‘Znasz firmę Tessuto albo kogoś o nazwisku Esposito i Rosso?’ sms’a o takie treści przeczytał we wtorkowe przedpołudnie. Zamiast odpisywać pospiesznie wybrał jej numer.
- Cześć Marek – odebrała już po pierwszym sygnale
- Hej. Tessuto to firma z okolic Neapolu, od której kupowaliśmy część materiałów. Potrzebujesz namiary na sprawdzonych dostawców? – nie czekając na jej odpowiedź ciągnął dalej – Kilka lat temu to był przyzwoita firma, ale zdaje się, że natłok zamówień spowodował, że przestali dotrzymywać terminów a i cenowo można było znaleźć coraz więcej konkurencyjnych ofert.
- A te dwa nazwiska? – dopytywała
- O ile mnie pamięć nie myli, to nie znam nikogo o nazwisku Rosso, to drugie gdzieś chyba słyszałem, ale nie pamiętam. Mogę dopytać mamę, może ona coś kojarzy – wyraźnie się zastanawiał – Może to jacyś znajomi ojca. A o co chodzi?
- To nie jest rozmowa na telefon. Za pół godziny w Procesie Kawki. Do zobaczenia - i nim się zorientował rozłączyła się. Jej zachowanie totalnie go zdziwiło, ale postanowił pójść.
- Przyznam, że trochę nie rozumiem, o co chodzi – przyjrzał się jej uważnie, gdy kelnerka postawiła przed nimi dwie filiżanki z aromatycznym espresso – Twój poranny telefon był co najmniej dziwny. O co chodzi z tymi nazwiskami?
- Przepraszam, może działam trochę zbyt pospiesznie – zaczęła wyjaśniać – Po prostu uznałam, że może będziesz chciał wiedzieć, albo inaczej, że powinieneś wiedzieć. Co prawda nie mam jeszcze pewności, ale wszystko wskazuje na to, że nasze przypuszczenia potwierdzą się w dokumentach
- Jakie nasze? Nie mam pojęcia do czego zmierzasz – był coraz bardziej zdezorientowany
- Rozmawiałeś z mamą o tym nazwisku? Esposito?
- Moment – słyszała w jego głosie wyraźną irytację. Tę, jaka bardzo często pojawiała się na początku ich znajomości – Odpowiadasz pytaniem na pytanie. Albo mówisz mi o co chodzi, albo wracam do swojej roboty. Mnie zabawy w zgaduj zgadula zupełnie nie interesują. Zachowujesz się od rana co najmniej dziwnie i ja nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Wypytujesz o dziwne rzeczy.
- Przepraszam, masz rację, jestem dziś trochę chaotyczna – wzięła głęboki oddech - Mam małe zamieszanie w firmie, a jednocześnie chciałam od razu z tobą porozmawiać. Już mówię, o co chodzi. Byliśmy wcześniej zajęci uruchamianiem firmy, bieżącymi sprawami. Kilka dni temu zaczęliśmy porządkować pomieszczenia w podziemiach, które będą potrzebne do magazynowania materiałów i dodatków, których Pshemko nie będzie używał w najbliższych dniach – słuchał jej z uwagą, licząc na to, że wreszcie dowie się jakiś konkretów – Tam pomiędzy jakimiś rupieciami była teczka. Nic szczególnego, kilka starych faktur, potwierdzeń z banku, jakieś zestawienia finansowe sprzed kilku lat. Mój dyrektor finansowy jest bardzo skrupulatny, zaczął to analizować z czystej ciekawości i na podstawie tego, co znalazł, zaczął przyglądać się finansom. Jego uwagę przykuła właśnie firma Tessuto i nazwiska Rosso i Esposito. Dokładne dane będzie miał jutro, może pojutrze, ale przelewy na te trzy konta opiewały na znaczne kwoty. O ile wspominałeś, że od Tessuto kupowaliście materiały, o tyle te dwa nazwiska nie są powiązane w dokumentach z Febo&Dobrzański – brunet przez dłuższą chwilę milczał, próbując poukładać te rewelacje
- A mówisz mi o tym bo? – chrząknął wymownie
- Bo wstępnie wszystko wskazuje na to, że sytuacja finansowa firmy nie była efektem twojego złego zarządzania tylko wyprowadzania z firmy pieniędzy. Skoro nie kojarzysz tych dwóch nazwisk, to znaczy, że oficjalnie nie mieliście wobec tych osób żadnych zobowiązań. Działanie na szkodę firmy – chciała ciągnąć dalej, ale wszedł jej w słowo
- To tak naprawdę nie ma teraz wielkiego znaczenia. Firma jest w twoich rękach, ja swoje udziały sprzedałem – mruknął, z uwagą obserwując jej kierowcę, który wysiadł z auta i zaczął przechadzać się wzdłuż ogrodzenia kawiarni – Z Aleksem nie mam kontaktu. Bóg jeden raczy wiedzieć, gdzie on teraz jest. Zresztą gdybym wiedział, jedyne co mógłbym zrobić to obić mu gębę, a tak naprawdę taką kreaturą szkoda sobie brudzić ręce.
- Uznałam, że powinieneś wiedzieć. Widzę, jak bardzo wciąż to przeżywasz, jak obwiniasz się o to, że zawiodłeś rodzinę i pracowników – rzekła z troską – a tobie ktoś bardzo pomógł w tych kłopotach finansowych firmy
- On tak zawsze wszędzie z tobą jeździ? – nieoczekiwania zmienił temat, wskazując ruchem głowy na postawnego mężczyznę w eleganckim garniturze, który aktualnie polerował białą ściereczką lewy reflektor auta
- Wymysł mojego męża – odparła z wyraźnym niezadowoleniem – Mimo tego, że mam prawo jazdy od studiów. Stwierdził, że tak będzie bezpieczniej. Plus jest taki, że nie muszę się martwić o miejsca postojowe i nosi za mną siatki podczas zakupów - zaśmiała się pod nosem
- A mąż nie woli cię sam odwieźć?
- Jest w Rosji. Ja mam biznes tu, on ma interesy tam – wyjaśniła - Będę bardzo bezczelna, jeśli zapytam, czy zgodzisz się przyjść na prezentację naszych pierwszych kreacji? – spojrzała na niego niepewnie. Westchnął ciężko
- Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie – obrzucił ją wymownym spojrzeniem, ale postanowiła się nie poddawać
- To prawda. Ale nie ukrywam, że zarówno mnie, jak i Pshemko zależy na twojej ocenie. Mini pokaz. Pół godzinki – złożyła ręce w geście prośby
- Ula – westchnął - Nie jestem gotowy na wizytę w firmie, na spotkanie z pracownikami – wypowiadając te słowa kręcił głową w geście rezygnacji - na te powitania, spojrzenia, pytania. Nie jestem gotowy stanąć twarzą w twarz z tymi dziesiątkami ludzi, których zaufanie zawiodłem.
- Nie będziesz musiał. Ta prezentacja będzie po godzinach pracy. Dzisiaj o dwudziestej. Będzie Pshemko, jego asystent, dwie krawcowe i fotograf. Nikt więcej. No i ja jeszcze będę – uśmiechnęła się szeroko – Bardzo mi zależy na twojej opinii. Przemyśl to proszę – wstała zbierając się do wyjścia - Liczę na to, że spotkamy się dzisiaj wieczorem na Lwowskiej – wypowiadając ostatnie zdanie położyła mu dłoń na ramieniu.
Od kwadransa siedział w aucie zaparkowanym vis a vis firmy. Wskazówki zegarka ustawiły się na godzinie dziewiętnastej pięćdziesiąt pięć. Zarzucał sobie w myślach, że wobec tej kobiety jest zdecydowanie zbyt uległy. W ciągu ostatnich kilku miesięcy złamał wiele swoich postanowień wyłącznie na jej prośbę i z powodu tych niezwykle błękitnych oczu. Najgorsze, że czuł w kościach, iż prędzej czy później będzie tego żałował. Energicznie wysiadł z auta i stanął naprzeciw budynku z którym wiązało się tak wiele wspomnień. Dobrych i złych. Ile on by dał, żeby można było za pomocą gumki myszki wymazać te złe i bolesne. Wszedł do holu i pierwsze co zobaczył to okazały szyld ‘Dobrzański Fashion’ z użyciem identycznej czcionki, jaką wybrał jego ojciec.
- Dobrrry wieczór panie pre, pre, prezesie – usłyszał za plecami. Nawet nie musiał się odwracać. Tego jąkającego się, acz poczciwego człowieka poznałby na końcu świata.
- Dobry wieczór panie Władku – uścisnął dłoń ochroniarza – I już nie prezesie. Teraz prezeską jest pani Rybakow. Mów mi Marek. Pshemko u siebie?
- Właa, Władek – kiwnął głową – Taa, tak. Na trzecim piętrze – oznajmił. Trochę się zdziwił, bo zawsze pracownia mistrza znajdowała się na pierwszym piętrze, bo projektant nie znosił wind i chadzał schodami. Najwyraźniej wraz ze zmianą właściciela, zmieniło się rozlokowanie pomieszczeń. Wjechał widną na właściwe piętro i skierował się w stronę sali, która niegdyś była konferencyjną. Wszedł Została przerobiona na pracownię z mini wybiegiem i pojedynczą garderobą dla modelek. Wszedł niepostrzeżenie, rozglądając się z uwagą. Jakiś młodziutki chłopaczek biegał od światła do światła, ustawiając je właściwie i sprawdzając podłączenie sprzętu. Dwie modelki trajkotały o najnowszym kolorze lakieru do paznokci promowanym przez znaną instagramerkę.
- Dlaczego są jeszcze niegotowe? – projektant o marnym wzroście, za to wielkim ego, aż tupał ze wściekłości – Na co czekają? Na oklaski? Przebierać mi się i to już. Zaraz zaczynamy. Ja nie mam zamiaru siedzieć tu do rana. Tik tak, tik tak. Mają dwie minuty! Oszaleję! – Dobrzański zaśmiał się pod nosem. Wieńczysław Wycior zawsze był irytujący, ale darzył go szczerą sympatią – Marco! – wyraźnie się ucieszył widząc bruneta stojącego przy drzwiach i zawisł na jego szyi – Jak dobrze, że jesteś! Wreszcie jakaś normalna osoba wśród tej bandy nieudaczników! Dla tych dwóch jakieś malowidło na paznokcie jest ważniejsze niż moje działa, wyobrażasz sobie?
- To jest skandal! – udał oburzenie, co rozbawiło projektanta – Za to ja przyszedłem tutaj tylko dla twoich kreacji.
- Oh Marku, nawet nie wiesz, jak się cieszę. Urszula zrobiła mi ogromną niespodziankę. Minutka i zaczynamy. Gabriela – zawołał krawcową, która niemal przybiegła z garderoby – Czy osoby są już gotowe?
- Potrzebuję jeszcze dwie minuty. W tej granatowej zaciął się suwak – wyszeptała, nie chcąc ściągnąć na siebie gniewu autora kolekcji
- Jak to się zaciął? Toż to żart! Izabela! Gdzie jest Izabela?! – darł się i w tej właśnie chwili w drzwiach pracowni pojawiła się prezes Rybakow w towarzystwie Izabeli i mężczyzny po trzydziestce w koszuli w kratę i gładkim krawacie. Z całą pewnością nie był to jednak mąż Uli, który na zdjęciach w Internecie wyglądał zupełnie inaczej- Izabelo, ratunku!
- Cześć – uśmiechnął się niepewnie do przybyłych. Iza podeszła pierwsza, przytulając Dobrzańskiego na powitanie
- Marek, jak miło cię widzieć. Świetnie wyglądasz – krawcowa była wyraźnie miło zaskoczona tym spotkaniem
- Ciebie również – posłał jej ciepły uśmiech. Od zawsze lubił Gajdę i podziwiał ją za to, że potrafiła wytrzymać z tym histerykiem osiem godzin dziennie - Jak Wojtuś? – zapytał ze szczerym zainteresowaniem
- A dziękuję, bardzo dobrze. Chodzi już do drugiej klasy. I doczekał się wreszcie siostry. Amelka skończyła w lipcu dwa lata
- Gratuluję. Pozdrów Leszka
- Dzięki. A ty panią Helenkę – pokiwał głową z geście podziękowania
- Jednak przyszedłeś – rzekła z wyraźną ulgą i radością – Dziękuję – wypowiedziała te słowa niemal bezgłośnie, patrząc mu prosto w oczy – Poznajcie się. Maciek – wskazała na swojego towarzysza – mój przyjaciel od czasów dzieciństwa a obecnie dyrektor finansowy
- Marek Dobrzański – wyciągnął do niego dłoń
- Maciej Szymczyk. Miło poznać
- Szymczyk? – brunet zmarszczył brwi, przyglądając mu się z uwagą – Arek Szymczyk to może jakaś twoja rodzina?
- Kuzyn – oznajmił, na co Dobrzański zaśmiał się pod nosem
- Ten świat jest jednak mały. Studiowałem z Arkiem na jednym roku – Ula tej wymianie zdań przysłuchiwała się z wyraźnym zaciekawieniem
- Serio? Muszę mu koniecznie powiedzieć, że cię poznałem
- A co u niego? Pracuje gdzieś w Warszawie?
- Wyjechał parę lat temu. Osiadł w Norwegii. Przylatuje raz w roku w wakacje albo święta. Ale gadamy czasem przez Messengera.
- To pozdrów go ode mnie
- Attenzione! – na niewysoki podest wmaszerował Pshemko – Może ja państwu przeszkadzam?! Możemy wreszcie zacząć?!