W sobotę od samego poranka
przygotowywała się na wieczorną galę. Za bardzo nawet nie wnikała, co do za
impreza. Wystarczyło jej, że Marek od tygodnia ją bardzo przeżywał, a w
zasadzie to wspominał jej już o tym wyjściu od miesiąca. Z tych informacji, które
jej serwował zapamiętała tyle, że elegancki rout miał się odbyć w jednym z podwarszawskich hoteli, a
oprócz nich mieli się jeszcze zjawić wraz z partnerkami Łukasz, Sebastian i
Marcin. Umyła włosy i zajęła się malowaniem paznokci lakierem koloru dojrzałych
malin, który idealnie pasował do jej sukni. Kompletnie nie miała ochoty na
wizytę w salonie manicure, gdzie popijając herbatkę z porcelanowych filiżanek
musiała prowadzić rozmowy o najnowszej linii torebek Prady i życiu prywatnym
aktorki, gającej aktualnie w jedenastu polskich serialach.
Gdy elegancka taksówka zatrzymała
się pod nowoczesnym hotelem ich auto otoczyli fotoreporterzy. Już teraz
rozumiała dlaczego Marek zamawiając pojazd oznajmił dyspozytorce, że ma po nich
przyjechać Volvo albo chociaż nowy Passat.
- Wielkie wejście – mruknęła pod
nosem, gdy Marek wysiadał jako pierwszy. Prezentowali się razem naprawdę bardzo
efektownie – Świetnie – rzuciła w jego stronę, uśmiechając się niewyraźnie do
błyskających fleszy – w poniedziałek będziemy bohaterami wszystkich brukowców –
Dobrzański jedynie się wyszczerzył w jej kierunku, a później przez kilka minut ochoczo
pozował do zdjęć – Dziewczyny w firmie nie dadzą mi spokoju – powiedziała z
nutą pretensji, gdy znaleźli się w przestronnym holu – Miało to być wielkie
wyjście twoimi znajomymi, a nie
wszystkimi paparuchami w tym mieście – syknęła
- W końcu i tak by się
dowiedzieli – wzruszył ramionami
- Super – syknęła – Doprawdy nie
wiem, jak takie wyjścia mogą ci sprawiać frajdę – kręciła głową z rezygnacją,
obserwując te wszystkie wyfiokowane pary, które licytowały się, kto jedzie na
urlop na bardziej egzotyczną wyspę, kto ma droższą sukienkę. Tematem
sąsiedniego kółka wzajemnej adoracji było, która stylistka jest droższa, bo
przecież im droższa, tym lepsza. Wśród panów dominował temat włoskich kurortów
narciarskich. Przecież tylko prawdziwego burżuja stać na luksus połamania sobie
nóg na bajecznie drogim sprzęcie we włoskich lub szwajcarskim miasteczku po
ulicach którego przechadzali się aktorzy hollywoodzkich filmów. Naprawdę miała
ochotę stamtąd uciec. Powstrzymywało ją tylko to, że wychodząc na zewnątrz znów
stałaby się łupem dla fotoreporterów i fakt, że za chwilę mieli dołączyć
przyjaciela Marka, bądź co bądź całkiem sympatyczni. Miała nadzieję, że w ich
towarzystwie ten wieczór nie będzie taki zły.
- Dobrze żarcie, świetne
alkohole, fajna muzyka, mnóstwo ludzi, których znajomość może się w życiu
przydać. Same plusy. Generalnie super zabawa za darmo
- Świetnie – chrząknęła i z ulgą
dostrzegła, że przez przeszklone drzwi do środka wszedł Łukasz z Aśką. Po
serdecznym przywitaniu, przy lampce szampana oczekiwali na resztę towarzystwa.
