Zamknęła drzwi łazienki i po
prostu się rozpłakała. Iza miała rację. Była naiwną idiotką, sądząc, że może
być dla Marka kimś więcej, niż kochanką. Wszystko układało się w całość. Zaślepiona
miłością i pożądaniem nie dostrzegała oczywistych kwestii. Dobrzański miał z
nią wygodny układ. Niczego od niego nie wymagała, nawet nie musiał się starać,
za to miał ją na każde skinienie. Była niczym dziewczyna na telefon, która gdy
tylko naszła go ochota, potrafiła go zadowolić. Na własne życzenie pozwoliła
się sprowadzić do roli prostytutki. Chociaż nie wynagradzał jej dodatkową
premią za łóżkowe poczynania, to właśnie tak się czuła. Krawcowa miała rację,
nic dla niego nie znaczyła. Wypierała fakty, usprawiedliwiała go. Uprawiali
seks w biurze. Po pracy, kilka razy dała się namówić na intymne zbliżenie w
czasie lunchu, gdy korytarze na trzy kwadranse pustoszały. Odkąd przeniosła się
do Warszawy spotykali się również u niej. Marek chętnie wpadał wieczorami i
zazwyczaj wracał do siebie. Zwykle brakiem entuzjazmu reagował na jej propozycję,
by został do rana. Tłumaczył się brakiem czystej koszuli i plotkami, które się
pojawią, gdy rano przyjadą do biura razem. Nagle zaczął dbać o dobrą reputację
i poszanowanie wśród załogi. Nigdy nie zapraszał jej do siebie. W jego
mieszkaniu przez te pięć miesięcy była raptem trzykrotnie i to wyłącznie
przejazdem, gdy w drodze z firmy do jej mieszkania albo na służbowy lunch z
kontrahentem, Marek wpadał po dokumenty. Najwyraźniej dom był jego azylem, do
którego ona nie miała wstępu. Ocierając mokre policzki zaśmiała się pod nosem
gorzko. Na własne życzenie dała się sprowadzić do roli panienki rozkładającej
nogi przez prezesem Dobrzańskim, która była mu jeszcze wdzięczna za te kilka
cudownych orgazmów. Niczym się nie różniła od jego poprzednich kochanek. Ale
przecież się zmienił. Sypiał z nią. Tylko z nią. Przestał skakać z kwiatka na
kwiatek. Może wreszcie się ustatkuje? Może wreszcie znalazł to, czego szukał?
Westchnęła ciężko, zdając sobie sprawę, że znów włączył jej się tryb
usprawiedliwiana. Był dla niej zbyt ważny, by ot tak, przekreślić go grubą
kreską. Postanowiła go obserwować, sprawdzać i dopiero wtedy wyciągnąć wnioski.
Od dziś w ich relacji będzie kierować się rozumem, a nie sercem. Przynajmniej taki
miała plan.
Niby wszystko było tak, jak
zawsze. Zjedli razem, omawiając najważniejsze sprawy przed zbliżającym się
pokazem, a później poszli do łóżka. Po wyjściu z biura miała ochotę odwołać ich
spotkanie. Wykręcić się atakiem migreny, pilną wizytą w domu rodzinnym, bólem
zęba. W pewnym momencie chciała go nawet olać. Zgasić światło w mieszkaniu i po
prostu mu nie otworzyć, a następnego dnia wcisnąć mu jakąś przekonującą
bajeczkę. Z jednej strony miała ochotę go unikać, a z drugiej nie potrafiła zrezygnować
z tego spotkania. W końcu odwołał obiad z rodzicami żeby się z nią spotkać.
Poza tym stwierdziła, że ignorując go i radykalnie izolując, nie będzie miała
okazji sprawdzić jego intencji.
Oddychając ciężko opadł na poduszkę
obok i przez długie minuty przyglądał się uważnie.
- Coś się stało? – odezwał się wreszcie,
podpierając głowę na ramieniu
- Nie, dlaczego? – postanowiła udawać
zaskoczenie
- Coś się zmieniło – stwierdził –
Jesteś dziś jakaś inna
- Co? – zaśmiała się lekceważąco –
Jestem zmęczona. Miałam ciężki dzień. Siedziałam długo nad tym przedpokazowym
zestawieniem, a jeszcze Iza zaczęła mnie zamęczać opowieściami o humorach
Pshemko. Już nawet ona z nim nie wytrzymuje – wywróciła oczami – Idę pod
prysznic. Dołączysz?
- Nie – oznajmił szukając swoich
bokserek – Będę się zbierał. O ósmej jem śniadanie z tą babką od targów.
Zatrzasnę za sobą drzwi. Widzimy się jutro w pracy – cmoknął szybko jej usta i
ruszył w stronę salonu w poszukiwaniu swojej koszuli
- Czyli jak zwykle – mruknęła pod
nosem. Chyba nawet nie była zawiedziona. Spodziewała się tego. W sumie to by
się zdziwiła, gdyby dziś został.
Kolekcja po raz kolejny okazała
się sukcesem, a ich ciężka praca nie poszła na marne. Bankiet po pokazie trwał
w najlepsze. Wyglądała przepięknie. Turkusowa suknia podkreślała jej kształty,
a buty na wysokim obcasie wysmuklały nogi. Dziewczyny od makijażu,
odpowiedzialne za wygląd modelek, umalowały ją delikatnie, podkreślając jej
nieziemskie oczy, a jednocześnie nie tworząc wyzywającego make-upu. Chciała
dziś wyglądać wyjątkowo. Dla siebie, ale i dla Marka. Chciała, żeby był nią
oczarowany. Zwłaszcza dziś, gdy wkoło było tyle pięknych kobiet, od których seksapil
bił na kilometr. Dostrzegła Dobrzańskiego, który wyraźnie uradowany i dumny
rozmawiał z rodzicami. Postanowiła podejść i przywitać się z seniorami.
- Jest i ona – wyszczerzył się, przyglądając się jej z wyraźnym zachwytem
- Dobry wieczór – ukłoniła się
grzecznie. Czyżby był zadowolony, że podeszła? Czyżby zamierzał wyjawić rodzicom,
że to właśnie z nią próbuje stworzyć związek od kilku miesięcy?
- Dobry wieczór – z wyraźną
sympatią odparł Krzysztof, całując ją w rękę. Junior z pewnością tonę wdzięku odziedziczył
właśnie po ojcu – Marek nie może się pani nachwalić. Jestem bardzo dumny z syna
– brunet był wyraźnie wzruszony słowami ojca. Bardzo zależało mu na jego akceptacji
– Ale doceniam również pani wysiłek.
- Gdyby nie Ula, nigdy nie
udałoby się wszystkiego tak świetnie zorganizować – przycisnął jej dłoń do ust –
Dziękuję ci – szepnął niemal do jej ucha, zachowując jednak stosowny dystans –
Nigdy nie mógłbym sobie wymarzyć lepszej asystentki – tym krótkim zdaniem zadał
jej cios prosto w serce. Z pewnością nie mógł sobie wyobrazić lepszej podwładnej.
Nie dość, że wzorowo wypełniała swoje obowiązki, to jeszcze umilała mu czas po
i w czasie pracy. Można powiedzieć, że wyrabiała sto pięćdziesiąt procent
normy.
- Zatrudnienie pani w firmie było
naszą najlepszą decyzją.
- Widzimy również, że ma pani
dobry wypływ na Marka. Bardzo skupił się na pracy, skoncentrował na realizacji celów
i wypełnieniu planu rocznego – wtrąciła Helena
- Moja prawa ręka – uśmiechnął się
szeroko. Jej wcale do śmiechu nie było. Skupiała się tylko na tym, by się przy
nich nie rozpłakać i zachować kamienną twarz – A czasami mam wrażenie, że nawet
głowa – zaśmiał się
- Przepraszamy was, pójdziemy
pogratulować Pshemko
- Pięknie wyglądasz – szepnął tym
swoim zmysłowym głosem, od którego zazwyczaj miękły jej kolana, gdy tylko rodzice oddalili się na bezpieczną odległość – Wymkniemy się,
świętować sukces? Mam ochotę wypić z tobą butelkę szampana w nieco bardziej kameralnej
atmosferze
- A to chyba nie jest w zakresie obowiązków asystentki – odparła hardo i ku jego wyraźnemu zdumieniu szybko oddaliła
się w kierunku wyjścia. Musiała jak najszybciej opuścić ten budynek, zaszyć się
w domu i spróbować przełknąć tę gorzką pigułkę prawdy.