Wróciła do domu wczesnym
wieczorem. Miała paskudny tydzień i cieszyła się, że wreszcie się skończył.
Rozpoczynający się weekend miał jej dać odrobinę wytchnienia. Ściągnęła
czółenka, nalała sobie kieliszek wina i zmęczona padła na sofę w salonie. Ze
schodów zszedł Dobrzański w idealnie dopasowanej koszuli, modnych spodniach i
perfekcyjnie ułożonych włosach, którym linię nadał Kupisz czy inny Maniewski.
Nim zdążył się do niej zbliżyć, dotarła do niej łuna drogich perfum, która się
nad nim roztaczała. W milczeniu przyglądała mu się z zainteresowaniem.
- Umówiłem się z Violką i Sebą w
klubie. Masz ochotę dołączyć? – słysząc to pytanie szybko doszła do wniosku, że
zadał je z grzeczności, a nie dlatego, że rzeczywiście ma ochotę pójść tam z
nią. Doskonale zdawał sobie sprawę, że takie miejsca to nie jest jej klimat.
- Jestem padnięta. Wezmę kąpiel i
położę się wcześniej. Pozdrów ich – posłała mu nikły uśmiech i z kieliszkiem w
dłoni ruszyła na górę
- A może jutro pójdziemy w
czwórkę na jakąś kolację? – zaproponował
- W sumie czemu nie – kiwnęła
głową na znak zgody – Baw się dobrze
Sobotni wieczór spędzili w
najmodniejszej w Warszawie restauracji shushi, w której bywała stołeczna
śmietana. Marek co chwila z kimś się witał, kogoś jej przedstawiał. W
zdecydowanej większości były to kobiety, jak się domyślała jego byłe kochanki.
Koleżanki z podstawówki i żony przyjaciół nie patrzyłyby na nią w taki sposób,
jakby chciały wydrapać jej oczy. Dobrze, że zamiast Dobrzańskiego, który raz po
raz odchodził od stolika by zamienić parę zdań z nowoprzybyłymi osobami,
towarzystwa dotrzymywał jej Sebastian z Violettą. Polubiła tę dziewczynę. Mimo
tego, że była lekko zwariowana, niekiedy oderwana od rzeczywistości, to znalazły
wspólny język. Dochodziła dwudziesta druga, gdy opuszczali lokal, a Marek
zaproponował, by podjechali potańczyć do jednego z klubów usytuowanych na
ostatnim piętrze jednego z wieżowców. Tłumaczył, że dwa dni temu do agencji
dotarły dwa podwójne zaproszenia na imprezę zamkniętą. Ula nie bardzo miała
ochotę na kontynuację wieczoru w miejscu z kolorowymi światłami, dudniącą
muzyką i morzem alkoholu. Violka też protestowała, twierdząc, że kompletnie nie
jest przygotowana, że ubrała się na kolację, a nie na tańce. Koniec końców
wylądowali na modnym klubie na imprezie vipowskiej. Panowie czuli się tam, jak
ryba w wodzie. Ula czuła się kompletnie zagubiona. Violce takie miejsca imponowały, choć nie
bywała tam zbyt często. Dzięki wyjściom z Sebastianem do najmodniejszych lokali
miała okazję tak, jak teraz minąć kilka serialowych aktorek, prezenterów
telewizji śniadaniowej, a nawet Mistera Polski. Przygaszone światła,
obściskujące się po kątach pary, półnagie kobiety i mężczyźni wodzący po sali
wzrokiem łowców, typujących swe ofiary. Cieplakówna czuła się zażenowana, że
trafiła w takie miejsce. Marek podetknął jej pod nos kolorowego drinka, sam
wypił trzy shoty i wyciągnął na parkiet. Mimo muzyki, która kompletnie nie była
w jej guście tańczyło im się razem bardzo fajnie. Patrząc na jego wygłupy i
wirując w jego ramionach zapomniała na chwilę o tym, gdzie się znajduje.
Dobrzański zarządził chwilę przerwy w celu poszukiwania przyjaciół i zamówienia
nowej kolejki trunków. Umówili się w konkretnym miejscu za kwadrans, a ona w
tym czasie udała się do toalety. Idąc eleganckim korytarzem mijała pary, które
nie zważając na otaczających ich ludzi prowadzili odważną grę wstępną.
Obrzucała ich tylko wyraźnie zniesmaczonym spojrzeniem i dążyła do celu.
Wreszcie dotarła do wyłożonej marmurem łazienki, a pierwszą rzeczą, jaka
rzuciła jej się w oczy, był koszyk z prezerwatywami ustawiony pod lustrem, tuż
obok umywalek. Trzy dziewczyny w zdecydowanie za krótkich sukienkach,
poprawiające makijaż, obrzuciły ją kpiącym spojrzeniem. Najwyraźniej stałe
bywalczynie od razu dostrzegły nowicjuszkę, która tu nie pasowała. Nim zdążyła
zrobić krok w kierunku kabin zaczęły dość ostentacyjnie się z niej naśmiewać, komentując
jej ubiór i twierdząc, że szara myszka najwyraźniej pomyliła to miejsce z
klubem jazzowym. Postanowiła je zignorować i weszła do drugiej części
pomieszczenia. Szukając wolnej kabiny minęła jedną z uchylonymi drzwiami, z
wnętrza której dochodziły charakterystyczne odgłosy. Jedna z par najwyraźniej
postanowiła zrobić użytek z darmowych gumek i kopulowała w najlepsze. Miała
dość. To nie był jej świat. Czuła się zdegustowana, rozdrażniona i wyraźnie
niezadowolona z faktu, że odkryła, jak bawi się stołeczna, beztroska śmietanka
towarzyska. Pospiesznie opuściła toaletę, jak również klub. Zjeżdżając windą na
dół wysłała Markowi sms’a, że źle się poczuła i zamawia taksówkę. Wracając do
domu uświadomiła sobie, jak trudnej roli się podjęła. Nie pasowała do tego
świata, a tym samym nie pasowała do Marka. Była zażenowana tym, co widziała i
mogła się założyć, że na miejscu tych facetów, stojących z opuszczonymi
spodniami przed klęczącą dziewczyną wielokrotnie był Dobrzański. To był jego
świat. Pełen sztucznych cycków, chętnych dziewczyn, kacy gigantów, drogich
alkoholi, ekskluzywnych ciuchów i beztroskiej zabawy. Nie pasowała do jego
życia, znajomych, a nawet majętnej rodziny. Ona przez dwadzieścia parę lat żyła
w innym świecie, a ten, który poznawała dzięki niemu, kompletnie jej nie
pasował. Znała go, wiedziała jak żyje. Powinna była o tym pomyśleć zanim
powiedziała ‘tak’.
- Dzień dobry – w niedzielny
poranek zeszła na dół w szlafroku. On w sportowym stroju kończył dopijać sok
pomarańczowy
- Dobry – przyjrzał jej się
uważnie – Czemu wczoraj wyszłaś tak wcześnie? Zatrułaś się czymś? Na wszelkie
zatrucia najlepsza jest wódka – stwierdził – A zabawa się dopiero rozkręcała
- Zauważyłam – mruknęła – To nie
było zatrucie. Bardziej alergia – zmarszczył brwi – Na takie miejsca.
- Nie podobało ci się – zaśmiał
się pod nosem
- W przeciwieństwie do ciebie. Ty
tam się czujesz, jak ryba w wodzie. I bardzo cię proszę nie ciągaj mnie więcej
ze sobą w takie miejsca. Bo się czuję skrępowana, czego muszę być świadkiem
- Aaaa. Więc o to chodzi –
roześmiał się – Zapewniam cię, że zdecydowana większość przyszła tam jednak
potańczyć
- Jasne – prychnęła, nalewając
sobie kawy – Jadłeś śniadanie? – z zaciekawieniem rozglądała się po lodówce
- Szczerze mówiąc zjadłem jabłko.
Zaspałem, a umówiłem się na dziewiątą z Matuszem na basen. Będę koło dwunastej
– zaczął się zbierać
- Mnie nie będzie. Jadę do ojca.
Już od dwóch tygodni robi mi wyrzuty, że go nie odwiedzam.
- Kiedy go poznam?
- Ty? – spojrzała na niego
pytająco, ale nie zwrócił na to uwagi, skupiony na wiązaniu sznurówek – No nie
prędko – widziała, że chciał kontynuować rozmowę, ale rozdzwoniła się jego
komórka
- Mati – spojrzał na wyświetlacz
– Spadam. Na razie
Wpiła kawę, spakowała torbę na
wypadek, gdyby ojciec namawiał ją na nocleg i udała się pod prysznic. Owinięta
ręcznikiem zeszła na dół, by podgrzać w wodzie parówki. Wyjęła z lodówki
ketchup i musztardę, odwróciła się i wzdrygnęła zaskoczona. W progu stał
Dobrzański, lustrując ją od góry do dołu z nieodgadnioną miną. W przeciągu
ułamka sekundy chwyciła ręcznik, kurczowo go trzymając, by przez nieuwagę nie
rozwiązał się i nie opadł na dół. Totalnie ją zaskoczył, aż trudno było jej
zebrać myśli. Stała przed nim prawie naga. Żółty ręcznik zawiązany tuż nad
piersiami sięgał tuż za pośladki. Przyglądał się jej zgrabnym, długim nogom i
kropelkom wody, które z włosów ściekały po szyi i dekolcie, by swoje ujście
znaleźć pomiędzy piersiami. Marek Dobrzański stał przed nią, przyglądając się
jej z trudnym do ukrycia zachwytem. I pożądaniem?
- Mogę się dołączyć? – zapytał
niskim głosem podchodząc bliżej. Miał na myśli śniadanie, czy.... ?
- A ty przypadkiem nie miałeś być
na basenie? – zapytała odzyskując rezon i cofając się, ale szybko napotkała na
swojej drodze kuchenne szafki. Czuła się jak zwierzyna złapana w potrzask.
- Mają awarię – szepnął i stanął
naprzeciw niej. Dzieliło ich kilkanaście centymetrów. Zbliżył się jeszcze
bardziej. Czuła jego oddech na nagich ramionach.
- Zagotowały się – szepnął wprost
do jej ucha i sięgając ręką za jej plecy nacisnął guzik, wyłączając płytę. Wdychał
zapach jej wilgotnych włosów przesiąkniętych cytrusowym szamponem. Kolejne
krople ściekały po jej karku, ramionach. Obserwował je i już wyciągał dłoń, by
zetrzeć jedną z nich, gdy gwałtownie się odsunęła.
- Pokrój pieczywo – rzuciła
opuszczając kuchnię. Gwałtownie wypuścił powietrze.