Przepraszam za tę długą przerwę.
Kolejny rozdział w piątek ;)
Kolejny rozdział w piątek ;)
W drodze do
willi Dobrzańskich streszczał jej najważniejsze punkty rozmowy z babcią.
- Z pewnością
się będzie dopytywać o twojego ojca, więc dobrze, żebyśmy mieli jedną wersję.
- Ach –
zaczęła z przekąsem – Jaki ty jesteś kreatywny. Nadawałbyś się na bajkopisarza
– wywróciła oczami
- Trzeba sobie
jakoś w życiu radzić – mruknął, skręcając w odpowiednią uliczkę
- Oj tak. Ty
jesteś w tym mistrzem. Radzisz sobie w każdej dziedzinie. Znalazłeś już
seksuologa? – zapytała patrząc na niego prowokująco
- Daj spokój –
westchnął. Doskonale zdawał sobie sprawę, że tamtą wpadkę będzie mu wytykała
przy każdej możliwej okazji
- Swoją drogą
chciałabym nowe warunki umowy mieć na piśmie
- Bez
przesady. Przecież powiedziałem, że się zgadzam. Dostaniesz pokaźną sumkę z
czwórką z przodu. Dotrzymuję umów – zgrabnie zaparkował nieopodal Volvo ojca
- No właśnie
zauważyłam – wyraźnie zakpiła
- Mówię o
kwestiach zawodowych, a nie prywatnych. A nasz układ jest wybitnie biznesowy –
gdy tylko wysiadł z auta zobaczył zmierzającą od strony ogrodu babkę.
Najwyraźniej oczekiwała na nich niecierpliwie przebierając nogami
- Maruś, no
wreszcie jesteście – doczłapała do nich i z wyraźną sympatią uściskała
dziewczynę – pięknie wyglądasz Uleńko – wzięła ją pod ramię niemal kompletnie
ignorując wnuczka – Jak się czuje ojciec? Lepiej? Koniecznie musisz go niebawem
tutaj przywieźć. Chcielibyśmy go poznać.
- Na to
jeszcze przyjdzie czas – odparła i szybko temat spotkania zamieniła na
zdrowotny. Nie miała zamiaru umawiać się na konkretne daty, choć w głowie
układała już plan spotkania ojciec-Marek – A ojciec, dziękuję, czuje się już
lepiej
- Wiesz
dziecko, mój pierwszy mąż, ojciec Helenki też miał problemy z sercem. Zmarł
przedwcześnie. Jaki to był cudowny człowiek – zaczęła swoją opowieść o Henryku,
którą kontynuowała przez połowę kolacji. Marek niewiele się odzywał,
powtarzając w myślach, że musi to wszystko znosić dla nowego mieszkania i potężnego
zastrzyku gotówki. Nie zdawał sobie sprawy, że najciekawsze dopiero przed nim.
Przy deserze, który spożywali w ogrodzie wyłącznie w towarzystwie Genowefy
rozpoczęła się dyskusja o ich związku.
- W zasadzie
to nie powinno się pytać o wiek, ale kobieta kobietę może – staruszka przyjrzała
się Uli z dobrotliwym uśmiechem
- Dwadzieścia
osiem
- To się
świetnie składa – aż klasnęła w dłonie - Bo wiesz, dziecko najlepiej urodzić do
trzydziestki – Ula słysząc zakrztusiła się herbatą. Udem nie oblała sukienki
resztką cieczy z filiżanki. Zrobiła w stronę Dobrzańskiego wielkie oczy szukając
u niego ratunku. On sam również był zaskoczony. Wiedział, że babka potrafi być
bezpośrednia, ale nie sądził, że takie teksty zaczną słyszeć podczas drugiego
spotkania.
- Babciu –
syknął – No proszę cię. Chcesz mi Ulkę wystraszyć? Na takie plany jest
zdecydowanie za wcześnie.
- Czy ja wiem,
że za wcześnie. Ty to już dawno powinieneś być ojcem – spojrzała na niego
wymownie
- Całe
szczęście, że nie jestem, bo by mnie Ula z dzieckiem z pewnością nie chciała –
próbował całą tę sytuację obrócić w żart, ale jego uwaga została przez Brzeską zignorowana.
- A dla
kobiety najlepszy okres rozrodczy przypada do dwudziestego piątego roku życia.
- No daj
spokój. Jeszcze Ula sobie pomyśli, że nie chodzi mi o nią, a o przedłużenie rodu
Dobrzańskich. Poza tym my nawet nie jesteśmy jeszcze zaręczeni.
- No właśnie.
Ja doprawdy nie wiem, na co ty czekasz – jej ton bardziej przypominał
reprymendę
- Babciu –
pokręcił głową – Lepiej porozmawiajmy, kiedy chcesz jechać z nami na ten grób dziadka. Przez najbliższe
dni mamy sporo pracy, w przyszły weekend wyjeżdżamy ze znajomymi – Ulka obrzuciła
go zaskoczonym spojrzeniem, ale postanowiła nie zadawać pytań – Ale później
jeśli chcesz, możemy jechać.
- Pod koniec
przyszłego tygodnia muszę lecieć do Berlina na kilka dni, ale po moim powrocie
musimy koniecznie się umówić – brunet słysząc te rewelacje odetchnął w duchu. Wiedział,
że będą wreszcie trochę spokoju, gdy babka wróci do Niemiec.
- O jakim
wyjeździe mówiłeś? – zapytała w drodze powrotnej – Mam nadzieję, że to ściema
żeby babcia dała sobie na kilka dni spokój
- Jedziemy na
działkę Sebastiana. W ten weekend ma się oświadczać, a w przyszły chce
świętować w gronie najbliższych przyjaciół na Mazurach. Jakby co się nie
wygadaj, Violka jeszcze nic nie wie.
- A on też się
zamierza oświadczać na niby? – zaciekawiła się
- Nie. On
akurat oświadcza się naprawdę – mruknęła dając mu znak, że przyjęła do
wiadomości - Swoją drogą w przyszłym tygodniu chcę z tobą jechać wybrać
pierścionek. Powinniśmy się zaręczyć do końca przyszłego miesiąca. Przy okazji
kupimy obrączki, nie trzeba będzie jeździć dwa razy – zerknęła na niego
wyraźnie zdegustowana
- Jaki ty
jesteś praktyczny – zakpiła
- O co ci
chodzi? – zirytował się.
- O nic.
Uważam, że o pierścionek powinieneś postarać się sam. Nie chcę po raz kolejny
być bohaterką tych szmatławców. Już wystarczająco musiałam się tłumaczyć przed
ojcem z ostatnich artykułów.
- No może masz
i rację. A kiedy go poznam? – ponownie zapytał, choć ostatnio spławiła go w
dość nieprzyjemny sposób.
- Chcę go
ściągnąć do Warszawy w jedno z niedzielnych popołudni na obiad. Sądzę, że to
będzie dobra okazja, żeby cię mu przedstawić.
- To może
tydzień po imprezie u Seby? Dobrze byłoby, żebyśmy się poznali zanim wydamy
oficjalny obiad dla rodziny z okazji zaręczyn – kiwnęła głową na znak zgody.