B

niedziela, 25 maja 2014

'Dziecko' VII ost.

Rankiem cicho wsunął się do jej sali. Nie spała. Patrzyła się w okno. Niepewnym krokiem podszedł do jej łóżka i uprzednio stawiając na szafce dwa jednodniowe soki marchwiowe usiadł na krześle obok. Przeniosła swój wzrok na niego.
- Jak się czujesz? – zapytał cicho, obawiając się dystansu z jakim go będzie traktować
- Lepiej, dziękuję
- Był już obchód?
- Tak. Godzinę temu
- Rozmawiałem wczoraj z twoim lekarzem… a w zasadzie Norbert rozmawiał. Mają ci dziś zrobić resztę badań. Pójdę później dowiedzieć się czegoś więcej – kiwnęła głową z wdzięcznością – Mam nadzieję, że nie będą cię trzymać tutaj długo i będę cię mógł zabrać do domu… do Warszawy – dodał, gdy obrzuciła go pytającym spojrzeniem
- Marek, ja z tobą nie wrócę – westchnął głośno. Tego się właśnie obawiał.
- Wiem, że ta przeklęta rozmowa bardzo cię zraniła. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Bardzo żałuję słów, które wtedy wypowiedziałem. Byłem tchórzem i ostatnim gnojkiem. Wciąż się boję, że nie sprostam, że okażę się kolejnym palantem, który nie zasługuje na miano taty. Nie chcę być taki, jak mój ojciec. Nigdy ci o tym nie mówiłem, ale nasze relacje zaczęły się poprawiać dopiero gdy byłem nastolatkiem. Zresztą nawet teraz nie są idealne. Jako dzieciak tak naprawdę miałem tylko mamę. Ojciec niby był, ale był gdzieś z boku. Taki niedzielny tatuś, który swoją nieobecność i brak czasu chce odkupić drogimi prezentami. Przez kilkanaście lat mieszkaliśmy w jednym domu, a żyliśmy jakby obok siebie. Boję się, że będę taki sam, że nie będzie potrafił okazać swojej miłości, nie będę poświęcał odpowiedniej uwagi naszemu dziecku. Ale chcę być tatą i wierzę, że z twoją pomocą, twoimi wskazówkami mi się to uda. Chcę dać swojemu dziecku to, czego sam od ojca nie otrzymałem. Miłość, uwagę. Chcę być dumny nawet z jego najmniejszych sukcesów i chcę mu o tym mówić – obojgu oczy zaszkliły się łzami – Wróć do mnie proszę. Kocham cię. Bardzo cię kocham – chwycił jej dłoń  i splótł ich palce. Nie wyrwała się – Ja już sobie nie wyobrażam życia bez ciebie…. Bez was – dodał po chwili tonąc w jej oczach – chcę spróbować być tatą, a nie tylko ojcem – nic nie odpowiedziała. Zamknęła oczy hamując łzy. Jedyną jej reakcją było pogłaskanie kciukiem wnętrza jego dłoni. Odczytał bezbłędnie ten wysłany przez nią sygnał.
Po tygodniu wypisali ją ze szpitala. Miała się oszczędzać, dużo leżeć, ale dalsza hospitalizacja nie była konieczna. Lekarz miał świadomość, że przebywanie na oddziale nie wpływa pozytywnie na pacjentki. Marek cały czas był przy niej. Stery w firmie na te kilka dni przejął Sebastian, ale wiedzieli, że tak dłużej nie dadzą rady funkcjonować. Poprosił o pomoc rodziców. Ojciec zgodził się wrócić do firmy na jakiś czas i przejąć najważniejsze obowiązki. Marek przeniósł się z hotelu do wynajmowanego przez Ulkę mieszkania.
Dwa tygodnie po wyjściu ze szpitala stawili się na badania kontrolne.
- To zapraszam jeszcze panią na USG – rzekł jej lekarz prowadzący. Ruszyła za nim. Marek nie bardzo wiedział, jak w tej sytuacji się zachować. Wyjść, czy zostać. Nie ustalili tego przed wizytą – Tatusia również zapraszamy. Proszę usiąść obok żony – uśmiechnął się przyjaźnie – Pierwsze dziecko? – zapytał Dobrzańskiego
- Owszem
- Tak myślałem. Jest pan trochę spanikowany. Niech pan się nie martwi, sam nie byłem lepszy. Dopiero przy trzecim dziecku przestałem przeżywać
- Trzecim? – zdziwił się
- Mam syna i trzy córki – powiedział dumnie i skupił się na badaniu. Oboje z zaciekawieniem wpatrywali się w monitor. Ula nie pierwszy raz widziała swoją małą fasolkę, która z dnia na dzień rosła. Dla Marka to była nowość. Z zafascynowaniem wsłuchiwał się odgłosy pracy serca. Ścisnął mocniej rękę Uli i uśmiechnął się radośnie. To było dla niego coś niezwykłego. Coraz bardziej nie mógł się doczekać momentu przyjścia dziecka na świat.
- Wygląda na to, że wszystko powoli wraca do normy – rzekł doktor podając Cieplakównie zwój papierowych ręczników – Co nie oznacza – podkreślił – że może pani wrócić do normalnego trybu życia. Wciąż musi pani bardzo na siebie uważać i oszczędzać się. Choć myślę, że czujny tatuś nie pozwoli na żadne niewłaściwe zachowania. Nie dźwigamy, leżymy, odżywamy się zdrowo i przyjmujemy leki, które włączyliśmy. I widzimy się za miesiąc 
- A czy możliwa jest dłuższa podróż? – zapytał Dobrzański, gdy już mieli wychodzić
- Samolotem?
- Nie. Autem. Do Warszawy – Ula posłała mu pytające spojrzenie
- Nie widzę przeciwwskazań
Gdy tylko wyszli spojrzała na swojego partnera wyczekująco
- Niebawem chyba wrócimy do Warszawy – wyjaśnił
- Nie – odparła zdecydowanie – Chcę tu zostać aż do rozwiązania.
- Ale..
- Marek, dlaczego podjąłeś decyzję bez konsultacji ze mną?
- Myślałem, że będziesz chciała być bliżej rodziny. Poza tym firma – nie dała mu dokończyć
- Jestem blisko rodziny. Mam Agnieszkę i Norberta, którzy bardzo mi pomogli w najtrudniejszym momencie mojego życia – spuścił wzrok wciąż mając poczucie winy – Masz firmę. Rozumiem jeśli musisz wrócić. Ja chcę zostać tu do rozwiązania. Mają tu świetną porodówkę, doktor Wołek to dobry specjalista. Chcę by nasze dziecko urodziło się tutaj. W miejscu, w którym zaczęliśmy wszystko od nowa, a dopiero później wrócę do Warszawy. Jeśli musisz, jedź do firmy.
- Przecież wiesz, że cię nie zostawię. Przepraszam – musnął jej usta – W firmie świetnie dadzą sobie radę przez te kilka miesięcy. Zresztą mogę ją nadzorować via Internet. Kocham cię moja ty mamusiu.
Pięć miesięcy później powitali na świecie syna. Zgodnie ustalili, że Marek poczeka na korytarzu. Ulka widziała, że Dobrzański nie pali się do obecności na sali porodowej i nie chciała go zmuszać. W szkole rodzenia, do której chodzili razem, usłyszała, że partner musi być w stu procentach przekonany o tym, że chce porodu rodzinnego. Ona również nie była do niego w pełni przekonana. Nie chciała ulegać modzie. Marek, choć nie mówił tego głośno bał się kompromitacji. Od dziecka nie znosił choćby badań krwi. Bał się, że najzwyczajniej w świecie zamiast ją wspierać, zemdleje na porodówce. Gdy pielęgniarka wyszła mu powiedzieć, że ma syna i że oboje wraz z Ulą zostaną za chwilę przewiezieni do sali numer osiem, poczuł dumę. ‘Zostałem ojcem’ powtarzał w myślach i rósł w swoim mniemaniu. Gdy pierwszy raz zobaczył tego szkraba leżącego na piersi jego ukochanej poczuł szczęście. Prawdziwe szczęście trudne do opisania słowami. Dopiero, gdy wziął małego na ręce zrozumiał, jak wiele mógł stracić, jak wiele mogło go ominąć przez głupotę i strach. Ula rozczulona tym widokiem chwyciła w dłoń komórkę i zrobiła mu zdjęcie. 

Kilkanaście minut później rozesłał je do rodziny i znajomych z podpisem ‘Dziś o 19:46 zostałem dumnym tatą Jasia’. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz