W sobotnie popołudnie po powrocie z cmentarza, wysłuchaniu
podczas spaceru, po raz kolejny, opowieści o wszystkich mężach Genowefy
Brzeskiej i obiedzie na mieście Marek poszedł biegać a kobiety piły kawę w
salonie. Ula starała się zachowywać pozory, ale w głębi duszy odliczała godziny
do powrotu Dobrzańskich z urlopu.
- Powiedz mi moje dziecko, czy
masz już suknię ślubną? W końcu wasz ślub już za cztery tygodnie – rzekła wyraźnie
podekscytowana. Prawdę mówiąc Cieplakówna nawet nie zauważyła, jak szybko mija
dzień za dniem i że do uroczystości zostało tak mało czasu.
- Nie jeszcze. Jeszcze nie –
powtórzyła bardziej do siebie, uświadamiając sobie, że jest w lesie w
przygotowaniami. Nie to żeby zamierzała jakoś wyjątkowo celebrować ten dzień,
ale skoro mieli odegrać przekonującą scenę nie mogła sobie pozwolić na występ w
koktajlowej sukience z popularnej sieciówki - Ale zajmę się tym w najbliższym
tygodniu.
- To może razem pojedziemy coś
wybrać? – zaproponowała z pozorną nieśmiałością
- Dziękuję bardzo za propozycję,
ale jestem umówiona na środę z koleżanką. Mamy jechać do kilku salonów i wybrać
coś odpowiedniego – taktownie próbowała się wykręcić. Prawdę mówiąc z nikim nie
była umówiona. Prawdziwej przyjaciółki też nie miała. Z początku skupiona na
studiach i Bartku, później poświęcająca się pracy nie miała czasu na prawdziwą
przyjaźń. Właściwej kandydatki też nie miała. Utrzymywała nieco bliższe relacje
z kilkoma dziewczynami z biura Marka, ale to wciąż były tylko znajome,
ewentualnie koleżanki. Postanowiła o pomoc w wyborze sukni poprosić Violę. W
końcu sama niebawem będzie wybierać kreację, więc będzie miała okazję się
rozejrzeć. Jeśli odmówi zawsze może poprosić żonę Szymczyka, chociaż nie
wiedziała jakie ma nastawienie to jej związku z Dobrzańskim. Miała nadzieję, że
Maciej zgodnie z obietnicą się nie wygadał przed żoną, niemniej była pewna, że
przyjaciel niezbyt pochlebnie wypowiada się w domu o Marku.
- Ale to naprawdę będzie dla
mnie wielka przyjemność – delikatnie próbowała naciskać - Nie mogę wam pomóc w
organizacji przyjęcia, ślubu, to chociaż w tym małym akcentem chciałabym pomóc. Musisz wyglądać, jak milion dolarów! –
wyraźnie się pobudziła - To twój jeden z najważniejszych dni w życiu. Kobieta
powinna czuć się wyjątkowo, a odpowiednia suknia powinna twoją urodę podkreślać.
I wydobywać wszystko, co najlepsze z twojej figury. A nie oszukujmy się, masz
się czym chwalić. Więc nie daj boże nie można tego tuszować! – strofowała ją - A
wiesz, jak to jest w tych sklepach. Chcą naciągnąć na coś, co nie idzie, a co
niekoniecznie wygląda. Ważny jest materiał, odpowiedni krój i koniecznie falbanki! – aż klasnęła
w dłonie. Ula przyglądała jej się z pozornym uśmiechem i wyraźnym dystansem
- Co do falbanek, to, to –
zaczęła się jąkać czując, że to, co powie nie spodoba się Geni - Nie jestem
przekonana – skrzywiła się - Chciałbym bardziej coś prostego, skromnego. Jakiś
lejący materiał, zwiewny
- Ale absolutnie! Kochanie,
koronki! Tylko koronki i falbany! Ja byłam na kilku ślubach w tym roku, wiesz wnuki moich przyjaciółek brały śluby i
najwięksi projektanci stawiają tylko na koronki.
- Ale to będzie tylko ślub
cywilny. Falbany i koronki to bardziej do kościoła.
- To bez znaczenia. Ślub to ślub
– stwierdziła kategorycznie
- Ale chyba też powinno się
dobrze czuć – próbowała bronić swojego stanowiska – Więc jeśli ja będę się w
tym dobrze czuć, będę się bardziej podobać innym. Będę bardziej pewna siebie.
Chyba przede wszystkim to mój ślub i ja muszę się czuć komfortowo.
- No dobrze – westchnęła,
wyraźnie niepocieszona – Widzę, że cię nie przekonam. Nie będę na ciebie
naciskać, ale obiecaj mi, że jeżeli nie kupicie nic w tym tygodniu, to będę
mogła pomóc i wspólnie wybierzemy coś odpowiedniego. Dobrze?
- Tak się umówmy - przyznała dla
załagodzenia sytuacji i zamknięcia tematu. W duchu modliła się by faktycznie
udało jej się kupić suknię, w której będzie wyglądała przyzwoicie a tym samym
nie będzie musiała korzystać z pomocy Brzeskiej. Już sobie wyobrażała jaką
kreację mogłaby dla niej wybrać kobieta i z całą pewnością nie miała ochoty
wyglądać, w dniu, bądź co bądź, swojego ślubu, jak beza. Nigdy nie była fanką przykuwających uwagę
sukni, sterty fiszbin, falbanek, koronek, kryształków i innych udziwnień, w
których kobiety wyglądały śmiesznie zamiast atrakcyjnie. Zdecydowanie była
fanką skromnych sukienek, które podkreślały urodę. Doskonale wiedziała, że jej
figura jest całkiem dobra. I choć na co dzień do tej pory preferował dość luźne
stroje, to podczas ślubu nie zamierzała prezentować się w falbanach. Nie miała
czego tuszować.
Dobrzański wrócił do domu i po
szybkim prysznicu zszedł na dół. Odetchnął z ulgą, że po raz kolejny nie
prowadzą dyskusji na jego temat. Babka czytała książkę, a Ula jakiś kolorowy
magazyn.
- Co tam skarbie? - dosiadł się
do niej na sofę, wtulając głowę w zagłębienie jej szyi.
- A wiesz fascynujący artykuł
tutaj jest – niechętnie oderwała wzrok od tekstu – O tym, że mężczyzna spotyka
w ciągu jednego dnia na swojej drodze pięć kobiet, z którymi chciał poprawiać
seks – momentalnie się wyprostował, zerkając na nią z ukosa - Niezwykle
wciągające lektura - wyszczerzyła się w
jego kierunku. Znowu miała okazję zagrać mu na nosie. Mogła powiedzieć, że
czyta o deszczach w Południowej Ameryce, uprawie ryżu w chińskiej prowincji,
albo o sytuacji ekonomicznej ludności w Afryce Północnej, ale z premedytacją
zaczęła temat, który zgodnie z przewidywaniami szybko podchwyciła Brzeska i
który był drażliwy dla Marka. Tak, oczywiście, zrobiła to celowo – To takie uśrednione
wyniki, bo doskonale sama znam jednostki, które każdą napotkaną kobieta
chciałaby zaciągnąć do łóżka - posłałam mu krótkie, znaczące spojrzenie, które
miała nadzieję Brzeska nie wychwyci, za to Dobrzański doskonale zdał sobie
sprawę, kogo w tym momencie ma na myśli.
- Ta – prychnął – Kolejna chybiona
teoria amerykańskich naukowców. Że też oni biorą ciężką kasę za produkcję
takiego gówna – pokręcił głową z powątpiewaniem
- I tu się kochanie mylisz, bo
to akurat polskie badania przeprowadzone przez zespół polskiego psychologa
miłości we współpracy z wybitnym seksuologiem – wskazała palcem na odpowiedni
fragment artykułu – Dlaczego uważasz, że teoria chybiona? – zaciekawiła się –
Czy nie jest tak, że facet mijając kobietę na ulicy od razu ocenia ją przez
pryzmat tego, jaką być może jest kochanką? Ponoć na przykład rude odbierane są
jako bardzo temperamentne w łóżku – prowokująco spojrzała mu prosto w oczy.
Doskonale odczytał jej aluzję.
- Przecież może być farbowana –
sprytnie zauważył. Ich dyskusji ze szczerym zainteresowaniem przyglądała się
Genowefa – Poza tym jeśli założyć, że każdą napotkaną kobietę wrzucamy do worka
‘dobra’ i ‘zła’ kochanka – wykonał palcami w powietrzu cudzysłów – to wychodziłoby
na to, że cały czas myślimy tylko o seksie – roześmiał się
- Według innych badań mężczyzna
myśli o seksie średnio co trzy minuty. A jak to jest z tobą kochanie? – z prowokacyjnym
uśmieszkiem zaczęła go gładzić po karku
- Jak mnie dotykasz, to myślę
coraz częściej – mruknął, obserwując kątem oka, że babka ich wymianę zdań
śledzi uważnie
- Tak? - szepnęła – A gdyby
teraz przed twoim nosem przeszła ponętna, skąpo ubrana, atrakcyjna kobieta o
rudych włosach, to co byś zrobił? Miałbyś ochotę zatrzymać ją w swoim łóżku? –
kontynuowała cicho, ale nie na tyle, by Brzeska jej nie słyszała
- Miałbym ochotę zatrzymać
ciebie – wyszeptał, a w duchu dziękował, że wybrał czarne jeansy, które dość
skutecznie tuszowały jego podniecenie.
- Bo to jest tak, że jak
mężczyzna ma u boku odpowiednią kobietę, to nie zwraca wielkiej uwagi na pozostałe
– wtrąciła się babka, skupiając uwagę ich obojga. Dobrzański niezauważalnie
odetchnął, bo jeszcze chwila tej gry słownej i siedziałby przed swoją rzekomą
narzeczoną i babką z potężną erekcją. Chyba by się, zapadł pod ziemię – Ja w te
badania wierzę, o ile mężczyzna nie jest zakochany. Mówi się, że jak się kocha,
to świata się poza sobą nie widzi. I to się nie tyczy tylko kobiet. Mój świętej
pamięci mąż Gerard taki był we mnie wpatrzony, że nawet na sąsiadkę nie zwracał
uwagi. A taka była bezczelna, że z cyckami na wierzchu biegała po ogródku,
śpiewając ‘motylem jestem’, gdy malował płot. Na ciasteczka go zapraszała, a to
jej drzwi piszczały, a to zamek się zepsuł, tak go próbowała ściągnąć do
mieszkania. A on był uprzejmy, miły, uczynny, ale wierny i zawsze się w głowę
pukał, jak próbowała z nim flirtować – zakończyła swoją opowieść małżeńską, ale
kontynuowała życiowe rady – Cały czas trzeba się starać. Nawet bardziej po
kilku latach małżeństwa, niż na początku. Zawsze zaczyna się od nowości,
fascynacji, namiętności, pożądania. A później człowiek zna się jak łyse konie,
w sypialni jest rutyna i człowiek zaczyna się rozglądać za czymś nowym. I tyczy
się to nie tylko mężczyzn, ale i kobiet. Przecież nie tylko mężczyźni
zdradzają. Z kimś muszą zdradzać – zaśmiała się pod nosem – Kalekami życiowymi są
ci faceci, którzy uważają, że im się skok w bok należy, a żona pokornie siedzi
w domu. Jeśli on zaniedbuje żonę szukając nowej rozrywki, to i nie powinien się
dziwić, że jest rogaczem. W związku się trzeba starać. Zawsze – pokreśliła –
Pamiętajcie o tym, dzieci.
W poniedziałkowy wieczór weszła
do mieszkania, ciągnąć za sobą walizeczkę z dokumentami. Spędziła trzy godziny
w Urzędzie Skarbowym i chętnie by go podpaliła, albo podłożyła bombę. Nie
rozumiała, jak urzędnicy z premedytacją mogą marnować czas innych. Sami się nie
spieszyli, ale gdyby ona nie złożyła stosownych dokumentów w terminie,
pojawiłby się wielki problem. Szczerze miała nadzieję, że Genowefa przygotowała
im kolację. Była potwornie głodna i na tyle zmęczona, że z chęcią zjadłaby
nawet pieczoną golonkę, której nigdy nie odważyła się tknąć. Jednak w kuchni
zamiast staruszki zastała Dobrzańskiego, który przepasany fartuszkiem kuchennym
krojąc pomidory nucił coś pod nosem.
- Cześć – dopiero teraz ją
zauważył – Gdzie babcia? – zainteresowała się
- Nie ma – rzekł z wyraźną
satysfakcją i zajrzał do piekarnika, z którego dochodziły zapachy pobudzające
soki żołądkowe – Moi rodzice wylądowali o dwunastej na Okęciu. Po trzeciej
zawiozłem babkę do nich. Faszerowana cukinia – wyjął naczynie żaroodporne –
Masz ochotę? Pozbyliśmy się jej. Mamy, co świętować – wyszczerzył się
- Jestem głodna, jak wilk. Ale
to tak sama z siebie chciała do nich jechać? Nie protestowała? – chciała nakryć
do stołu, ale dopiero teraz zauważyła, że dwa talerze i butelka wina już czeka.
- Nie. Nawet nie. Wymieszaj
sałatkę – zarządził – Powiedziałem jej, że będziemy się czuli swobodniej, jak
się przeniesie i że za kilka dni znów się zobaczymy, bo rodzice będą chcieli
podzielić się wrażeniami z wyjazdu. Zresztą już nas umówiłem na kolację w
czwartek. Mam nadzieję, że nie masz planów – obrzucił ją krótkim, pytającym
spojrzeniem, nakładając zielone warzywa z mięsnym farszem na talerze – Sorry,
że z tobą nie ustaliłem, ale byłem tak szczęśliwy, gdy ją tam zawiozłem, że
godziłem się na wszystko, co zaproponowała mama – roześmiał się.
- W porządku. Mam nadzieję, że
do czwartku uda mi się kupić suknię – wywróciła oczami i biorąc kęs mruknęła z
zadowoleniem – Muszę przyznać, że coraz bardziej rozwijasz się kulinarnie
- No właśnie, czasu coraz mniej.
Ale dlaczego akurat do czwartku? – zaciekawił się upijając łyk wina
- Bo twoja babka proponowała mi
pomoc w wyborze. Wykręciłam się, ale postawiła mi ultimatum, że jeśli do końca
tygodnia nie kupię sukni, to się w to zaangażuje – skrzywiła się – A jeśli tak
się stanie będziesz brał ślub z bezą. Ona jest fanką przepychu, koronek,
falbanek. Także będzie mnie trzy razy więcej. Mogę zginąć gdzieś tam pośród ton
tego białego materiału – zaśmiali się oboje
- Trzymam kciuki, żebyś coś
znalazła. Zresztą mogę ci pomóc. Możemy jechać jutro – zaoferował
- Wiesz, lepiej nie. Jakby się
twoja rodzina o tym dowiedziała jeszcze by kazali przesunąć uroczystość.
Generalnie w polskiej tradycji pan młody nie powinien wiedzieć panny młodej w
sukni przed ślubem, bo to przynosi pecha
- No chyba nie wierzysz w te
zabobony – zaśmiał się
- Ja nie powiedziałam, że
wierzę, ale nie wiadomo w co ona wierzy. Jeszcze się przypadkiem dowie i będzie
afera
- Wiedzę, że zaczynasz mieć do
niej podobny stosunek, jak ja – spojrzał na nią wzrokiem ‘a nie mówiłem?’
- Bez przesady. Ale jeszcze
jakiś pismak zrobi nam zdjęcie, jak wybieramy suknię i znów będzie szum. Wolę
to załatwić sama przy pomocy Violki.
- W porządku. Ja w zeszłym
tygodniu byłem rozejrzeć się za garniturem i sam nie wiem, czy lepszy granat,
czy jednak czarny.
- Zdecydowanie lepiej będziesz
wyglądał w granacie.
- Zdaje się na ciebie w takim
razie. Musimy jeszcze kwiaty wybrać. Dobrze, że oni większość kwestii wzięli na
siebie, ale dzień za dniem mija, a my mamy jeszcze kilka szczegółów do
załatwienia. A teraz – uzupełnił kieliszki winem – wypijmy za to, że przetrwaliśmy
nalot tej czarownicy – ze śmiechem stuknęli się szkłem i wypili po łyku – I za
to, że już sobie pojechała
W towarzystwie butelki
przenieśli się na sofę. Dyskutowali o szczegółach ślubu, o planach zawodowych
na najbliższy czas i o konieczności przesunięcia wyjazdu na Mazury o kolejny
tydzień. Doszli do wniosku, że Brzeska z pewnością im wybaczy późniejszy
wyjazd, jeśli powiedzą jej, że potraktują to jako podróż przedślubną. Wreszcie
napięcie związane z jej wizyta opadło. Już nie musieli kontrolować każdego
swojego spojrzenia, gestu, słowa. I nawzajem sobie gratulowali, że
przedstawienie wypadło bardzo przekonująco, bo babka wciąż jest ich związkiem zachwycona.
- Przyniosę drugą butelkę –
ruszył do kuchni w poszukiwaniu wina
- Chcesz mnie upić – zaśmiała się
- A skąd – zaprotestował
wykręcając korek – Chcę się zrelaksować po tym pieprzonym bigbrotherze, który
nam urządziła – pokręcił głową. Wciąż nie mógł uwierzyć, że babka złożyła im
niezapowiedzianą wizytę. I że przyjechała w takim momencie, że nie miał jak się
jej pozbyć – Ja się zastanawiałem, czy rozmawiając wieczorem w sypialni nie
usłyszymy zza drzwi ‘rozmowa kontrolowana’ – oboje parsknęli śmiechem.
- Daj spokój – machnęła ręką, gdy
nieco się uspokoiła – Oprócz tych dziwacznych rozmów nie było aż tak
tragicznie. Nie zaglądała o poranku do sypialni i nie sprawdzała, czy jesteśmy
w bieliźnie
- A skąd wiesz? Masz mocny sen
- No bez przesady!
- Ja ci nic nie chciałem mówić,
ale jak wróciłem w piątek, to ją przyłapałem, jak wychodziła z naszej sypialni –
Ulka spojrzała na niego zaskoczona – No tak. Tłumaczyła, że niby chciała podlać
kwiaty, ale konewki w ręku to ona nie miała. Mówiłem ci, że będzie inwigilacja
na poziomie służb specjalnych
- Może rzeczywiście chciała je
podlać – rzekła takim tonem, jakby sama próbowała się do tego pomysłu przekonać
- Jasne – zaśmiał się z nutą
lekceważenia – A świstak siedzi, bo sreberka były z przemytu. Prowadziła z tobą
dyskusję o tym, jak się kochamy, to zapewne poszła powęszyć w sypialni. Mam
nadzieję, że nie szukała w śmieciach zużytych gumek, ale po niej to już się
można wszystkiego spodziewać – mruknął – I mam nadzieję, że to była jednorazowa
kontrola i nie wpadnie na pomysł, żeby znów złożyć nam wizytę na przykład kilka
tygodni po ślubie. Jeszcze ze dwa dni z nią pod jednym dachem i zawał murowany –
połączenie kilka kieliszków wina i jego tekstów sprawiło, że śmiała się
perliście – Już nie wspominając o tym, ile mi siwych włosów przez nią przybyło.
A później będzie ‘Mareczku, posunąłeś się’ – próbował naśladować staruszkę, a
hamując śmiech miał utrudnione zadanie
- Skoro już nie przyjedzie, to
mogę wrócić do swojej sypialni – stwierdziła patrząc mu w oczy. Czyżby znów
miała ochotę go sprowokować?
- Nie znamy dnia, ani godziny,
kiedy znów przyjedzie – odparł szybko – Poza tym, chyba nie było tak źle. Nie
rozkopuję się w nocy, nie chrapię, nie ściągam z ciebie kołdry – zaczął wyliczankę,
wciąż utrzymując jej spojrzenie – Idzie zima, będzie ci chłodno. A tak, to
zawsze będziesz się mogła przytulić – znacząco podniósł brew do góry.