B

środa, 14 maja 2014

'Dziecko' VI

W ciągu kilku minut zabrali ją z SORu na patologię ciąży. Musiał przyznać, że poczuł ulgę, gdy zajęli się nią medycy. Widział jaka była przestraszona. Był wdzięczny losowi, że trafili akurat do tego szpitala. Był kiedyś z Sebą na pogotowiu w Warszawie, gdy przyjaciel skręcił nogę podczas gry w tenisa. W ogromnej kolejce czekali dwie godziny nim ktokolwiek się nimi zainteresował. Całe szczęście, że był przy niej, gdy źle się poczuła. Jednak z drugiej strony zastanawiał się, czy to nie przez niego. Zdenerwowała się, gdy stanął przed nią. Widział to w każdym jej geście, spojrzeniu, słychać to było w każdym słowie. Przypomniał sobie jej słowa, które wypowiedziała, gdy pielęgniarka wiozła ją na wózku na piąte piętro. ‘Zadzwoń do Agnieszki. Niech przywiezie mi rzeczy. Pewnie mnie tu zostawią’. Chwycił jej komórkę i odszukał właściwy numer. Po chwili usłyszał damski głos. Przedstawił się i wytłumaczył o co chodzi. Powiedziała, że będzie za godzinę. Cierpliwie czekał na korytarzu. Jeszcze nic nie było wiadomo. Bał się o nią. Czy o dziecko również? Tak. Chyba tak. Miał świadomość, że gdyby teraz poroniła nie pozbierałaby się po tym ciosie tak łatwo. ‘Szukam Urszuli Cieplak’ usłyszał po drugiej stronie korytarza. Spojrzał w tamtą stronę i dostrzegł mężczyznę koło trzydziestki. Wysoki, postawny blondyn z niewielką torbą zaczepił pielęgniarkę. ‘A pan jest kimś z rodziny?’. ‘Tak’ odparł zdecydowanie. Dobrzański obrzucił go zdziwionym spojrzeniem. ‘Proszę poczekać pod gabinetem doktora Wołka. Ostatnie drzwi po prawej stronie’. Blondyn ruszył w kierunku Dobrzańskiego.
- Ty jesteś Marek?- zapytał, gdy stanął obok krzeseł, na których siedział prezes
- Tak- wstał i niepewnie wyciągnął do niego rękę
- Norbert- uścisnął dłoń – W zasadzie to powinienem obić ci gębę – powiedział mało przyjaźnie – ale tą przyjemność zostawię sobie na inne okoliczności. Jak to się stało, że tu trafiła?
- Rozmawialiśmy i źle się poczuła – wyjaśnił
- Rozmawialiście – powtórzył tonem ociekającym ironią
- Tak – odparł spokojnie – Ja tak naprawdę nawet nie wiem kim ty jesteś - Marek obrzucił go zaciekawionym spojrzeniem
- Jestem jej bratem ciotecznym. Przyjechała do mnie leczyć rany po niezbyt szczęśliwym finale związku z tobą – spojrzał na bruneta wymownie
- No tak – westchnął – Posłuchaj..- zaczął, ale jego wypowiedź przerwał dzwonek komórki Norberta
- Tak kochanie?.... Nie, nie wiem nic jeszcze. Czekamy na lekarza…. Nic się nie denerwuj. Jak tylko czegoś się dowiem, od razu do ciebie zadzwonię…. Dobrze. Pa
- Agnieszka nie mogła wyrwać się z pracy – mimochodem wyjaśnił. Zza rogu wyłonił się lekarz i skierował w ich stronę.
- Panowie w sprawie pani Cieplak? – zapytał
- Tak – odpowiedzieli niemal jednocześnie
- A panowie są dla pacjentki… - urwał czekają na odpowiedź
- Ja jestem kuzynem – rzekł i spojrzał na Marka
- A ja jestem… ojcem dziecka – dodał po krótkiej chwili milczenia
- To zapraszam – otworzył drzwi gabinetu numer siedemnaście – Nie będę owijał w bawełnę. Nie jest najlepiej. Wykonaliśmy już kilka podstawowych badań. Dalsza diagnostyka będzie przebiegała przez najbliższe dwa dni. Ale już teraz mogę powiedzieć, że ciąża jest zagrożona. Pacjentka bezwzględnie musi leżeć przez najbliższe kilka tygodni. Być może nawet do końca ciąży, ale o tym będziemy decydować na bieżąco. I najważniejsze, musi unikać sytuacji stresujących. Z wywiadu wiem, że przez ostatnie kilka tygodni stres towarzyszył jej nieustannie – Norbert spiorunował Dobrzańskiego wzrokiem, a ten spuścił głowę – No i po części mamy tego efekty. Sytuacja nie jest komfortowa, bo teraz jeszcze doszedł strach o dziecko. Dlatego też, trzeba wyeliminować inne czynniki stresogenne. Panowie znacie pacjentkę najlepiej. Waszym zadaniem jest zapewnić jej maksimum spokoju, jeśli chcecie, by donosiła tę ciążę. Będziemy monitorować sytuację i podawać leki podtrzymujące ciąże. Tyle z mojej strony na dzień dzisiejszy.
- Czy możemy do niej wejść? – zapytał Tomczyk
- Tak. Jest już w sali numer pięć. Tylko bardzo proszę na krótko. Dostała delikatne środki nasenne. Musi dużo wypoczywać.
- Dziękujemy – kiwnął głową i ruszył do wyjścia. Dobrzański za nim, nie odzywając się nawet słowem. Miał poczucie, że to jego wina.

Jak najciszej wsunęli się do sali, w której stały trzy łóżka. Póki co panna Cieplak nie miała żadnych sąsiadek. Spała cichutko posapując. Norbert postawił torbę z jej rzeczami na krześle i wolnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Stając w progu wymownie spojrzał na Marka, który kiwnął głową przecząco. On nie miał zamiaru jeszcze wychodzić. Chciał z nią zostać choć przez chwilę. Usiadł na krześle i strapiony spojrzał na jej spokojną, pogrążoną we śnie twarz. Bardzo się o nią bał. O nią i o dziecko. Nie chciał go tracić w momencie, gdy chciał podjąć to wyzwanie i chociaż próbować być tatą. Aborcję zaproponował wtedy w panice, nie zastanawiając się tak naprawdę nad konsekwencjami. Stało się tak, w tak zwanym afekcie. Nie myślał, co będzie dalej. Nie przyjmował do wiadomości tego, że to dziecko w ogóle jest i będzie, więc myśl o pozbyciu się go nie wywoływała specjalnych emocji. Teraz już się z tym oswoił. Minęło już kilka tygodni i dotarło do niego, że niebawem pojawi się na świecie cząstka jego i Uli. Teraz, gdy siedział z tej potwornie pustej i zimnej białej sali, nie wyobrażał sobie, że mógłby tego dziecka nie zobaczyć. Był go po prostu ciekawy. W ciągu ostatnich kilku dni nawet zaczął się zastanawiać czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka, czy będzie bardziej podobne do niego, czy do Uli. A teraz, w najmniej oczekiwanym momencie dowiaduje się, że poronienie nie jest wykluczone. Z zaskakująca siłą dotarło do niego, że może nigdy już nie być ojcem. W tym momencie przyznawał rację tym, którzy twierdzili, że doceniamy to, co mamy, dopiero wtedy, gdy możemy to stracić. Nawet nie chciał myśleć, jak tą stratę przeżyłaby Ula. Miał niemal pewność, że miałaby do niego żal. Żal, którego być może nigdy nie byłaby w stanie się pozbyć. W jednym momencie mógłby definitywnie stracić nienarodzone dziecko i kobietę, którą kocha. Zamknął jej dłoń w swojej. Była dla niego całym światem. Przez ostatnie kilkadziesiąt dni, podczas których nie było jej w jego życiu, wariował. Kwadrans przed osiemnastą pojawiła się koło niego pielęgniarka. Poprosiła go o opuszczenie oddziału. Ostatni raz spojrzał na ukochaną i uwalniając z uścisku jej dłoń pojechał do hotelu. Kilka godzin czekania na nią pod blokiem, kilka godzin w szpitalu, stres, spowodowały, że zasnął, gdy tylko położył się na łóżku okrytym śnieżnobiałą pościelą.
Obudziła ją salowa, która przyniosła kanapki. Spojrzała na nią lekko nieprzytomnym wzorkiem.
- Kolacja – uśmiechnęła się serdecznie – niech pani je, póki herbata ciepła. Wy tu na ginekologii musicie się dobrze odżywiać. Który to tydzień?
- Jedenasty – powiedziała z wyraźnym rozczuleniem. Tak bardzo czekała na to dziecko. Dzisiejsze bóle przeraziły ją. Nie mogła go stracić. Z ulgą stwierdziła, że teraz czuje się już całkiem nieźle.
- Tu chyba pani rzeczy – wskazała na torbę – Pielęgniarka wygoniła męża pół godziny temu. Długo pani spała.
- Męża?- zapytała zdziwiona
- Taki przystojny brunet. Siedział tu przy pani kilka godzin. Muszę iść dalej. Smacznego i dobrej nocy

Miała już zasypiać, gdy rozdzwoniła się jej komórka leżąca na stoliku. Spojrzała na wyświetlacz ‘tata’. Chwilę się wahała, czy odbierać. Nie chciała martwić Cieplaka. Jednak wiedziała, że gdy nie odbierze ojciec będzie się martwił jeszcze bardziej.
- Cześć tatusiu
- Cześć córeczko. Jak się czujesz? Wszystko dobrze?
- Proszę cię, tylko się nie denerwuj. Jestem w szpitalu. Dziś źle się poczułam, ale już jest lepiej. Dali mi jakieś leki, jutro mają zrobić jeszcze kilka badań. Potrzymają mnie dwa, trzy dni i mnie wypuszczą – ‘a przynajmniej mam taką nadzieję’ dodała w myślach
- Ale na pewno wszystko jest już dobrze? – dopytywał zmartwiony – Może ja przyjadę? Poproszę Alicję, żeby została z Beti.
- Tatku, nie ma takiej potrzeby. Jest Norbert, jest Agnieszka. Dzisiaj widziałam się też z Markiem – dodała ciszej
- Z Markiem? – sądził, że się przesłyszał. Jeszcze kilka dni temu jego córka nawet nie chciała słyszeć o Dobrzańskim, a teraz ściągnęła go na Pomorze
- Tak. Przyjechał za Alicją. Rozmawialiśmy. Przyjechał mnie przeprosić. To on przywiózł mnie do szpitala – wyjaśniła
- Rozmawiałem z nim. Był kilka razy w Rysiowie. Szukał cię. Nie mówiłem ci, bo nie chciałaś o nim słyszeć. Nie powiedziałem mu gdzie jesteś. Ostatnio opowiedział mi wszystko ze szczegółami o tamtej waszej rozmowie- Ula zacisnęła powieki, na wspomnienie tamtego dnia zakręciły jej się w oczach łzy – Ja nie próbuję go usprawiedliwiać i do czegokolwiek cię nakłaniać, ale…- urwał na chwilę. Wiedział, że musi jej o tym powiedzieć. Powinna to przemyśleć i się zastanowić nad jego słowami. Nie zamierzał się wtrącać, ale… żal mu było obojga. Marek w przypływie chwili, w akcie paniki zranił ją okrutnie, ale widział szczerość w oczach tego chłopaka. Widział, że żałuje i że naprawdę kocha jego córkę. Ula także cierpiała, bo doznała ciosu od najważniejszego w jej życiu człowieka. A taki cios boli dwa razy bardziej. Wiedział, że zamknęła się w sobie ze swoim bólem i starannie od Marka odgrodziła.  – Gdy dowiedziałem się, że mama jest z tobą w ciąży byłem przerażony. Magda tak bardzo się cieszyła, a ja po prostu jakbym był obok tego – mruknęła cicho chcąc o coś zapytać. Uprzedził ją – Nie, nie myślałem o zabiegu. Po prostu nie tryskałem hura optymizmem. Wiedziałem, że nasze życie się zmieni, ale tak naprawdę nie wiedziałem, czy na lepsze, czy na gorsze. Nie dawałem tego po sobie poznać, nie chciałem Magdy ranić, ale niemal przez cały okres ciąży każdego dnia zadawałem sobie pytanie ‘jak będzie wyglądać nasze życie z dzieckiem?’. I dopiero gdy po raz pierwszy cię zobaczyłem w dniu, w którym zabierałem mamę do domu, zrozumiałem, że dziecko to najpiękniejszy prezent, jaki może spotkać dwójkę kochających się osób. Zakochałem się w tobie bez reszty – po tych słowach po jej policzku spłynęły łzy – Marek zachował się karygodnie, ale musisz wiedzieć, że mężczyźni patrzą na ciążę trochę inaczej. Ona tak naprawdę zaczyna nas dotyczyć w momencie, gdy na świecie pojawia się dziecko… - przedłużająca się po drugiej stronie cisza dała mu do zrozumienia, że jego córka potrzebuje teraz chwili tylko dla siebie, by przetrawić słowa, które przed chwilą usłyszała - Śpij dobrze, zadzwonię jutro

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz