobrzański wysiadł i podszedł w jego kierunku kilka kroków
- Chciałem porozmawiać z tobą jutro, ale skoro widzimy się teraz – zaczął, ale nie dane mu było dokończyć. Poczuł silny cios.
- Skurwiel! – krzyknął – Nie posuwa się narzeczonej kumpla! Są kurwa jakieś zasady! – krzyknął i uderzając bruneta po raz drugi szybko odszedł w stronę pobliskiego parku. Dobrzański dotknął dłonią dolnej wargi. Piekła. Spojrzał na palce i dostrzegł krew. Usłyszał charakterystyczny dźwięk ciągniętej walizki. Spojrzał w kierunku wyjścia z klatki. Zmierzała w jego kierunku ciągnąc za sobą dwie duże walizki.
- Marek – podeszła do niego przerażona. Pospiesznie zaczęła szukać chusteczki
- To nic. Zasłużyłem sobie – przyznał uśmiechając się smutno – By wygrać miłość musiałem oblać egzamin z przyjaźni. Jedźmy do domu - przytulił ją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz