B

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

'Dziecko' I

Byli razem od roku. Od pamiętnego pokazu, od wyznania Marka, od jego wypadku, kiedy to zrozumiała, że nie potrafi być z nikim innym, że Piotr się nie liczy. Przez pierwsze dwa, trzy miesiące mieszkali w wynajęty mieszkaniu na Siennej. Później Dobrzański kupił apartament na jednym z zamkniętych osiedli na Sadybie. Razem w pracy, razem w domu. Byli szczęśliwi. Ula wciąż była prezesem, Marek jej zastępcą i jednocześnie szefem działu promocji. W krótkim czasie od pokazu Febo pozbyli się swoich udziałów i wyjechali razem do Włoch. Firma w stu procentach należała do Dobrzańskich. Mogli spokojnie nią zarządzać i świętować kolejne sukcesy. Nigdy nie rozmawiali o ślubie. Marek nie zaczynał tego temu, nie oświadczył się. Ula nie chciała naciskać i zachowywać się jak Paulina. Nie podejmowali także tematu dzieci. Nie planowali kiedy powiększą rodzinę. Tylko na początku Dobrzański upewniał się, czy Ula bierze tabletki. Pytał ją o to kilkakrotnie. W końcu było to dla niego tak oczywiste, że dał sobie spokój.

