B

poniedziałek, 1 lutego 2021

'Niebezpieczna gra' IV

- Cieszę się, że pan zadzwonił – rzekła z uśmiechem, gdy tylko dotarła w umówione miejsce – Dzień dobry panie Marku – patrzyła na niego z wyraźną sympatią. Po ostatnim spotkaniu wiele o nim myślała. Już na pierwszy rzut oka było widać, że jest dobrym człowiekiem. Obraz Marka Dobrzańskiego, który powstał po ich ostatnim spotkaniu idealnie współgrał z tym, co opowiadali jego dawni współpracownicy. Od pierwszej chwili wzbudzał sympatię, choć jednocześnie tworzył pewien dystans, zapewne przez wydarzenia ostatnich lat. Od podwładnych słyszała najczęściej dwa przymiotniki, które określały byłego prezesa – serdeczny i otwarty. Teraz gdy na niego patrzyła na usta cisnęło jej się słowo ‘przygaszony’.

- Dzień dobry – ukłonił się, ściskając jej drobną dłoń – Przepraszam, że tak nagle wyciągnąłem panią z biura, ale wiem, że zależało pani na mojej szybkiej decyzji

- Jeśli pana decyzja ma brzmieć ‘nie’ to chętnie jeszcze trochę poczekam – uśmiechnęła się szeroko – warto być cierpliwym – podbródek podparła na złączonych dłoniach i wlepiła w niego wyczekujące spojrzenie

- Skoro tak bardzo zależy pani na wypuszczeniu na rynek kolekcji z logiem Dobrzańskich, to ja nie zamierzam się sprzeciwiać – wyraźnie jej ulżyło i miała to wymalowane na twarzy – Może to rzeczywiście będzie dobra okazja do upamiętnienia mojego ojca – wzruszył ramionami

- Dziękuję. Zapewniam pana, że kolekcja, która powstanie będzie na najwyższym poziomie. Na każdym etapie produkcji będzie pan mógł przekonać się o tym osobiście – pokręcił głową przecząco

- Nie ma takiej potrzeby. Tak, jak już kilkukrotnie wspominałem, nie chce wracać do przeszłości. To, że daję pani zielone światło nie oznacza, że jakkolwiek chcę ten proces śledzić z bliska, czy w nim uczestniczyć. Mam swoje życie i swój nowy biznes – skinęła głową na znak zrozumienia, choć cień zawodu przemknął po jej twarzy – Muszę na nowo nauczyć się ufać ludziom. I pierwszą lekcją będzie zaufanie wobec pani. Poza tym nie ukrywam, że rozmawiałem dwa dni temu z Pshemko. Znamy się wiele lat. Mój ojciec darzył go ogromnym szacunkiem i zaufaniem. Przyjaźnili się. Wierzę, że nigdy nie wypuści na rynek czegoś, z czego nie będzie w pełni zadowolony, a co za tym idzie, czegoś, co nie będzie najwyższej jakości. Mogę jedynie trzymać kciuki, żeby pani z nim wytrzymała – zaśmiał się pod nosem – Nie lubi kompromisów. Jest prawdziwym artystą. Dość chimerycznym – wywrócił oczami, jednocześnie  z sentymentem wspominając te fruwające wieszaki, litry gorącej czekolady i nieustającą rekrutację na asystentów.  

- Dogadamy się – rzekła z przekonaniem - Dostanie całkowicie wolną rękę i najlepsze warunki pracy. Chciałam jeszcze ustalić warunki formalne naszej współpracy i kwestie pańskiego udziału w zyskach

- Nie, nie – zaprotestował gwałtownie, jednocześnie nerwowo kręcąc się na krześle – To zupełnie niepotrzebne. Nie robię tego dla pieniędzy – oświadczył zdecydowanie

- Rozumiem – próbowała nieco załagodzić sytuację. Rozmawiało im się coraz lepiej, swobodniej, czuła, że nawiązują nić porozumienia dopóki nie wspomniała o pieniądzach. Teraz tego żałowała, bo mogła ten temat odciągnąć nieco w czasie – Niemniej jednak umawialiśmy się na dziesięć procent

- Nie chcę żadnych pieniędzy – podkreślił dobitnie -  Jeśli pani prawnicy przygotują stosowne dokumenty odnośnie formalnego wykorzystania naszego nazwiska, oczywiście je podpiszę, jednak logo będzie pani wykorzystywać nieodpłatnie. Nie robię tego dla zysku, a dla mojego ojca, który z pewnością chciałby, by ktoś o naszej firmie pomyślał z sentymentem, wspomniał dawne kolekcje i sukcesy.

- Panie Marku, będę się czuła z tym niekomfortowo. Proszę nie stawiać mnie w niezręcznej sytuacji. Jeśli pan nie chce osobiście partycypować w zyskach, co oczywiście rozumiem i szanuję, to może wypracujemy jakieś inne rozwiązanie – próbowała na szybko znaleźć możliwość, która byłaby satysfakcjonująca dla obu stron. By ona miała czyste sumienie, że nie wykorzystuje tej rodzinnej marki, a jednocześnie by on nie czuł, że te pieniądze wcisnęła mu na siłę - Może w takim razie jakaś pana dawna podstawówka, która z pewnością ucieszy się z zastrzyku gotówki albo może wśród znajomych, sąsiadów zna pan kogoś, kto potrzebuje wsparcia na leczenie lub rehabilitację. Wówczas oboje będziemy mieć czyste sumienie. Proszę to przemyśleć. Ja jestem otwarta. W ramach naszego wspólnego sukcesu i podziału zysków zrobimy razem coś dobrego. Dobrem należy się dzielić, wtedy się ono mnoży – przyglądał jej się zamyślony.

- Skąd pomysł, by poprowadzić firmę modową? – zapytał nieoczekiwanie. Trochę zbiła ją z tropu ta nagła zmiana tematu

- Tak, jak wspominałam podczas naszego pierwszego spotkania, lubię wyzwania. Firmę Febo&Dobrzański pamiętam jeszcze z czasów, gdy byłam nastolatką. Będąc jeszcze w liceum przygotowywałam listę dużych firm mających siedzibę w Warszawie. Chciałam po studiach zatrudnić się w którejś z nich w dziale finansowym. Jestem po ekonomii i zarządzaniu – wyjaśniła, a on jej wypowiedzi słuchał w skupieniu, świdrując ją swoimi szarymi oczami, które zdobiły wyjątkowo długie i gęste jak na mężczyznę rzęsy – Nigdy moją ambicją nie była praca w budżetówce. Zdecydowanie sektor prywatny, ale nie jakieś jedno, czy dwuosobowe firmy. Raczej średnie i duże przedsiębiorstwa. Ale życie napisało inny scenariusz. Tuż po uzyskaniu dyplomu wyjechałam z Polski i nie do końca miałam okazję realizować się w tej swojej ekonomicznej pasji – zaśmiała się pod nosem. Jeszcze na studiach koleżanki śmiały się, że ma fioła na punkcie cyferek i nim się obejrzy zostanie dyrektorem finansowym w jakiejś wielkiej korporacji – I przyznam się panu, że od początku tego roku bardzo intensywnie szukałam pretekstu by po pierwsze zacząć pracę zawodową w pełnym tego słowa znaczeniu, a po drugie by częściej i dłużej bywać w Polsce. Mój ojciec mieszka pod Warszawą. Ma coraz gorsze zdrowie. Niby jest mój młodszy brat, ale zajęty swoim życiem nie bardzo może poświęcać ojcu tyle uwagi.

- Rozumiem, że pani na stałe nie mieszka w Polsce – dopytywał, choć sam się sobie dziwił. Z natury nie był wścibski. Wiedział tylko to, co ludzie sami chcieli mu powiedzieć. Nigdy nie dociekał, nie drążył, a nade wszystko nie cierpiał plotek.

- Może przejdźmy na ty – zaproponowała – W końcu w pewnym rodzaju stajemy się partnerami biznesowymi. Hmmm? Ula – wyciągnęła do niego dłoń, którą delikatnie uścisnął

- Marek

- A odpowiadając na twoje pytanie od kilku lat trzy czwarte roku spędzam w Petersburgu, jedną czwartą w Polsce. Liczę, że dzięki temu biznesowi uda mi się te proporcje odwrócić.

- To pierwsza firma, którą będziesz zarządzać?

- Boisz się, że sobie nie poradzę? – zmrużyła oczy w zabawnym geście. Roześmiał się serdecznie

- Nie. Po prostu pytam. Rzucasz się na głęboką wodę. Ale tym bardziej imponuje mi twoja odwaga i zdeterminowanie

- Doglądałam kilka świetnie prosperujących biznesów, ale rzeczywiście ten dom mody będzie od początku do końca tylko mój. Cała odpowiedzialność spada na mnie.

- Fundacja mojej matki – wtrącił ni z gruszki ni z pietruszki, wprawiając ją w osłupienie. Nie miała pojęcia, o co mu chodzi.

- Słucham? – dopytywała. On sam wyglądał na osobę zaskoczoną swoim nagłym olśnieniem

- Moja mama prowadzi fundację ‘Mali Herosi’ zajmującą się dzieciakami z chorobami onkologicznymi, po wypadkach, z wadami wrodzonymi. Myślę, że zysk z kolekcji z pewnością przyda się na leczenie kilku dzieciaków.

- Świetnie! Postanowione.

14 komentarzy:

  1. Intrygująca historia. Ciekawe kiedy dowiemy się coś więcej o Uli i jej innym nazwisku. Pozdrawiam ��

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam tak wiele pytań i czekam z niecierpliwością na odpowiedzi do nich. Mam wrażenie, że Ula to taki Anioł Stróż, który pojawił się na drodze Marka.
    Chcę już więcej :D
    Pozdrawiam,
    Moli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy w przyszłości planujesz kontynuować 'przygodę'? Pierwszy rozdział pojawił się w grudniu 2018 roku.

      Usuń
    2. Moli, cierpliwości - więcej niebawem ;) kolejny rozdział w okolicach środy. pozdrawiam

      Usuń
    3. sądzę, że w okolicach połowy roku wrócimy do 'przygody'. Zamierzam również wrócić do zapowiadanej wcześniej 'miłości'

      Usuń
  3. Super część czekam na kolejna... jestem ciekawa czy Marek i Ula sie zaprzyjaznia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podejrzewam, że Mareczek nie odpuści sobie tej kolekcji tak jak cały czas zapewnia i będzie jednak uczestniczył w jej powstawaniu, co na pewno zbliży go do Ulki a przy okazji odżyją dawne sentymenty związane z firmą. Tak bym tego chciała, ale zobaczymy jak będzie naprawdę. Z każdym rozdziałem czekam na następny z coraz większą ciekawością i niecierpliwością. Zapowiada się następne wspaniałe opowiadanie. I co z tym nazwiskiem Ulki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to czytać! Cieszę się, że tak pozytywnie odebraliście to opowiadanie. Kwestia nazwiska zostanie wyjaśniona już w kolejnym rozdziale.
      pozdrawiam

      Usuń
  5. Bardzo liczę na to, że zgoda Marka na odstąpienie nazwy nie okaże się ich ostatnim spotkaniem. Widać, że coraz lepiej się dogadują. I wciąż niewiele wiemy o Uli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Uli dowiecie się już w połowie tygodnia :)

      Usuń
  6. Wow, ciekawe co Ula robi w Petersburgu :) ciekawe! Jak zwykle super się Ciebie czyta!

    OdpowiedzUsuń