B

czwartek, 8 maja 2014

'Dziecko' V

Następnego dnia pojechał do Rysiowa. Początkowo Cieplak chciał zamknąć mu drzwi przed nosem. Chwilę trwało, nim Marek przekonał go, żeby go wysłuchał. Opowiedział mu wszystko od początku do końca. Streścił przebieg tej cholernej rozmowy z Ulą, a raczej kłótni, opowiedział o swoich obawach, powiedział, że żałuje tego, jak potoczyło się wszystko tamtego dnia. Przyznał, że najpierw działał, a potem dopiero myślał. Wiedział, że gdyby zastanowił się nad wszystkim na spokojnie, gdyby powiedział Uli o swoich obawach, ich życie wyglądałoby teraz inaczej. Cieplak starał się go zrozumieć. Widział autentyczną rozpacz w oczach chłopaka. Widział, że Dobrzański żałuje swojego zachowania i zaczyna wiele do niego docierać. Po części przyznawał mu rację, choć nie powiedział tego głośno. On także bał się, że nie podoła, gdy Magda zakomunikowała mu, że jest w ciąży. Tyle, że wtedy to była inna sytuacja. Byli już po ślubie, liczył się z tym, że lada moment jego żona będzie chciała mieć dziecko, taka była kolej rzeczy. Dzisiaj młodzi żyli inaczej, byli przyzwyczajeni do wygody, swobody. Związek Uli i Marka był inny. Nie mieli jeszcze ślubu i na dobrą  sprawę nawet go nie planowali. Dobrzański chciał się widzieć z Ulą. Józef nie mógł mu pomóc. Obiecał córce, że nie wyjawi miejsca jej zamieszkania.

Minęły kolejne dwa tygodnie. Kolejne dwa tygodnie pustki. Odkąd zabrakło jej w jego życiu zastanawiał się, po co wstaje rano, po co się goli i je śniadanie. Z jej odejściem jego życie straciło wszystkie barwy. Żył jedynie nadzieją, że w końcu będą mieli okazję się spotkać, a on będzie miał szansę z nią porozmawiać. Od kilku dni na jego zlecenie pracował Fryderyk Kwiatkowski, warszawski detektyw. Póki co, nie miał dla Marka żadnych wieści. Ula rzeczywiście nie chciała, by ją znaleźć.
Ni stąd ni zowąd do jego gabinetu wpadł czymś dziwnie podekscytowany Sebastian.
- Alicja jedzie do Ulki – Dobrzański w sekundę się ożywił
- Skąd wiesz?
- Tak mi się wydaje. Podsłuchałem jej rozmowę przez telefon. Była dość dziwna, nie chciała wiele mówić, jakby bojąc się, że ktoś może się zorientować. Umawiała się, że jutro zwolni się z pracy wcześniej, by jeszcze przed wieczorem dojechać.
- Może rozmawiała z kimś z rodziny…
- Wątpię. Pytała jak się czuje, jak sobie radzi. Później mówiła półsłówkami. Moim zdaniem gadała z Ulką
 - Dzięki – w głowie Marka zaczął krystalizować się plan działania. Postanowił nie informować o niczym Fryderyka, tylko zająć się tym osobiście. Zaoszczędzi sobie czasu i nerwów.
Następnego dnia jeszcze przed południem do jego gabinetu zapukała Milewska. Rzadko pojawiała się w tej części firmy. Ewidentnie unikała Dobrzańskiego. Tym razem nie miała wyjścia. Jeśli chciała dojechać do Gdyni przez zmrokiem musiała wyjść z firmy dwie godziny wcześniej.
- Cześć Marek – rzuciła od progu unikając jego wzroku – Chciałabym wyjść dzisiaj dwie godziny wcześniej. Odpracuję to w przyszłym tygodniu
- Coś się stało? – zapytał z udawaną troską. Obrzuciła go krótkim spojrzeniem.
- Jadę na dwa dni do rodziny na drugi koniec Polski. Nie lubię jeździć po zmroku.
- Rozumiem – z zachowania kadrowej wnioskował, że Seba mógł mieć rację – Jedź śmiało. I nie musisz tego odpracowywać. I tak robisz wiele dla tej firmy – posłał jej blady uśmiech
- Dzięki – rzuciła i szybko opuściła jego gabinet. Spojrzał na zegarek. Zostały jeszcze cztery godziny.
Od rana pod tylnym wejściem stał zaparkowany samochód. Wypożyczył go wczoraj. Wiedział, że nie może jechać swoim Lexusem. Milewska doskonale znała jego auto i szybko zorientowałaby się, że za nią jedzie. W jednej z warszawskich wypożyczalni zarezerwował na najbliższe cztery dni czarną Vectrę na śląskich tablicach. Kwadrans przed piętnastą zjechał na dół. Rzucił marynarkę na tylne siedzenie i podwijając rękawy błękitnej koszuli usiadł za kierownicą. Chwilę później ruszył za seledynową Corsą na drogę wylotową z Warszawy. ‘Czyli jedziemy nad morze’ pomyślał, gdy mijając Skierniewice wjechał na autostradę A1. Kilkanaście minut po dziewiętnastej skręcił w uliczkę, przy której po obu stronach usytuowane były nowoczesne osiedla. Pod jednym z bloków dostrzegł zaparkowane auto Milewskiej. Właścicielki nie było już w środku. Spojrzał w bok. Witała się z Ulą pod klatką bloku numer dwanaście. Serce zabiło mu mocniej. Nie wiedział jej blisko od dwóch miesięcy. Miał ochotę wysiąść i podejść do niej już teraz. Zrezygnował. Wiedział, że musi poczekać, że musi być sama. Pojechał do centrum Gdyni, do jednego z większych hoteli. Wynajął pokój na dwie doby. Przed zaśnięciem wysłał jeszcze sms’a Olszańskiemu ‘Jest w Gdyni’.

Od rana czekał pod jej blokiem. Milewska najwyraźniej wróciła już do Warszawy, bo nigdzie w pobliżu nie dostrzegł jej auta. Miał nadzieję, że prędzej, czy później Ula wyjdzie na zewnątrz na zakupy lub choćby na spacer. Blok był duży, nie znał numeru mieszkania. Plecy zaczynały go boleć od siedzenia w jednej pozycji przez ostatnie cztery godziny. Chwilę po dwunastej dostrzegł jej postać przed drzwiami klatki schodowej. Położył rękę na klamce, ale zawahał się przez moment. Bał się tego spotkania. Bał się jej spojrzeć w oczy, po tym, co ostatnio od niego usłyszała. Zdążyła dojść już do niewysokiej furtki, gdy zebrał się w sobie i zdecydował wysiąść. Zobaczyła do i momentalnie stanęła w pół kroku. Nie była gotowa na to spotkanie. Było jeszcze za wcześnie, zdecydowanie za wcześnie. Podszedł do niej z duszą na ramieniu i głosem całkowicie pozbawionym siły szepnął ciche ‘cześć’. Nawet na niego nie spojrzała. Wzrok miała utkwiony gdzieś pomiędzy jego granatowymi, zamszowymi butami, a szarą kostką chodnikową. Bała się spojrzeć mu w oczy. Wiedziała, że jeśli tylko dostrzeże w nich skruchę i miłość będzie w stanie wybaczyć mu wszystko. Nienawidziła siebie za to. W jego wnętrzu szalały emocje. Z jeden strony radość z tego, że wreszcie ją odnalazł, z drugiej strach, czy nie pośle go do diabła.
- Musimy porozmawiać – powiedział niepewnie.
- Kto ci powiedział, że tutaj jestem? – zapytała lekko zirytowana samym faktem, że trafił do jej kryjówki
- Nikt mi nie powiedział
- Mój ojciec? – dociekała
- Jechałem za Alicją. Domyśliłem się, że może jechać do ciebie – wziął głęboki oddech – Możemy wejść na górę i porozmawiać?
- Przyjechałeś sprawdzić, czy usunęłam już ciąże? – zapytała z wyraźnym żalem – Czy nie będę występować o uznanie ojcostwa i żądać od ciebie alimentów? – obrzuciła go krótki, pogarliwym spojrzeniem. Wyglądał na wyraźnie zmieszanego – Nie martw się, nic od ciebie nie chcę. To będzie tylko moje dziecko.
- Wiem, że niczego ode mnie nie będziesz wymagać. Znam cię bardzo dobrze i wiem, że jesteś na to zbyt dumna. Przyjechałem cię przeprosić i porozmawiać na spokojnie. Zachowałem się wtedy jak sukinsyn. Wstydzę się słów, które wtedy padły z moich ust i tego, jak cię potraktowałem. Nie miałem prawa tak się zachowywać i nie miałem prawa zrzucać winy włącznie na ciebie – spojrzała mu w oczy. Te kilka sekund, gdy spojrzał w te błękitne oczy pozwoliły mu dostrzec ból, jaki się w nich malował. Przeraził się. Dopiero teraz z całą mocą dotarło do niego, jak bardzo ją skrzywdził. Bez słowa odwróciła się i ruszyła w kierunku drzwi wejściowych. Posłusznie podążył za nią.

Wszedł do mieszkania i rozejrzał się z zainteresowaniem. Wnętrze było przestronne, urządzone tradycyjnie. Zastanawiał się, czy wynajęła, czy po prostu u kogoś mieszka. Postanowił póki co o to nie pytać. Usiadł w salonie i spojrzał na nią z miną zbitego psa
- Ula, posłuchaj, ja się po prostu przestraszyłem. Przestraszyłem się odpowiedzialności i tego, że nasze życie tak naprawdę z dnia na dzień zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. Ja nie byłem na to gotowy.
- I nagle doznałeś olśnienia i już jesteś gotowy i zamierzasz pchać wózek w niedzielne popołudnia? – zironizowała
- Nie wiem, czy jestem na to gotowy. Wiem, że bardzo mi na tobie zależy. Nie miałaś racji pisząc, że mi się pomyliło. Kocham cię i jestem tego pewny, jak niczego innego.
- I co… - urwała. Spojrzał na nią zdziwiony. Pobladła i gwałtownie złapała się za brzuch. Ból był tak silny, że zakręciło jej się w głowie
- Ula, dobrze się czujesz? – w sekundę znalazł się u jej stóp
- Boli – jęknęła – błagam, zadzwoń po pogotowie – czuła, że powoli zaczyna brakować jej tchu
- Zawiozę cię – mówiąc to wziął ją na ręce – Będzie szybciej. Jadąc tu z hotelu widziałem szpital trzy przecznice stąd. Spokojnie. Wszystko będzie dobrze - starał się ją uspokoić. Widział, że jest przerażona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz