- Jesteś miłością mojego życia i
każdego dnia dziękuję losowi, że się spotkaliśmy. Ula, wiesz, że zrobię
wszystko, żebyś była szczęśliwa. I proszę cię o to samo. Pozwól mi być
najszczęśliwszym facetem na ziemi. Wyjdź za mnie – usłyszała głos męża.
Rozejrzała się po pomieszczeniu. Była sama. Pokręciła głową, jakby próbując
odgonić od siebie myśli. Zastanawiała się, czy zaczyna wariować sądząc, że mąż
właśnie teraz jej się oświadcza. Przecież od dawna byli małżeństwem. Mało tego,
Dobrzański aktualnie przebywał w biurze. To najwidoczniej kolejne wspomnienia.
Dziwiła się jednak, że oprócz głosu, przed oczami nie stają jej obrazy z
przeszłości. W głębi duszy jednak czuła ulgę, że zaczyna przypominać sobie
wydarzenia z ich wspólnej przeszłości. Była pewna w stu procentach, że głos
należy do bruneta. Z delikatnym uśmiechem na ustach wróciła do pakowania
walizki na ich wyjazd. Marek nie chciał jej zdradzić dokąd ją zabiera.
Pokonując kolejne kilometry miała wrażenie, że okolica wydaje jej się dziwnie znajoma. Tuż przed zmrokiem zajechali pod nowoczesny hotel w Kołobrzegu. Odebrali od recepcjonistki kartę i wjechali na trzecie piętro. Z hotelowego pokoju roztaczał się widok na sosnowy las.
- Mam wrażenie, że już tu kiedyś
byłam – rzekła, gdy przytuleni stali na balkonie. Dobrzański odsunął się
gwałtownie, wpatrując się w jej oczy z mieszaniną niedowierzania i ulgi
malującymi się na twarz
- Naprawdę? – zmarszczył brwi -
Rzeczywiście, byliśmy tu w ubiegłym roku. Kilka dni po twoich urodzinach –
wyjaśnił – Pamiętasz coś z tego pobytu?
- Nie – zmieszała się – Po prostu
okolica wydaje mi się znajoma – dodała niepewnie, widząc smutek w jego oczach.
Pożałowała tych słów. Nie powinna była robić mu nadziei.
Spacerowali oświetloną promenadą,
trzymając się za ręce. Musiała przyznać, że była przy nim bardzo szczęśliwa.
Nie kłamał, gdy prosząc ją o rękę, mówił, że zrobi dla niej wszystko. Tak w
istocie było. Miała wrażenie, że gdyby tylko zechciała, dałby jej gwiazdę z
nieba. W zestawieniu z egoistycznym i zapatrzonym w siebie Piotrem, Marek był
aniołem, który zstąpił na ziemię, by ją uszczęśliwiać i spełniać jej życzenia. Zakochała
się w nim. Zakochała się w nim na nowo. Idąc w milczeniu tuż obok niego,
zastanawiała się, jaka była ta wcześniejsza miłość. Czy była szalona, pełna namiętności
i pasji, czy taka, jak ta, spokojna, wynikająca z silnej więzi, przyjaźni i
przywiązania. Po kilkudziesięciominutowym spacerze stanęli wreszcie na końcu
molo, o filary którego rozbijały się fale lodowatej wody Bałtyku. Spojrzała na
jego spokojną, zrelaksowaną twarz i zrozumiała, że to właśnie ten moment, gdy
wreszcie powinien to usłyszeć
- Kocham cię – rzekła pewnym
głosem. Wiedział, słyszał, że to wyznanie jest szczere, pełne przekonania.
Wpatrywał się w jej oczy wyraźnie wzruszony tym, co usłyszał.
- Ja też cię kocham skarbie –
odparł i krótko musnął jej usta – Bałem się, że już nigdy tego nie usłyszę –
przyznał szczerze i mocno przygarnął ją do siebie, pozwalając by wtuliła się w
niego jak kotka.
Tej nocy kochali się długo i
namiętnie. Marek pierwszy raz od czasu wypadku miał pewność, że Ula nie robi
tego z wdzięczności, przyzwyczajenia, czy potrzeby chwili, a z prawdziwej i
szczerej miłości.
Obudziła się w środku nocy z
potwornym bólem głowy. Wyswobodziła się w ramion męża i odnalazła w przepastnej
torebce środki przeciwbólowe.
Cieszę się, że pojawiłeś się w moim życiu i że pokazałeś mi, jakie
potrafi być ono piękne. Kocham cię Marek – po raz kolejny usłyszała głos.
- I obiecuję ci, że będziemy razem już zawsze – wreszcie przed oczami
mignął jej jakiś obraz. Ślub? Chyb tak. Marek w eleganckim smokingu i chyba ona
w białej, koronkowej sukni. Śmiał się do niej. Śmiały się nie tylko jego usta,
ale i oczy. Jego rodzice wyraźnie wzruszeni zajmowali miejsca w pierwszym
rzędzie. Sebastian i Ada byli świadkami. Obok Dobrzańskich siedział Maciek z
żoną i synkiem
- To najszczęśliwszy dzień w moim życiu – rzekła obserwując swoją obrączkę
- W moim też – usłyszała głos męża
W jedno z upalnych popołudni leżeli na kocu w ogrodzie. On wpatrzony
był w niebo, ona w ich złączone dłonie.
- Chcę mieć z tobą dziecko – rzekła niespodziewanie przerywając ciszę
- Ja też tego chcę. Czuję, że jestem gotowy, by zostać ojcem –
wpatrywał się w nią tymi swoimi szarymi oczami – I proponuję od razu rozpocząć
starania – dodał z szelmowskim uśmiechem. Głośno się roześmiała
Po cichu, by go nie zbudzić
wyszła na hotelowy balkon. Zaciągnęła się rześkim, morskim powietrzem i
odetchnęła z ulgą. Wszystko wracało na swoje tory. Przypomniała sobie moment
ich poznania, gdy załamana wyjechała na Kaszuby, by poukładać swoje życie.
Wtedy nie przypuszczała, że ten wyjazd przyniesie aż tak wspaniałe rezultaty.
Nie sądziła, że tracąc w bolesny sposób jedną miłość, zyska inną, taką
prawdziwą, na całe życie. Z prędkością światła zaczęły się w jej głowie pojawiać
nowe obrazy. Firma, ich wspólne lunche i słowne przepychanki o najlepsze
rozwiązania dla firmy w czasie niedawnego kryzysu. Przypomniała sobie także ich
ostatni pobyt. Zaśmiała się cicho, z politowaniem kręcąc głową.
Przeciągnął się rozkosznie i
leniwie otwierając oczy spojrzał na nią
- Dzień dobry kochanie
- Dzień dobry. Zapowiada się
piękny, słoneczny dzień – spojrzała za okno siadając na skaju łóżka
- Chodź tu jeszcze do mnie na
chwilkę – wyciągnął w jej kierunku ramiona, ale nie ruszyła się nawet o
milimetr
- Najpierw śniadanie – spojrzała w
stronę stoliczka na kółkach, który kwadrans temu podstawiono pod drzwi ich
pokoju
- No dobrze – podciągnął się do
pozycji siedzącej i przyjrzał się jej uważnie
- Źle spałaś? – zapytał z troską
obserwując jej zmęczoną twarz
- Prawie w ogóle. Miałam w nocy o
czym myśleć. Ale nie martw się, zdrzemnę się w ciągu dnia. Zamówiłam śniadanie –
podała mu tacę – Takie, jak jedliśmy wtedy, prawda? – budowała napięcie,
uważnie obserwując jego twarz. Uwielbiała widzieć na niej radość i szczęście
- Tak – obrzucił szybkim
spojrzeniem zawartość wszystkich naczyń
- Pudło. Wtedy zamiast konfitury brzoskwiniowej
była wiśniowa – rzekła z satysfakcją
- Pamiętasz? – wstrzymał na
chwilę oddech. Pokiwała głową, przygryzając lekko wargę z tajemniczym uśmiechem
- Pamiętam nasz wyjazd, nasze
zaręczyny, ślub, podróż poślubną, moment poznania – zaczęła wyliczać – Wszystko
pamiętam kochanie. Pamiętam każdą chwilę, którą razem spędziliśmy – nawet nie
próbował kryć, że ma łzy w oczach. Gdyby nie ta przeklęta taca leżąca na jego
kolonach, już od kilku chwil tuliłby ją w swoich ramionach i łapczywie całował usta
– I pamiętam panie Dobrzański, dlaczego pan mnie tutaj zabrał w ubiegłym roku –
rzekła z nutą udawanej pretensji i prowokacji. Spuścił na moment głowę
- Już cię za to przepraszałem. To
przez kryzys w firmie. Gdyby nie problemy z płynnością i konflikt z naszym
kontrahentem, nigdy bym nie zapomniał o twoich urodzinach.
- Oj przestań – roześmiała się –
Przecież ja celowo się nad tobie znęcam – zabrała mu tacę z kołdry – Kocham cię
Marek. I dziękuję za to, że moje życie, dzięki tobie, jest takie piękne – zachłannie wpił
się w jej wargi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz