B

czwartek, 12 lutego 2015

'Kto, jak nie Ty' XI

Z samego rana ściągnął Elwirę. Chciał jeszcze przed obchodem pojawić się u Uli i sprawdzić, czy wciąż czuje się dobrze i czy czegoś nie potrzebuje. Pojawił się na oddziale krótko po ósmej trzydzieści. Nie spędził w Wieliszewie wiele czasu. Zamienił kilka słów z profesorem i z Ulą i musiał jechać do firmy. Ania zadzwoniła kilka minut po dziewiątej informując go, że Pshemko szaleje i nikt nie potrafi dowiedzieć się, o co mu tak naprawdę chodzi. Nie chciał denerwować ojca i prosić go o pomoc. Pojechał na Lwowską osobiście. Jak się okazało, całe zamieszanie okazało się nie warte większej uwagi. Projektant wpadł w furię, gdyż jego ulubiona czekolada owszem, została dostarczona przez restaurację w umówionym czasie, ale była zbyt chłodna, a na dodatek o zgrozo barista zapomniał o szczypcie chilli.

Zamruczała, wybudzając się z popołudniowej drzemki. Od operacji minęła doba, a ona wciąż czuła skutki narkozy. Leki przeciwbólowe zawierały również lekki środek nasenny, by wysypiała się jak najlepiej. Sen był w tym momencie zbawienny, aby jak najszybciej odzyskała siły. Otworzyła oczy i dostrzegła siedzącego na krześle Dobrzańskiego. Z nogami założonymi na jej nocną szafkę wpatrzony był w tablet.
- Marek? Co ty tu robisz?
- W tej chwili zakupy – uśmiechnął się uroczo – Powoli kończą nam się zapasy podstawowych produktów. Zwłaszcza kluchów – zaśmiali się oboje mając przed oczami Leona, który domaga się makaronu – Jak tak dalej pójdzie, to utuczymy naszych synów. On niemal wpada w histerię na dźwięk słowa ‘zupa’ – wywrócił oczami - I zamiast spędzać czas w markecie postanowiłem wszystko kupić online i te kilka godzin spędzić tu u ciebie. Pomyślałem, że może nie będziesz chciała być sama – posłała mu wdzięczny uśmiech
- A co z chłopcami?
- Są u moich rodziców – wyjaśnił okładając urządzenie na parapet
- To nie jest dla nich kłopot? – dopytywała chrząkając lekko – Podasz mi wody? – bez słowa nalał do szklanki nieco płynu i wrzucając do środka słomkę podał jej naczynie.
- Najmniejszy. Mama była przeszczęśliwa. I tak cały czas mi wyrzuca, że przez nasze rozstanie nie może ich mieć na każde zawołanie – uciekała wzrokiem, więc szybko zmienił temat – Przywiozłem ci nową koszulę na przebranie – wskazał na leżący w nogach łóżka pakunek - Jak się czujesz? – spojrzał na nią z troską.
- Dobrze – zerknęła na swoje dwie, wyraźnie odznaczające się pod materiałem koszuli nocnej piersi. Już nie była jednostronnie okaleczona, już nie była płaska. Znów odzyskała piersi. Dwie zdrowe piersi – Nie mogę się doczekać, kiedy wrócę do domu – uśmiechnęła się wyraźnie wzruszona.
- My też – przyjrzała mu się uważnie, ale najwyraźniej on nie zdawał sobie sprawy, jak to zabrzmiało i ciągnął dalej – Jabłka schodzą jak świeże bułeczki. Ja jeszcze nigdy nie wiedziałem Rocha tak chętnie wcinającego ligole – śmiał się pod nosem - Naprawdę swoim pomysłem dokonałaś rewolucji. Twój syn odłożył na dalszy plan żelki i tylko słyszę ‘tata, daj jabłko’. Leo oczywiście go naśladuje. W ogóle śmieszne chłopaki. Dzieci to nam się udały – spojrzał na nią ciepło – Tak naprawdę chyba nigdy jeszcze tego nie robiłem, ale chciałem ci podziękować za naszych synów. Dałaś mi najpiękniejszy prezent, jaki kobieta może dać mężczyźnie i świetnie ich wychowałaś – podniósł do ust jej dłoń i pocałował z czcią
- Daj spokój. Ja ci chciałam podziękować, że zostawiłeś firmę i całkowicie skupiłeś się na nich. I na mnie – dodała po chwili – Naprawdę to doceniam, że tu przyjeżdżasz, że jesteś, że mogę na ciebie liczyć
- Firma jest w bardzo dobrych rękach. Dzisiejsza kontrola wypadała pomyślnie. Swoją drogą nasz wręcz histeryczny projektant cię pozdrawia, a Viola zapowiedziała się na jutro z wizytą.
- Fajnie. Stęskniłam się za nią. Ostatnio złapałam się na tym, że brakuje mi tych jej dziwnych powiedzonek. Jutro wieczorem ma podjechać też Alicja. Już mam dość tego odizolowania. Tęsknię za ludźmi
- I ja wpadnę, jak chłopaki pójdą z Jaśkiem do kina
- Nie ma takiej potrzeby – rzekła z nutą goryczy. Zmarszczył brwi słysząc jej słowa – Będę miała towarzystwo, a ty powinieneś mieć wreszcie kilka godzin dla siebie. Wyobrażam sobie, jak Daria mnie przeklina, że zabrałam jej ciebie na długie tygodnie – chrząknęła wyraźnie zakłopotana
- Rozstaliśmy się – spojrzała na niego zaskoczona – Już jakiś czas temu
- Mam nadzieję, że to nie moja wina – zaczęła z nutą przejęcia – Marek przepraszam, że zrzuciłam na ciebie obowiązek całodobowej, trwającej prawie miesiąc opieki nad dziećmi. Ja naprawdę – chciała kontynuować, ale przerwał jej
- Daj spokój – spojrzał na nią czule – wolałbym, żebyś nie była chora, ale dzięki temu, że tu jesteś mogę ich mieć na co dzień. Dopiero teraz, przebywając z nimi całą dobę, siedem dni w tygodniu widzę, ile tracę. I skoro teraz mogę spędzić z nimi trochę czasu, to zamierzam to wykorzystać do maksimum. A z Darią… - zaśmiał się pod nosem – Nie pasowaliśmy do siebie. I tak by nic z tego nie było, bo jej po prostu nie kochałem – zatonął w jej oczach
- Marek – westchnęła – Ja jestem ci bardzo wdzięczna, że się o mnie troszczysz, ale… - urwała na chwilę zastanawiając się, jak ubrać to odpowiednio w słowa. On już wiedział do czego zmierza. Postanowił ułatwić jej zadanie.
- Spokojnie. Nie powiedziałem ci tego i nie przyjeżdżam tutaj po to, by…. – nerwowo przeczesał włosy - Nawet w najśmielszych snach nie liczę, że kiedyś jeszcze do mnie wrócisz. Przyjeżdżam tu, to nie chcę byś była sama. Ja będąc na twoim miejscu, nie chciałbym być sam… Wiem, że wszystko spieprzyłem i nie wybaczę sobie tego, do końca życia, ale czasu nie cofnę. Byłem głupim fiutem, który na chwilę zapomniał, że ma serce i rozum i zaczął myśleć rozporkiem – spojrzał na chwilę w okno i ciągnął dalej – Wiele myślałem o tym, co zdarzyło się na przełomie tamtego lata i jesieni i dopiero z perspektywy czasu wiem, że tak naprawdę ja nie byłem jeszcze gotowy….na bycie mężem i ojcem. Gdy cię odzyskałem, gdy wróciłaś do mnie po tym pokazie…- spojrzał na nią. Wpatrywała się w niego uważnie – bardzo chciałem być facetem, który potrafi być wreszcie wiernym mężem i dobrym ojcem, ale teraz dopiero widzę, że wtedy jeszcze do tego nie dojrzałem. Chciałem taki być i przez pierwsze lata naszego małżeństwa mi się udawało, ale później… Strzeliłem największą głupotę w swoim życiu. Dopiero teraz, prawie przed czterdziestką tego naprawdę chcę, jestem na to gotowy i podołałbym temu zadaniu. Chyba za bardzo się pospieszyłem nalegając na szybki ślub – zmarszczyła brwi – Nie żałuję go, żeby była jasność. Po prostu wtedy jeszcze wielu rzeczy mimo wszystko nie rozumiałem i nie doceniałem. I mimo trzydziestki na karku byłem jeszcze głupim gówniarzem, który uważał, że skoro osiągnął constans, to może przestać się starać i pozwalać sobie na małe grzeszki, które się nie wydadzą. Dziś wiem, że to nie chodzi o to, by te grzeszki się nie wydały, a o to, by żyć zgodnie z sercem i sumieniem – po jej policzku spłynęła łza, którą szybko starła – Przepraszam, że cię skrzywdziłem. Że skrzywdziłem ciebie, Rocha i pośrednio również Leona. Trzy najważniejsze osoby w moim życiu – zakończył z bólem patrząc prosto w jej błękitne, zaszklone tęczówki
- Ja poniekąd też cię skrzywdziłam. Ciebie i Rocha – szepnęła
- Co ty mówisz?! – lekko się wzburzył bezsensownością jej słów
- Gdy leżałam tutaj wiele długich dni często nachodziły mnie myśli, że ta moja choroba to kara… - zmarszczył brwi spoglądając na nią z niedowierzaniem – Kara za to, jak potraktowałam ciebie po naszym rozstaniu. Kara za to, że od razu nie powiedziałam ci o ciąży, że ograniczałam twoje kontakty z małym. Nie powinnam była. Zawsze byłeś wspaniałym ojcem.
- Przestań opowiadać głupoty! – zirytował się – Choroba to nie jest kara! Tak się po prostu stało – urwał na moment, nerwowo pocierając dłonią czoło - A co do Rocha, to oboje wiemy, że sobie na to zasłużyłem. Nie byłem dobrym ojcem. Dobry ojciec nie funduje dziecku takiej traumy, przez jaką przeszedł nasz syn. I to tylko zasługa twoja i pani psycholog, że wyszedł z tego stosunkowo szybko. A jeśli chodzi o ciążę… Miałaś prawo czuć się rozgoryczona i miałaś prawo chcieć, jak najszybciej się ode mnie uwolnić – zapadła między nimi cisza. Każde pogrążone było w swoich myślach. Pierwszy odezwał się Marek – Wiesz, to zabawne, że dopiero tyle lat po rozstaniu potrafiliśmy normalnie i szczerze ze sobą porozmawiać
- Podświadomie czekałam na ten moment, choć bardzo się go obawiałam…. Stąd te moje ataki i unikanie z tobą kontaktu – oboje poczuli ulgę.
- To już jest nie ważne – pogładził kciukiem jej dłoń

Przyjeżdżał codziennie. Dużo rozmawiali. O wszystkim. O życiu, firmie, synach. Pewnego razu pokazał jej filmik, na którym Leon śmiga po parkowych alejkach na swojej nowej hulajnodze na trzech kółkach. Pod koniec filmiku krzyczy do kamery ‘kocham cię mamo’ i posyła powietrznego buziaka. Rozkleiła się totalnie. Tak bardzo za nimi tęskniła. Objął ją ramieniem i uspokajająco gładząc po plecach szeptał ‘jeszcze tylko kilkadziesiąt godzin i będziesz ich mogła przytulić’. Wreszcie nadszedł dzień jej wypisu. Ustaliła jeszcze z profesorem kiedy ma stawić się na kontrolę i opuściła wreszcie szpitalne mury.
- Zmieniłeś samochód? – spytała zaskoczona, gdy otworzył bagażnik terenowego Audi by schować jej walizkę
- Prawie dwa tygodnie temu. Jeszcze pachnie nowością – zaśmiał się i otworzył jej drzwi od strony pasażera – Chłopcom jest wygodniej – rzucił zatrzaskując jej drzwi. Do tej pory woził chłopców swoim sportowym Lexusem. Gdy byli jeszcze małżeństwem, a na świecie pojawił się Roch nie chciał nawet słyszeć o zmianie auta. Był zakochany w swojej sportowej zabawce. Ona miała zamontowany fotelik dla syna w swoim małym Audi. Gdy jeździli we trójkę korzystali z jej auta. Później po rozwodzie Marek albo pożyczał samochód od rodziców wożąc gdzieś chłopców, albo upychał ich foteliki w swojej ‘deskorolce’, jak zwykł określać auto prezesa Szymczyk. Teraz najwyraźniej Dobrzański zmienił zdanie. Chyba rzeczywiście dorósł.
- Wiesz – zaczął, gdy wyjeżdżali już na obrzeża Piaseczna – ja nie chcę się narzucać, ale uważam, że najrozsądniej będzie, jak jeszcze przez kilka dni z wami zostanę. Ty nie możesz jeszcze dźwigać, a Leon wciąż potrzebuje asysty przy siadaniu na krześle czy wejściu do wanny. Roch ci w tym nie pomoże, a skoro ja mam czas, to chyba nie ma sensu ściągać Alicji czy twojego brata – nie spuszczał wzroku z drogi.
- Masz rację. I dziękuję, że to zaproponowałeś. Szczerze mówiąc sama miałam cię o to poprosić – uśmiechnęła się pod nosem
- No to załatwione – był wyraźnie zadowolony z jej zgody.
Gdy tylko otworzyła drzwi do swojego mieszkania Marek szepnął jej na ucho ‘niespodzianka’. Ujrzała Józefa z Beatą, Alicję, rodziców Marka, Elwirę, ale przede wszystkim swoich synów, którzy biegiem rzucili się w jej kierunku. Marek szybko stanął przed nią i łapiąc synów pod pachy nieco wyhamował ten pęd.
- Mama, mama – przekrzykiwali się wzajemnie
- Pamiętacie, jak mówiłem wam, że mamę boli rączka – kiwnęli głowami – No jeszcze trochę ją boli, więc przytulcie się ostrożnie, by nie sprawić mamie bólu. I dajcie jej buziaka – chłopcy całowali jej policzki opowiadając jeden przez drugiego, jak bardzo za nią tęsknili. Nawet nie próbowała tłumić łez trzymając ich wreszcie w swoich ramionach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz