B

piątek, 12 września 2014

Miniaturka XX 'Prawdziwej miłości nie udowodni się słowami' II ost.

- Grupa krwi jeszcze niczego nie przesądza – odparł Piotr, po twarzy którego było widać, że nie jest zadowolony z tej deklaracji
- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale spróbować warto. Kto jest jej lekarzem prowadzącym? Chyba muszę z nim porozmawiać – rzekł wpatrując się wciąż w jej sylwetkę
- Naprawdę chce pan oddać mojej córce kawałek wątroby? – usłyszał wzruszony głos Cieplaka. Józef wiedział, że propozycja Dobrzańskiego niczego nie gwarantuje. Przecież Jasiek już miał być dawcą, a jednak w ostatniej chwili okazało się, że są zbyt poważne przeciwwskazania, ale… Marek dał mu nadzieję, którą kilka godzin wcześniej brutalnie odebrał doktor Rymkiewicz.
- Jeśli mogę jej w ten sposób pomóc, to – urwał na chwilę – nie ma się nad czym zastanawiać – dokończył. Chciał powiedzieć coś innego, ale nie wypadało. Nie w tych okolicznościach i nie w obecności Piotra. Zresztą ‘czy to ma jakiekolwiek znaczenie w tej chwili?’
- Prawdopodobnie i tak przeszczep nie będzie możliwy – stwierdził kardiolog niby to obojętnym tonem
- A to dlaczego? – Dobrzański przeszył go wzrokiem. Najwyraźniej Sosnowski chciał ratować zdrowie Ulki tylko do czasu, gdy mógł to robić sam. Gdy pojawiło się towarzystwo w postaci jej byłego kochanka zaczął kombinować
- Bo nie jesteś dawcą spokrewnionym. Takie są w Polsce przepisy – spojrzał na niego z lekką satysfakcją
- Mimo to porozmawiam z lekarzem – zadeklarował i spojrzał w głąb korytarza – Który to gabinet? – zwrócił się w stronę Józefa. Miał niemal pewność, że Cieplak chcąc ratować córkę będzie chętnie współpracował.
- Osiemnaście, po lewej stronie – prezes kiwnął głową i pewnym krokiem ruszył przed siebie

-Słucham? – mężczyzna po pięćdziesiątce podniósł wzrok na stojącego w progu Marka
- Ja w sprawie Uli Cieplak – odparł i nie czekając na zaproszenie rozsiadł się na drewnianym krześle
- Pan z rodziny? – zmarszczył brwi. Jego pacjentka leżała tutaj od kilkunastu dni, a tego bruneta widział po raz pierwszy
- Nie do końca… - zawahał się – Jestem jej przyjacielem – ‘miałem szansę być kimś więcej, byłem kimś więcej, ale przy okazji byłem idiotą’ przemknęło mu przez głowę – O ile to będzie możliwe, chciałbym być dawcą – lekarz obrzucił go przenikliwym spojrzeniem
- Pan chce być dawcą. To nie jest taka prosta sprawa – zaczął spokojnie, ściągając z nosa okulary w czarnej oprawce – Po pierwsze, nie wiemy, czy pan w ogóle mógłby dawcą być. Trzeba byłoby wykonać szereg badań, począwszy od grupy krwi i zgodności tkankowej, na próbach wątrobowych skończywszy. Tam po drodze jest jeszcze szereg innych badań. Do tego dochodzi wywiad. Czy nie było nowotworów w rodzinie, czy nie nadużywał pan alkoholu i tak dalej, i tak dalej. Po drugie, pan nie jest spokrewniony z biorcą. W Polsce jest to zakazane z uwagi na możliwość handlu narządami. Jeśli kwalifikowałby się pan musielibyśmy wystąpić do sądu o zgodę. Tam by była potrzebna konsultacja psychiatryczna. A po trzecie i najważniejsze – westchnął – pytanie do pana, czy pan wie, na co się pan decyduje.
- Chyba tak – odparł
- Proszę pana, chyba to moja córka poszła dzisiaj do szkoły. Pan musi być pewny. Ja wiem, że łatwiej jest się decydować na oddanie wątroby niż na przykład nerki, bo niby jedna zostaje, ale różnie to może być. Wątroba w dużej mierze się regeneruje… Proszę pana – spojrzał na Dobrzańskiego z sympatią – każdy zabieg chirurgiczny wiąże się z ryzykiem. Pobranie fragmentu wątroby od dawcy niesie ze sobą ryzyko komplikacji. Ja nie mogę panu zagwarantować, że my tę wątrobę pobierzemy, pan poleży cztery dni w szpitalu i wyjdzie do domu, a tym samym wróci do normalnego trybu życia. Przez pewien okres czasu jest niezbędna specjalna dieta, poza tym badania kontrolne, które trzeba wykonywać regularnie w celu ustalenia jak narząd się regeneruje. Zero alkoholu przez dłuższy okres. Dam panu broszurę informacyjną. Proszę się z nią uważnie zapoznać i jeśli będzie pan zdecydowany, rozpoczniemy procedurę kwalifikacji.
- Jestem zdecydowany – rzekł pewnym głosem, na co lekarz podniósł zdziwiony brwi
- Dobrze – zaśmiał się nerwowo - Umówimy się tak. Pan do jutra to przeczyta i rano spotkamy się na pierwszych badaniach. Zgoda?
- Naturalnie 
- Proszę być na czczo. Zgłosi się pan do zabiegowego na pierwszy piętrze. Tutaj jest jeszcze formularz  z danymi. Proszę wypełnić i zostawić w dyżurce u pielęgniarek. Do jutra
- Dziękuję. Do zobaczenia.
Wyszedł z gabinetu dzierżąc w dłoni papiery. Wrócił pod salę na której leżała
- I co? – zapytał z nadzieją Cieplak
- Jutro mam pierwsze badania kwalifikujące – posłał mu ciepły uśmiech – Proszę być dobrej myśli. Do widzenia panie Józefie. Cześć – rzucił w stronę kardiologa i pojechał do domu.

- Dlaczego pan to robi? Czym się pan kieruje? – dopytywała około czterdziestoletnia blondynka uważnie go obserwując
- Co w takiej sytuacji powinienem odpowiedzieć, by wszystko poszło gładko?
- Prawdę – stwierdziła – To nie jest matura, gdzie musi się pan wpasować z odpowiedzią w klucz. Pan ze mną rozmawia szczerze, ja wystawiam krótką opinię, czy jest pan świadomy podjętej decyzji i tyle. Więc proszę o szczerość – pokiwał głową ze zrozumieniem
- Chcę ratować zdrowie kobiety, na której bardzo mi zależy
- Państwa coś łączy?
- Łączyło – odparł gorzko – Ale przez moją głupotę rozstaliśmy się zanim zdążyliśmy zbudować prawdziwy związek
- Może to są zwykłe wyrzuty sumienia? – zaciekawiła się
- Nie – w jego głosie brzmiała pewność siebie – Nie chodzi mi o odpokutowanie win kawałkiem wątroby, tak samo, jak nie chodzi mi o jej wdzięczność. Po prostu chcę, by kobieta, którą kocham wróciła do zdrowia i za kilka miesięcy mogła być szczęśliwa.

Spotkał Sosnowskiego przed wejściem do szpitala.
- Widziałem wyniki – zaczął niepewnym głosem – Póki co kwalifikujesz się. Czekają jeszcze na jedne badania. Prawdopodobnie będziesz mógł być dawcą – prezes odetchnął z wyraźną ulgą. Kardiolog wręcz przeciwnie.
- Jak ona się czuje? – zapytał kierując się wolnym krokiem w stronę pokoju doktora Rymkiewicza
- Coraz lepiej. Powoli nabiera więcej sił – cień uśmiechu pojawił się na twarzach obu mężczyzn
- Cieszę się – w jego głosie pobrzmiewało autentyczne szczęście – Sorry, ale lekarz na mnie czeka – chciał przyspieszyć kroku, ale zatrzymał go głos Sosnowskiego
- Marek – urwał na chwilę chcąc zebrać myśli. Był wyraźnie zdenerwowany – Posłuchaj, jeśli ten przeszczep dojdzie do skutku.. – motał się wodząc po szpitalnym korytarzu rozbieganym wzrokiem. Dobrzański doskonale wiedział, o co mu chodzi i do czego dąży.
- Nie zmieniłem zdania, jeśli o to ci chodzi – zapewnił go – Ja to robię dla niej, nie dla siebie – rzucił i wbiegł na drugie piętro

We czwórkę siedzieli przy jednym ze stolików w kawiarni, która mieściła się tuż obok szpitala.
- Sąd najprawdopodobniej jutro wyda zgodę na transplantację – wyjaśniał – Jak zapewne wiecie od Rymkiewicza zabieg mógłby się odbyć w przyszły czwartek – Józef wzruszony kiwnął głową
- Marku, chciałem ci bardzo podziękować – ta sytuacja pozwoliła obu mężczyznom poznać się lepiej. Jednostronnie przeszli na ty – To co robisz – chciał kontynuować, ale Dobrzański mu nie pozwolił
- Niech pan da spokój. Ja naprawdę nie potrzebuję podziękowań. Mam jedynie nadzieję, że obejdzie się bez komplikacji, a organizm Uli nie odrzuci wątroby i będzie ona mogła jej służyć długie lata – uśmiechnął się ciepło. Mielewska wpatrywała się w szefa z wyraźną sympatią. Ostatnie kilkanaście dni pozwoliło jej diametralnie zmienić zdanie o prezesie. Zaczynała rozumieć, że on naprawdę kocha jej przyjaciółkę. Piotr siedział ze spuszczoną głową. Bał się. Czuł, że z każdym dniem coraz bardziej przesuwa się na przegraną pozycję. Cieszył się, że Ula odzyska zdrowie, że pojawiła się dla niej szansa, ale jednocześnie się bał. Przecież doskonale wiedział, jak bardzo Ula kochała Dobrzańskiego – i chcę was prosić, byśmy trzymali się tego, co ustaliliśmy. Rymkiewicza również poinformowałem. Ma się on trzymać wersji, że organ pochodzi od anonimowego dawcy, prawdopodobnej ofiary wypadku. Absolutna dyskrecja jest moim jedynym warunkiem.

Czy jadąc na blok operacyjny się bał? Oczywiście. Byłby idiotą, gdyby tak nie było. Bał się o siebie, ale również o nią. Alicja opowiadała mu z jakim wzruszeniem przyjęła wiadomość, że znalazł się dawca. Wciąż w uszach dźwięczały mu słowa kadrowej ‘Przepraszam Marek. Myliłam się co do ciebie. Żałuję, że wam wtedy nie pomogłam’. On też żałował, ale było już za późno. A teraz ta wdzięczność i skakanie koło niego na palcach, doprowadzały go do szału. Chciał po prostu jej pomóc. Bez wdzięczności, bez podtekstów. Nie oczekując nic w zamian. Taką decyzję podjął. Ona pierwsza podjęła decyzję o odcięciu się od niego. Chciał to uszanować i nie stawiać w niezręcznej sytuacji. Nie chciał wdzięczności. Chciał jej pomóc i umożliwić normalne życie. Chciał jej szczęścia. Czy to nie jest właśnie miłość? Owszem, ale dla nich było już za późno. Zbyt wiele błędów popełnił, zbyt późno zrozumiał. Ona już dawno podjęła decyzję.

- I jaki jest jego stan? – dopytywał Cieplak Sosnowskiego
- Stabilny. Komplikacje w pierwszych dwóch dobach po tego typu operacji zdążają się dość często. Najwyraźniej jedno z naczyń po pobraniu organu nie zostało odpowiednio zamknięte. Reoperacja jak pan wie się udała. Będzie musiał dłużej zostać w szpitalu, ale powinno obyć się bez kolejnych niespodzianek – Józef zmartwiony potarł czoło
- Boże, mam nadzieję, że wyjdzie z tego bez większego szwanku. Uratował Ulę, a sam ma teraz problemy ze zdrowiem.
- Poprosiłem o konsultację mojego kolegę, bardzo dobrego chirurga. Powiedział, że teraz jest wszystko w porządku. Z resztą Marek z każdym dniem czuje się lepiej – wyjaśniał, siedząc na szpitalnym krześle nieopodal sali Ulki – ma dobrą opiekę - zapewnił
- Chyba powinienem powiedzieć Uli – zamyślił się Cieplak
- Rozmawiałem z nim. Prosił byśmy tego nie robili. Musimy uszanować jego wolę
- To chociaż do niego pojadę. Będzie mu miło. Może nawet dzisiaj. Rozmawiałem z lekarzem. Jutro powinni wypisać Ulę do domu, nie będę chciał zostawiać jej samej.
- Zawiozę pana – zaoferował, choć w głębi duszy ta sytuacja była mu wybitnie nie na rękę. Doceniał gest Dobrzańskiego i doceniał to, że pragnął utrzymywać wersję anonimowego dawcy. Wciąż obawiał się odrodzenia miłości Ulki do prezesa.

Spacerowała parkową alejką w to słoneczne, kwietniowe przedpołudnie. Lubiła to miejsce. Wiązało się z wieloma pięknymi wspomnieniami. Często przychodziła tu razem z Markiem. W ciągu ostatniego roku wiele się u niej zmieniło. Odeszła z firmy, później ten wypadek, który powoli stawał się tylko nieprzyjemnym wspomnieniem. Spojrzała przed siebie i dostrzegła znajomą postać siedzącą na jeden z ławek. Nie była pewna, czy to on. W końcu była jedenasta, środek dnia pracy, a on w jeansach i ciepłej bluzie z kapturem siedział w parku gapiąc się na pływające kaczki.
- Cześć – usłyszał za plecami głos, za którym tęsknił od miesięcy. Chciał się poderwać z ławki, ale ból wywołany gwałtownym ruchem mu to uniemożliwił. Wyprostował się tylko i przywidział na twarz szeroki uśmiech, który miał zatuszować grymas wywołany bólem. Dosiadła się obok i spojrzała na niego ciepło. Nic się nie zmienił przez te ostatnie osiem miesięcy podczas których się nie widzieli. No może był bardziej blady i silniejsze zmęczenie malowało się na jego twarzy. ‘Pewnie Violka wciąż się obija’ zaśmiała się w duchu.
- Cześć – odpowiedział w końcu – Miło cię widzieć. Słyszałem o twoim wypadku. Jak się czujesz?
- Dziękuję, dobrze. Szybko doszłam do siebie, a pobyt w szpitalu, operacja, jedna, druga, powili staje się zacierającym się wspomnieniem – uśmiechnęła się blado – A ty nie w firmie? Wagary sobie urządzasz? – serdeczny ton jej głosu wywołał uśmiech na jego twarzy
- Mam wolne – bąknął. Nie wyobrażał sobie, by powiedzieć jej, że jest na zwolnieniu, że wciąż  dochodzi do siebie po zabiegu
- Zostawiłeś firmę w rękach Aleksa? – zdziwiła się
- Nie. Zastępuje mnie ojciec i Seba. Oboje Febo wyjechali z kraju zaraz po pokazie. Aleks założył firmę we Włoszech, Paula układa sobie życie z jakimś Włochem. Już nie wrócą.
- Sądziłam, że wróciliście do siebie – zmarszczyła brwi, a on słysząc te słowa wybuchnął śmiechem
- Nawet tak nie żartuj. Kompletnie do siebie nie pasujemy. Mogę się tylko cieszyć, że wreszcie znalazła odpowiedniego człowieka i jest szczęśliwa – spojrzał na nią z nieskłamaną przyjemnością. Tę chwilę, gdy tonęli w swoich oczach przerwał dźwięk nadchodzącego sms’a. Niechętnie sięgnęła do torebki i przeczytała treść szeroko się uśmiechając
- Piotr? – rzucił, choć po chwili tego pożałował. Nie powinien był pytać. To nie jego sprawa.
- Nie, Beti – wyjaśniła szybko, jakby się usprawiedliwiając – Dostała szóstkę ze sprawdzianu z matematyki
- Zdolna jak siostra – rzucił z uśmiechem, ale ona jakby tego nie słysząc ciągnęła dalej
- Rozstałam się z Piotrem przed Gwiazdką – spojrzał na nią zaskoczony – Zrozumiałam, że nigdy nie będę w stanie pokochać go tak, jak na to zasługuje – szepnęła spuszczając głowę – W styczniu poleciał do Bostonu – przez chwilę wpatrywał się w nią w kompletniej ciszy analizując czy to dzisiejszego spotkanie co znak, że powinni spróbować, czy on powinien zawalczyć o jej miłość. Jej rozstanie z Sosnowskim dawało mu zielone światło.
- Dasz się zaprosić na kawę?
- Na herbatę, a najlepiej jakiś owocowy koktajl – uśmiechnęła się. No tak, przecież oboje są na podobnej diecie.

Można powiedzieć, że nieoficjalnie zaczęli wszystko od nowa. Obecnie byli na etapie randkowania. Nie uciekała przed nim, nie broniła się, wręcz sama niekiedy prowokowała spotkania. Szukał odpowiedniego momentu by powiedzieć jej prawdę. Gdy nadarzała się jednak okazja, rezygnował. Tak, jak zrezygnował wtedy, gdy po jednej z kolacji odwiózł ją do Rysiowa, a ona zaprosiła go na herbatę. Ku ogromnemu zaskoczeniu Uli Józef powitał Dobrzańskiego nad wyraz wylewnie. Cieplak już chciał coś powiedzieć, gdy prezes jednoznacznym spojrzeniem i przeczącym ruchem głowy dał mu do zrozumienia, że Ula jeszcze nic nie wie. Marek miał świadomość, że odwlekanie tego momentu nie ma sensu, ale z tyłu głowy wciąż tlił się strach. Bał się, że Ula znów będzie miała do niego żal, że zaczął budować ich związek na kłamstwie, że jej nie powiedział, że od samego początku oszukiwał ją nie tylko on, ale i jej rodzina na jego prośbę. Powinna znać prawdę.
Cieszył się tym rodzącym się związkiem. Oboje się cieszyli. Ona wreszcie miała pewność, że mu zależy, on cieszył się, że nie ucieka przed spotkaniami z nim, przed jego dotykiem. Zaczął ją ponownie ze sobą oswajać. Ku jego ogromnemu zdziwieniu, ale i radości po jednym z wieczornych wyjść do kina zapytała, czy pokaże jej swoje mieszkanie. Jej wzrok mówił wszystko. Z błąkającym się na twarzy delikatnym uśmiechem pomógł jej wsiąść do samochodu i ruszył w kierunku Siennej. Wygrała drugie życie i postanowiła go już nie marnować. Wiedziała, że szczęśliwa może być tylko u boku Dobrzańskiego.
Już w windzie łapczywie wpił się w jej usta. Tak bardzo za nią tęsknił, tak bardzo jej pragnął. Prosiła by nie zapalał światła. Wstydziła się jeszcze swoich blizn. Nie myślał o niczym innym, jak tylko o tym, by jak najszybciej poczuć zapach i ciepło jej skóry, by usłyszeć, jak w chwili największej rozkoszy szepcze jego imię.
- Kocham cię – szepnął wprost do jej ucha i wszedł z gorącymi pocałunkami na szyję.
- Ja ciebie też – mocniej objęła go za szyję.
Pozbyła się jego koszuli i zaczęła wodzić opuszkami palców po torsie. Zjechała niżej i trafiła na dziwne zgrubienie po prawej stronie. Zamarł. Odsunęła się lekko i spojrzała na niego.
- Miałeś jakiś wypadek? Nie miałeś tego wcześniej – rzekła przejętym tonem. Doskonale pamiętała swój dramat. Przełknął głośno ślinę i zapalił stojącą w rogu pokoju lampę
- Nie – szepnął. Uciekał wzrokiem. Powinien był to załatwić inaczej, wcześniej. Jak zwykle tchórzył. Usiadł na skraju łóżka i niepewnie spojrzał na nią – Wiem, że powinienem był ci powiedzieć wcześniej – urwał na chwilę, a w niej rósł niepokój – Wiedziałem o twoim wypadku. Byłem w szpitalu – patrzyła na niego swoimi wielkimi, błękitnymi oczami. Zaczynała rozumieć – To ja byłem dawcą – łza spłynęła po jej policzku. Podeszła do niego i usiadła mu na kolanach
- Dziękuję – szepnęła wzruszona i musnęła jego usta – Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego nikt mi nie powiedział? – spytała z wyczuwalną nutą pretensji. Kciukiem pogładziła jego policzek, obrysowała dolną wargę i wpatrując się w jego oczy czekała na odpowiedź
- Nie miej do nich żalu. Prosiłem ich o dyskrecję. Nie chciałem, żebyś czuła, że jesteś mi coś winna – westchnął – Nie chciałem, żebyś była ze mną z wdzięczności
- Uratowałeś mnie. Uratowałeś mnie dla siebie – szepnęła wprost w jego wargi. Była wzruszona jego gestem. Przez długie miesiące nie wierzyła w jego miłość. Teraz nie mogła mieć już wątpliwości. Podarował jej najpiękniejszy prezent. Podarował jej życie. Przyciągnął ją bliżej. Miała rację. Uratował ją dla siebie i zrobi wszystko, by jej nie stracić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz