Przez krótką chwilę mierzyli się spojrzeniami. Niecierpliwie oczekiwała reakcji, która nie nadchodziła. Po prostu siedział i patrzył jej prosto w oczy z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Wiem, wiem… – podniosła dłonie próbując tym gestem nieco wyciszyć szalejące w nim emocje – Wiem, że nie chciałeś tutaj wracać, ale… - zaczęła wolno, mając nadzieję, że wreszcie się odezwie. On tymczasem, gdy zdumienie minęło, podparł głowę na dłoni i zapytał lekko rozbawiony
- Myślisz, że skuszę się na dyrektorską pensję, własny gabinet i prywatną opiekę medyczną?
- Nieeee – odparła, przygotowując się na dalszą dyskusję. Za drobny sukces uznała, już na samym starcie nie storpedował jej pomysłu i nie rzucił twardego ‘nie’.
- Dorzucisz mi jeszcze auto służbowe? – jego oczy coraz bardziej się śmiały, choć usta wciąż próbowały zachować powagę
- Jeśli chcesz mogę ci oddać swoje – wzruszyła ramionami. Nieco się rozluźniła. W głębi duszy przeczuwała zwycięstwo - i zaoferuję owocowe czwartki – roześmiał się.
- Posłuchaj, pomagam ci z sympatii. Jeśli mogę ci coś ułatwić, to robię to – wyprostował się, a jego ton momentalnie spoważniał - Nie muszę mieć stanowiska, nie szukam pracy, ani stałej pensji. Jeśli będziesz miała jakieś problemy, daj znać, a ja postaram się to załatwić. Tylko tyle.
- Ale ja bym chciała mieć cię na stałe. Ludzie cię lubią, szanują. Ucieszyliby się z twojego powrotu. Wiem, że ta praca to kawał twojego życia. Wiem, że było wiele złych momentów, ale przyznasz, że tęsknisz za tym – na krótką chwilę uciekł wzrokiem w bok. Doskonale zdawała sobie sprawę, że trafiła w sedno - Za tą atmosferą i tymi ludźmi.
- Moja odpowiedź brzmi nie – odparł krótko i zdecydowanie
- Wiem, że masz swoją firmę i swoje obowiązki – nie poddawała się - Nie mówię o pełnym etacie, ale o kontrakcie i pracy dwa, trzy razy w tygodniu. W większości może być zdalnie, jeśli wciąż nie chcesz tu bywać. Ja zrobię wszystko, żeby odczarować to miejsce. Pożegnaj złe wspomnienia. Potraktuj to jako rodzaj terapii.
- Mam rozumieć, że nie odpuścisz? – westchnął
- Nigdy nie odpuszczam, jeśli na czymś mi zależy – oświadczyła – A tutaj bardzo mi zależy bym mogła na ciebie liczyć
- Ale możesz na mnie liczyć. I nie potrzebujesz do tego formalności i dokumentów
- Wiem – odparła zgodnie z prawdą – Ale nie mam śmiałości co chwila zawracać ci głowy. Z punktu widzenia współpracowników zupełnie inaczej to wygląda
- Po prostu chcesz być moją szefową – zaśmiał się pod nosem
- To raczej ty powinieneś być moim szefem – uśmiechnęła się do niego, obdarowując ciepłym spojrzeniem
- Czyli albo się zgodzę albo mam urwać z tobą wszelkie kontakty?
- Przemyśl to i wrócimy do tematu za kilka dni – dyplomatycznie uniknęła bezpośredniej odpowiedzi. Już go trochę znała. Wiedziała, że na poważne decyzje potrzebuje trochę czasu.
- Dobrze – westchnął wymownie - Zgadzam się – te dwa krótkie słowa kompletnie ją zaskoczyły. Nie sądziła, że już teraz podejmie decyzję - Kontrakt. Ale umawiamy się, że ja decyduję kiedy tu będę bywać. Chcę pracować zdalnie. Jeśli chodzi o honorarium to nie mam żadnych warunków poza jednym. Całość kwoty będziesz przekazywać na rzecz fundacji mojej matki – pokiwała głową – Jak będziesz miała dla mnie jakieś zadania, to dzwoń – zaczął zbierać się do wyjścia
- Marek – zatrzymała go w drzwiach – Dziękuję
Pracowali razem od dwóch tygodni. Choć na odległość, to bardzo jej pomagał. Wiele spraw ułatwił, przyspieszył. Do firmy przychodził zazwyczaj raz w tygodniu, przed wieczorem, gdy korytarze świeciły pustkami. Wciąż unikał dawnych pracowników. O jego powrocie do firmy póki co wiedział Sebastian, Władek, Maciej i oczywiście Pshemko, który nie krył swojej radości. Momentem, w którym miał oficjalnie wystąpić w charakterze przedstawiciela firmy miały być targi w Paryżu, które rozpoczynały się już za osiem dni.
Umówili się, że teczkę z dokumentami podrzuci jej w piątkowy wieczór, jadąc na squasha. Wbiegł schodami na właściwe piętro i pukając krótko wparował do jej gabinetu. Na sofie z laptopem na kolanach siedział Nikołaj, niezwykle zaskoczony jego wizytą.
- Dzień dobry – minął go nie zaszczycając go nawet dłuższym spojrzeniem i stanął nad biurkiem Uli – Cześć. Dokumenty o które prosiłaś. Podpisane.
- Dzięki – posłała mu wdzięczny uśmiech, odbierając teczkę
- Rozmawiałem popołudniu z Kondrackim. Wszystko zgodnie z ustaleniami. Ma się do ciebie odezwać zaraz po weekendzie, żeby wszystko potwierdzić.
- Jego asystentka godzinę temu przysyłała mi maila.
- No i super. Gdybyś jeszcze czegoś potrzebowała to dzwoń.
- Jasne. Dzięki
- Miłego weekendu – rzucił w stronę Nikołaja, który cały czas bacznie mu się przyglądał
- Tobie też – odparła Ula i gdy Marek pokonywał te kilka metrów dzielące jej biurko z dziwami, miała czas wziąć głęboki oddech przed rozmową z mężem. Widząc spojrzenie Nikołaja, który mierzył Dobrzańskiego od stóp go głów wiedziała, że nie będzie to łatwa rozmowa.
- Co on tutaj robi? – odłożył notebooka na stolik, zakładając nogę na nogę i zaplatając na kolanie dłonie wlepił w nią wyczekujące spojrzenie
- Przywiózł mi dokumenty – wskazała na teczkę
- To widzę. A to wy macie jakieś wspólne interesy? – zaciekawił się, marszcząc brwi
- Korzystam z jego doświadczenia i kontaktów – wyjaśniła, próbując za wszelką cenę zachować obojętny ton
- I robi to tak charytatywnie? On nie ma swoich zajęć? – dociekał
- Początkowo pomagał mi bezinteresownie, kilka dni temu zaproponowałam mu stanowisko wiceprezesa – oświadczyła szczerze. Nie było sensu kręcić, bo nie robiła nic złego, a jej małżonek prędzej czy później i tak by się dowiedział.
- Przepraszam, co mu zaproponowałaś? – wyraźnie się spiął, a żyłka na skroni zaczęła lekko pulsować. Doskonale wiedziała, że resztkami sił próbuje zachować spokój
- Marek jest wiceprezesem – powtórzyła pewnie
- Świetnie – to krótkie słowo aż ociekało kpiną - To może oddajmy mu jeszcze udziały. Co ty na to? Myślisz, że się zgodzi na dwadzieścia procent? A może będzie chciał czterdzieści.
- Mikołaj, proszę cię przestań – westchnęła wymownie
- Dlaczego ja się o wszystkim dowiaduję ostatni? – zapytał z wyrzutem i zaczął nerwowo krążyć po gabinecie
- Mam cię informować o zatrudnieniu każdej osoby? W ubiegłym miesiącu podpisałam cztery umowy. Dwa miesiące wcześniej siedemnaście.
- Nie każdej – wycedził – Sądzę jednak, że zatrudnienie na stanowisku zarządczym powinnaś ze mną ustalić. Zwłaszcza jeśli planowałaś zatrudnić Dobrzańskiego. Bo doskonale cię znam i wiem, że nie zrobiłaś tego spontanicznie. Zrobiłaś wiceprezesem faceta, który swoją własną firmę doprowadził do upadku. Już zapomniałaś czemu jesteśmy właścicielami tej firmy? – zapytał z pretensją – Bo Dobrzański nieumiejętnie nią zarządzał.
- Nie on, tylko jego wspólnik – próbowała spokojnie tłumaczyć. Awantura była ostatnią rzeczą na jaką miała teraz ochotę
- Jego wspólnik próbował tę firmę ratować. Z marnym skutkiem, bo niestety biznesu z głębokiego kryzysu nie da się wyprowadzić na prostą w pół roku.
- Jego wspólnik jest oszustem i złodziejem – pokręciła głową z rezygnacją
- Skąd to wiesz? – zaciekawił się, przeszywając ją spojrzeniem
- Nie ważne. Zresztą sprawy Febo i Dobrzańskich nie są moimi sprawami. Mikołaj, ja naprawdę nie mam ochoty się z tobą kłócić – siadając na kancie biurka spojrzała na męża, który stał naprzeciw niej z rękami splecionymi na klatce piersiowej - Dałeś mi w kwestii firmy wolną rękę. Masz swoje biznesy i swoje problemy, dlatego nie zawracam ci głowy wszystkimi sprawami związanymi z domem mody. Dla mnie liczy się efekt końcowy. Sukces firmy i zyski, które przyniesie ta i kolejne kolekcje. I naprawdę uważam za swój duży sukces fakt, że udało mi się namówić do współpracy Dobrzańskiego. Ma wiele kontaktów i doświadczenie. Zatrudniając jego mogłam zrezygnować z trzech innych etatów, a prace posuwają się do przodu. Marek jest mi potrzebny. Zamierzam jego obecność tutaj wykorzystać do maksimum na korzyść firmy i kolekcji. Musisz mi zaufać, że ten projekt w pełni wypali, a ta inwestycja zwróci się szybciej niż myślisz – chwyciła go za rękę – Nie kwestionuj moich decyzji, tylko pozwól mi działać.