Pod rękę z Mikołajem przemierzała salę bankietową odbierając gratulacje od znajomych i zaproszonych gości. Pokaz okazał się wielkim sukcesem, a kolekcja została przyjęta niezwykle entuzjastycznie. Pshemko z wielkim zaangażowaniem i ekscytacją udzielał wywiadów, a oni mogli rozpocząć świętowanie sukcesu. W połowie bankietu podszedł do nich Marek prosząc do tańca. Miała ogromną ochotę znaleźć się w jego ramionach, a jednocześnie bała się, że zdradzą się czymś przed Mikołajem. Wolno poruszali się w takt muzyki. Bardzo kontrowała swoje ruchy i przytomnie pilnowała Marka, by nie wzbudzać sensacji wśród pracowników, prasy, a przede nie wzbudzać podejrzeń jej męża, który bacznie ich obserwował.
- Gratuluję – szepnął tuż nad jej uchem – Mówiłem, że będzie sukces.
- Mówiłeś – przyznała uczciwie – Ale nie byłoby go, gdyby nie ty
- Daj spokój. To twoja praca i determinacja. Ja tylko byłem obok. Lubię być obok – powiedział patrząc prosto w jej oczy
- Lubię gdy jesteś obok – szepnęła na zakończenie utworu i leniwie podążyła w stronę stolika, który zajmowała wraz z mężem.
Pod koniec bankietu Marek miał okazję zamienić jeszcze kilka zdań z Rybakowem. Wymienili się uwagami odnośnie przyszłej sprzedaży i sukcesu całego przedsięwzięcia.
Od trzech dni zamówienia spływały lawinowo. Licznik internetowej sprzedaży szalał. Klienci najwyraźniej nie mogli doczekać się powrotu Pshemko. Projektant po dwudniowej przerwie powrócił do pracy i na fali endorfin wywołanej ostatnim pokazem planował już nową kolekcję. Zespół odpowiedzialny za sprzedaż był w ferworze pracy. W czasach największej świetności firmy sprzedaż nie była na takim poziomie jak obecnie. Zamówienia można było liczyć w tysiącach a nie setkach. Z całą pewnością na wzrost sprzedaży wpłynęło również uruchomienie kanału internetowego. Ewidentnie musieli usprawnić proces pakowania i wysyłki by klienci nie czekali na swoje paczki dłużej niż tydzień. Należało również zwiększyć moce przerobowe w szwalni lub podpisać umowę z nową, która mogłaby nieco odciążyć tę pod Łodzią. Musiała naradzić się z Markiem i Maćkiem, które rozwiązanie będzie najkorzystniejsze. Niemniej od wczorajszego popołudnia nie mogła dodzwonić się do Dobrzańskiego. Wpadł w poniedziałkowy ranek z prasówką i zestawieniem pochlebnych opinii , a gdy wyszedł z biura w porze lunchu, przepadł. Trzykrotnie próbowała się do niego dodzwonić, ale jego telefon nie odpowiadał. Uznała, że pewnie zajęty jest swoim biznesem, więc pod koniec dnia wysłała mu sms’a z prośbą o kontakt. Nie odpisał i nie oddzwonił. Dziś również podjęła dwie próby połączenia, ale wciąż cisza. Dochodziła piętnasta, a jej wciąż nie udało się z nim skontaktować i prawdę mówiąc miała coraz większe obawy, czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Postanowiła, że jeśli nie odezwie się po wieczora obdzwoni stołeczne szpitale. Może wczoraj w drodze z firmy do domu miał wypadek. Cała ta sytuacja była co najmniej dziwna, bo nigdy nie znikał bez słowa. Kwadrans po trzeciej jej telefon zawibrował, a na wyświetlaczu pojawiło się imię Dobrzańskiego.
- No wreszcie! – w jej głosie nie pobrzmiewała pretensja, bardziej ulga – Od wczoraj nie mogę się do ciebie dobić. Wieczorem miałam dzwonić na policję, żeby zgłosić twoje zaginięcie.
- Cześć Ula. Przepraszam. Miałem… - urwał na chwilę - drobne problemy – mówił wolno, jakby z trudem. Od razu wyczuła, że coś jest nie tak – Przepraszam, ale do końca tygodnia nie dam rady przyjechać do firmy
- Marek, co się dzieje? – niepokój w niej rósł. Aż zaczęła przemierzać gabinet w tę i z powrotem
- Nic. Potrzebuję kilku dni wolnego – mruknął
- Jeśli myślisz, że mnie uspokoiłeś, to jesteś w błędzie. Daj mi swój adres.
- To nie jest najlepszy pomysł – mruknął – Za kilka dni przyjadę do firmy i wszystko ci wyjaśnię
- Adres – powtórzyła tonem nieznoszącym sprzeciwu
- Ula – westchnął i chciał coś dodać, ale nie pozwoliła mu
- Nie dam ci spokoju dopóki nie upewnię się, że wszystko jest w porządku
- Sokratesa siedem mieszkania czterdzieści jeden, druga klatka – momentalnie zaczęła zbierać swoje rzeczy, a tuż po zakończeniu połączenia z Markiem za pomocą aplikacji zamówiła taksówkę. Miała złe przeczucia, a z każdym kolejnym kilometrem przemierzanym w kierunku Bielan ten niepokój rósł.
Z walącym sercem czekała, aż otworzy jej drzwi. Wreszcie zamek zazgrzytał, w progu pojawił się brunet, a w jej oczach momentalnie stanęły łzy. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Z opatrunkiem na łuku brwiowym, rozciętą wargą, podbitym okiem.
- Boże drogi jak ty wyglądasz - weszła do środka. Szczelnie zamykając drzwi na zasuwę miała kilka sekund by złapać głęboki oddech i nieco się uspokoić. Płacz nic nie da. Musi myśleć zadaniowo i się nim zająć. W spodniach dresowych i czarnym podkoszulku podpierał ścianę w przedpokoju. Podeszła dwa kroki i czule pogładziła kciukiem jego policzek – Ktoś cię napadł?
- Można tak powiedzieć – mruknął
- Zgłosiłeś to na policję? – dociekała, dotykając opuszkami palców jego opatrunek.
- Daj spokój – skrzywił się z bólu, gdy przytuliła się do niego
- Bardzo się o ciebie bałam, nie mogłam się do ciebie dodzwonić – podniosła głowę do góry i zorientowała się, że sprawia mu ból – Przepraszam – delikatnie pogładziła jego tors – Byłeś w szpitalu? Oglądał cię lekarz – pokręcił głową – No to jedziemy
- Ula, proszę cię – westchnął – Do wesela się zagoi – z trudem zaśmiał się pod nosem - Jestem trochę poobijany. Za dwa, trzy dni mi przejdzie.
- Masz pęknięte żebro – powiedziała z przejęciem – inaczej byś się tak nie krzywił, gdy się do ciebie przytuliłam
- Zrośnie się. Wziąłem tabletkę przeciwbólową, zaraz będzie lepiej. Żeber się nie wkłada w gips – zauważył i miał szczerą nadzieję, że da sobie spokój ze szpitalem i lekarzem. Nie miał ochoty ruszać się teraz z domu. A nade wszystko nie miał na to siły. Ledwie dał radę po powrocie wziąć prysznic i przebrać się w czyste ubranie.
- No dobrze – odparła z rezygnacją, jednocześnie ściągając żakiet – ale umawiamy się, że jeśli jutro będziesz się czuł gorzej, bez gadania jedziemy do szpitala – kiwnął głową na znak zgody – A teraz idź się połóż. Powinieneś odpoczywać jak najwięcej. Pewnie nic nie jadłeś. Rozejrzę się w twojej kuchni, może wyjdę na małe zakupy i ugotuję coś dobrego
- Bez przesady. Dam sobie radę. Powinnaś już wracać
- Wyrzucasz mnie? – zapytała zdumiona
- Nie – odparł szybko – Po prostu lepiej będzie, jak już pójdziesz. Martwię się o ciebie – spojrzał na nią z troską, a ona marszcząc brwi zaczęła intensywnie się zastanawiać
- Czy ciebie pobił Mikołaj? – świdrowała go wzrokiem
- On nie, ale jakiś dwóch karków, którzy próbowali mnie przekonać, że powinienem trzymać się od ciebie z daleka
- Nie, no w głowie się nie mieści – pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie mogła pojąć jak jej mąż mógł się posunąć do czegoś takiego – Uduszę go, jak go tylko spotkam. Opowiedz mi wszystko dokładnie, po kolei – poprosiła prowadząc go w stronę sofy
- Nie ma o czym gadać. W sumie to trochę mi się należało – chwycił ją za rękę i splótł ich palce – Martwię się tylko, żeby nie odgrywał się na tobie i żebyś była bezpieczna
- Spokojnie, nie jest damskim bokserem – zapewniła – Muszę wiedzieć jak było
Zmieniła mu opatrunek na skroni, zdezynfekowała rozciętą wargę, podała kolejne leki przeciwbólowe, ugotowała rosół, który zjadł z apetytem, a na kolację przygotowała ziemniaczaną zapiekankę, która miała mu zostać również na następny dzień. Ogarnęła brudne naczynia i zajrzała do sypialni. Stojąc w progu pomieszczenia z lekkim rozczuleniem obserwowała, jak Dobrzański cicho pochrapuje. Wyjęła z szafy jego białą koszulę i ruszyła w stronę łazienki. Gorący prysznic dobrze jej zrobił. Rozluźnił nieco mięśnie karku, w których siedział stres z ostatnich godzin. Wciąż nie mogła pojąć do czego posunął się jej mąż. Postanowiła jutro z samego rana się z nim rozmówić. Gdy na bosaka ponownie weszła do sypialni usłyszała lekko zachrypnięty głos
- Myślałem, że już wyszłaś
- Nigdzie się nie wybieram – zadeklarowała, wsuwając się pod kołdrę – Muszę o ciebie dbać
- Naprawdę zostajesz? – podciągnął się do pozycji półleżącej
- Yhym – mruknęła, przeczesując palcami jego sterczące włosy
- Chciałbym, żebyś została na zawsze – nachylił się nad nią i czule musnął jej wargi. Bardzo szybko pogłębił pocałunek i sięgnął do guzików koszuli, którą miała na sobie
- Przecież jesteś cały obolały – zauważyła przytomnie, ale pomogła mu pozbyć się tego skrawka bawełny, który okrywał jej ciało
- Trudno. Musisz być delikatna – spojrzał na nią z szelmowskim uśmiechem i opierając się o wezgłowie łóżka posadził ją sobie na biodrach. Nim ponownie połączył ich wargi w namiętnym pocałunku wprost w jej usta szepnął – Kocham cię