Praca w Febo&Dobrzański była
swoistego rodzaju spełnieniem jej marzeń. Uznana firma, umowa o pracę, stałe
wynagrodzenie wraz z premią kwartalną i możliwość awansu. Tuż po studiach
rozpoczęła staż w banku. Mimo tego, iż radziła sobie świetnie a bezpośredni
przełożeni byli z niej zadowoleni, jak zwykle zwyciężyły znajomości. Etat
czekał na Tamarę, która z bankowością miała niewiele wspólnego, za to była
kuzynką jednego z dyrektorów. Chcąc zarabiać była zmuszona zatrudnić się w
osiedlowym spożywczaku. Przez półtora roku zajmowała się najpierw wykładaniem
towaru, a później pracą na kasie. To była praca ewidentnie poniżej jej
kwalifikacji. Skończyła studia z wyróżnieniem, ale musiała schować ambicje do
kieszeni i zająć się układaniem kartonów z mlekiem pod czujnym okiem
właścicielki. Pani Małgorzata była osobą niezwykle apodyktyczną i wywyższającą
się. Na każdym kroku oczekiwała wdzięczności, że zatrudniła właśnie ją, a nie jedną spośród dziesięciu Ukrainek,
które czekały na jej miejsce. Poczuła ulgę i satysfakcję, gdy wreszcie mogła
złożyć wypowiedzenie i oświadczyć, że nigdy już nie wróci.
W firmie Febo&Dobrzański
zatrudniła się dzięki koleżance z sąsiedztwa. Izabela była krawcową i prawą
ręką Pshemko, głównego projektanta. To ona podpowiedziała jej, by złożyła swoje
CV, bo za dwa miesiące na emeryturę miała odchodzić jedna z księgowych. Na
pierwszy miesiąc zatrudnili jako dziewczynę do roznoszenia poczty, by poznała
firmę i ludzi, po tym czasie miała wdrażać się, by zastąpić panią Halinę. W
księgowości radziła sobie świetnie. Była skrupulatna, terminowa, miała porządek
w papierach. Główny księgowy Adam Turek był z niej bardzo zadowolony, podobnie
jak dyrektor finansowy Aleksander Febo. Praca w tej firmie modowej dawała jej
nie tylko satysfakcję ale i korzyści finansowe. W ciągu sześciu miesięcy pracy
zdążyła nawet odłożyć kilka tysięcy. Chciała się wreszcie usamodzielnić.
Wreszcie pojawiło się światełko w tunelu, że przed dwudziestymi ósmymi urodzinami
wreszcie uda jej się wyprowadzić z rodzinnego domu. Lubiła swoją pracę i lubiła
ludzi, których tam poznała. Zaprzyjaźniła się z kilkoma dziewczynami, które
wraz z Izą od lat tworzyły zgrany team. Lubiła tę firmę również ze względu na
Marka Dobrzańskiego. Syn właścicieli, jeden z dyrektorów od pierwszego dnia
wzbudził jej zainteresowanie. Przystojny, dowcipny, inteligentny. Był jej
ideałem, który miał tylko jedną wadę. Marek Dobrzański był kobieciarzem. W
ciągu pół roku pracy słyszała co najmniej o jego czterech romansach. Koneser szybkich
samochodów, drogich zegarków i pięknych kobiet. Piotruś Pan, który w wieku trzydziestu
czterech lat kompletnie nie myślał o stabilizacji.
Młody Dobrzański nieco spoważniał
i zmienił priorytety, gdy jego ojciec przeszedł zawał. Krzysztof Dobrzański był
zmuszony zrezygnować z pracy, a fotel prezesa przekazać synowi. Chcąc spełnić
oczekiwania ojca i sprostać pokładanym w nim nadziejom skupił się na pracy,
odkładając na bok zabawę i hulaszczy tryb życia. Pierwszą jego decyzją było
zaproponowanie Uli stanowiska asystentki. Doskonale wiedział, że pracowała w
firmie krótko, ale zarówno ojciec, jak i Aleks mieli o niej jak najlepsze
zdanie i samo to było najlepszą rekomendacją. Po raz pierwszy postawił na
kompetencje i zaangażowanie, a nie długie nogi i głęboki dekolt. Ula Cieplak
była dziewczyną ładną, ale skromną. Mini spódniczka i wysokie szpilki to nie
był jej styl. Właśnie taka asystentka była mu potrzebna. Prawa ręka, która
będzie go wspierać i inspirować. Pierwsze tygodnie dla obojga były trudne.
Musieli się wdrożyć w nowy obszar, zorientować w sytuacji. Nieoceniona okazała
się pomoc pani Krysi, dotychczasowej sekretarki Krzysztofa, która była w firmie
od momentu jej powstania. Szybko okazało się, że Ula z Markiem tworzą bardzo
zgrany i skuteczny duet.
- Przedstawiłem ojcu wyniki
ostatniego kwartału. Był bardzo zadowolony – Marek wrócił właśnie z lunchu z
seniorem i od progu było widać na jego twarzy satysfakcję
- Mogę powiedzieć, a nie mówiłam?
– zaśmiała się
- Możesz – przyznał z uśmiechem –
To również twój sukces
- Liczę na premię – wyszczerzyła swoje
białe zęby
- Premia będzie, jak dopniemy
kontakt z Gimo Fashion. Konsultowałem to z ojcem. Jest dobrej myśli. Musimy
tylko opracować dobry projekt, który ich przekona. Spieszysz się dzisiaj? –
pokręciła głową – Super. Zostaniemy godzinkę, dwie i powinniśmy skończyć. Wolę
mieć weekend wolny niż ślęczeć nad papierami
- No niech ci będzie. Sobotę
muszę mieć wolną. Oglądam dwa mieszkania
- No brawo. Wreszcie przestaniesz
dojeżdżać. Szczerze cię podziwiam. Półtorej godziny w komunikacji. Ja bym chyba
oszalał – wywrócił oczami, na co parsknęła śmiechem
- To, że zamieszkam w Warszawie
wcale nie oznacza, że przestanę tracić życie w autobusach. Jedna z tych
kawalerek jest na Białołęce
- Niech cię bozia ma w opiece –
idąc w kierunku gabinetu pokręcił głową z niedowierzaniem – Białołęka. Dobrze,
że nie Ursus – szczelnie zamknął za sobą drzwi.
Sięgała właśnie po segregator z
budżetem, gdy poczuła dłoń Marka na swojej. Spojrzała na niego zaskoczona i
jakby lekko zakłopotana. Do dobrych kilku minut czuła na sobie jego przenikliwy
wzrok, ale udawała, że tylko jej się zdaje. Wielokrotnie jej się tak
przyglądał, ale nigdy nie wykonywał żadnego gestu, aż do dzisiaj. Firma była
pusta, korytarze ciemne, a gabinet prezesa oświetlała jedynie lampa ustawiona w
kącie.
- Znajdź mi kosztorys tkanin za
poprzedni kwartał – wyswobodziła swoją dłoń i za wszelką cenę starała się, by
jej głos brzmiał normalnie, pewnie
- Jakich tkanin? – chrząknął,
starając się odzyskać rezon
- Tych, które zamawiał Pshemko, a
później zajmiesz się dodatkami. Z tego co pamiętam na same nici wydaliśmy o
dziesięć procent więcej niż zakładała pierwotna wersja – miała wrażenie, że
kompletne jej nie słucha. Obszedł biurko i nim zdążyła się zorientować poczuła
jego wargi na szyi, a dłonie na biodrach. Momentalnie się spięła i odsunęła dwa
kroki. Dobrzański wydawał się szczerze zdziwiony
- Co ty robisz? – wydukała. Uśmiechnął
się cwaniacko
- Przecież wiem, że ci się
podobam – ta jego bezczelna pewność siebie zwykle dodawała mu uroku. Teraz
totalnie ją onieśmielała.