B

piątek, 25 maja 2018

'Zmieniłeś się' II

Drodzy, pisałam Wam już o tym wielokrotnie (napisze jeszcze raz!), że mam zdecydowanie mniej czasu na pisanie i publikowanie niż kiedyś. Dodaję rozdziały, kiedy mogę i mam na to czas. Chciałabym mieć więcej, ale życie nie zawsze jest takie, jak chcemy.
Jeśli ktoś wchodzi na tego bloga tylko po to, by się mnie czepiać i wszczynać awantury, to proszę żeby przestał. Do nieczego dobrego to nie doprowadzi, a nieprzyjemna atmosfera nikomu nie służy. Mam również dość ciągłego porównywania mnie do innej autorki. To już naprawdę robi się nudne.


- Cześć – odparła przyglądając mu się uważnie. Zmienił się. Gdy widzieli się po raz ostatni osiem i pół roku temu był młodym mężczyzną w znoszonych jeansach, koszuli w kratę i lekko przykurzonych trampkach. Dziś stał przed nią mężczyzna, który z całą pewnością mógłby wystąpić na pokazie mody albo być na okładce znanego magazynu. O tytuł najbardziej stylowego mógł stanąć w szranki z Grzegorzem Krychowiakiem. Wymuskany w każdym calu. Dla niej zbyt wymuskany. W jej odczuciu facet powinien mieć wypastowane pantofle, czystą koszulę i uprasowane spodnie. A nie jeansy z dziurami, koniecznie odsłaniające kostkę, albo kolorowe chinosy i zamszowe mokasyny. Siedział przed nią ideał wielu kobiet. Facet stylowy, wzbudzający zainteresowanie ośmiu na dziesięć mijanych kobiet. To prawda, że nie ma ludzi brzydkich, są tylko biedni. Kiedyś był przystojnym, ale zwykłym chłopakiem, kompletnie nie zwracającym uwagi, czy zielony t-shirt pasuje do błękitnych spodni. Dziś był ikoną mody, na którym było widać pieniądz. W głowie, przez krótką chwilę, pojawiło się nawet pytanie, ile czasu spędza każdego ranka na ułożeniu włosów.

- Ślicznie wyglądasz - obrzucił ją wyraźnie zachwyconym spojrzeniem. Zastanawiała się, czy naprawdę tak uważa. Była kompletnie różna od jego obecnej partnerki.

 

Przyjrzała się jego twarzy uważnie. Jak w oka mgnieniu przed oczami ujrzałam obrazy z przyszłości. Moment poznania, początki związku. Poznali się jeszcze w szkole. Marek dołączył do jej klasy pod koniec drugiego roku gimnazjum. Rodzina Dobrzańskich przeprowadziła się z małego miasteczka pod Olsztynem. W podwarszawskim Milanówku mieszkała matka Heleny Dobrzańskiej, babcia Marka.  Dobrzańscy początkowo mieszkali z nią w niewielkim drewnianym domku, a później postawili parterowy budynek na wspólnym podwórku. Matka była krawcową, ojciec mechanikiem samochodowym. W Milanówku nie było warsztatu z prawdziwego zdarzenia, więc ojciec w szopie otworzył początkowo prowizoryczny warsztat, by z biegiem lat coraz lepiej go wyposażyć. Z pewnością nie był to serwis z prawdziwego zdarzenia, ale cieszył się dobrą opinią i zaufaniem klientów. Pracy było sporo, pozwalało to po na utrzymanie trzyosobowej osobowej rodziny. Ula była najzamożniejsza w klasie. Córka właściciela dużego przedsiębiorstwa. Firma Cieplaków była znana w całym województwie. Początkowo zatrudniali kilkanaście osób, by w przeciągu lat rozrosnąć się do tego stopnia, iż pracownicy byli liczeni w setkach. Przez pierwsze tygodnie podchodzili do siebie z rezerwą. Wspólne przygotowywanie przedstawienia na zakończenie roku szkolnego, w którym brało udział tylko kilku uczniów, pozwoliło im się lepiej poznać. Ula zrozumiała, że ten ‘nowy’, jak wszyscy na niego mówili, to bardzo fajny chłopak. Marek dostrzegł, że Ula wcale nie jest rozpuszczoną zamożną burżujką, która na każdym kroku obnosi się z kasą. Wiele wspólnie spędzonych dni podczas wakacji, wycieczki rowerowe za miasto, spacery, wyjścia do kina, pikniki pozwoliły im się poznać i zakochać. We wrześniu trzecią klasę rozpoczęli jako para. Byli nierozłączni. Rodzice bagatelizowali tę relację, sądząc że to młodzieńcza miłość, która nie przetrwa nawet roku. A oni wciąż byli razem, mimo wybrania innych szkół. Ula poszła do jednego z najlepszych liceów w Warszawie. Marek nigdy nie miał ambicji, by uczyć się w ogólniaku, a później iść na studia. Zamierzał jak najszybciej zyskać zawód i zacząć zarabiać pieniądze. Już jako mały chłopak pomagał ojcu w warsztacie, więc technik mechanik był naturalną drogą. O ile rodzina Marka od samego początku polubili Ulę, tak chłopak nie był mile widzianym gościem w posiadłości Cieplaków.  Niezbyt chętnie tam również przebywał, nie był przyzwyczajony do otaczania się luksusem. Gosposia, wspólne podwieczorki, kierowca ojca, to nie był jego świat. Czuł się z tym źle, był skrępowany. Za to Ulka świetnie czuła się w jego domu.  Choć było dużo skromniej, to jednak to miejsce było przepełnione miłością, życzliwością, szacunkiem. Nade wszystko uwielbiała babcię Marka, Apolonie, której chętnie pomagała w pieczeniu ciast. To właśnie pani Pola nauczyła ją piec szarlotkę i kruche ciasto ze śliwkami. Byli w sobie zakochani i planowali ślub. Dobrzański od liceum już snuł plany na przyszłość. Ula miała pójść na wymarzoną architekturę, a on zatrudniając się w warsztacie miał odkładać na wynajęcie mieszkania i ślub. Wszystko szło po ich myśli, dopóki Józef Cieplak nie zakomunikował córce, że wyjedzie na rok na studia do Wielkiej Brytanii. Nie dość, że przez wymagania ojca musiała zrezygnować z ukochanej architektury, to na dodatek miała na rok zostawić chłopaka.  Ten wyjazd to miała być dla niej wielka szansa. Początkowo żarliwie się temu sprzeciwiała, twierdząc, że zgodnie z życzeniem rodziców studiuje zarządzanie, by przejąć biznes, ale o wyjazdach nie było mowy. W końcu do zwolenników tego pomysłu dołączył Dobrzański. Uznał, że popierając decyzje Cieplaka być może wreszcie zyska jego sympatię i przychylność. Stwierdził, że to rzeczywiście duża szansa dla niej, że przecież ten rok szybko minie, a on w tym czasie, żeby nie tęsknić skupi się na pracy i zarabianiu gotówki. Zgodziła się. Mieli codziennie ze sobą rozmawiać przez telefon, pisać maile, miał nawet ją odwiedzi. Z trudem pożegnała się z nim na lotnisku. Była pełna wątpliwości, gdy samolot odrywał się od płyty warszawskiego Okęcia. I te obawy okazały się uzasadnione. Była kompletnie zaskoczona, gdy trzy miesiące po wyjeździe otrzymała od niego wiadomość, że ich związek nie ma przyszłości, że powinni się rozstać, że nie będzie na nią czekał. Przestał odbierać telefony, odpisywać na maile. Od tego czasu się nie widzieli, a ona przez tyle lat wciąż nie poznała odpowiedzi na pytanie, dlaczego z niej zrezygnował.  Przecież sądziła, że są dla siebie stworzeni.

- Co u ciebie? - zadał jej najgłupsze pytanie, jakie mogło w tej chwili paść.

- Dobrze - odparła lakonicznie. Nie bardzo wiedziała, co miałaby mu odpowiedzieć. Nie widzieli się tyle lat i miała, jak gdyby nigdy nic, rozpocząć opowieść o szczegółach swego życia? Postanowiła jednak wyciągnąć ciężkie działa, by sprowokować rozmowę i poznać odpowiedź na nurtujące ją od lat pytanie – Za siedem tygodni wychodzę za mąż – jego źrenice na moment poszerzały, a na twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.

- Cieszę się – zabrzmiało niezbyt szczerze – Zasługujesz na szczęście – dodał patrząc jej w oczy, a jego wzrok mówił jedno, ‘to mogłem być ja’ – Widzę wielkie zmiany

- Nie tak wielkie, jak u ciebie – od początku nie była dla niego zbyt miła i nawet się nie starała.

- Ja się nie żenię – zaśmiał się nerwowo – Ale to prawda, wiele się moim życiu przez te lata zmieniło. Gdybym wiedział, że tak wiele, to z pewnością nie popełniłbym w młodości kilku błędów. Nigdy bym z ciebie nie zrezygnował – rzekł szczerze. Spojrzała mu prosto w oczy, czując, że wreszcie po niespełna dziewięciu latach otrzyma odpowiedź na swoje pytania.