Byli już razem od czterech lat.
Czy była z nim szczęśliwa? Tak. Chyba tak. Czuła, że ją kocha. Dawał jej
miłość, szacunek. Dbał o nią, rozpieszczał, ale…. No właśnie, miłość to nie wszystko. Brakowało jej
poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji. Nigdy nie zaczynał tematu ślubu. Ba,
nawet się nie oświadczył. Byli razem, mieszkali razem, ale z jego strony nigdy
nie padły żadne deklaracje odnośnie wspólnej przyszłości. Początkowo i ona nie
przywiązywała do tego wagi. Cieszyła się z tego, że są razem, ale z biegiem lat
zaczęło jej tego brakować. Gdy zaczynała temat ślubu zawsze padała ta sama
odpowiedź. ‘Mamy przed sobą całe życie. Przecież jest dobrze tak, jak jest. Do
czego nam papier?’. Dla niej nie było dobrze.
Zwykle nie kontynuował rozmowy, szybko zmieniając temat. Przyjęła, że
być może jest mężczyzną, który boi się trwałych związków, boi się deklaracji.
Gdy rozpoczynała temat dziecka śmiał się, że odezwał się jej instynkt
macierzyński. Wciąż powtarzał ‘Jesteśmy jeszcze młodzi. Mamy czas. Po co się
spieszyć? Korzystajmy z życia, a na kupki i zupki przyjdzie kiedyś czas’. Mijały
miesiące, a w jego mniemaniu ten czas nie nadchodził. A jej zegar biologiczny
tykał. Miała dwadzieścia dziewięć lat i powoli miała dość bycia konkubiną i
odkładania decyzji o ciąży. Kochała go, ale z coraz większą mocą docierało do niej,
że po prostu do siebie nie pasują, że mają inne priorytety. On chciał być
wolny, żyć beztrosko. Ona pragnęła rodzinnego ciepła i stabilizacji. On chciał
spędzać wakacje na egzotycznej wyspie. Ona marzyła o zabawie z dzieckiem w
ogródku. I jedną z ostatnich kropek nad ‘i’ była wiadomość o tym, że ich
przyjaciele, którzy pobrali się półtora roku temu, spodziewają się dziecka.
Miała wrażenie, że już wszyscy ich znajomi mają poukładane życie. Ona też
chciała. Decyzja, którą podjęła nie była łatwa. Tysiące razy analizowała za i
przeciw. To nie miała być rozmowa, która postawi go pod ścianą i nie da wyboru.
Nie chciała stawiać go w takiej sytuacji i zmuszać do działania wbrew sobie. To
miała być rozmowa, która ją od niego uwolni, która pozwoli zacząć nowy etap w
życiu. Z krwawiącym sercem, ale może jednak lepszy etap, dający szansę na
spełnienie marzeń. Szkoda, że tych marzeń nie mogła spełniać z nim, ale
powiadają, że nie można mieć wszystkiego.
Z kieliszkiem wina, na dodanie
odwagi, czekała na niego w salonie. Czas jej się dłużył, minuty zdawały się być
godzinami. Wreszcie usłyszała dźwięk przekręcanego w zamku klucza.
- Jest… Em – krzyknął z progu
najwyraźniej napotykając na swojej drodze spakowaną bagaż – Co ta walizka robi
w przedpokoju? – spytał wyraźnie zaskoczony, gdy dostrzegł ją na sofie –
Wyjeżdżasz gdzieś? Coś z ojcem, musisz jechać do Rysiowa? – zmarszczył brwi
- Nie. Tata czuje się dobrze –
odparła przyglądając się jego twarzy. Targały nią sprzeczne emocje, ale za wszelką
cenę starał się utwierdzić w przekonaniu, że decyzja, którą podjęła, jest
jedyną słuszną – Usiądź – wymownie spojrzała na stojący naprzeciw niej fotel –
chciałam z tobą porozmawiać
- Twój ton zaczyna mnie niepokoić
– poluzował krawat i zajął wskazane miejsce – Stało się coś?
- Marek – westchnęła – odchodzę –
rzekła patrząc mu prosto w oczy. Tylko ona wiedziała, ile kosztowało ją
wypowiedzenie tego krótkiego słowa.
- Słucham? – zaśmiał się nerwowo
i pokręcił głową z niedowierzaniem. Szybko na jego twarzy pojawiło się
przerażenie
- Musimy się rozstać –
powiedziała spokojnym głosem i tym razem nie była już w stanie wytrzymać jego
spojrzenia. Spuściła głowę i utkwiła wzrok w resztce cieczy w kolorze słomkowym
na dnie kieliszka
- Poznałaś kogoś? – to była
pierwsza myśl, która przyszła mu do głowy. Inny mężczyzna.
- Zwariowałeś? – nieco się
uniosła, by zaraz szybko skarcić się za to w myślach. Obiecała sobie spokój.
Żadnych awantur, żadnego płaczu.
- Przestałaś mnie kochać? –
przecząco pokręciła głową - Więc nie rozumiem – i on lekko podniósł głos –
Jesteśmy razem do czterech lat, jest nam razem dobrze. Przychodzę z pracy, wita
mnie spakowana walizka i ukochana, która komunikuje mi, że odchodzi.
Przepraszam cię bardzo, ale mam prawo nie rozumieć! – uderzył zaciśniętą
pięścią w obicie fotela.
- Nie pasujemy do siebie – rzekła
krótko i zdecydowanie
- Co? – zaśmiał jej się w twarz –
Jakie nie pasujemy? Cztery lata – pokazał na palcach – Cztery szczęśliwe lata i
nagle niezgodność charakterów? – zakpił – Masz mnie za idiotę? Kim on jest? –
upierał się przy swoim pierwszym przypuszczeniu
- Jestem i byłam ci wierna, ale
jeśli chcesz mnie obrazić, to brnij dalej – posłała mu spojrzenie pełne żalu –
Mamy inne priorytety i razem nie potrafimy być w pełni szczęśliwi. Bo gdy jedno
zaspokoi swoje potrzeby, drugie będzie skazane na cierpienie. Ty potrzebujesz
wolności i braku zobowiązań. Ja chcę stabilizacji, poczucia bezpieczeństwa.
Chcę być żoną i matką, a ty do tego nie dorosłeś. I obawiam się, że nigdy nie
dorośniesz. Marek – westchnęła – najwyraźniej ten typ tak ma, a ja nie
zamierzam czekać na coś, co nigdy nie nastąpi, ani tym bardziej zmuszać cię do
czegokolwiek. Wiem, że nade wszystko cenisz w związku wolność i ja nie
zamierzam teraz przystawiać ci noża do gardła i wymagać deklaracji – niemal przeszywał
ją wzrokiem – Uwierz mi, że ta decyzja nie była dla mnie łatwa. Z jej podjęciem
zwlekałam kilka miesięcy, ale nie chcę dłużej tak żyć. Wybacz mi, że w ten sposób
kończę naszą znajomość – w jej oczach pojawiły się łzy, które próbowała hamować
za wszelką cenę – Na początku oboje będziemy cierpieć, ale uwierz mi, że za
kilka lat przyznasz, że miałam rację. My razem nie potrafimy być w pełni i
prawdziwie szczęśliwi. Ja nie mogę się zgodzić na bycie ‘dziewczyną’ i ‘partnerką’
do końca życia, a ty boisz się ślubu i zobowiązań. Nie chcę do niego
doprowadzać siłą, nie chcę ciągnąć cię przed ołtarza za ucho, tak jak Paulina
- To była zupełnie inna sytuacja - pokręcił głową - Pauliny nie kochałem
- Wiem i wiem też, że mnie kochasz. Ale chcemy żyć inaczej. Tak czasami bywa, że z pozoru idealne związki takie nie są
- To była zupełnie inna sytuacja - pokręcił głową - Pauliny nie kochałem
- Wiem i wiem też, że mnie kochasz. Ale chcemy żyć inaczej. Tak czasami bywa, że z pozoru idealne związki takie nie są
-
Kochanie, proszę cię, nie
przekreślaj wszystkiego - rzekł ze łzami w oczach - Weźmiemy ślub.
Będziesz miała białą sukienkę, elegancką limuzynę i wystawne przyjęcie w
gronie najbliższych. Będziesz miała wszystko, co zechcesz
- Ale oboje dobrze wiemy, że w głębi duszy ty tego nie chcesz. A ja nie chcę, żebyś się dla mnie poświęcał. Tak będzie lepiej. Będzie bolało, ale po jakimś czasie oboje dojdziemy do tego, że to jedyne, słuszne wyjście - klęknęła obok fotela i obejmując go za szyję, oparła swoje czoło o jego - Jesteś miłością mojego życia, ale my po prostu nie potrafimy być razem w pełni szczęśliwi - po twarzach obojga spływały łzy. Siedział nieruchomo, bez słowa. Krótko musnęła jego usta i zostawiając w przedpokoju klucze, wyszła ciągnąc za sobą walizkę.
Kolejny raz tego wieczora kieliszek został wypełniony przeźroczystym płynem. 'Ma rację. Boję się ślubu. Boję się zobowiązań na całe życie. Boję się, że po ślubie wszystko się zmieni. Jestem cholernym palantem, który nie potrafi dorosnąć. Który nie potrafi stworzyć rodziny i wziąć za nią odpowiedzialność. Już nawet Sebastian się ogarnął. A ja? Wciąż chcę być wolny, wciąż chcę zostawić sobie otwartą furtkę. Gdybym się nie bał, gdybym nie był tak zapatrzony w siebie, ona wciąż byłaby ze mną, nie odeszłaby. Straciłem ją przez swoją niedojrzałość i fakt, że nie wiem czego chcę od życia. Bo ją kocham, chcę z nią być, ale niekoniecznie chcę ślubować, że aż do śmierci. Swoją drogą ja kompletnie nie rozumiem instytucji małżeństwa. Po co to przysięganie nie wiadomo komu? Jakby bóg miał uchronić nasze małżeństwo przed rozpadem. Sranie w banie. A dziecko? Przecież mogliśmy je mieć bez ślubu. Sądziłem, że mamy jeszcze czas, ale może Ula ma rację. Lat lecą. Przecież z czterdziestką na karku nie będą biegał za rowerkiem. Czy ja w ogóle chciałbym kiedyś usłyszeć słowo 'tato'?' Pił do upadłego, analizując swoje życie.
- Ale oboje dobrze wiemy, że w głębi duszy ty tego nie chcesz. A ja nie chcę, żebyś się dla mnie poświęcał. Tak będzie lepiej. Będzie bolało, ale po jakimś czasie oboje dojdziemy do tego, że to jedyne, słuszne wyjście - klęknęła obok fotela i obejmując go za szyję, oparła swoje czoło o jego - Jesteś miłością mojego życia, ale my po prostu nie potrafimy być razem w pełni szczęśliwi - po twarzach obojga spływały łzy. Siedział nieruchomo, bez słowa. Krótko musnęła jego usta i zostawiając w przedpokoju klucze, wyszła ciągnąc za sobą walizkę.
Kolejny raz tego wieczora kieliszek został wypełniony przeźroczystym płynem. 'Ma rację. Boję się ślubu. Boję się zobowiązań na całe życie. Boję się, że po ślubie wszystko się zmieni. Jestem cholernym palantem, który nie potrafi dorosnąć. Który nie potrafi stworzyć rodziny i wziąć za nią odpowiedzialność. Już nawet Sebastian się ogarnął. A ja? Wciąż chcę być wolny, wciąż chcę zostawić sobie otwartą furtkę. Gdybym się nie bał, gdybym nie był tak zapatrzony w siebie, ona wciąż byłaby ze mną, nie odeszłaby. Straciłem ją przez swoją niedojrzałość i fakt, że nie wiem czego chcę od życia. Bo ją kocham, chcę z nią być, ale niekoniecznie chcę ślubować, że aż do śmierci. Swoją drogą ja kompletnie nie rozumiem instytucji małżeństwa. Po co to przysięganie nie wiadomo komu? Jakby bóg miał uchronić nasze małżeństwo przed rozpadem. Sranie w banie. A dziecko? Przecież mogliśmy je mieć bez ślubu. Sądziłem, że mamy jeszcze czas, ale może Ula ma rację. Lat lecą. Przecież z czterdziestką na karku nie będą biegał za rowerkiem. Czy ja w ogóle chciałbym kiedyś usłyszeć słowo 'tato'?' Pił do upadłego, analizując swoje życie.
Od kilku dni snuł się po firmie,
jak cień. Czuł się okropnie, jakby stracił nieodwracalnie coś najważniejszego,
coś bez czego nie można funkcjonować normalnie. Całe szczęście, że Ula od roku
nie pracowała już w FD. Dzięki temu uniknął tłumaczeń i współczujących
spojrzeń, bo zapewne jej odejście wiązałoby się z wymówieniem z pracy. Starał
się udawać, że wszystko jest w porządku, ale najbliżsi współpracownicy i tak
widzieli, że coś nie gra.
- Stary, nie uwierzysz – od progu
rzekł lekko zrezygnowany Sebastian – Violka wymyśliła imiona dla naszego syna.
Już pomijam fakt, że na ustalenie płci jest jeszcze za wcześnie, ale ona się
upiera, że to będzie chłopiec – paplał nie zwracając uwagi na nastrój
przyjaciela – Dała mi trzy imiona do wyboru. Jonasz, Bożydar i Wawrzyniec. Co
jedno, to gorsze! – grzmiał – Ja z nią nie wytrzymam. Jakby nie mogła wybrać
czegoś bardziej na czasie, nie wiem, jakiś Marcin, Łukasz albo chociaż Paweł.
Bożydar Olszański, czy ty to w ogóle ogarniasz?
- Wcale – odparł, wciąż wpatrując
się w okno
- Stary, co jest? Violka
wspominała, że od dwóch dni jesteś jakiś nie do życia. Macie z Ulką ciche dni?
– zaśmiał się
- Ula ode mnie odeszła –
stwierdził wypranym z emocji głosem. Sebastian ryknął śmiechem
- Dobre! Ale dziś nie Prima
Aprilis. Co, pewnie cię przyłapała, jak się oglądasz za jakimiś małolatami?
Przejdą jej te dąsy – machnął ręką
- Czy ty nie rozumiesz po polsku?
– huknął - Odeszła ode mnie! Spakowała się w walizkę i wyszła z naszego
mieszkania – obrzucił przyjaciela wściekłym spojrzeniem
- Tylko mi nie mów, że bzyknąłeś
jakąś modelkę! – Olszański nie krył oburzenia. Odkąd ożenił się z Violką,
zachowywał się, jak na porządnego męża przystało. Skończył z klubem i
romansami. Co więcej, skończył nawet z niegroźnym flirtem.
- Nigdy jej nie zdradziłem! –
gdyby jego wzrok mógł zabijać, kadrowy już leżałby martwy – Chce dziecka i
małżeństwa, a skoro ja nie mogę jej tego dać, to stwierdziła, że do siebie nie
pasujemy.
- Ale przecież ją kochasz, to w
czym problem? Byliście razem cztery lata, czas najwyższy to sformalizować.
- Boję się ślubu, ok? Nie chcę
go. Po co na własne życzenie komplikować coś, co dobrze funkcjonuje? Przecież
nasz związek był szczęśliwy bez tych wszystkich ‘w zdrowiu i w chorobie’ –
wzruszył ramionami i nalał sobie szklankę wody
- Ale kobiety lubią mieć pewność.
Zresztą, ja na przykład chciałem ślubu. I dobrze się czuję z obrączką na placu.
Urosłem w swoich oczach – rozmarzył się nieco Sebastian, przypominając sobie
moment swojego sakramentalnego ‘tak’.
- Nie każdy jest stworzony do
małżeństwa – odparł wzruszając ramionami
- Ale przecież żyjesz z jedną
kobietą, kochasz ją, jesteś jej wierny, to tak, jak w małżeństwie
- No i właśnie nie muszę przed
jakimś klechą, który w ciągu miesiąca grzeszy więcej ode mnie, który niby żyje
w celibacie, a tak naprawdę nie ma o nim zielonego pojęcia, mam składać
deklaracje? Jak byśmy się mieli rozstać, jakbym miał ją zdradzić, to uwierz mi,
nie miałoby dla mnie znaczenia, co i przed kim przysięgałem dwa czy dziesięć
lat temu
- Nikt ci nie każe brać ślubu
kościelnego. Sądzę, że twoje poglądy na kościół Ulka by szanowała i nie
zmuszała cię do przysięgania przed ołtarzem. A taka de facto umowa prawna w
wielu sytuacjach pomaga i niekiedy jest niezbędna. Bo w szpitalu nikogo nie
będzie interesować, że Ulkę kochasz, tylko fakt, że prawnie jesteście dla
siebie obcymi ludźmi. Mnie się wydaje, że tutaj nie jest problemem sam ślub,
kościelny, czy cywilny, ale to, że ty się po prostu ślubu boisz
- Może tak. Sam już nie wiem. Od
kilku dni mam mętlik w głowie- przeczesał dłonią włosy
- Kiedyś wreszcie trzeba się na
coś zdecydować – poklepał kumpla po plecach i ruszył do wyjścia – Trzymaj się
Nie widzieli się od trzech
tygodni. Miał wrażenie, że jeśli nie usłyszy zaraz jej głosu, to zwariuje. Na
ekranie smartfona wystukał dziewięć cyfr i czekał na połączenie. W duchu modlił
się, żeby odebrała. Po czwartym sygnale usłyszał, jak wypowiada jego imię
- Cześć – urwał na chwilę czując,
jak zasycha mu w gardle – Dzwonię, bo…. Ula, proszę cię, spotkajmy się
- Daj spokój, wiesz, że to nie ma
sensu – westchnęła
- Błagam. Jesteś w Rysiowie? Mogę
przyjechać?
- Nie, nie ma mnie w Rysiowie i
bardzo cię proszę nie denerwuj mojego ojca i nie rób zamieszania. Oboje dobrze
wiemy, że rozdrapywanie ran nie ma sensu.
- Chyba po czterech latach
jesteśmy sobie winni krótką rozmowę – rzekł ostrzej niż zamierzał. Dłuższą
chwilę milczała
- Dobrze, niech ci będzie. Za pół
godziny przy wejściu do parku od Niegodzińskiej
- Dzięki
Czekał na nią z dużym bukietem
czerwonych róż. Chciał ją pocałować na powitanie, ale odsunęła się. Przyjęła za
to kwiaty. Nie przypominała tej Uli, którą widział każdego dnia, przez ostatnie
lata. Była przygaszona, ze smutnym wzrokiem
- Gdzie mieszkasz?
- Zatrzymałam się na kilka dni u
Alicji, ale to nie potrwa długo. Wczoraj znalazłam fajną kawalerkę – starała się
na niego nie patrzeć, by nie potęgować swojego bólu - W przyszłym tygodniu
podpisuję umowę
- Jesteś szczęśliwa? – zapytał,
gdy pokonywali kolejne metry parkowej alejki
- Chyba niepotrzebnie tu
przyszłam – pokręciła głową i miała ochotę odwrócić się na pięcie i uciec.
Przewidująco złapał ją za rękę i mocno splótł ich palce
- Odeszłaś ode mnie, żeby być
szczęśliwa, a wyglądasz podobnie, jak ja - stwierdził - Ja nie potrafię bez ciebie
funkcjonować. Wszystko straciło sens. Dobrze wiesz, że jesteśmy sobie
przeznaczeni – nie dał jej dojść do
słowa, kontynuując swój monolog – Ja wiem, że odeszłaś przeze mnie, przez to,
że jestem niedojrzały. Masz rację. Jestem niedojrzały i jestem egoistą, ale
kocham cię naprawdę. I naprawdę chcę z tobą być. To prawda, że nie chcę ślubu.
Ale nie dlatego, że nie kocham cię wystarczająco mocno, albo nie chcę być z
tobą na zawsze. Po prostu nie rozumiem instytucji małżeństwa i się go boję. Ale
jeśli dla ciebie jest on bardzo ważny, to jestem skłonny go wziąć. Chcę to
zrobić, bo cię kocham i chcę, żebyś była
szczęśliwa.
- Nie ma sensu szczęście jednej
osoby, kosztem drugiej – rzekła ze łzami w oczach. Tak bardzo chciała mu
powiedzieć, że się zgadza, że mogą pobrać się choćby jutro. Ale nie mogła…
- To mam inną propozycję. Ja
sobie to wszystko bardzo dobrze przemyślałem, przez ostatnie dni…. – chrząknął -
Sama mnie nauczyłaś, że związek to sztuka kompromisów. I ja taki kompromis chcę
ci zaproponować. Zaręczyny bez ślubu. Nie twierdzę, że tak będzie zawsze, ale w
najbliższych latach chyba nie będę jeszcze gotowy na ślub. Może kiedyś. Teraz
jednak proponuję zamianę statusu dziewczyny, na narzeczoną. I chcę mieć
dziecko. Jeśli nie chcesz już czekać, możemy od zaraz przestać się zabezpieczać
– spojrzała na niego zaskoczona – Doszedłem do wniosku, że chciałbym kiedyś
usłyszeć słowo ‘tato’ i wiem, że tylko ty możesz być matką moich dzieci. Jestem
gotowy, by wziąć na siebie odpowiedzialność za ciebie i dziecko. A przecież
czasy się zmieniają. Coraz więcej dzieci pochodzi z nieformalnych związków.
Nasz syn, czy córka – słysząc te słowa uroniła kilka łez – nie będą wyjątkiem –
wpatrywała się w jego oczy, jakby szukając w nich potwierdzenia słów, które
przed chwilą padły. Chciała mieć pewność, że on w stu procentach wie, co jej
proponuje – Proszę cię, powiedz coś – rzekł błagalnym tonem
-
Bardzo za tobą tęskniłam –
rzuciła mu się na szyję i dała upust emocjom. Płakała w jego ramionach,
tuląc
się do niego ufnie. Był zdezorientowany. Nie wiedział, czy to zły
szczęścia,
czy rozpaczy, przed kolejnym pożegnaniem – Naprawdę chcesz dziecka? - w
jej głosie mieszała się nadzieja z niedowierzaniem i niepewnością
- Tak - uśmiechnął się do niej uroczo - Tylko w jakiejś rozsądnej liczbie. Jedno, nooo maksymalnie dwoje. I obiecuję się angażować w te wszystkie kupki, zupki i kolki. Tylko musisz mi obiecać jedno, że wybierzemy jakieś imię na czasie. Nie żadne Stefanie, Honoraty i Bożydary - nie przypuszczał, żeby jego ukochana miała podobne pomysły do Violki, ale wolał się zabezpieczyć. Roześmiała się szczęśliwa.
- Kocham cię. Tak bardzo cię kocham. I chyba nie potrafiłabym mieć dziecka z kimś innym – uśmiechnął się szczęśliwy.
- Tak - uśmiechnął się do niej uroczo - Tylko w jakiejś rozsądnej liczbie. Jedno, nooo maksymalnie dwoje. I obiecuję się angażować w te wszystkie kupki, zupki i kolki. Tylko musisz mi obiecać jedno, że wybierzemy jakieś imię na czasie. Nie żadne Stefanie, Honoraty i Bożydary - nie przypuszczał, żeby jego ukochana miała podobne pomysły do Violki, ale wolał się zabezpieczyć. Roześmiała się szczęśliwa.
- Kocham cię. Tak bardzo cię kocham. I chyba nie potrafiłabym mieć dziecka z kimś innym – uśmiechnął się szczęśliwy.
- Wrócisz ze mną do domu? –
potakująco kiwnęła głową. Łapczywie wpił się w jej wargi.