B

wtorek, 16 sierpnia 2016

Miniaturka XXXVI 'Nie mamy innego wyjścia'

Od dwóch lat byli szczęśliwym małżeństwem. Owszem, zdarzały się małe sprzeczki o głupoty, ale bardzo szybko dochodzili do porozumienia i zapominali o sprawie. Marek wreszcie mógł się przekonać, co to znaczy szczęśliwy i spokojny związek. Ula w przeciwieństwie do Pauliny nie robiła mu awantur o późniejszy powrót do domu, nie węszyła zdrady. Ufała mu, a on w zamian nigdy tego zaufania nie zwiódł. Mówił o wszystkim swojej żonie, nawet wtedy, gdy jedna z kontrahentek ewidentnie śliniła się na jego widok, by nie doprowadzać do sytuacji, w której Ula mogłaby się poczuć zagrożona. Sebastian dogryzał mu nawet z tego powodu, twierdząc, że Dobrzański jest połączony z Ulą pępowiną.
Jako, że ślub nastąpił ledwie cztery miesiące po ich zejściu się, postanowili decyzję o powiększeniu rodziny odłożyć nieco w czasie. Dali sobie półtora roku swobody, półtora roku na nacieszenie się sobą. Oboje bardzo chcieli zostać rodzicami i oboje zdawali sobie sprawę, że ich życie zmieni się diametralnie, gdy na świecie pojawi się małe Dobrzańskie. Gdy cztery miesiące po rozpoczęciu starań Ula pokazała mężowi pozytywny test ciążowy, oboje byli wyraźnie wzruszeni. Spełniło się ich marzenie. Postanowili jednak nie dzielić się swoim szczęściem z rodziną i najbliższymi przyjaciółmi, dopóki lekarz nie stwierdzi, że ciąża rozwija się prawidłowo.

Wyraźnie spięci siedzieli przed biurkiem mężczyzny w średnim wieku z sumiastym wąsem, który w ciszy analizował wyniki morfologii. Marek, gdy tylko dowiedział się, że jego żona jest w ciąży poświęcił dwa wieczory na poszukiwania najlepszego ginekologa w stolicy. W jego mniemaniu ciąży nie mogła prowadzić młoda lekarka, z kilkuletnim doświadczeniem, do której Ula chodziła do tej pory. Przekopał się przez dziesiątki forów internetowy, przeczytał kilka artykułów i wywiadów. Pośród kilkudziesięciu nazwisk zachwalanych przez pacjentki, dziś szczęśliwe mamy, dominowało jedno – Dębowski. Dobrzańskiemu tylko dzięki znajomościom Heleny udało się umówić im konsultację u profesora Waldemara Dębowskiego w tak krótkim czasie.
Mężczyzna obrzucił ich spojrzeniem i uśmiechnął się serdecznie
- Pierwsze dziecko? – zgodnie kiwnęli głowami – Tak właśnie myślałem. Jesteście państwo bardzo spanikowani. Zupełnie niepotrzebnie. Ma pani co prawda lekką anemię, ale to się zdarza bardzo często. Przepiszę odpowiednie środki, które szybko wpłynął na poprawę wyników. Reszta parametrów wzorowa. Ma pani poranne mdłości?
- Nie
- No to jest pani w tej uprzywilejowanej grupie. Jakieś niepokojące objawy? Bóle, plamienie? – Dobrzańska przecząco pokręciła głową – Świetnie. Czas na pierwsze USG – wskazał jej na leżankę
- Będzie można już określić płeć? – dopytywał Marek, który usadowił się na krześle obok małżonki
- Na to jest zdecydowanie za wcześnie – pod sumiastymi wąsami pojawił się uśmiech – Ze stuprocentową pewnością będę mógł ją państwu zdradzić w szesnastym tygodniu. Także proszę jeszcze o odrobinę cierpliwości. Teraz sprawdzimy, czy wszystko jest w porządku – z uwagą przyjrzał się monitorowi – Zarodek rozwija się prawidłowo. Umiejscowiony jest w odpowiednim miejscu. Nie ma powodów do niepokoju – uśmiechnął się przyjaźnie i podał Dobrzańskiemu zwój papierowych ręczników, by wytarł małżonce brzuch – Tak, jak powiedziałem, wszystko przebiega prawidłowo. Wyznaczymy teraz termin kolejnej wizyty – spojrzał w kalendarz – Czy będę państwo chcieli wykonać badania prenatalne?
- Czy to konieczne? – Marek zmarszczył brwi
- To są badania dobrowolne. Pani ma dwadzieścia dziewięć lat, więc jest stosunkowo młodą mamą. Ryzyko wad genetycznych gwałtownie wzrasta po trzydziestym piątym roku życia, niemniej ja swoim pacjentkom takie badania rekomenduję.
- To jakieś inwazyjne badania? – dopytywał z wyraźną troską
- Nie wszystkie. Zaczynamy od zupełnie niegroźnych dla mamy i płodu i bezbolesnych, jak test PAPP-A, czy USG genetyczne, dzięki czemu możemy wyeliminować choćby zespół Downa. To nie są jakieś ogromne koszty, a dają stuprocentową pewność, czy dziecko nie jest obarczone jakąś wadą genetyczną. W przypadku nieprawidłowości i niejasności oczywiście prowadzimy dalszą diagnostykę
- W takim razie jak najbardziej jesteśmy zainteresowani – odparła Ula
- Dobrze. W tej sytuacji zgłosi się pani piętnastego lipca na czczo na badania krwi, a dwudziestego wykonamy USG. I jeszcze recepta wraz z rozpiską, aby wyprowadzić panią z anemii – podał jej plik karteczek – A na koniec pierwsze zdjęcie potomka – w ręku Dobrzańskiego wylądował wydruk USG - Miłego dnia państwu życzę

- Jak myślisz? – odezwał się Marek w drodze do domu – To będzie chłopiec czy dziewczynka?
- Mam nadzieję, że będzie zdrowe – odparła
- Ja też – zapewnił – Ale co byś wolała najpierw? Bo oczywiście nie poprzestaniemy na jednym. Jestem jedynakiem i brakowało mi brata lub siostry, zwłaszcza jak rodzice nie mieli dla mnie czasu – mruknął
- Kochany, ale ja wcale nie mam zamiaru urodzić ci drużyny siatkarskiej – roześmiała się
- Nikt nie mówi o drużynie. Ale dwójka, w porywach trójka to rozsądna liczba.
- W takim razie jak ma być trójka, to niech pierwszy będzie chłopiec. Dziewczynki lubią starszych braci. Zobacz u mnie… Beatka jest zachwycona Jaśkiem. Jasiek to, Jasiek tamto
- Z ciebie też jest dumna. Nikt nie robi takich pysznych naleśniczków jak Ulcia – naśladował małą Cieplakównę, czym rozbawił swoją żonę
- Niby tak.
- To może Juliusz? – obrzucił żonę pytającym spojrzeniem – Julek, hmm? – widząc jej skrzywienie postanowił przedstawić inną propozycję – A może Fabian albo Maks?
- Ooo, Maks mi się podoba. Maksymilian Dobrzański – pokiwała głową – Muszę przyznać kochanie, że twoja propozycja jest świetna.
- A jak będzie dziewczynka?
- Ola?
- O nie! Mowy nie ma – zaprotestował gwałtownie – Mam uraz z dzieciństwa. Miałem w podstawówce nauczycielkę Aleksandrę. Matematyczka! Gnębiła mnie do ósmej klasy – aż się wzdrygnął na wspomnienie korpulentnej rudej, która groziła mu linijką gdy nie potrafił rozwiązać zadania z funkcjami trygonometrycznymi - Cały czas czekam, aż w dorosłym życiu przyda mi się tangens i cotangens – wyszczerzył się w stronę ukochanej
- Antosia?
- Noooo – pokiwał głową z uznaniem  - I to jest przyzwoite imię dla naszej córeczki. Kiedy powiemy rodzicom?
- Może zaprośmy ich w weekend na grilla? – kiwnął głową - Takie spotkanie dla rodziny i najbliższych przyjaciół? Oprócz rodziców i mojego rodzeństwa mógłby wpaść Sebastian z Violką i Maciek z Anią. No i oczywiście Pshemko. Reszcie dziewczyn powiem w pracy, ale zaznaczę, żeby nie robiły szumu. Nie chcę na razie zamieszania w firmie
- No ja się swoją radością nie zamierzam dzielić z Aleksem – zaśmiał się pod nosem - Sam się zorientuje jak już będzie coś widać – pogładził dłonią jej brzuch

- Dzień dobry panie profesorze – weszli do gabinetu z uśmiechami. Od pierwszej wizyty Dębowski wzbudził ich sympatię – Jesteśmy zgodnie z umową
- Cieszę się – odparł poważnym tonem, zerkając na ekran monitora
- Są już wyniki testu?
- Zacznijmy może od USG, a później omówimy wszystkie wyniki razem, dobrze? – posłał im niewyraźny uśmiech i zaprowadził do sąsiedniego pokoju, w którym stało specjalne urządzenie od USG genetycznego – Dobrzańscy wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Ta powaga lekarza nie wróżyła nic dobrego. Kurczowo trzymali się myśli, że właściciel sumiastego wąsa ma po prostu zły dzień. Lekarz w skupieniu przyglądał się obrazowi na monitorze.
- Panie profesorze, czy coś jest nie w porządku? – niecierpliwił się Marek
- Jeszcze chwileczkę – mruknął – przesuwając głowicą po minimalnie zaokrąglonym brzuchu pacjentki – Dobrze, dziękuję bardzo – podał im ręczniki – Proszę się wytrzeć i zapraszam państwa do siebie
- Marek, coś jest nie tak – jęknęła Ula, wyraźnie przestraszona, gdy lekarz zniknął za drzwiami drugiego gabinetu
- Błagam cię, nie pisz czarnego scenariusza. Facet ewidentnie jest dziś nie w humorze. Może się nie wyspał, albo pokłócił się z żoną. Zaraz wszystkiego się dowiemy. Z tego wszystkiego zapomniałem dopytać o płeć – przepuścił żonę w drzwiach i już po chwili siedzieli przed biurkiem medyka
- Bardzo się cieszę, że zdecydowaliście się państwo na badania prenatalne. Test PAPP-A wskazywał na pewne nieprawidłowości. Ma pani obniżone stężenie PAPP-A i beta hCG, co automatycznie wyklucza nam Downa, ale jednocześnie stawia przypuszczenie, że dziecko może cierpieć na zespół Edwardsa albo Patau – na twarzy obojga malował się szok i przerażenie – Ryzyko wystąpienia choroby Patau u państwa potomka jest bardzo wysokie. Zdecydowanie wyższe, niż u statystycznej matki w pani wieku. Po USG mogę stwierdzić, że są pewnie nieprawidłowości w budowie państwa córki – po twarzy Uli zaczęły kapać łzy. Marek dla dodania jej otuchy zaczął gładzić ją po dłoni – Nie należy jeszcze wpadać w panikę i zakładać najgorszego. Te badania nie dają nam stuprocentowej pewności. Bardzo chciałbym, żeby dziecko było zdrowe. Ale to będę mógł stwierdzić dopiero po zrobieniu amniopunkcji. Badanie to będziemy mogli wykonać za jakieś dwa tygodnie, a na jego wynik będziemy czekać kolejne piętnaście dni.
- Co to jest ta amniopunkcja? – ze ściśniętym gardłem odezwał się Marek
- To jest pobranie płynu owodniowego, w którym znajduje się dziecko. Nakłuwamy brzuch matki i za pomocną specjalnej strzykawki pobieramy ten płyn. Poddajemy go analizie laboratoryjnej pod kątem wad genetycznych. Jednak muszę państwa uprzedzić, że o ile test i USG to badania obojętne dla matki i płodu, tak amniopunkcja niesie ze sobą pewne ryzyko. Powikłania spotykane są stosunkowo rzadko, jednak zdarzają się. Dam państwu specjalną broszurę, z którą musicie się zapoznać przed podjęciem decyzji. Jest jeszcze inna opcja – zastanowił się chwilę – nowość. Test NIFTY. Daje dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewności. Na wyniki czeka się nieco krócej, jest bezpieczne dla matki i dziecka i można je wykonać już teraz. Jedna wyda, że jest dość drogie. Jego koszt to trzy tysiące złotych.
- Pieniądze nie mają żadnego znaczenia
- W takim razie pobierzemy pani krew jeszcze dzisiaj – uśmiechnął się i chwytając za telefon poprosił do siebie pielęgniarkę
- Na czym polega ten zespół? – szepnęła Ula
- Aberracja trzynastej pary chromosomów. Mówiąc językiem bardziej przystępnym, każdy z nas ma parę chromosomów. Państwa córka na trzynastym odcinku tych chromosomów najprawdopodobniej ma trzy. Zresztą to jest choroba dużo częściej spotykana u dziewczynek. Ale o szczegółach będziemy rozmawiać, gdy będziemy mieć stuprocentową pewność i ostateczne wyniki badań. Szczerze mówiąc jestem trochę zaskoczony tymi wynikami, zwłaszcza, że jest pani młoda, a w państwa rodzinach nie zdarzały się choroby genetyczne. Wypiszę państwu jeszcze skierowanie do mojego kolegi, profesora Kruka, bardzo dobrego genetyka. Radziłbym zrobić badania pod kątem obciążeń genetycznych. Być może jedno z państwa jest nosicielem wadliwego chromosomu, być może jest to duplikacja spontaniczna, która nie ma prawa się zdarzyć podczas kolejnej ciąży. Absolutnie nie są to badania w celu szukania winnego. Jestem daleki od tego by wykonywać to badanie po to by obarczać się winą. Po prostu z pewnością przyda się to w przyszłości – rozległo się pukanie i w drzwiach pojawiła się młoda pielęgniarka – Pani Basiu proszę zabrać pacjentkę do zabiegowego i pobrać próbkę do NIFTY. Dziękuję bardzo – Ula niemrawo podniosła się z miejsca i obrzuciła Marka pytającym spojrzeniem
- Kochanie, idź sama. Ja jeszcze porozmawiam chwilę z profesorem – wysilił się na ciepły uśmiech i poczekał, aż małżonka opuści pomieszczenie - A co będzie z naszą córką jeśli okaże się chora? Jakie są objawy tego zespołu? – Marek chciał mieć pełny obraz sytuacji, by psychicznie przygotować się na przyjście chorego dziecka. O ile miał jakiekolwiek pojęcie o zespole Downa, bo czasami takie dzieci widywał, tak zespół Patau nic mu nie mówił. Medyk westchnął ciężko spoglądając na mężczyznę siedzącego w jego gabinecie. Takie rozmowy były jednym z najgorszych elementów pracy lekarza. Gorsze były tylko wtedy, gdy spotykał się ze śmiercią dziecka.
- Ja nie chcę za bardzo państwa przestraszyć, zwłaszcza jeśli nie mamy jeszcze stuprocentowej pewności.
- Dobrze panie doktorze, ja wiem… Ale o ile wiem cokolwiek o zespole Downa, tak nie wiem, czego mam się spodziewać w naszym przypadku
- Zespół Downa jest dużo łagodniejszy i można z nim przeżyć długie lata przy odpowiedniej opiece. Patau wiąże się z niedorozwojem mózgu i ciężkimi wadami narządów wewnętrznych. Są to zmiany nieodwracalne, niemożliwe do leczenia operacyjnego. Jest duży procent poronień, a dzieci, które się rodzą, przeżywają kilka tygodni, czasem miesięcy – Marek ukrył twarz w dłoniach, próbując się nie rozpłakać. Nie takich wiadomości spodziewał się podczas tej wizyty – Proszę być dobrej myśli. Musi pan być teraz dużym wsparciem dla żony.

Marek był przerażony, podobnie jak Ula. Nie tak wyobrażali sobie ten czas oczekiwania na dziecko. Nie tak wyobrażali sobie przebieg ciąży. Mieli doczekać się zdrowego, ślicznego bobasa, podobnego do mamy lub taty. Przez kolejne dni przekopywali się przez Internet i fachową literaturę. Każdy kolejny artykuł potęgował ich złość i żal. Wiele wieczorów Ula przepłakała tuląc do siebie kolorowe śpioszki, które zdążyli już kupić. Pytała Marka czemu to ich spotkało. Nie potrafił odpowiedzieć.

Podłamani, a jednak chwytając się myśli, że może będzie wszystko dobrze, stawili się w klinice z samego rana. Kwadrans przed nimi kurier zdążył przywieźć wyniki. Biała koperta miała dać im szczęście lub brutalnie odebrać marzenia.
- Bardzo mi przykro – Dębowski nawet nie próbował kryć, że przekazywanie takich informacji jest dla niego proste
- Nie, nie – Ula ze łzami w oczach kręciła głową – Pan się musi mylić. Może pomylili próbki w laboratorium. To nie może być prawda – nerwowo gładziła się po brzuchu
- Nie mam już wątpliwości.
- Pan się myli. Nasza Antosia jest zdrowa – próbowała zaklinać rzeczywistość – Znajdziemy innego lekarza. Lepszego. Nie, nie, pan się myli – powtarzała jak w amoku
- Oczywiście macie państwo do tego prawo. Mogę państwu wydać całą dokumentację medyczną, jednak zapewniam, że żaden z moich kolegów nie postawi innej diagnozy. Wyniki nie pozostawiają złudzeń.
- Chce mi pan powiedzieć, że moje dziecko przeżyje tydzień, dwa, miesiąc? – krzyknęła z żalem. Marek przytulił ją, starając się uspokoić. Dla niego to również nie było łatwe, choć starał się trzymać.
- W naszej klinice praktykujemy zwyczaj, że w takich przypadkach rodzina zostaje objęta opieką psychologa. Jeśli zechcenie państwo z tego skorzystać, pani psycholog jest do państwa dyspozycji – Marek kiwnął głową z wdzięcznością – Ja wiem, że to nie jest odpowiedni moment, ale na to nie ma odpowiedniej pory – urwał na chwilę – W państwa sytuacji sugerowałbym rozważyć zabieg
- Każe mi pan zabić własne dziecko?! – jej ciałem wstrząsnął szloch
- Ja nie mogę nic kazać. Mogę tylko podpowiedzieć i zaproponować dostępne możliwości. Jest jeszcze czas. Decyzja należy do państwa.
Spotkanie z psychologiem niewiele dało. Ula nie chciała rozmawiać. Marek miał wrażenie, że jego żona jest w innym świecie. Przez kolejne dwa dni nie poruszali tematu. Każde z nich musiało oswoić się z tym, poukładać wszystko w głowie. Nie było mowy o pogodzeniu się ze stanem rzeczy. Po prostu musiało do nich dotrzeć to, w jakiej punkcie się znaleźli i że nie ma tu dobrego i szczęśliwego rozwiązania.

- Nie zgodzę się na aborcję – oświadczyła pewnego wieczoru, kilka dni po dramatycznej diagnozie
- Kochanie, ja wiem, że to jest trudne… Oddałbym wszystko, co mam żeby nasze dziecko miało urodzić się zdrowe, ale tak się nie stanie. Gdyby miało się urodzić bez dłoni albo bez nogi nie zastanawiałbym się. Znaleźlibyśmy najlepszych rehabilitantów, załatwili najlepszą protezę i żyłaby normalnie – mówił ze łzami w oczach – Zaczęłaby chodzić, powiedziałaby mama i tata. Ale nie mamy tyle szczęścia. Gdyby chodziło o wadę serca poradzilibyśmy sobie z tym. Jeśli nie tutaj, to za granicą znaleźlibyśmy kogoś, kto podjąłby się leczenia. Ale nic nie możemy zrobić. Wiem, że chcesz tego dziecka. Ja też bardzo na nie czekałem, ale…. – urwał na chwilę, przełykając gulę, która dusiła go od środka
- Ale? – ponagliła go Ula. Płakali oboje.
- Ale uważam, że powinnaś zgodzić się na zabieg. Będziesz w stanie wziąć ją na ręce i się pożegnać? Bo ja nie będę w stanie. Nie będę w stanie patrzeć, jak odchodzi. Nie będę potrafił trzymać jej na rękach, gdy będzie umierać – ostatnie słowo wyszeptał – Nie poradzę sobie z tym. I ty też sobie z tym nie poradzisz. Nie będziemy potrafili patrzeć na jej cierpienie. Wiem, że to cholernie trudna decyzja – tulił ją do swojego torsu – Ale nie mamy innego wyjścia.

W klinice towarzyszył jej cały czas. Przychodziła również pani psycholog, który próbowała podpowiadać, jak mają sobie poradzić z tą stratą. Starał się być silny, starał się być dla niej oparciem, choć sam ledwo radził sobie z emocjami. Z bezsilności walił pięścią w ścianę, gdy zabrali ją na salę operacyjną. Wszystkie ich plany, marzenia, nadzieje legły w gruzach. W jednej chwili ich świat się zawalił. Jeden chromosom więcej spowodował, że nigdy nie będą cieszyć się z sukcesów swojej Tosi, nigdy z nią nie porozmawiają, nie usłyszą jej śmiechu. Zespół Patau występuje raz na tysiąc urodzeń. Mieli pecha. Dlaczego właśnie oni? Nie potrafili znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
Profesor miał operować ją osobiście. Mieli tylko jeden warunek. Chcieli pochować swoje dziecko. Ksiądz z lokalnej parafii odmówił. Z pomocą przyszła Helena i kapłan, który współpracował z jej fundacją. Pochował ich córeczkę z należytym szacunkiem. W ostatnim pożegnaniu towarzyszyła im tylko najbliższa rodzina. Nie chcieli współczucia. Nie potrzebowali go. Musieli sami poradzić sobie z tą tragedią.
Każdego roku, dwudziestego sierpnia odwiedzali grób Antosi Dobrzańskiej, przynosząc ze sobą wianek zrobiony z białych kwiatów. Tego roku również przyszli złożyć kwiaty i zapalić znicz w kształcie serca. Po raz pierwszy towarzyszył im dziesięciomiesięczny Maks. Urodził się zdrowy dzięki wykwalifikowanemu personelowi klinki in vitro i profesorowi Dębowskiemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz