B

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Miniaturka XXXV 'Zarząd'

Odkąd pojechali do SPA była najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. I nie chodzi tu tylko o rozkosz, jaką jej dał. Po prostu po raz pierwszy, tak na sto procent uwierzyła, że jest naprawdę dla niego ważna. Nad brzegiem jeziora patrzył na nią w taki sposób…. Aż trudno było znaleźć odpowiednie słowa. Czuła się najpiękniejszą kobietą na świecie. Ten wyjazd pozwolił jej w pełni zrozumieć, że to się może udać, że ktoś taki, jak Marek Dobrzański może chcieć z nią być. Czuła, że z nią będzie. Nie tylko tam, nad jeziorem, z dala od rzeczywistości, ale w ogóle. Teraz i na zawsze. Wreszcie miała pewność, że on naprawdę odwoła dla niej ślub. Przez te kilkadziesiąt godzin żyła jak w bajce. W innej czasoprzestrzeni, w innej rzeczywistości.

Pierwsze opamiętanie przyszło, gdy tylko przekroczyła próg firmy. Paulina szalała posądzając Anię o romans z Markiem. A on zamiast to przerwać, uciąć raz na zawsze, brnął dalej. Wybronił Anię, ale jednocześnie próbował wybielić siebie. Szedł w zaparte zapewniając pannę Febo o swojej miłości i wierności. Miała do niego żal i nawet nie próbowała tego kryć. Tłumaczył, że to nie był odpowiedni moment, że musi poczekać do zarządu. Uwierzyła. Bardzo chciała mu wierzyć.

Ostatecznie ze złudzeń odarł ją wczorajszy dzień. Okłamał ją po raz pierwszy. A może robił to już wcześniej, tylko zaślepiona miłością nic nie widziała? Powiedział, że idzie na lunch służbowy, że ważny kontrahent, poważne spotkanie. Od Violetty dowiedziała się, że poszedł z Pauliną na romantyczny obiad, by ją udobruchać po aferze z Anią. Nie miał powodów, żeby ją okłamywać. Przecież wiedziała, że do zarządu musi mieć Paulinę po swojej stronie. Rozumiałaby. A jednak ją oszukał. Czarę goryczy przelały prezenty i kartka od Sebastiana. ‘Powodzenia z Brzydulą’. Zabolało. Czuła, jakby ktoś wbił jej nóż prosto w serce. Dla niego wciąż była tylko brzydulą. Zaczynała rozumieć te jego starania, nadskakiwanie. Wszystko zaczynało układać się w logiczną całość. Serce próbowało przekonać rozum, że być może to tylko tak wygląda, że to zbieg okoliczności, że się myli… Serce przegrywało jednak z rozumem. Wszystko wskazywało na to, że jednak chodziło mu tylko o to, by została dyrektorem finansowym, by sfałszowała raport. Próbował ratować własny tyłek. Nigdy nie zależało mu na niej. Nigdy nic do niej nie czuł. Czyżby naprawdę był tak wyrachowanym sukinsynem? Tliła się jeszcze resztka nadziei, że może jednak źle go ocenia. Postanowiła go wybadać. I wszystko wskazywało na to, że jednak się myli co do niego, że w zestawieniu Ula kontra raport, to ona jest dla niego ważniejsza. Była o tym przekonana do czasu, aż kwadrans temu podarował jej bransoletkę z tej cholernej szuflady. A jednak grał. Uwodził, mamił, wykorzystywał. Za wszelką cenę starała się nie rozpłakać pośrodku jego gabinetu. Straciła nadzieję. Zdeptał jej serce. Bransoletkę oddała Violce. Nie mogła patrzeć na tę błyskotkę, na ten symbol utraconych nadziei. Wybiegła z firmy z trudem hamując łzy. Zranił, zawiódł, złamał serce.

Szła szybkim krokiem, próbując się uspokoić. Nie mogła sobie podarować, że była taka głupia, że przez tyle miesięcy dawała się wodzić za nos. Marek z Sebastianem musieli mieć z niej niezły ubaw. Głupia, zakochana brzydula, która za kilka uroczych uśmiechów i słodkich całusów była zdolna zrobić wszystko, czego Dobrzański tylko zapragnął. Nawina idiotka, która uwierzyła, że książę pokocha kopciuszka. Grab nigdy nie będzie rósł koło brzozy i powinna zrozumieć to już dawno. Najwyraźniej wciąż była mentalną smarkulą, która wierzyła w bajki z happy endem. Życie to nie bajka, a ona przekonując się o tym teraz, czuła ogromny ból. Z zamyślenia wyrwał ją głos wypowiadający jej imię. Tak, to był jego głos. Głos osoby, którą w tym momencie kochała i nienawidziła jednocześnie.
- Ula – dogonił ją – Ale się zasapałem – dodał ze śmiechem – Mieliśmy iść razem na lunch, nie zaczekałaś na mnie
- Nie jestem głodna. Chce się przejść – odparła chłodno i ruszyła w dalszą drogę
- No dobrze, to możemy się przespacerować. Może podjedziemy do Łazienek? Hmmm? Masz ochotę? Może znów znajdziemy butelkę jakiegoś wybornego szampana pośród palm – spoglądał na nią z uśmiechem, starając się dotrzymać kroku – Jesteś dziś nie w sosie, a nic tak nie poprawia humoru jak kieliszek wyśmienitego szampana
- Chce się przejść sama – wycedziła przez zęby. Czy ona prawdę dała się przez tyle czasu nabierać na te wszystkie palmiarnie, owoce drzewa szampanowego i te tanie teksty? Naprawdę nie widziała, że on gra?
- Jesteś na mnie zła? – zmarszczył brwi, zastanawiając się, o co może jej chodzić. Od wczoraj zachowywała się dziwnie i powoli się gubił w tych zmiennych nastrojach – Zrobiłem coś źle? Czymś cię uraziłem?
- A to ty sam powinieneś wiedzieć najlepiej – rzekła oskarżycielsko
- Nie bardzo wiem, o co ci chodzi – wydawał się być szczerze zdezorientowany
- Jeśli nie masz sobie nic do zarzucenia, to naprawdę gratuluję – prychnęła - Wiesz, powinieneś dostać Oskara. Jesteś świetnym aktorem.
- O czym ty mówisz? Masz do mnie o coś pretensję. Ja nie wiem, o co chodzi. Nawet nie mogę się wytłumaczyć. Ktoś ci coś nagadał, usłyszałaś jakąś plotkę? Violka znów rozpowiada jakieś brednie na mój temat?
- Violka nie ma z tym nic wspólnego. Ja sama wreszcie zaczęłam dostrzegać jaki jesteś naprawdę
- Jaki?
- Przyłapałam cię dziś na kłamstwie – spojrzała mu prosto w oczy – Nie byłeś na lunchu biznesowym. Poszedłeś z Pauliną
- To prawda. Potrzebuję jej głosu na zarządzie. Nie chciałem, żeby ci było przykro - przekonywał
- Jasne! Musisz się starać, w końcu za tydzień bierzecie ślub
- Ula – westchnął – Już o tym rozmawialiśmy
- Pamiętam. I wtedy też minąłeś się z prawdą. Ty wcale nie masz zamiaru odwołać tego ślubu
- Ula – zaczął, ale ostro weszła mu w słowo
- Błagam cię, nie pogrążaj się – pokręciła głową – A ta dzisiejsza bransoletka? – świdrowała go wzrokiem
- Pomyślałem, że – urwał na chwilę, chcąc znaleźć najlepsze wytłumaczenie. Ułatwiła mu zadanie
- Znalazłam prezenty od Sebastiana i kartkę – spuścił głowę. Najwyraźniej było mu wstyd – Nie musisz się już trudzić. Znam całą prawdę.
- Ula – podjął ostatnią próbę
- Proszę cię, to już nic nie da. Zostaw mnie w spokoju
- Poczekaj, porozmawiajmy – jęknął
- Nie – rzekła stanowczo – Nie będziemy już rozmawiać. Wracaj do firmy, narzeczona na ciebie czeka – szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Nie poszedł za nią.

Prosto z parku pojechała do domu. Nie chciała wracać do firmy. Wiedziała, że Marek nie da jej spokoju, że będzie przekonywał i próbował łagodzić sytuację. W końcu jutro zarząd, a od jej raportu zależy jego być albo nie być.
Siedziała z rodziną w kuchni sącząc malinową herbatę i debatując o zbliżającym się wyjeździe Beatki na zieloną szkołę w Bieszczady, gdy ktoś zaczął pukać do drzwi. Jasiek niechętnie wstał z miejsca, przygotowując się na starcie z Dąbrowską. Z pewnością po drugiej stronie drzwi nie stał Maciek, który w południe pojechał do Krakowa. Ula krytycznym spojrzeniem obrzuciła zegar, który wskazywał kilka minut po dwudziestej drugiej. Za młodym Cieplakiem w drzwiach stanął przystojny brunet.
- Dobry wieczór – z niepewną minął uśmiechnął się do seniora – Możemy porozmawiać? – wlepił swój wzrok w Ulę. Dziewczyna przez chwilę mierzyła go wzrokiem, by ostatecznie wstać z miejsca i ruszyć w kierunku swojego pokoju.
- Przepraszam, że o tak później porze, ale musiałem przyjechać – zaczął, gdy tylko zamknął za sobą drzwi – Nie odbierałaś moich telefonów i.. –
- I to powinien być dla ciebie wyraźny znak, że nie chcę z tobą rozmawiać – wtrąciła
- Proszę cię, wysłuchaj mnie – rzekł z desperacją w głosie
- Siadaj – wskazała mu swoje łóżko, sama przezornie zajęła miejsce na krześle.
- To jest zagmatwane, poplątane nieporozumienie – zaczął
- W przeciwieństwie do prawdy
- Słucham? – jej słowa wyrwały go z zamyślenia
- Powiedziałeś, że to jest zagmatwane, poplątane…. W przeciwieństwie do prawdy. Prawda zawsze jest prosta. Jeśli kogoś kochasz to jest to prawda. Dopiero jak zaczynasz kręcić robi się poplątane nieporozumienie
- Może tak – mruknął
- Na pewno tak. Ta rozmowa nie ma sensu – wstała z miejsca chcąc mu otworzyć drzwi
- Moment – zerwał się z miejsca – Daj mi wytłumaczyć. Dostawałem te prezenty od Sebastiana, to prawda. Ta bransoletka też była od Sebastiana. Dałem się ponieść jego głupim podszeptom. Ale to nie ma nic wspólnego z nami. To, co jest między nami jest naprawdę. Zrozumiałem to dość późno, ale najważniejsze, że wreszcie to do mnie dotarło. To, co jest między nami, to coś wyjątkowego i nie możemy tego zniszczyć – dotknął jej policzka – Wiem, że cię skrzywdziłem. Przepraszam. Mam nadzieję, że potrafisz mi wybaczyć. Jesteś dla mnie bardzo ważna
- Daj spokój – jęknęła
- Nie wierzysz mi? – pokręciła głową – Dobrze, to jak mam ciebie przekonać
- Ty już mnie nie możesz przekonać. Nawet jakbyś mówił prawdę, całą prawdę i tylko prawdę to dla mnie to już zawsze będzie kłamstwo. Od miesięcy karmiłeś mnie kłamstwami. Od początku nie byłeś ze mną szczery. Jesteś gorszy od Bartka. Nigdy nie chodziło ci o mnie, tylko o firmę.
- Nieprawda! A to, że tu jestem nic dla ciebie nie znaczy? – przypatrywał się jej uważnie
- Tylko tyle, że boisz się, które wyniki przedstawię na jutrzejszym posiedzeniu zarządu. Posada prezesa jest najważniejsza. Nikt i nic się nie liczy, tylko to, żeby utrzeć nosa Aleksowi i udowodnić mu, że jesteś lepszy. Od samego początku byłam marionetką w twoich rękach – rzekła z żalem
- Na początku tak było, a później zrozumiałem, że mi na tobie zależy.
- Na mnie? – zironizowała – A nie na raporcie? Na zarządzie?
- Naprawdę masz o mnie aż tak złe zdanie?
- Pracowałeś na nie długie tygodnie. Tylko, że dopiero teraz przejrzałam na oczy i dostrzegłam jaki jesteś naprawdę. Wyjdź – zażądała stanowczo
- Udowodnię ci, że się mylisz – rzekł na odchodne

Jadąc do siedziby firmy wciąż się zastanawiała, który raport przedstawić. Uratować Marka kłamiąc, czy powiedzieć prawdę i pozwolić, by stery w firmie przejął Aleks. Postanowiła wybrać mniejsze zło. Marek był gwarancją stabilizacji w firmie. Można było powiedzieć o nim wiele złego, ale było pewne, że nie posunie się do zwolnień, a wszystkich pracowników traktował z należytym szacunkiem. W przeciwieństwie do Febo potrafił pokazać ludzką twarz. Postanowiła, że przed swoim odejściem uratuje swoich przyjaciół i zapewni im stabilizację. Ona w tej firmie nie zamierzała spędzić nawet jednego dnia dłużej. Trudno, prędzej, czy później znajdzie inną pracę. Najwyżej zacisnął pasa na kilka miesięcy. Nie potrafiła przypatrywać się przygotowaniom do ślubu. Zresztą Marek z Pauliną zamierzali wydać przyjęcie dla pracowników firmy z okazji swojego ślubu. Nie zamierzała w nim uczestniczyć. To byłoby zbyt trudne.
Dotarła do firmy później, niż zwykle. Celowo pojechała innym autobusem. Zamierzała dotrzeć do firmy tuż przed posiedzeniem zarządu, by nie musieć rozmawiać z Markiem. Nie miała na to sił. Musiała odegrać swoją ostatnią rolę i zejść ze sceny. Gdy tylko wyszła z windy dopadła ją Alicja
- Ulka, możesz mi wyjaśnić… - zaczęła Milewska, ale dyrektor finansowa nie pozwoliła jej dokończyć wypowiedzi
- Przepraszam cię Ala, ale spieszę się. Porozmawiamy później. Za dziesięć minut muszę być w konferencyjnej.
- To ty nic nie wiesz? – kadrowa była wyraźnie zaskoczona
- O czym nie wiem? – zdziwiła się – Wiem, że mam za chwilę posiedzenie zarządu
- Zarząd był o ósmej trzydzieści – odparła, przypatrując się przyjaciółce uważnie – Marek podał się do dymisji. Myślałam, że wiesz…..
- Nie – pokręciła głową – Nie wiem – szepnęła, zastanawiając się, dlaczego tak postąpił. Czy aż tak bardzo w nią wątpił? Sądził, że z zemsty będzie zdolna go pogrążyć?
- Tymczasowo stery w firmie przejął Krzysztof. Kolejne posiedzenie w przyszły czwartek. Prawdopodobnie prezesem zostanie Aleks – tłumaczyła Milewska. Ula posłała jej tylko blady uśmiech – Nie wiesz czemu Marek zrezygnował?
- Nie tłumaczy mi się z każdego kroku. To duży chłopiec – mruknęła i ruszyła w stronę swojego gabinetu. Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Dobrzański przez cały dzień nie pojawił się w firmie. Podobnie, jak Paulina i Krzysztof. Tylko Aleks przemierzał korytarze dumny, z tym swoim cynicznym uśmieszkiem.

Dochodziła właśnie do swojego parkanu, gdy dostrzegła pod furtką samochód Marka. Szybko wyskoczył z wnętrza
- Cześć – uśmiechnął się delikatnie, wyciągając w jej kierunku bukiet róż – Wiem, że kwiaty to mało, ale jeszcze raz chciałem cię przeprosić
- Naprawdę sądziłeś, że będę zdolna cię pogrążyć przed zarządem i pokazać w jakie długi wpakowałeś firmę? – zapytała, wpatrując się w niego
- Nie – odparł – Po prostu nie chciałem, żebyś dla mnie kłamała. Byłem prezesem do dupy i czas się do tego przyznać i ponieść konsekwencje swoich czynów. Poza tym chciałem, byś dostrzegła, że zmieniły mi się priorytety. To nie firma jest ważna, ale ty – rzekł wpatrując się w jej oczy – Oprócz tego, że zrezygnowałem ze stanowiska prezesa, to odwołałem ślub. Chcę być z tobą. Tylko z tobą – czekał na jej reakcję, ale ona nie nadchodziła – Wiem, że cię skrzywdziłem. Pozwól mi to naprawić – poprosił – Kocham cię – z jego ust padły słowa, na które czekała tyle miesięcy. Ufnie wtuliła się w jego ramiona. Stracił dziś wszystko, o co walczył przez ostatnie miesiące. Zyskał miłość. Miłość na całe życie. Jednak grab i brzoza potrafią koło siebie rosnąć, gdy bardzo tego chcą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz