- Jak to przyjęcie zaręczynowe? –
dopytywał Cieplak, gdy w środowe popołudnie zadzwoniła do niego z zaproszeniem
na sobotnią kolację.
- No normalnie. Taka kolacja,
którą się wydaje dla rodziny z okazji zaręczyn – odparła spokojnym tonem,
przygotowując się w duchu na niezbyt łatwą i przyjemną rozmowę
- Zaręczyn – prychnął z pogardą –
Ile wy się znacie, żeby się zaręczać?
- No akurat znamy się bardzo
długo – zaśmiała się, próbując obrócić wszystko w żart – Pracujemy już… - nie
dane jej było dokończyć
- Ale razem jesteście krótko. Zaraz
się dowiem, że ślub się odbędzie za miesiąc.
- No akurat za dwa. Dokładnie za dziesięć
tygodni – wyjaśniła
- Świetnie – rzekł z wyczuwalną
na kilometr ironią – Co mu się tak spieszy, co? Nie lepiej poczekać jeszcze z
pół roku, niż się później rozwodzić?
- Dopiero kilka tygodni temu mi
zarzucałeś, że jest nieustatkowany, że mężczyzna w jego wieku powinien mieć już
żonę i dziecko. Sam sobie zaprzeczasz. Kocham go i wyjdę za niego, czy ci się
to podoba, czy nie.
- Kochasz go? Jego, czy jego
pieniądze? Czy tobie przypadkiem nie imponuje ta rodzina, ich majątek
- Nie sądziłam, że masz o mnie
takie zadanie – stwierdziła z wyraźnym żalem – Byłoby mi miło, gdybyś
przyszedł, ale nic na siłę. Jak się jednak zdecydujesz, daj znać. Podam ci
adres. Cześć – i nie czekając na reakcję po drugiej stronie, rozłączyła się.
Weszła do domu wykończona.
Marzyła o prysznicu i długim wylegiwaniu się w łóżku. Od progu powitał ją
Marek.
- Dobrze, że już jesteś. Zrobiłem
kolację – oświadczył ku jej zaskoczeniu. Jeśli już coś gotowali, to zazwyczaj
robili to razem lub ona przygotowywała posiłek. Jeśli kulinarne obowiązki
przypadały jemu, standardem było zamówienie pizzy lub innych potraw, które
trafiały do nich w niezwykle praktycznych, styropianowych opakowaniach – Przy
okazji pogadamy – puścił jej oczko i zniknął w kuchni. Była zdziwiona nie tylko
kolacją, którą przygotował, ale i jego dobrym nastrojem. Postawił przed nią
kieliszek z białym winem i talerz po brzegi wypełniony kuskusem z kurczakiem i
warzywami, pachnący orientalną mieszanką przypraw.
- Szczerze mówiąc to z nieba mi
spadłeś z tą kolacją – rzekła szczerze, łapczywie zabierając się za konsumpcję –
Miałam paskudny dzień i kompletnie nie mam siły na gotowanie. A moim ostatnim
posiłkiem była sałatka w południe.
- Czytam ci w myślach – zaśmiał się
upijając łyk trunku – Jeszcze będzie z nas zgodne małżeństwo – zręcznie nawiązał
do głównego powodu kolacji – Właśnie chciałem z tobą porozmawiać o ceremonii.
Musimy ustalić coś wcześniej, nim moja matka z babką wyklarują sobie wizję tej
uroczystości. Gdy wspomniałem mamie o kolacji zaręczynowej już zaczynała
dopytywać o nasze plany. Wykręciłem się, ale gwarantuje ci, że w sobotę nie
dadzą tak łatwo się zbyć. I musimy mieć sprecyzowaną wizję i przede wszystkim
nie możemy dać się podpuścić, że one to wezmą na siebie. W przeciwnym wypadku
gwarantuję ci, że będziemy mieć wesele na czterysta osób, z czego dwustu
pięćdziesięciu nie będziemy nawet kojarzyć – westchnęła ciężko – Śmiem twierdzić,
że babka zaprosiłaby nawet wszystkie swoje koleżanki z Berlina.
- Szczerze mówiąc organizowanie
wesela to jest ostatnia rzecz na jaką mam teraz czas i siłę – mruknęła – Żeby to
chociaż można było odłożyć na listopad… A ty się uparłeś na ten koniec września
- Chcesz się męczyć ze mną
dodatkowe dwa miesiące? – wyszczerzył się – Poza tym pod koniec listopada mam
urodziny i do tego czas muszę być już zaobrączkowany. A poza tym wrzesień jest
ładny i zazwyczaj jeszcze ciepły. Idealny na ślub – był wyraźnie
podekscytowany, co naprawdę ją zaskakiwało. Najwidoczniej zapach pieniędzy,
który czuł coraz wyraźniej tak na niego działał - A o organizacje nie musisz
się martwić. W końcu twój przyszły mąż jest od organizowania imprez – posłał jej
cwaniacki uśmiech - Większość kwestii biorę na siebie. Oczywiście nie kupię za
ciebie sukienki i nie wybiorę kwiatów, ale resztę załatwimy albo w naszym
salonie, albo ogarnę sam. Kupując pierścionek wziąłem katalog obrączek. Nie
wiem, co prawda, jak ty sobie wyobrażasz ten ślub, ale ja osobiście zrobiłbym
go na jakieś max pięćdziesiąt osób. Najbliższa rodzina i przyjaciele.
- Tu się zgadzam – przytaknęła,
sącząc wino po opróżnieniu talerza – Nie lubię spędów. Poza tym nie zamierzam
oglądać swoich fotek ze ślubnym wiankiem na wszystkich portalach plotkarskich.
Już wystarczająco ojciec ma do mnie o to pretensję.
- Chyba mnie nie polubił –
bardziej stwierdził, niż zapytał
- No nie. Bardzo kupuje tę
bajeczkę o wielkiej miłości i szybkim ślubie. Nawet nie wiem, czy pojutrze się
pojawi. A jeśli się pojawi, to musimy być bardzo przekonujący, bo będzie mi
suszył głowę aż do ślubu.
- Z największą przyjemnością –
wyszczerzył się, snując w głowie plany kilku namiętnych pocałunków – Znasz hotel
‘Sielsko, anielsko’?
- Nie, a powinnam?
- Skoro nie znasz, to proponuję,
żebyśmy się tam wybrali w niedzielę na obiad. Fajne miejsce nad brzegiem Zalewu
Zegrzyńskiego. Idealne miejsce na ślub. Ślub oczywiście cywilny, bo po pierwsze
jestem niewierzący, a poza tym może kiedyś będziesz chciała wziąć kościelny –
chciała powiedzieć, że jest ateistką, ale uznała, że w tej chwili to i tak bez
znaczenia – W jednej z sal mogłaby się odbyć uroczystość. Ściągnęlibyśmy
urzędnika, a w salce obok wesele. Miejsce niezwykle urokliwe. Babka będzie
zachwycona, a i mam nadzieję tobie się spodoba. Oprócz pieniędzy może ci
zostanie po mnie kilka ładnych wspomnień.
- Nie musimy tak jechać. Mogę
sobie wygooglać. Poza tym zdaję się na ciebie w tej kwestii.
- Ja bym jednak wolał podjechać.
Na miejscu od razu porozmawiamy z właścicielem. Termin krótki, ale jest i
winien przysługę, więc niech coś wykombinuje gdyby na dwudziestego września
była jakaś rezerwacja.
- Ok - ziewnęła – Przepraszam,
jestem ledwo żywa – przetarła oczy próbując się nieco rozbudzić
- Widzę, że jesteś zmęczona. Kładź
się spać. Jutro porozmawiamy o interesach. Załatwiłem ci rozmowę z właścicielką
kilku księgarni w Warszawie i Łodzi. Szuka księgowej.
- Miło z twojej strony. Chociaż
chyba w ogóle przestanę sypiać – ociężale wstała od stołu
- Od dawna ci powtarzam, że
powinnaś pomyśleć o rozszerzeniu działalności i zatrudnieniu kogoś
- Chyba masz rację. Dziękuję.
Kolacja była pyszna – posłała mu ciepły uśmiech
- Polecam się na przyszłość –
zaprezentował rząd białych zębów
- Bo się jeszcze przyzwyczaję –
puściła mu oczko i ospałym krokiem ruszyła na górę.
- Maruś, Uleńka, nareszcie
jesteście – babcia powitała ich od progu restauracji wyraźnie zachwycona.
Najwyraźniej nie mogąc doczekać się tej kolacji namówiła Helenę i Krzysztofa do
wcześniejszego przyjazdu. Do oficjalnej godziny rozpoczęcia spotkania było
jeszcze nieco ponad kwadrans – Jak ja się cieszę z tych waszych zaręczyn –
wyściskała oboje, niemal wieszając się wnukowi na szyi – Myślałam, że już tego
nie dożyję – z wyrzutem spojrzała na Dobrzańskiego – Uleńko teraz jesteś moją
wnusią – serdecznie pogładziła ją po plecach – Zawsze marzyłam o takiej wnusi.
Jesteś kochanie idealna i cieszę się, że mój wnuk to dostrzegł – trajkotała prowadząc
ich w głąb wynajętego na tę okazję pomieszczenia – Pokaż pierścionek – z uwagą
przyjrzała się wyciągniętej dłoni Cieplakówny – No mogłeś się bardziej postarać
– rzekła z pretensją w stronę bruneta – Dla takiej dziewczyny brylant powinien
być co najmniej dwa razy większy
- Ula nie lubi przepychu i
drogich błyskotek – oświadczył, próbując się nieco usprawiedliwić w oczach
seniorki
- To prawda. Ten jest piękny – wtrąciła
się – Marek idealnie trafił w mój gust
- A teraz musicie nam koniecznie
opowiedzieć, jak te oświadczyny wyglądały – mało brakowało, a zaczęłaby
zacierać ręce – Ze szczegółami. Jesteśmy z Helenką bardzo ciekawe. Krzysztof
też z chęcią posłucha, prawda? – spojrzała wymownie na zięcia, który tylko
lekko skinął głową. Od początku tego wieczora to Genowefa Brzeska grała
pierwsze skrzypce.
- Wybacz babciu, ale tę chwilę
wolelibyśmy mieć tylko dla siebie – wyrecytował wcześniej przygotowaną
odpowiedź. Doskonale się tego pytania spodziewał.
- Zanim dołączy do nas tata
Uleńki pozwólcie, że wręczę wam mamy prezent z okazji zaręczyn. Macie dużo na
głowie, praca, przygotowania do ślubu, choć w tej kwestii oczywiście was z
Helenką odciążymy
- Naprawdę nie ma takiej potrzeby
– zaprotestował gwałtownie – Już mamy wszystko zaplanowane
- Tak? – odezwały się obie,
niemal równocześnie
- A co dokładnie? – dopytywała seniorka
- Mam świetną salę pod
Piasecznem. Koleżanka organizowała tam nie tak dawno przyjęcie z okazji
trzydziestej rocznicy ślubu – wtrąciła Dobrzańska
- My już mamy miejsce – Ula posłała
przyszłej teściowej przepraszający uśmiech
- Gdzie? – po raz kolejny matka i
córka dopytywały jednocześnie, co wywoływało jedynie cichy śmiech Krzysztofa
- Niespodzianka. Dowiecie się
niedługo przed uroczystością. Chcemy zaskoczyć naszych gości
- Ty i te twoje pomysły rodem z
tej szatańskiej firmy, którą prowadzisz – mruknęła wyraźnie niezadowolona Genia
– Chyba mam prawo wiedzieć, gdzie mój wnuk będzie się żenił. Rozumiem, że data
też będzie niespodzianką. Mamy strzelać z Helenką, który weekend wrześniowy
wybraliście – kręciła głową z dezaprobatą
- Dwudziestego września –
oznajmił wyraźnie zadowolony, że realizowali z Ulą swoją strategię i nie ulegli
jego rodzinie, sprowadzając na siebie nieszczęście w postaci wesela roku – A w
kwestii reszty pozwólcie nam siebie zaskoczyć. A wracając do tematu, to zdaje
się miałaś dla nas jakiś prezent – odparł niby to od niechcenia, w głębi duszy
zastanawiając się, co babka im zafundowała
- A tak – mruknęła, odbierając od
Dobrzańskiej niewielką kopertę – Weekend w SPA na Mazurach, żebyście się
zrelaksowali
- Dziękujemy – odebrał kopertę
wyraźnie zadowolony - Super – dodał z uznaniem, czytając nazwę jednego z najbardziej
ekskluzywnych hoteli na Pojezierzu – Prawda kochanie? – i nie dając jej szans
na odpowiedź namiętnie wpił się w jej usta. Widząc tę czułą pieszczotę wnuków
Genowefie nieco przeszła złość i zawód. Była zachwycona obserwując całującą się
parę, która nie zwracając uwagi na otoczenie z zaangażowaniem pieściła swe usta.
Mniej zachwycony był Józef, który właśnie dotarł do restauracji.