- No, no. Nieźle. Taka z ciebie
cicha woda – rzuciła w jej kierunku Marta, gdy w środowe przedpołudnie
przekroczyła próg agencji
- O czym mówisz? – zapytała rozkładając
laptopa i potrzebne dokumenty, na biurku, które zajmowała
- Nic się nie chwalisz, że
usidliłaś Marka – Aśka szybko do nich dołączyła, czekając na obszerną relację i
tłumaczenia koleżanki – Jeszcze pół roku temu rozpamiętywałaś Bartka, a teraz
fotka z największym ciachem i to na pierwszej stronie w ‘Życiu stolicy’. Grubo
pojechałaś. I taka z ciebie koleżanka, że nawet słówka nam nie pisnęłaś
- Dajcie spokój – roześmiała się –
Jakie usidliłam. Jak widzicie nie mam obrączki na palcu, więc o usidleniu nie
ma mowy – tłumaczyła się niby to obojętnym tonem
- W pracy się ukrywacie, później
pokazuje się z tobą publicznie. Jest coś na rzeczy – Marta przyglądała się
koleżance uważnie
- Chciałabym, ale wiecie jaki
jest Marek. Zresztą, nie ma co z igieł robić wideł. To świeża sprawa.
- Szkoda, szkoda – mruknęła jedna
- No szkoda, że się nie chcesz
podzielić z koleżankami jakimiś pikantnymi szczegółami
- Oj dziewczyny – jęknęła –
Dajcie mi pracować – chciała się ich jak najszybciej pozbyć.
Babcia Brzeska wreszcie dotarła
do Warszawy. Jej problemy zdrowotne dzięki wykwalifikowanemu rehabilitantowi
dość szybko ustąpiły i w pełni sił mogła
przylecieć do Polski. Nie mogła się doczekać spotkania z wnukiem i jego
wybranką, którą miała okazję ujrzeć na jednym z portali plotkarskich. Jeszcze z
Berlina ustaliła z córką, że tuż po przylocie spotkają się wszyscy na kolacji z
okazji minionych imienin Marka. Babcia na tę okazję przywiozła dla wnuka
prezent.
Dobrzański od samego rana chodził
po domu podminowany. Dzień wcześniej w południe zadzwoniła do niego matka z
zaproszeniem na niedzielny obiad. Zaproszenie oczywiście było dla dwóch osób.
Nadszedł wreszcie moment, gdy Ula i Genia miały się wreszcie spotkać.
- To miło, że twoja rodzina
organizuje dla ciebie obiad imieninowy – zaczęła rozmowę, gdy kierowali się w
stronę posiadłości Dobrzańskich
- Cudownie – mruknął. Czuł, jak
kierownica ślizga mu się w rękach. Dłonie mu się pociły. Nieprzewidywalność
Ulki w połączeniu z jego ukochaną babuszką mogły dać mieszankę wybuchową –
Zwykle ograniczali się do telefonu. Do tej pory rodzinnie świętowaliśmy tylko
urodziny. Ewidentnie to pomysł babki, która już pewnie przebiera nogami
- W zasadzie to nie mam dla
ciebie prezentu. Zastanawiałam się wprawdzie, czy nie kupić ci paczki
prezerwatyw, ale nie byłam pewna, czy cenisz sobie prezenty praktyczne –
rzuciła z przekąsem
- Chętnie przyjmę. Pod warunkiem,
że później wspólnie je wykorzystamy – prowokująco spojrzał jej w oczy. Kolejna
gierka słowna pomogła mu choć na chwilę oderwać myśli od nieuchronnej konfrontacji
z babką.
- Nie brnij w ten temat – rzekła z
politowaniem. Na szczęście dalsza dyskusja nie miała szansy się odbyć, bo
dojechali na miejsce. Dobrzański wysiadł z auta i otwierając drzwi dziewczynie
podał jej dłoń, którą uścisnęła. Gdy tylko otworzył drzwi ujrzeli w przedpokoju
starszą kobietę w eleganckiej garsonce. Wszystko wskazywało na to, że przez
niewielkie okno tuż obok drzwi cały czas ich obserwowała. Uśmiechnęła się
uroczo przyglądając się Uli z wyraźnym zachwytem.
- Dzień dobry – Ula kiwnęła
głową. Staruszka wyglądała na sympatyczną. Wyglądem wcale nie przypominała
latającej na miotle czarownicy, za którą miał ją brunet. Pierwsze wrażenie było
bardzo dobre i śmiała przypuszczać, że Marek po prostu przesadza.
- Witaj dziecko. Miło mi cię
wreszcie poznać – Genowefa podeszła bliżej i serdecznie ją uściskała, ku zaskoczeniu
Marka. Najwyraźniej tak, jak przypuszczał, wstrzelił się w gust babki idealnie –
Maruś, wszystkiego najlepszego – słysząc to zdrobnienie i widząc skrzywioną
minę mężczyzny Cieplakówna o mało nie parsknęła śmiechem
- Dziękuję –posłał staruszce
wymuszony uśmiech
- Chodźcie do ogrodu, rodzice już
czekają – ruszyła przodem, zatrzymując się na chwilę przy sofie, na którym
leżało niewielkie pudełko przewiązane wstążką – A tutaj prezent dla mojego
wnusia – określenia ‘wnusio’ też nie lubił. W przeszłości stosowała je zawsze
do swoich koleżanek, opowiadając im jakim jest cudownym dzieckiem – Niech ci odmierza
same szczęśliwe chwile u boku tej ślicznej dziewczyny.
- Dziękuję – z zapałem rozpakował
pudełko i z radością stwierdził, że w środku znajduje się elegancki zegarek znanej
marki, warty kilkaset euro – Bardzo ładny – chętnie przymierzył
- Słyszałam od Helenki, że jesteś
księgową – zagadnęła Ulę, gdy brunet z zainteresowaniem oglądał prezent
- Tak – odparła uprzejmie
- I pracujesz w tej firmie mojego
wnuczka – słowa ‘tej firmie’ wypowiedziała z wyraźną niechęcią
- Zgadza się. Dzięki niej się
poznaliśmy – czule pogładziła jego kark.
- Całe szczęście, że też tam pracujesz.
Możesz trzymać rękę na pulsie – rzekła, jakby Dobrzańskiego wcale nie było obok
– A księgowa to taki porządny zawód. Mój drugi mąż był księgowym. Rozliczał
ogromne przedsiębiorstwo jeszcze przed stanem wojennym – zaczęła swoją opowieść
wolno drepcząc w stronę wyjścia na taras – Ty dziecko jesteś za młoda, żeby
pamiętać stan wojenny
Całe popołudnie babcia wesoło
gawędziła z Ulą. Była nią ewidentnie oczarowana. Niby był to obiad z okazji
imienin Marka, ale wnuk totalnie zszedł na drugi plan. Gdy Cieplakówna wyszła
na chwilę do toalety zaczęła się rozpływać, jak to Marek nareszcie dojrzał i znalazł
sobie odpowiednią partnerkę. Ładną, inteligentną, a przede wszystkim z klasą.
Oczywiście nie omieszkała przy tej okazji wytknąć, że jego poprzednie kobiety klasy i skromności były totalnie pozbawione.
- Przeżyliśmy – odetchnął z ulgą,
gdy wyjechał z posesji
- Nie przesadzaj. Nie było tak
źle – mruknęła
- Naprawdę nie umęczyła cię ta
jej gadanina?
- Poznałam historię życia jej
koleżanek, ich wnuków. Wszyscy pożenieni. Naprawdę była przez ciebie na szarym końcu – roześmiała
się – Swoją drogą jakoś się nie chwaliłeś, że miała trzech mężów
- I wszystkich wykończyła.
Ostatniego jakieś cztery lata temu. Dobrze, że kolejny nieszczęśnik nie stanął
na jej drodze, bo miałby facet przechlapane.
- Oj już nie rób z niej takiego
potwora. Jest całkiem sympatyczna
- Ja ci przypominam, że to było
wasze pierwsze spotkanie. Zobaczymy, co powiesz za dwa miesiące. Zapewniam cię, że trudno będzie nam się teraz od niej odczepić. Będzie przylatywała non stop, albo co gorsza w ogóle nie będzie wylatywać.
- Będę teraz do ciebie mówić
Maruś – oświadczyła ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Doskonale wiedziała, jaka
będzie jego reakcja.
- Nawet nie próbuj – wycedził
- Dlaczego? – udała zdziwienie -
Mnie się bardzo podoba