B

środa, 23 kwietnia 2014

'Dziecko' III

Pewnym krokiem wszedł do sekretariatu na piątym piętrze. Chciał najpierw się przebrać, założyć czystą koszulę, którą na szczęście zawsze trzymał w firmowej szafie, ale ostatecznie stwierdził, że rozmowa z Ulą musi być priorytetem.
-Jest u siebie? – rzucił do tonącej w papierach Ani. Podniosła głowę znad dokumentów i obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem
- Rano przysłała mi maila, że bierze tydzień urlopu – powiedziała spokojnie, bacznie obserwując szefa. Nawet nie odpowiedział. Biegiem skierował się do wyjścia. Jeszcze z windy zadzwonił po taksówkę. Miał świadomość, że alkohol jeszcze z niego nie wyparował, a poza tym jego auto zostało pod blokiem Seby. Pół godziny później był już na Sadybie. Miał nadzieję zastać ją w domu. Liczył na to, że po prostu chciała mieć kilka dni dla siebie. To nie był dla niej łatwy czas i z pewnością sprawy firmowe niepotrzebnie zaprzątałyby jej głowę. Postanowił, że jeśli jej nie będzie, jeszcze dziś pojedzie do Rysiowa. Wpadł na górę jak burza.
- Ula! – krzyknął, ale odpowiedziała mu cisza. Gwałtownie otworzył drzwi sypialni. Pusto. Łazienka. Pusto. Ruszył w kierunku pokoju gościnnego, ale stanął w pół kroku i zamarł na chwilę. Wrócił do łazienki i obrzucił półkę uważnym spojrzeniem. Nie było jej perfum, kremów i szczotki do włosów. Ruszył w kierunku garderoby. 
- Ja pierdole! – w przypływie złości na samego siebie walną pięścią w dębowe drzwi. Chwilowy ból ręki nie przyniósł ukojenia. Wiedział, że to wyłącznie jego wina. Wolnym krokiem ruszył w kierunku salonu. Musiał zadzwonić po następną taksówkę, która zawiezie go do Rysiowa. Musi zrobić wszystko, by z nią porozmawiać i nakłonić do powrotu. Usiadł na skórzanej sofie w kolorze kawy z mlekiem i wtedy dostrzegł białą kartkę leżącą na szklanym stoliku.
‘Odchodzę. Kiedyś naiwnie łudziłam się, że się zmieniłeś, że ja potrafię cię zmienić. Przeceniłam swoje siły. Ktoś kiedyś powiedział mi, że gdy się kogoś kocha, kocha się również dziecko, które się z niego zrodziło. Ty najwyraźniej mnie nie kochałeś. Pewnie Ci się wydawało. Jak zwykle. Paulinę też Ci się wydawało, że kochasz. Dla mnie ta ciąża też jest zaskoczeniem, ale nawet przez moment nie pomyślałam, że tego dziecka mogłoby nie być. Bo to cząstka mnie i cząstka Ciebie. Choć niechciany i nieplanowany, to jednak jest to owoc prawdziwej miłości. Mojej miłości do Ciebie. Gdybyś miał dziecko z poprzedniego związku, to pokochałabym je jak swoje..bo kocham Ciebie. Ludzie są w stanie wychowywać nie swoje dzieci tylko dlatego, że kochają ich matkę czy ojca. Ciebie nie byłoby na to stać. Nie chcę byś czuł się do czegokolwiek zmuszany. Nie chcę, byś był ze mną z poczucia obowiązku. Nie dzwoń, nie pisz, nie nachodź mojej rodziny. To koniec.’
Samotna łza spłynęła po jego policzku. Znowu ją skrzywdził. Znowu ją stracił. Postanowił, że wbrew jej prośbie pojedzie do Rysiowa. Musiał z nią porozmawiać, musiał spróbować odkręcić. Gdy czekał na taksówkę rozdzwoniła się jego komórka.
- Halo – odebrał, widząc na ekranie imię swojego przyjaciela
- Gdzie ty jesteś? Od piętnastu minut Kondracki czeka na ciebie w konferencyjnej
- Zajmij się tym – rzucił krótko
- Słucham? Ja nawet nie wiem, o czym mam z nim rozmawiać. Ciebie nie ma, Ulki też nie, ja… - chciał kontynuować, ale Dobrzański wszedł mu w słowo
- Zostawiła mnie – powiedział z bólem.
- No ja jej się nie dziwię – brunet ironicznie zaśmiał się w duchu. Nawet nie miał co liczyć na wsparcie ze strony przyjaciela. Ale wiedział, że Seba ma rację – Dobra, postaram się to ogarnąć. Na razie

- Marek? – zapytał zaskoczony Cieplak widząc prezesa w progu
- Dzień dobry panie Józefie. Mógłbym porozmawiać z Ulą? – Cieplak spojrzał na niego zaskoczony
- Z Ulą? A to ona nie jest w pracy? Pokłóciliście się? – zaniepokojony zaczął go zasypywać grandem pytań. Dobrzański widział, że mówi szczerze. Początkowo liczył się z tym, że rodzina na jej prośbę może go nie wpuścić, że może ją ukrywać, ale pomylił się. Mając na uwadze chore serce Cieplaka starał się załagodzić sytuację i nieco go uspokoić
- Tak. Mała sprzeczka. Liczyłem na to, że przyjechała tutaj.
- Nie było jej. Nic nie wiem. Ostatnio rozmawiałem z nią trzy dni temu przez telefon.
- Pewnie pojechała do koleżanki. Trochę niepotrzebnie zrobiłem zamieszanie. Niepokoję pana, a ona pewnie plotkuje o mnie z Violettą. Poczekam na nią w domu – posłał potencjalnemu teściowi blady uśmiech i skierował się do wyjścia – Przepraszam za najście. Do widzenia
‘Shit!’ szepnął przez zaciśnięte zęby i pospiesznie zaczął analizować, gdzie może być. Jeszcze przed furtką domu Cieplaków wyciągnął telefon i wybrał jej numer. Abonent ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem – usłyszał w słuchawce. ‘Wiedziała, że będę wydzwaniał i przezornie wyłączyła telefon’- westchnął. Gdy wsiadał do samochodu zobaczył wychodzącego z domu Szymczyka. Udając, że nie widzi prezesa szybko ruszył w stronę zaparkowanego przed braną Volvo.
- Maciek, cześć – krzyknął podchodząc do niego, ale widząc, pogardliwe spojrzenie chłopaka miał pewność, że wie o wszystkim i zapewne wie, gdzie jest Ula. Chciał zapytać o swoją dziewczynę, ale nim zdążył się odezwać usłyszał tylko
- Jak znajdziesz jeszcze jakieś rzeczy Uli to zadzwoń do mnie – sposób w jaki wypowiadał słowa świadczył o tym, że jest wściekły. Nie czekając na reakcję Marka wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon.
Brunet zdał sobie sprawę, że przed nim bardzo długa i trudna droga. Wiedział, że nie może się poddać. Stawka była zbyt wysoka.

Od trzech dni nie dała mu znaku życia. Wciąż miała wyłączony telefon. Nagrywał się wielokrotnie, niemal błagając by dała mu znać, że wszystko z nią w porządku. Wiedział, że gdyby jej się coś stało, nigdy by sobie tego nie wybaczył. Alicja traktowała go z dystansem. Najwyraźniej Ula opowiedziała jej o wszystkim. W Rysiowie był jeszcze raz, następnego dnia. Józef diametralnie zmienił do niego stosunek. Nie chciał słuchać jego wyjaśnień. Powiedział tylko, że Uli nie ma w domu. Na pytania gdzie jest, usłyszał jedynie ‘ona nie chce cię teraz widzieć i powinieneś to uszanować’. Starał się szanować jej wybór i jej decyzję, ale jednocześnie miał świadomość, że każdy kolejny dzień działa na jego niekorzyść.
W firmie pojawiał się na krótko. I tak nie mógł na niczym skupić myśli. Większość obowiązków przejął na siebie Sebastian. On tylko wpadał podpisać najważniejsze dokumenty. Był wdzięczny przyjacielowi za pomoc. W sobotnie przedpołudnie do drzwi ich mieszkania zapukała Helena.
- Cześć synku. Od kilku dni próbuję się z wami skontaktować. Ty nie odbierasz moich telefonów, Ula ma wyłączony aparat. Nie bardzo rozumiem, o co chodzi. Ula miała do mnie zadzwonić w czwartek. Miałyśmy ustalić szczegóły bankietu dla stałych klientów.
- Bankiet musi zostać przełożony – odparł beznamiętnym tonem
- Nie bardzo rozumiem… Niby dlaczego mamy przekładać imprezę, która od kilku lat odbywa się zawsze w drugiej połowie czerwca?
- Bankiet musi zostać przełożony! – krzyknął. W nosie miał tą beznadzieją imprezę dla snobów w momencie, gdy jego życie prywatne legło w gruzach
- Po pierwsze, nie tym tonem. Uspokój się i powiedz mi, co się dzieje… A po drugie, to gdzie jest Ula? – zaciekawiła się. Jej syn zachowywał się dziwnie, od mementu, gdy przekroczyła próg apartamentu przy ulicy Bruzdowej.
- Nie ma – powiedział gorzko
- Jak to nie ma?
- No nie ma. Po prostu jej nie ma
- To gdzie jest? – odpowiedziała jej cisza – Chyba mam prawo wiedzieć, gdzie jest kobieta, która, jak sądzę, ma w niedalekiej przyszłości zostać moją synową. Więc?  - ponagliła go
- Odeszła ode mnie – szepnął wpatrując się w nieokreślony punkt na ścianie w kolorze kości słoniowej
- A z jakiego powodu? – dociekała. Była w szoku. Nic nie wskazywało na to, że w związku jej syna dzieje się coś niepokojącego. Jeszcze w ubiegłym tygodniu wyglądali na niewyobrażalnie szczęśliwych.
- A czy to jest teraz najważniejsze? – obrzucił ją pustym spojrzeniem
- Oczywiście. Chcę wiedzieć, czy zostawiła cię, bo poznała kogoś, czy dlatego, że ją skrzywdziłeś – mówiła powoli obserwując go w skupieniu
- Raczej to drugie – szepnął i spuścił głowę. Westchnęła głośno
- Kto to tym razem? – obrzucił ją pytającym spojrzeniem – Pytam, z kim ją zdradziłeś. Modelka z firmy? Marek, ty chyba nigdy nie dorośniesz!
- Nie zdradziłem jej! – zapewnił gorliwie
- Więc czemu kobieta, która była w ciebie wpatrzona jak w obrazek z dnia na dzień znika z twojego życia?
- Nie chciałem dziecka 
- A jej bardzo na tym zależy? – nie czekając na odpowiedź ciągnęła dalej - Marek, ona jest w takim wieku, że ma prawo włączyć jej się instynkt macierzyński. Porozmawiajcie o tym. Na pewno dojdziecie do porozumienia. Zacznijcie planować ślub. To się jeszcze trochę odciągnie. Może przez ten czas dojrzejesz do ojcostwa.
- Ty nic nie rozumiesz – westchnął z goryczą – Ona już jest w ciąży. To była wpadka. Nie planowaliśmy tego. Chciałem, żeby usunęła – spuścił głowę. Nawet nie musiał czekać na reakcję matki. Wiedział, że go potępi.
- Słucham!? – pierwszy raz w życiu słyszał, jak jego matka unosi głos – Nie tak cię wychowałam! Trzeba ponosić odpowiedzialność za swoje czyny! Kiedy ty w końcu dojrzejesz!? – nerwowo krążyła po salonie – Sądziłam, że wreszcie zmądrzałeś i z małego chłopca stałeś się wreszcie prawdziwym mężczyzną, ale najwyraźniej wciąż jesteś chłopcem w krótkich spodenkach! Jak ty jej w ogóle mogłeś coś takiego zaproponować! Ty masz świadomość, jak ona się teraz czuje!? Zastanawiałeś się, jak spojrzysz jej w oczy? 
- Spanikowałem – próbował się tłumaczyć
- Spanikowałeś? – roześmiała się – To jest jakiś tani dowcip. Nic cię nie usprawiedliwia, rozumiesz!?
- Ale... - zaczął
- Skończ! - powiedziała dobitnie. Czuł się, jak dziecko w podstawówce. A może właśnie się tak zachowywał? - Gdybyś wyszedł bez słowa i poszedł się upić, można byłoby to potraktować w kategoriach paniki. Ale ty od razu zaproponowałeś jej rozwiązanie tej sytuacji, nawet przez chwilę nie zastanawiając się nad konsekwencjami!  Jesteś bez serca!
Coraz mocniej zaczynało do niego docierać, że i matka i Seba mają racje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz