- Grupa krwi jeszcze niczego nie
przesądza – odparł Piotr, po twarzy którego było widać, że nie jest zadowolony
z tej deklaracji
- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale
spróbować warto. Kto jest jej lekarzem prowadzącym? Chyba muszę z nim
porozmawiać – rzekł wpatrując się wciąż w jej sylwetkę
- Naprawdę chce pan oddać mojej
córce kawałek wątroby? – usłyszał wzruszony głos Cieplaka. Józef wiedział, że
propozycja Dobrzańskiego niczego nie gwarantuje. Przecież Jasiek już miał być
dawcą, a jednak w ostatniej chwili okazało się, że są zbyt poważne
przeciwwskazania, ale… Marek dał mu nadzieję, którą kilka godzin wcześniej
brutalnie odebrał doktor Rymkiewicz.
- Jeśli mogę jej w ten sposób
pomóc, to – urwał na chwilę – nie ma się nad czym zastanawiać – dokończył.
Chciał powiedzieć coś innego, ale nie wypadało. Nie w tych okolicznościach i
nie w obecności Piotra. Zresztą ‘czy to ma jakiekolwiek znaczenie w tej
chwili?’
- Prawdopodobnie i tak przeszczep
nie będzie możliwy – stwierdził kardiolog niby to obojętnym tonem
- A to dlaczego? – Dobrzański
przeszył go wzrokiem. Najwyraźniej Sosnowski chciał ratować zdrowie Ulki tylko
do czasu, gdy mógł to robić sam. Gdy pojawiło się towarzystwo w postaci jej
byłego kochanka zaczął kombinować
- Bo nie jesteś dawcą
spokrewnionym. Takie są w Polsce przepisy – spojrzał na niego z lekką
satysfakcją
- Mimo to porozmawiam z lekarzem
– zadeklarował i spojrzał w głąb korytarza – Który to gabinet? – zwrócił się w
stronę Józefa. Miał niemal pewność, że Cieplak chcąc ratować córkę będzie
chętnie współpracował.
- Osiemnaście, po lewej stronie –
prezes kiwnął głową i pewnym krokiem ruszył przed siebie
-Słucham? – mężczyzna po
pięćdziesiątce podniósł wzrok na stojącego w progu Marka
- Ja w sprawie Uli Cieplak –
odparł i nie czekając na zaproszenie rozsiadł się na drewnianym krześle
- Pan z rodziny? – zmarszczył
brwi. Jego pacjentka leżała tutaj od kilkunastu dni, a tego bruneta widział po
raz pierwszy
- Nie do końca… - zawahał się –
Jestem jej przyjacielem – ‘miałem szansę być kimś więcej, byłem kimś więcej,
ale przy okazji byłem idiotą’ przemknęło mu przez głowę – O ile to będzie możliwe,
chciałbym być dawcą – lekarz obrzucił go przenikliwym spojrzeniem
- Pan chce być dawcą. To nie jest
taka prosta sprawa – zaczął spokojnie, ściągając z nosa okulary w czarnej
oprawce – Po pierwsze, nie wiemy, czy pan w ogóle mógłby dawcą być. Trzeba
byłoby wykonać szereg badań, począwszy od grupy krwi i zgodności tkankowej, na
próbach wątrobowych skończywszy. Tam po drodze jest jeszcze szereg innych
badań. Do tego dochodzi wywiad. Czy nie było nowotworów w rodzinie, czy nie
nadużywał pan alkoholu i tak dalej, i tak dalej. Po drugie, pan nie jest
spokrewniony z biorcą. W Polsce jest to zakazane z uwagi na możliwość handlu
narządami. Jeśli kwalifikowałby się pan musielibyśmy wystąpić do sądu o zgodę.
Tam by była potrzebna konsultacja psychiatryczna. A po trzecie i najważniejsze
– westchnął – pytanie do pana, czy pan wie, na co się pan decyduje.
- Chyba tak – odparł
- Proszę pana, chyba to moja
córka poszła dzisiaj do szkoły. Pan musi być pewny. Ja wiem, że łatwiej jest
się decydować na oddanie wątroby niż na przykład nerki, bo niby jedna zostaje,
ale różnie to może być. Wątroba w dużej mierze się regeneruje… Proszę pana –
spojrzał na Dobrzańskiego z sympatią – każdy zabieg chirurgiczny wiąże się z
ryzykiem. Pobranie fragmentu wątroby od dawcy niesie ze sobą ryzyko
komplikacji. Ja nie mogę panu zagwarantować, że my tę wątrobę pobierzemy, pan
poleży cztery dni w szpitalu i wyjdzie do domu, a tym samym wróci do normalnego
trybu życia. Przez pewien okres czasu jest niezbędna specjalna dieta, poza tym
badania kontrolne, które trzeba wykonywać regularnie w celu ustalenia jak
narząd się regeneruje. Zero alkoholu przez dłuższy okres. Dam panu broszurę
informacyjną. Proszę się z nią uważnie zapoznać i jeśli będzie pan zdecydowany,
rozpoczniemy procedurę kwalifikacji.
- Jestem zdecydowany – rzekł
pewnym głosem, na co lekarz podniósł zdziwiony brwi
- Dobrze – zaśmiał się nerwowo -
Umówimy się tak. Pan do jutra to przeczyta i rano spotkamy się na pierwszych
badaniach. Zgoda?
- Naturalnie
- Proszę być na czczo. Zgłosi się
pan do zabiegowego na pierwszy piętrze. Tutaj jest jeszcze formularz z danymi. Proszę wypełnić i zostawić w
dyżurce u pielęgniarek. Do jutra
- Dziękuję. Do zobaczenia.
Wyszedł z gabinetu dzierżąc w
dłoni papiery. Wrócił pod salę na której leżała
- I co? – zapytał z nadzieją
Cieplak
- Jutro mam pierwsze badania
kwalifikujące – posłał mu ciepły uśmiech – Proszę być dobrej myśli. Do widzenia
panie Józefie. Cześć – rzucił w stronę kardiologa i pojechał do domu.
- Dlaczego pan to robi? Czym się
pan kieruje? – dopytywała około czterdziestoletnia blondynka uważnie go
obserwując
- Co w takiej sytuacji powinienem
odpowiedzieć, by wszystko poszło gładko?
- Prawdę – stwierdziła – To nie
jest matura, gdzie musi się pan wpasować z odpowiedzią w klucz. Pan ze mną
rozmawia szczerze, ja wystawiam krótką opinię, czy jest pan świadomy podjętej
decyzji i tyle. Więc proszę o szczerość – pokiwał głową ze zrozumieniem
- Chcę ratować zdrowie kobiety,
na której bardzo mi zależy
- Państwa coś łączy?
- Łączyło – odparł gorzko – Ale
przez moją głupotę rozstaliśmy się zanim zdążyliśmy zbudować prawdziwy związek
- Może to są zwykłe wyrzuty
sumienia? – zaciekawiła się
- Nie – w jego głosie brzmiała
pewność siebie – Nie chodzi mi o odpokutowanie win kawałkiem wątroby, tak samo,
jak nie chodzi mi o jej wdzięczność. Po prostu chcę, by kobieta, którą kocham
wróciła do zdrowia i za kilka miesięcy mogła być szczęśliwa.
Spotkał Sosnowskiego przed
wejściem do szpitala.
- Widziałem wyniki – zaczął
niepewnym głosem – Póki co kwalifikujesz się. Czekają jeszcze na jedne badania.
Prawdopodobnie będziesz mógł być dawcą – prezes odetchnął z wyraźną ulgą.
Kardiolog wręcz przeciwnie.
- Jak ona się czuje? – zapytał
kierując się wolnym krokiem w stronę pokoju doktora Rymkiewicza
- Coraz lepiej. Powoli nabiera więcej
sił – cień uśmiechu pojawił się na twarzach obu mężczyzn
- Cieszę się – w jego głosie
pobrzmiewało autentyczne szczęście – Sorry, ale lekarz na mnie czeka – chciał
przyspieszyć kroku, ale zatrzymał go głos Sosnowskiego
- Marek – urwał na chwilę chcąc
zebrać myśli. Był wyraźnie zdenerwowany – Posłuchaj, jeśli ten przeszczep
dojdzie do skutku.. – motał się wodząc po szpitalnym korytarzu rozbieganym
wzrokiem. Dobrzański doskonale wiedział, o co mu chodzi i do czego dąży.
- Nie zmieniłem zdania, jeśli o
to ci chodzi – zapewnił go – Ja to robię dla niej, nie dla siebie – rzucił i
wbiegł na drugie piętro
We czwórkę siedzieli przy jednym
ze stolików w kawiarni, która mieściła się tuż obok szpitala.
- Sąd najprawdopodobniej jutro
wyda zgodę na transplantację – wyjaśniał – Jak zapewne wiecie od Rymkiewicza zabieg
mógłby się odbyć w przyszły czwartek – Józef wzruszony kiwnął głową
- Marku, chciałem ci bardzo
podziękować – ta sytuacja pozwoliła obu mężczyznom poznać się lepiej.
Jednostronnie przeszli na ty – To co robisz – chciał kontynuować, ale
Dobrzański mu nie pozwolił
- Niech pan da spokój. Ja
naprawdę nie potrzebuję podziękowań. Mam jedynie nadzieję, że obejdzie się bez
komplikacji, a organizm Uli nie odrzuci wątroby i będzie ona mogła jej służyć
długie lata – uśmiechnął się ciepło. Mielewska wpatrywała się w szefa z wyraźną
sympatią. Ostatnie kilkanaście dni pozwoliło jej diametralnie zmienić zdanie o
prezesie. Zaczynała rozumieć, że on naprawdę kocha jej przyjaciółkę. Piotr
siedział ze spuszczoną głową. Bał się. Czuł, że z każdym dniem coraz bardziej przesuwa
się na przegraną pozycję. Cieszył się, że Ula odzyska zdrowie, że pojawiła się
dla niej szansa, ale jednocześnie się bał. Przecież doskonale wiedział, jak
bardzo Ula kochała Dobrzańskiego – i chcę was prosić, byśmy trzymali się tego,
co ustaliliśmy. Rymkiewicza również poinformowałem. Ma się on trzymać wersji,
że organ pochodzi od anonimowego dawcy, prawdopodobnej ofiary wypadku.
Absolutna dyskrecja jest moim jedynym warunkiem.
Czy jadąc na blok operacyjny się
bał? Oczywiście. Byłby idiotą, gdyby tak nie było. Bał się o siebie, ale
również o nią. Alicja opowiadała mu z jakim wzruszeniem przyjęła wiadomość, że
znalazł się dawca. Wciąż w uszach dźwięczały mu słowa kadrowej ‘Przepraszam
Marek. Myliłam się co do ciebie. Żałuję, że wam wtedy nie pomogłam’. On też
żałował, ale było już za późno. A teraz ta wdzięczność i skakanie koło niego na
palcach, doprowadzały go do szału. Chciał po prostu jej pomóc. Bez
wdzięczności, bez podtekstów. Nie oczekując nic w zamian. Taką decyzję podjął.
Ona pierwsza podjęła decyzję o odcięciu się od niego. Chciał to uszanować i nie
stawiać w niezręcznej sytuacji. Nie chciał wdzięczności. Chciał jej pomóc i
umożliwić normalne życie. Chciał jej szczęścia. Czy to nie jest właśnie miłość?
Owszem, ale dla nich było już za późno. Zbyt wiele błędów popełnił, zbyt późno
zrozumiał. Ona już dawno podjęła decyzję.
- I jaki jest jego stan? –
dopytywał Cieplak Sosnowskiego
- Stabilny. Komplikacje w
pierwszych dwóch dobach po tego typu operacji zdążają się dość często.
Najwyraźniej jedno z naczyń po pobraniu organu nie zostało odpowiednio
zamknięte. Reoperacja jak pan wie się udała. Będzie musiał dłużej zostać w
szpitalu, ale powinno obyć się bez kolejnych niespodzianek – Józef zmartwiony
potarł czoło
- Boże, mam nadzieję, że wyjdzie
z tego bez większego szwanku. Uratował Ulę, a sam ma teraz problemy ze
zdrowiem.
- Poprosiłem o konsultację mojego
kolegę, bardzo dobrego chirurga. Powiedział, że teraz jest wszystko w porządku.
Z resztą Marek z każdym dniem czuje się lepiej – wyjaśniał, siedząc na
szpitalnym krześle nieopodal sali Ulki – ma dobrą opiekę - zapewnił
- Chyba powinienem powiedzieć Uli
– zamyślił się Cieplak
- Rozmawiałem z nim. Prosił byśmy
tego nie robili. Musimy uszanować jego wolę
- To chociaż do niego pojadę.
Będzie mu miło. Może nawet dzisiaj. Rozmawiałem z lekarzem. Jutro powinni
wypisać Ulę do domu, nie będę chciał zostawiać jej samej.
- Zawiozę pana – zaoferował, choć
w głębi duszy ta sytuacja była mu wybitnie nie na rękę. Doceniał gest
Dobrzańskiego i doceniał to, że pragnął utrzymywać wersję anonimowego dawcy.
Wciąż obawiał się odrodzenia miłości Ulki do prezesa.
Spacerowała parkową alejką w to
słoneczne, kwietniowe przedpołudnie. Lubiła to miejsce. Wiązało się z wieloma
pięknymi wspomnieniami. Często przychodziła tu razem z Markiem. W ciągu
ostatniego roku wiele się u niej zmieniło. Odeszła z firmy, później ten
wypadek, który powoli stawał się tylko nieprzyjemnym wspomnieniem. Spojrzała
przed siebie i dostrzegła znajomą postać siedzącą na jeden z ławek. Nie była
pewna, czy to on. W końcu była jedenasta, środek dnia pracy, a on w jeansach i ciepłej
bluzie z kapturem siedział w parku gapiąc się na pływające kaczki.
- Cześć – usłyszał za plecami
głos, za którym tęsknił od miesięcy. Chciał się poderwać z ławki, ale ból wywołany
gwałtownym ruchem mu to uniemożliwił. Wyprostował się tylko i przywidział na
twarz szeroki uśmiech, który miał zatuszować grymas wywołany bólem. Dosiadła się
obok i spojrzała na niego ciepło. Nic się nie zmienił przez te ostatnie osiem
miesięcy podczas których się nie widzieli. No może był bardziej blady i
silniejsze zmęczenie malowało się na jego twarzy. ‘Pewnie Violka wciąż się
obija’ zaśmiała się w duchu.
- Cześć – odpowiedział w końcu –
Miło cię widzieć. Słyszałem o twoim wypadku. Jak się czujesz?
- Dziękuję, dobrze. Szybko
doszłam do siebie, a pobyt w szpitalu, operacja, jedna, druga, powili staje się
zacierającym się wspomnieniem – uśmiechnęła się blado – A ty nie w firmie? Wagary
sobie urządzasz? – serdeczny ton jej głosu wywołał uśmiech na jego twarzy
- Mam wolne – bąknął. Nie
wyobrażał sobie, by powiedzieć jej, że jest na zwolnieniu, że wciąż dochodzi do siebie po zabiegu
- Zostawiłeś firmę w rękach
Aleksa? – zdziwiła się
- Nie. Zastępuje mnie ojciec i
Seba. Oboje Febo wyjechali z kraju zaraz po pokazie. Aleks założył firmę we
Włoszech, Paula układa sobie życie z jakimś Włochem. Już nie wrócą.
- Sądziłam, że wróciliście do
siebie – zmarszczyła brwi, a on słysząc te słowa wybuchnął śmiechem
- Nawet tak nie żartuj.
Kompletnie do siebie nie pasujemy. Mogę się tylko cieszyć, że wreszcie znalazła
odpowiedniego człowieka i jest szczęśliwa – spojrzał na nią z nieskłamaną
przyjemnością. Tę chwilę, gdy tonęli w swoich oczach przerwał dźwięk
nadchodzącego sms’a. Niechętnie sięgnęła do torebki i przeczytała treść szeroko
się uśmiechając
- Piotr? – rzucił, choć po chwili
tego pożałował. Nie powinien był pytać. To nie jego sprawa.
- Nie, Beti – wyjaśniła szybko,
jakby się usprawiedliwiając – Dostała szóstkę ze sprawdzianu z matematyki
- Zdolna jak siostra – rzucił z
uśmiechem, ale ona jakby tego nie słysząc ciągnęła dalej
- Rozstałam się z Piotrem przed
Gwiazdką – spojrzał na nią zaskoczony – Zrozumiałam, że nigdy nie będę w stanie
pokochać go tak, jak na to zasługuje – szepnęła spuszczając głowę – W styczniu
poleciał do Bostonu – przez chwilę wpatrywał się w nią w kompletniej ciszy
analizując czy to dzisiejszego spotkanie co znak, że powinni spróbować, czy on
powinien zawalczyć o jej miłość. Jej rozstanie z Sosnowskim dawało mu zielone
światło.
- Dasz się zaprosić na kawę?
- Na herbatę, a najlepiej jakiś owocowy
koktajl – uśmiechnęła się. No tak, przecież oboje są na podobnej diecie.
Można powiedzieć, że
nieoficjalnie zaczęli wszystko od nowa. Obecnie byli na etapie randkowania. Nie
uciekała przed nim, nie broniła się, wręcz sama niekiedy prowokowała spotkania.
Szukał odpowiedniego momentu by powiedzieć jej prawdę. Gdy nadarzała się jednak
okazja, rezygnował. Tak, jak zrezygnował wtedy, gdy po jednej z kolacji odwiózł
ją do Rysiowa, a ona zaprosiła go na herbatę. Ku ogromnemu zaskoczeniu Uli
Józef powitał Dobrzańskiego nad wyraz wylewnie. Cieplak już chciał coś
powiedzieć, gdy prezes jednoznacznym spojrzeniem i przeczącym ruchem głowy dał
mu do zrozumienia, że Ula jeszcze nic nie wie. Marek miał świadomość, że
odwlekanie tego momentu nie ma sensu, ale z tyłu głowy wciąż tlił się strach.
Bał się, że Ula znów będzie miała do niego żal, że zaczął budować ich związek
na kłamstwie, że jej nie powiedział, że od samego początku oszukiwał ją nie
tylko on, ale i jej rodzina na jego prośbę. Powinna znać prawdę.
Cieszył się tym rodzącym się
związkiem. Oboje się cieszyli. Ona wreszcie miała pewność, że mu zależy, on
cieszył się, że nie ucieka przed spotkaniami z nim, przed jego dotykiem. Zaczął
ją ponownie ze sobą oswajać. Ku jego ogromnemu zdziwieniu, ale i radości po
jednym z wieczornych wyjść do kina zapytała, czy pokaże jej swoje mieszkanie.
Jej wzrok mówił wszystko. Z błąkającym się na twarzy delikatnym uśmiechem
pomógł jej wsiąść do samochodu i ruszył w kierunku Siennej. Wygrała drugie
życie i postanowiła go już nie marnować. Wiedziała, że szczęśliwa może być
tylko u boku Dobrzańskiego.
Już w windzie łapczywie wpił się
w jej usta. Tak bardzo za nią tęsknił, tak bardzo jej pragnął. Prosiła by nie
zapalał światła. Wstydziła się jeszcze swoich blizn. Nie myślał o niczym innym,
jak tylko o tym, by jak najszybciej poczuć zapach i ciepło jej skóry, by
usłyszeć, jak w chwili największej rozkoszy szepcze jego imię.
- Kocham cię – szepnął wprost do
jej ucha i wszedł z gorącymi pocałunkami na szyję.
- Ja ciebie też – mocniej objęła
go za szyję.
Pozbyła się jego koszuli i
zaczęła wodzić opuszkami palców po torsie. Zjechała niżej i trafiła na dziwne
zgrubienie po prawej stronie. Zamarł. Odsunęła się lekko i spojrzała na niego.
- Miałeś jakiś wypadek? Nie miałeś
tego wcześniej – rzekła przejętym tonem. Doskonale pamiętała swój dramat. Przełknął
głośno ślinę i zapalił stojącą w rogu pokoju lampę
- Nie – szepnął. Uciekał
wzrokiem. Powinien był to załatwić inaczej, wcześniej. Jak zwykle tchórzył. Usiadł
na skraju łóżka i niepewnie spojrzał na nią – Wiem, że powinienem był ci
powiedzieć wcześniej – urwał na chwilę, a w niej rósł niepokój – Wiedziałem o
twoim wypadku. Byłem w szpitalu – patrzyła na niego swoimi wielkimi, błękitnymi
oczami. Zaczynała rozumieć – To ja byłem dawcą – łza spłynęła po jej policzku.
Podeszła do niego i usiadła mu na kolanach
- Dziękuję – szepnęła wzruszona i
musnęła jego usta – Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego nikt mi nie
powiedział? – spytała z wyczuwalną nutą pretensji. Kciukiem pogładziła jego
policzek, obrysowała dolną wargę i wpatrując się w jego oczy czekała na
odpowiedź
- Nie miej do nich żalu. Prosiłem
ich o dyskrecję. Nie chciałem, żebyś czuła, że jesteś mi coś winna – westchnął –
Nie chciałem, żebyś była ze mną z wdzięczności
- Uratowałeś mnie. Uratowałeś
mnie dla siebie – szepnęła wprost w jego wargi. Była wzruszona jego gestem.
Przez długie miesiące nie wierzyła w jego miłość. Teraz nie mogła mieć już wątpliwości.
Podarował jej najpiękniejszy prezent. Podarował jej życie. Przyciągnął ją
bliżej. Miała rację. Uratował ją dla siebie i zrobi wszystko, by jej nie
stracić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz