Wieczorem, tuż po
zakwaterowaniu się w hotelu, spotkali się w designerskiej restauracji na
parterze. Brzeska wieczór rozpoczęła od zamówienia najdroższej butelki
szampana.
- To opowiadajcie, jak było
– wlepiła w nich zaciekawione spojrzenie – Bo tego ‘fajnie’ rzuconego podczas
podróży nie uznaję za odpowiedź – rzekła z wyrzutem w stronę wnuka. Staruszka
była żądna szczegółów, a nie krótkiego wyrazu, niewiele mówiącego przymiotnika,
który miał określić tydzień ich nieobecności w Polsce.
- Hotel naprawdę
fantastyczny – uśmiechnęła się Ulka – Cudowna pogoda, piękne plaże.
Leniuchowaliśmy, zwiedziliśmy okolice. Naprawdę bardzo dziękujemy. Miała babcia
świetny pomysł z tym wyjazdem. Naładowaliśmy baterie na jesienno-zimowe
tygodnie
- Cieszę się. Młode
małżeństwo powinno jak najwięcej czasu spędzać z dala od trosk, życia
codziennego i tylko we dwoje – Dobrzański obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem
- Aha i dlatego postanowiłaś
przyjechać tutaj z nami? – zapytał nie kryjąc zdziwienia słowami babki. Od
początku nie ukrywał, że jej obecność wybitnie mu nie pasowała. Doskonale
zdawał sobie sprawę, że Ulka w jej obecności będzie bardziej powściągliwa.
Owszem, nie szczędzili sobie przy Brzeskiej pocałunków, bo babka bardzo lubiła
przyglądać się ich wielkiej miłości, ale nie mógł już liczyć na poryw
namiętności w hotelowej saunie czy jacuzzi. Ulka z pewnością nigdy by się na to
nie zdecydowała w obawie, że staruszka niespodziewanie postanowi do nich
dołączyć. A i on wolał, żeby babka nie była świadkiem jego wzwodu.
- Marek – upomniała go
małżonka. Nie wypadało, skoro Brzeska, jakby nie patrzeć, była gospodarzem tego
spotkania i fundatorem wyjazdu. Wywrócił tylko oczami.
- Masz rację – przyznała
niespodziewanie – Przyjechałam tutaj z premedytacją. W przyszłym tygodniu
wracam do Niemiec. Zaniedbałam trochę życie towarzyskie w Berlinie. Moje przyjaciółki
się stęskniły. Wysłałam im już zdjęcie z waszego ślubu, były zachwycone! –
opowiadała podekscytowana – Twierdzą, że tworzycie naprawdę piękną parę. Muszę
im o was więcej opowiedzieć – Cieplakówna posłała jej niewyraźny uśmiech, a brunet
pokręcił głową z rezygnacją - Przyjadę dopiero w grudniu i chciałam się wami
jeszcze troszkę nacieszyć.
- Mam nadzieję, że babcia
nie zamierza wysyłać już nas na żadną wycieczkę – wtrąciła Ula – Czas wrócić do
obowiązków
- Wiem dziecko, że masz
firmę, to znaczy, że macie firmy – ostatnie słowo wypowiedziała z wyraźną
niechęcią – I że jesteś odpowiedzialna za swoich klientów. Absolutnie nie chcę
wpływać na prosperowanie twojej działalności i utratę zleceniodawców. Naprawdę
bardzo się cieszę, że masz tak porządną pracę. Dzięki temu jestem spokojna o
waszą przyszłość. Bo ta firma – uniosła oczy ku górze, kręcą głową z
powątpiewaniem – prędzej czy później padnie – Marek obrzucił ją zdziwionym
spojrzeniem – Ludzie przestaną wydawać pieniądze na te imprezy wypełnione
morzem alkoholu i rozwiązłością i wrócą do tradycyjnych wartości, jak rodzina.
- Taaak, do chrześcijańskich
korzeni – mruknął pod nosem z przekąsem – Bóg, honor, ojczyzna
- Proszę cię nie kpij! –
rzekła z wyraźną reprymendą w głosie – Podstawą jest rodzina i na tym każdy
powinien się skupiać. Podstawowa komórka społeczna, od której wszystko się
zaczyna i na której wszystko się kończy. Ale na szczęście nie zginiecie z
głodu, bo w przeciwieństwie do ciebie twoja żona ma porządny i perspektywiczny
zawód. Coraz częściej to my jesteśmy zaradniejsze i utrzymujemy mężów –
poklepała Cieplakównę po dłoni. Dziewczyna doskonale widziała, że w Dobrzańskim
się gotuje i wybuch jest tylko kwestią ułamków sekundy.
- Potrafię zarobić na
rodzinę – syknął wściekły – i być odpowiedzialny. Podobnie, jak potrafię
opiekować się żoną i zaspokoić ją w łóżku – wycedził, umiejętnie nawiązując do
jednej z pierwszych rozmów, tuż po poznaniu obu pań – Prawda kochanie? – wlepił
wyczekujące spojrzenie w małżonkę. Ta chrząknęła nieznacznie, pospiesznie
zastanawiając się, jak wybrnąć i umiejętnie zakończyć tę dyskusję, bo awantura
wisiała w powietrzu. W końcu przyjechali tu by miło spędzić czas, a nie
pokłócić się ledwie trzy godziny po przyjeździe. Już chciała coś powiedzieć,
ale wyprzedziła ją Brzeska
- To bardzo dobrze. Jak się
z kimś uprawia seks, to tak, jakby się z nim wyruszało w daleką podróż – rzekła
z wyraźnym sentymentem. Jej bezpośredniość po raz kolejny zadziwiła nie tylko
Ulę, ale i Marka – Mój drugi mąż niestety zabierał mnie jedynie pod miasto, a
wręcz na przedmieścia – mruknęła zniesmaczona wspomnieniami – Mam nadzieję, że –
najwyraźniej chciała kontynuować, ale niespodziewanie w słowo weszła jej Ula
- Może zamówimy sobie
suflety czekoladowe na deser? – zaproponowała ni stąd ni zowąd, próbując
zmienić temat
- A propos czekolady –
Genowefa zerknęła na zegarek na nadgarstku wnuka – Już dwudziesta? – zdziwiła
się – Muszę wracać do pokoju. Zamówiłam sobie masaż gorącą czekoladą.
- Ty? – szczerze zdziwił się
brunet, nieco już spokojniejszym tonem
- Marusiu, to że jestem
stara, nie znaczy, że już nic mi się od życia nie należy. Zwłaszcza, że
masażysta jest młodym szatynem o atletycznej sylwetce – puściła oczko w
kierunku Ulki – A ty mógłbyś zafundować podobny masaż żonie. A jeśli brak ci
umiejętności zawsze możesz poprosić o pomoc pana Roberta – tak, uśmiech, który
posłała wnukowi można było zaliczyć do tych złośliwych. Nerwowo zacisnął
szczęki – Miłego wieczoru wam życzę dzieciaczki – uśmiechnęła się uroczo i podreptała
w kierunku wind
- Czy tylko ja mam wrażenie,
że na każdym kroku próbuje zrobić ze mnie nieudacznika? – pytał wyraźnie
zdenerwowany, wlepiając wzrok w resztkę szampana na dnie kieliszka
- Poniekąd sam jesteś sobie
winny – momentalnie przeniósł wzrok na Cieplakównę – Trzeba było nie godzić się
na tę umowę i nie wyciągać ręki po jej pieniądze. Teraz to nie pozostaje ci nic
innego, jak zacisnąć zęby i ładnie się uśmiechać.
Gdy tylko położyła się do
łóżka, wargi Dobrzańskiego momentalnie znalazły się na jej szyi, a dłoń zaczęła
wędrówkę po wewnętrznej stronie uda. Odsunęła się nieznacznie i obrzuciła
spojrzeniem przywołującym do porządku.
- Jeśli po rozmowie z babcią
zamierasz sobie coś udowodnić, to bardzo mi przykro, ale nie ze mną –
oświadczyła – Nie zamierzam leczyć cię dzisiaj z twoich kompleksów – naciągnęła
wyżej kołdrę, sprawiając, że była nią teraz okryta po samą szyję
- Ja nie mam kompleksów –
wycedził – Po prostu chciałem się zrelaksować
- To idź pobiegaj –
spojrzała na niego z wyższością
- Obie mnie wykończycie –
syknął, nerwowymi ruchami poprawiając pod głową poduszkę
- I zgaś proszę lampkę.
W jeden z listopadowych
wieczorów dosiadł się do niej na sofę, gdy intensywnie wczytywała się w pliki
kartek
- CV? – zdziwił się
- Postanowiłam wreszcie
pójść za twoją radą i zatrudnić jeszcze dwie osoby do pomocy.
- No wreszcie – uśmiechnął
się – Nieco odsapniesz
- Tego bym nie powiedziała.
Pracy jest coraz więcej. Poczta pantoflowa działa. Głównie dzięki tobie i twoim
znajomym.
- Cieszę się. Ale mam
nadzieję, że moimi rozliczeniami wciąż będziesz zajmować się osobiście –
przyjrzał jej się uważnie
- Sugerujesz, że zatrudnię
niekompetentne osoby? – zapytała zaczepnie, unikając tym samym konieczności
odpowiedzi
- Absolutnie. Po prostu do
ciebie mam duże zaufanie, a poza tym dziewczyny cię lubią, wprowadzasz fajną
atmosferę – słysząc to przyjrzała mu się podejrzliwie
- Coś ode mnie chcesz –
stwierdziła, wbijając w jego klatkę piersiową wskazujący palec. Roześmiał się
głośno
- Mam dla ciebie pewną
propozycję. Ale nie dla tego jestem miły. Po prostu stwierdziłem fakty – bronił
się
- Dobra, dobra – rzekła z
politowaniem – Jeśli ta propozycja ma związek z pokazem mody, na który
zaproszenie leży w przedpokoju, to zapomnij. Już ci mówiłam, że nie znoszę
takich wyjść i nie będę w nich uczestniczyć. Jak chcesz, idź sam – wzruszyła
ramionami, wracając do przeglądania ofert
- Pudło. Zresztą ja też się
nie wybieram – zerknęła na niego zaskoczona. Jeszcze pół roku temu chodził na
większość imprez, na których mógł się pokazać i jak sam mówił, coś na nich
ugrać. Teraz odpuszczał zlot warszawskiej śmietanki na rzecz kolacji w domu i
kolejnego odcinka ulubionego serialu z młodym Stuhrem w roli głównej – Święta w
górach, co ty na to?
- Że co? – kompletnie ją zamurowało.
- Proponuję, żebyśmy
wyjechali na święta w Alpy. Babka zadeklarowała się już, że przyjeżdża a
grudniu. Szczerze, po jej ostatnich popisach nie mam ochoty, by zepsuła mi
Gwiazdkę. Zresztą pomyślałem, że ty również możesz czuć się skrępowana podczas
świąt u mojej rodziny. A jeśli będziemy w Warszawie gwarantuję ci, że będą nam
obie z matką wiercić dziurę, byśmy tam siedzieli z nimi non stop. A jak się
będziemy migać, to babka będzie gotowa przyjechać tutaj, jak już zresztą raz
zrobiła. Najlepszym wyjściem jest więc ucieczka. Skoczymy na narty, spędzimy
tydzień z dala od mojej rodzinki. Hmmm? – wlepił w nią wyczekujące spojrzenie.
Musiała przyznać, że część argumentów miał niezwykle trafnych. Święta z jej
ojcem też nie były najlepszym rozwiązaniem, zwłaszcza, że Cieplak wciąż nie do
końca zaakceptował męża córki.
- Pomysł całkiem niezły,
tylko jest jedno ale – westchnęła – Nie umiem jeździć na nartach. Więc może
jedźmy nad Bałtyk.
- Ale to ja cię chętnie
nauczę – wyszczerzył się, a ona się skrzywiła – Uwierz mi, jestem świetnym
nauczycielem. Jutro pojedziemy wybrać dla ciebie sprzęt – cmoknął ją w policzek
– Dwa dni i będziesz śmigać
- Śmiem wątpić – wciąż nie
była przekonana do tych gór. Zdecydowanie była turystą nadmorskim, który woli
piesze wycieczki, niż szusowanie po stromych zboczach.
- A jeśli się zgodzisz, na
Sylwestra może przyjechałby do nas Łukasz z rodziną – głośno się zastanawiał –
Seba z Violką pewnie też nie mają planów. My wrócimy, oni zostaną jeszcze na
kilka dni
- Czemu nie
- Zobaczysz, będzie fajnie –
obiecywał, widząc jej umiarkowany optymizm – Idę zrobić rezerwację.
Zaczęła się przebudzać,
czując coś dziwnego, relaksującego, a zarazem trzymającego w napięciu, błogiego
i ekscytującego. Dopiero po chwili dotarło do niej, że ten dziwy stan jest
zasługą jego palca, którym od kilku minut wodził po jej łechtaczce. Gdy tylko
mruknęła z zadowolenia i zaczęła otwierać oczy, napotkała jego spojrzenie pełne
rozbawienia, satysfakcji i pożądania. Nim się spostrzegła, czubkiem języka,
przez cienki materiał atłasowej koszulki, drażnił jej sutek. Żadne z nich nie
potrzebowało słów. Swoisty dialog prowadzili za pośrednictwem spojrzeń, westchnień
i dotyku. Doskonale znali już mapę swoich ciał. Oboje widzieli, jak dać
partnerowi jak najwięcej rozkoszy. Namiętność zdominowała ten zimowy poranek. Pomagał
jej nadawać tempo. Unosiła się i opadała prowadząc ich do błogostanu.
- Cudownie jest zacząć dzień
od orgazmu – wyszeptał wprost do jej ucha, gdy leżała na nim, próbując uspokoić
zmysły
- Nie dałeś mi się wyspać –
mruknęła z udawaną pretensją, gdy wreszcie z niego zeszła, układając się na
skraju łóżka
- Mam nadzieję, że nie
żałujesz – spojrzał na nią z błogim uśmiechem – A dalsza część atrakcji dopiero
przed nami – był wyraźnie podekscytowany
- Oj – skrzywiła się –
Miałam nadzieję, że sobie odpuścisz. Przecież ja mogę tam sobie zorganizować czas,
jak ty będziesz szusował
- Wykluczone – rzekł kategorycznie
– Idę zrobić śniadanie, ty się w tym czasie ogarnij, za godzinę wychodzimy.
W sklepie sportowym czuł się
jak ryba w wodzie. Z zainteresowaniem oglądał modele nart, najnowsze wiązania.
Ula wciąż sceptycznie nastawiona do pomysłu wsadzenia ją na dwie deski stała z
boku.
- Te będą idealne – podszedł
do niej z kompletem nart i kijków renomowanej marki.
- Czego państwo szukają?
Może pomogę? – pojawił się koło nich sprzedawca w średnim wieku z dobrotliwym
uśmiechem
- Wszystkiego. Jedziemy w
góry, żona będzie uczyła się jeździć – czyżby powiedział to z wyraźną dumą? Ulka
obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem, którego nie dostrzegł, zainteresowany kolorowymi
deskami. Pierwszy raz nazwał ją ‘żoną’. Oczywiście zdarzało mu się mówić tak
wcześniej w obecności swojej rodziny, ale na neutralnym gruncie wyrwało mu się
tak pierwszy raz. Poczuła się dziwnie – Z tego co się orientuję, ten model
będzie dla niej idealny – wskazał na wybrane przez siebie narty
- Ma pan rację. Ale skoro
małżonka będzie się dopiero uczyć, sugerowałbym wstrzymać się z zakupem.
Zwłaszcza, że widzę, że nie jest pani do końca przekonana – uśmiechnął się ze
zrozumieniem – Można się uczyć na wypożyczonych, a jak pani złapie bakcyla, to
na kolejny sezon kupicie odpowiednie narty
- Pan chyba ma rację –
odezwała się wreszcie
- No może tak – przyznał – W
takim razie dziś skupimy się na odzieży. Weźmiemy jeszcze gogle, buty i kask.
Chodź kochanie – wyciągnął w jej kierunku dłoń i pociągnął za sobą w kierunku
drugiego pomieszczenia – Słyszałem, że wypuścili teraz na rynek gogle z
innowacyjną powłoką, dzięki którym nie parują – kontynuował dyskusję ze
sprzedawcą. Miała nadzieję, że mimo początkowej niechęci czas spędzony z Alpach
nie będzie stracony i zgodnie z przewidywaniami Dobrzańskiego pokocha ten
sport.