W ostatnich dniach towarzyszyły jej objawy charakterystyczne dla ciąży. Kręciło jej się w głowie, miała nudności. Z przerażeniem stwierdziła, że spóźnia jej się okres. W ferworze pracy podczas przygotowywania wiosennej kolekcji jakoś wypadło jej to z głowy. Ale teraz, gdy zaczęła dodawać dwa do dwóch miała niemal pewność. Zrezygnowała z testu. Postanowiła nie mówić nic o swoich przypuszczeniach Markowi, dopóki nie potwierdzi ich lekarz. Potwierdził. Trochę obawiała się reakcji swojego partnera. Nie miała pewności, czy jest gotowy na dziecko, ale trudno, stało się. Chciała poczekać na odpowiedni moment, powiedzieć mu w domu, w bardziej sprzyjających okolicznościach. Ale od porannej wizyty nosiło ją. Nie mogła sobie znaleźć miejsca, nie mogła się na niczym skupić. Gwałtownie zerwała się z fotela i ruszyła w kierunku gabinetu Marka.
- O cześć kochanie – usłyszała, gdy tylko otworzyła drzwi pokoju obok sali konferencyjnej – idziemy na lunch? Strasznie zgłodniałem.
- Muszę ci o czymś powiedzieć – powiedziała z nutą wahania i usiadła na krześle po drugiej stronie biurka
- W takim razie zamieniam się w słuch – powiedział tym swoim charakterystycznym tonem, który zawsze wywoływał uśmiech na jej twarzy. Ale nie tym razem
- Jestem… - urwała na chwilę, by wziąć głęboki oddech – jestem w ciąży – dokończyła z niepokojem wpatrując się w twarz Marka. A ten wybuchnął śmiechem
- Dobre, naprawdę dobre – rzucił, gdy już się nieco uspokoił – miałaś taką minę, że niewiele brakowało, a dałbym się nabrać – wciąż się śmiejąc uniósł się nieco na fotelu i chwycił jej dłoń, na której po chwili złożył krótki pocałunek – Kochanie, pierwszy kwietnia był ponad miesiąc temu, więc nie czas na takie wygłupy. To co, idziemy na ten lunch?- spytał z wyraźnym zniecierpliwieniem. Ula cały ten czas przypatrywała mu się z uwagą, w milczeniu.  
- Marek, ja naprawdę jestem w ciąży – powtórzyła, gdy Dobrzański zaczął zbierać dokumenty z biurka przed wyjściem
- Słucham? – zastygł w bezruchu uświadamiając sobie, że jej wcześniejsza wypowiedź jednak nie była żartem
- Będziemy mieli dziecko – powiedziała ze spokojem. W sekundę odwrócił się i wlepił w nią swoje przeszywające spojrzenie – Dla mnie to też jest zaskoczenie – ciągnęła widząc, że on nie ma ochoty zabierać teraz głosu - ale stało się – czuł, jak wzbiera w nim złość. Nie tak miało wyglądać ich życie. Nie tak.
- Stało się? – zapytał lekko podniesionym głosem i nerwowo się zaśmiał – Ty sobie ze mnie kpisz? Jakie stało się? Mówiłem, żebyś uważała. Mówiłem, żebyś brała tabletki! – niemal wysyczał przez zaciśnięte zęby – nie takiej reakcji się spodziewała. Przypuszczała, że będzie w szoku, że nie będzie wiedział jak się zachować, ale nie sądziła, że zacznie ją atakować i całą winę zrzucać na nią
- Nawet antykoncepcja nie daje stu procentowej pewności – wciąż starała się zachować spokój
- Daje, gdy się ją stosuje regularnie! Nie sądziłem, że ciebie trzeba pilnować jak dziecko, czy przed zaśnięciem połknęłaś tabletkę!
- Nie krzycz na mnie! – miała niemal pewność, że na korytarzu słychać ich podniesione głosy, ale w tym momencie było to nie ważne – Przypominam ci, że dziecko nie bierze się z powietrza. Kobieta sama nie jest w stanie zajść w ciążę! Dobrze, może zapomniałam wziąć tej cholernej tabletki kilka razy – walnął pięścią w stół
- Jesteś kompletnie nieodpowiedzialna! – pierwszy raz w jego oczach malowała się furia. Nigdy go takiego nie widziała.
- Nie wzięłam jej wtedy po pokazie, gdy wróciliśmy w środku nocy. Szampan szumiał mi w głowie i jej po prostu zapomniałam. I kilka razy w następnym tygodniu, gdy wracałam do domu padnięta po całym dniu negocjacji umów. Ciebie to w ogóle nie interesowało, że nie miałam siły się umyć, że zasypiałam, gdy tylko wchodziłam do domu! Ciebie interesowało tylko to, żeby się ze mną kochać jeszcze przed pracą! Więc teraz nie zrzucaj winy na mnie i nie zarzucaj mi nieodpowiedzialności! – i ona była wściekła. Nigdy nie przypuszczała, że Marek może się zachowywać w stosunku do niej w ten sposób.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem w milczeniu. Po chwili Dobrzański westchnął i schował twarz w dłonie.
- Przepraszam. Nie powinienem był na ciebie naskakiwać. Ciąża to jeszcze nie koniec świata – starał się załagodzić sytuację. Zrozumiał, że nerwy i krzyk nic tu nie pomogą. Poczuła, jak ogromny kamień spada jej z serca – Który to tydzień? Trzeci, czwarty?
- Czwarty – odparła z delikatnym uśmiechem. Pokiwał głową i zamyślił się. Chwycił do ręki swoją skórzaną teczkę i wyciągnął z niej wizytownik. Po chwili położył przed nią prostokątny kartonik w kolorze kości słoniowej.
- Co to jest? – spytała biorąc do ręki wycinek z kredowego papieru, na którym widniało ‘Adam Mielecki – ginekolog’. Zastanawiała się, czy dał jej to, bo chce się upewnić, że jednak jest w ciąży, czy po prostu chce z nią pójść na wizytę do znajomego lekarza.
- To mój kolega jeszcze z czasów liceum. Gramy czasami razem w tenisa. Prowadzi prywatną praktykę na Woli. Chciałbym, żebyś do niego zadzwoniła – powiedział spokojnie
- Ale ja już dzisiaj byłam u lekarza. Potwierdził ciążę. Darowałam sobie testy – tłumaczyła
- Chciałbym, żebyś do niego zadzwoniła- powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, podkreślając każdego słowo. Miał nadzieję, że jego komunikat był jasny i obędzie się bez kolejnej bezsensownej dyskusji. Przyjrzała mu się uważnie i już wiedziała, o co mu chodzi. Jej oczy zaszkliły się łzami.
- Jak możesz… - zaczęła, za wszelką cenę starając się hamować zbierające się łzy. Przerwał jej.  
- Czy kiedykolwiek powiedziałem ci, że chcę mieć dziecko? – poczuła, jakby ktoś wbił w jej serce nóż.
- Nie powiedziałeś też, że nie chcesz – wyszeptała
- Nie chcę. A na pewno nie teraz. Ja nawet nie wiem, czy potrafiłbym być dobrym ojcem - wstał i podszedł do niej siadając na kancie biurka – wszystko będzie dobrze - Przytulił ją do siebie, ale odsunęła się. Ruszyła w kierunku drzwi, ale w ostatniej chwili odwróciła się i spoglądając na trzymaną w ręku wizytówkę zapytała
- Wszystkim swoim kochankom dawałeś jego numer?
- Na szczęście nigdy nie było takiej potrzeby - odparł zgodnie z prawdą, nie zastanawiając się nawet przez chwilę, jak to zabrzmiało. 
Poczuła, że musi jak najszybciej opuścić ten budynek. Brakowało jej powietrza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz